Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Groby i pierwsza straż…

Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 24)
  • Autor
    Wpisy
  • Carola
    Uczestnik
      Liczba postów: 402

      A ja ostatnio jestem wlasnie w takiej fazie rozmyslania i mysle ze "lepiej" mi sie zylo przez tyle lat w tym nieczuciu…… fakt moze czlowiek nie posmakowal zycia, emocji i uczuc, ale chociaz mial swiety spokoj :unsure: i przeraza mnie to ze zaczyna mnie przesladowac to chcienie swietego spokoju…

      Katarzynka21
      Uczestnik
        Liczba postów: 808

        Hej Carola, to ja nie mialam za czesto takiego problemu. Popadalam ze skrajnosci emocjonalnej w skrajnosc i meczylam sie w tym strasznie. A zamrazalam uczucia jak bylo mi bardoz ciezko i chcialam sie odciac. Z tym, ze takie zamrazanie uczuc nic nie dawalo, zero konstruktywnego myslenia i dzialania. Byle przetrwac te trudne chwile, potem podniesc sie z kolan i brnac dalej. Tak, wiec teraz lubie bardoz ten stateczny spokoj, ktory czesto mi towarzyszy, aczkolwiek zamrazanie tez nadal stosuje ;-( Jak nie potrafie sobie s czyms poradzic. Ale teraz wiem, ze to nic dobrego nie przynosi, bo pozwala trwac, a nie zyc.

        Katarzynka21
        Uczestnik
          Liczba postów: 808

          Yucca, u mnie w domu tez panowal doklanie taki chaos, stad tez wlasnie z chaosem mysli jako pierwszym radzilam soebie na terapii, ale ja zamiast zamrazac, popadalam w skrajnosci, hustawki i rujnowalam sie do cna. Czesto nawet nie potrafilam zapewnic sobie takiego podstawowego bezpieczenstwa jak odizolowanie sie uczuciowo. Potem zalowalam, ze tak czulam, albo tak postepowalam, i nowy chaos sobie budowalam. No i tak w kolo Macieju. Chaos jest straszny. I jak czasem mnie dopada to jest mi strasznie zle, ale zawsze wtedy sobie mysle, ze kiedys towarzyszl mi co dnia teraz raz na jakis czas i dziekuje, ze znalazl sie taki co to mnie na terapie zaciagnal 😉 A zamrazanie uczuc jest w pewnym sensie bezpieczne, byle tylko umiec je potem odmrozic 😉

          Carola
          Uczestnik
            Liczba postów: 402

            Katarzynka, ja wiem, wiem … tylko ze ja nie umiem zyc w tym chaosie, nawet takim zwyklym ktory przynosi nam normalne zycie.
            Ja "zamrozilam" sie juz jako dziecko, chociaz tak mialam jakas szanse na przetrwanie zeby nie zwariowac… dlatego jak wpadam w chustawki nastrojowe albo ktos obok mnie to robi, to nie wiem kompletnie jak to opanowac czy jak sie zachowac w takiej sytuacji. Jedynie co umiem to uciekac, to jest tak silne ze nad tym nie panuje :sick:

            Katarzynka21
            Uczestnik
              Liczba postów: 808

              Odczuwanie jest piekne 😉 A uczucia mozna okielznac, choc to bardzo trudne. Barrrdzzzzooooo trudne. Zycie sklada sie z kolorow, nastrojow, chumorkow, zlosci, smutkow, radosci i to jest piekne 😉 A chaos trzeba uporzadkowac i cieszyc sie tym co ladne, nawet w tych brzydkich uczuciach. Dlatego pracuje nad opanowaniem mojego chaosu i widze, ze mozna to zrobic 😉 Moze nigdy tak do konca, ale duzo mozna. A strach przed tym chaosem wydaje sie zrozumialy,a le teraz, bedac dorosla kobieta mozesz w nim byc bezpieczna. W koncu masz przy sobie kogos, kto pomoze Ci przetrwac 😉 Ten chaoso po prostu trzeba poznac, zrozumiec, rozpracowac, zobaczyc z czego sie sklada, kiedy sie pojawia i dlaczego. A zeby to zrobic, trzeba go do siebie doposcic. Potem bedzie powoli zanikal, zanikal, zanikalll……

              yucca
              Uczestnik
                Liczba postów: 588

                Widzę, że temat się "odrodził" 😉

                Katarzynka21 zapisz:
                „Ten chaoso po prostu trzeba poznac, zrozumiec, rozpracowac, zobaczyc z czego sie sklada, kiedy sie pojawia i dlaczego. A zeby to zrobic, trzeba go do siebie doposcic. Potem bedzie powoli zanikal, zanikal, zanikalll……”

                No właśnie, dziś to sami się dowiedziałam na sesji. W miarę trwania terapii odkrywam w sobie mnóstwo "podosobowosci", sprzecznych, raniących, poniżających w mniejszy czy większy sposób, ale na pewno nie opiekuńczych. Jest nadopiekuńczość, jest odrzucanie, wszystko tylko nie zdrowa relacja i porozumienie.Najgorsze, że ten cały tabun pseudoistot działa w sposób sobie sprzeczny. Cokolwiek nie zrobie jest źle, i to jest potworne, raniące i męczące. I własnie odnośnie poznawania tego chaotycznego szumu myślowego, głosów czy jakby tego nie nazwać, to nie mam na to najmniejszej ochoty, powiem obcesowo może, ale gówno mnie obchodzi co to jest, czego chce i co tym kieruje, jedyne czego pragnę to sobie z tym cholerstwem poradzić, zakneblować, uciszyć, wytłuc czy cokolwiek. A moja terapeutka niestety nie mówi mi co mam z tym zrobić. Mówi właśnie, że mam to obserwować, wsłuchiwać się, nie odrzucać. Tylko, ze to nie ona musi z tym żyć… Czuję się nieco pozostawiona z sama z oprawcą i naprawdę nic mnie nie obchodzi czego on chce… Strasznie mnie to złosci, boli, smuci i przeraża… Dopuszczam te głosy do siebie, nie blokuje, nigdy nie umialam tego szumu zablokować, ale niesety nic nie zanika :(. A ja czuję się coraz bardziej bezradna… Smutne to wszystko i takie właśnie bezradne, mam wrażenie, że jedyne co moge to się złościć, choć i to nic nie daje. Czuję bunt przeciwko konieczności obcowania z czymś co mnie poniża i rani, a co sobie żyje w mojej głowie i kompletnie ma w nosie mnie samą :(.

                Carola
                Uczestnik
                  Liczba postów: 402

                  yucca cudownie to napisalas normalnie jakbys mi to z ust wyjela

                  „ale gówno mnie obchodzi co to jest, czego chce i co tym kieruje, jedyne czego pragnę to sobie z tym cholerstwem poradzić, zakneblować, uciszyć, wytłuc czy cokolwiek.”

                  ja wlasnie zamrazam, zamrazam siebie razem z tym cholerstwem. I to nie jest tak ze nie ma we mnie zadnych emocji, lubie sie smiac, ciesze sie ze "znalezienia guzika na ulicy", lubie ludzi i zycie…. tylko nie cierpie tego co jest we mnie, to cos reaguje na bodzce zewnetrzne i pojawia sie w sytuacjach dla mnie nieprzewidywalnych … co gorsza nie moge, nie umiem, nie jestem w stanie tego kontrolowac. Dlatego kontroluje cale swoje zycie, swoje otoczenie.. dlatego tez nie lubie zyciowego chaosu, bo boje sie ze to wylezie i sobie z tym nie dam rady. Wole sie w takich chwilach zamrozic i jest git.
                  Teraz kiedy jestem juz silna, nie czuje zagrozenia, coraz bardziej otwieram sie na bodzce, przestaje pilnowac wszystkiego, staje sie mniej czujna… to cos zaczyna zyc wlasnym zyciem :sick: nieprzyjemnym zyciem – dlatego napisalam wczesniej ze chyba wolala bym ten swiety spokoj pomimo wszystko, bo w nim czuje sie bezpieczna.

                  klarissa
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 4

                    Dzięki za ten temat, to niesamowite jak się odkrywa siebie w doświadczeniach innych. Dokładnie tak to czuję jak opisuje yucca. Też żyłam całe wieki i dalej żyję w chaosie, ale nie kojarzyłam tego z tym, że nigdy nie wiedziałam co mnie czeka ze strony ojca. Wreszcie rozumiem skąd ta potrzeba kontrolowania wszystkiego. I to bez-czucie. Wciąż nie mogę się pogodzić z tym, że moje problemy biorą się z tego, że on pił, a tu znalazłam taki namacalny dowód na to.

                    yucca
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 588

                      Katarzynka21 zapisz:
                      „…ale ja zamiast zamrazac, popadalam w skrajnosci, hustawki i rujnowalam sie do cna. Czesto nawet nie potrafilam zapewnic sobie takiego podstawowego bezpieczenstwa jak odizolowanie sie uczuciowo. Potem zalowalam, ze tak czulam, albo tak postepowalam, i nowy chaos sobie budowalam. No i tak w kolo Macieju. ”

                      Katarzynko, ja miałam podobnie, postępowałam pod wpływem emocji które wynikały z tych chaotycznych myśli, działałam chaotycznie, kompletnie nie zdając sobie z tego sprawy bo na domiar złego po prostu zapominałam poszczególne stany. Np. Potrafiłam wściec się na kogoś bliskiego, po czym za moment nastepowała zmiana "za sterami" i byłam już jakby w innym świecie. Miejsce głosu podburzającego do sprzeciwu i mówiącego "a co mi tu będziesz mówił co mam robić" zajmował głos mówiący "zobaczysz, jak bedziesz go czy ją tak traktowac to cię opuśći" albo "jak możesz byc tak nieludzka i nieczuła" lub cokolwiek innego przeciwstawnego pierwszemu głosowi, więc ja łagodniałam, czułam się winna, przepraszałam niemal na kolanach nie wiedząc co się właściwie ze mną stało. Pamiętałam że komuś nawymyślałam, ale kompletnie nie wiedziałam czemu, nie miałam swiadomości, że to coś od wewnątrz mnie do tego zwymyślania popchnęło. Czułam że nie mam kompletnie wpływu na swoje reakcje a co za tym idzie nie czułam się za to odpowiedzialna.

                      Właśnie w taki sposób zerwałąm na 2 dni z moim facetem, bo coś od środka tak mnie tłamsiło, że myślałam, że oszaleję, więc uległam i w chwili gdy uległam, wyjechałam i zaczęłam czuć odwrotnie o 180 stopni. Męczyłam się dwa dni tak samo mocno i wróciłam skruszona, przepraszająca i prosząca o wybaczenie. Nie czuję się winna, choć wiem, że zraniłam mojego partnera, jest mi przykro ale nie miałam innego wyboru, chyba, że się powiesić, bo ból i presja były nie do wytrzymania, tłumiłam to 2 tygodnie aż wreszcie musialam coś zrobić. Przeraża mnie siła tej presji, jej niepohamowanie, intensywność i długość oraz moja bezradność – choć wiem, że ranię to praktycznie nie mam wyboru. Smutne jest również to, że jestem z tym konfliktem sama, że nikt i nic nie potrafi mi pomóc, że wszystko musze zrobić sama, a ja nie wiem nawet co i jak :(. Teraz jestem na terapii i choć to mnei troche uspokaja, że juz takie rzeczy nie będą mieć miejsca, wtedy nie wiedziałam kompletnie co sie dzieje.

                      Podczas terapii zdałam sobie w ogóle sprawę z tego, że te sprzeczności istnieją, udaje mi się rozpoznawac te głosy, wiedzieć, że sie odzywają, ze istnieje we mnie bardzo poważny wewnetrzny konflikt, że wciąż trwa wojna domowa, moim zdaniem bardzo nasilona. To ta wojna spowodowała, ze wycofałam się ze społecznego życia, że długi czas nie pracowałam i nie potrafiłam sie do tego zabrać, aż mój facet zatrudnił mnie w swojej firmie – na marginesie, do obcych nadal nie umiałabym pójść. i teraz jak już wiem, ze ta wojna istnieje, ze mi zrujnowała życie, to ja czuję opór. Nie identyfikuję się juz z tymi głosami, nie uznaję za swoje i chciałabym się ich pozbyć, bo są jak upierdliwe brzęczące muchy, albo niewychowane bachory, które ciągle czegoś chcą i zdobęda to choćby po trupach, nie zwarzając na mnie. Moja terapeutka mówi ze to cześci mnie, a ja się z tym nie zgadzam, czuję, ze to wpływ mojej matki, matki której nienawidze za to co mi zrobiła. Nie chcę znać tych czesci, bo nie chcę ani na grubość włosa być podobna do matki.

                      A co jeszcze, zauwazyłam, ze jestem zaakceptować coś co mi się nie bardzo podoba pod warunkiem, że to coś da sie zmienić (dopuki wierzyłam ze uda mi sie wprowadzić porządek w ten chaos to ciężko bo ciężko ale udawało mi się pogodzić z faktem, ze to moje częsci) natomiast usłyszawszy, że nie mam z tym walczyć i zmieniać chcę to zatłuc, porzucić, cokolwiek. Dopiero teraz umiem cokolwiek zamrażac, tłumić, odcinać się, ale to nie jest życie. Tak więc z tym tłumieniem to dopiero się zaczyna cała polka… jakoś tak paradoksalnie…
                      Pozdrawiam

                      Katarzynka21
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 808

                        yucca zapisz:
                        (…) i teraz jak już wiem, ze ta wojna istnieje, ze mi zrujnowała życie, to ja czuję opór. Nie identyfikuję się juz z tymi głosami, nie uznaję za swoje i chciałabym się ich pozbyć, bo są jak upierdliwe brzęczące muchy, albo niewychowane bachory, które ciągle czegoś chcą i zdobęda to choćby po trupach, nie zwarzając na mnie. Moja terapeutka mówi ze to cześci mnie, a ja się z tym nie zgadzam, czuję, ze to wpływ mojej matki, matki której nienawidze za to co mi zrobiła. Nie chcę znać tych czesci, bo nie chcę ani na grubość włosa być podobna do matki.

                        Yucca, jesli uwazasz, ze to nie czesc Ciebie to pewnie masz racje. Rzecz wlasnie w tym, zeby umiec na tyle w ten chaos sie wsluchac, zeby samemu stwierdzic co jest Ci tak obce, ze na 100% nie Twoje. Ja wiele czesci mojego chaosu uznalam za nie swoje i mimo tego nadal podazam czasem ta sciezka, ale poniewaz czuje sie wtedy jak nie w swoim ciele to wiem, ze to obce i potem sie zastanawiam, mysle dlaczego tak a nie inaczej sie zachowalam, w sposob ktory calkiem kloci sie z moim ja. Ale sa tez zeczy, ktore mi sie nie podobaja, ale czuje, ze sa moja. Moze i podobne do mojego ojca, ale juz moje, bo ja to nie tylko to co pojaiwlo sie zaraz po porodzie, ale tez to co po drodze do mnie sie "przykleilo i co przywlaszczylam". Ciezko odroznic czasem co moje, co ich. Bardzo ciezko. Ale chyba odnajdowanie siebie wlasnie na tym polega. Nie na wybraniu co dobre i stwierdzeniu, ze to nasze, ale na wybraniu co nasze i zaakceptowaniu, ze czesc jest dobra inna taka sobie 😉 W kazdym razie ja uwazam, ze warto posluchac chaosu, a nie znajdowac na niego sposoby. Bo ten chaos Ci wszytko powie. Ale do tego tez trzeba takie zwyklej ucziwosci w stosunku do siebie i decyzji na akceptacje wszytkiego co to poszukiwanie nam przyniesie. A do matki na pewni tez jestes podobna i na to nie ma lekarstwa. Temu sie nie da zaprzeczyc i nie warto sie bronic, bo chcac zakryc pewne strony swojego ja mozna zakryc zbyt duzo i do niczego nie dosc. Ale to moze kwestia czasu. Jak pewnych rzeczy nie chcesz dotykac to moze pozwol sobie na poczatek na rozpracowywanie tylko tego na co sobie dajesz przyzwolenie. Lepsze to niz zamkniecie sie w ogole.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 24)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.