Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Ja DDA.

Przeglądasz 4 wpisy - od 21 do 24 (z 24)
  • Autor
    Wpisy
  • agus
    Uczestnik
      Liczba postów: 3567

      Mnie tez jest dobrze Tu na Forum!
      Nie ma Tu fauszu jaki zawsze w koło mnie był. Tu nikt nie polizuje się do mnie nikt nie gra bo myśli że mam dużo kasy, albo że mam dużo znajomosci które może wykorzystać! Do tej pory miałam osoby z mojego najbliższego otoczenia tak zwani "przyjaciele" mówili mi co innego w oczy a co innego za plecemi!
      Tu na Forum mimo wszystko czuje sie w pewien sposób anonimowo!
      Mimo, że nie jestem może Tu uwielbiana, naprawdę dużo mi pomogliście swoimi obiektywnymi odpowiedziami jakiekolwiek by nie były! Bo Tu nikt nie pisze (tak myśle) aby się komus podlizać! A mi to naprawde jest to potrzebne jak powietrze!
      A że wygląda to jak telenowela? Ja sie ujawniłam ponieważ nie potrafie oszukiwac i być nieuczciwa. A tak bym sie czuła!
      Po części każdy Tu na Forum ograbia się z prywatności! Pisze Tu o swoich, problemach, jedni mniej wylewnie drudzy bardziej!

      Mi prościej tu w Polsce dlatego uważam że Forum bardziej jest potrzebne mojej "połówce". A ja ? Może wreszcie wykonam telefon, którego boję się wykonać…?

      Anonim
        Liczba postów: 20551

        Ja nie jestem przekonana, że "to wszystko" wina ujawnienia się… tu już zdarzały się pary ktore sie ujawniały. Jeśli miałabym spróbować czytać w ludzkich umyslach to za powód niechęci (czy wzburzonych emocji) względem Was, uznałabym nie sam fakt ujawnienia się, ale to, że właśnie bardzo ekspresyjnie piszecie o swojej prywatności i "najeżdzacie" czasem na siebie. Ludzie buntują się raczej przeciwko trudnym emocją jakie miedzy Wami występują i jakie przenoszą się na łamy forum, a nie przeciw temu, że jestescie tu razem.

        Masz racje, że prawie kazdy tu uprawia jakiś rodzaj ekshibicjonizmu, ale chyba to inaczej działa, w przypadku jednej osoby które pisze o jakimś tam nieznajomym partnerze, kimś kogo nikt tu nie zna, a inaczej jeśli jesteście tu we dwoje i wyrażacie negatywne emocje względem siebie – choć to tylko moje przypuszczenie w sumie.

        Mnie osobiście nie tyle rusza fakt, że jesteście tu we dwoje, bo to to akurat dla mnie jest jakimś rodzajem folkloru, urozmaicenia. Ale, jesli juz sobie rozmawiamy o Waszym małżeństwie (w czym wcześniej nie uczestniczyłam) to Aguś ja mam jedno pytanie do Ciebie. Nie wiem czy będziesz umiała na nie odpowiedziec, bo takie pytania to się "przerabia" po sporym kawałku terapii.

        Ale o co mi chodzi…
        Zastanawiam się po co i dlaczego Ty tak ciągle pamiętasz swojemu męzowi (i innym ludziom) to ile dla nich zrobiłaś? To co dla kogo zrobiłas, zajmuje spory kawał Twojej świaodmości, czesto o tym piszesz, czesto wracasz do tego. A w konsekwencji wychodzi na to, że jesteś siłaczką wśród całkiem pogubionych ludzi. Ja mam wrażenie, że Tobie to słuzy do jakiejś obrony (takie wrażenie mam po własnych doświadczeniach), tudzież czucia się wartościową.

        Po prostu czytając Was, ja osobiście mam wrażenie, że WALCZYCIE ze sobą o to jest ważniejszy, kto więcej z siebie daje, a raczej Ty Aguś próbujesz Andrew wtłoczyć do głowy, ze bez Ciebie On by zginął – czyli robisz (świadomie czy nie, choć myślę osobiście, że nieświadomie) to co wielu z nas doświadczyło w domach a co totalnie podcina skrzydła.

        Przyznam szczerze, że parę tygodni do tyłu, potwornie mnie złościło to co pisałaś – to ciągłe wspominanie, ile zrobiłaś dla męża i jego rodziny i ze bez Ciebie to te"cielaczki" by sobie nie poradziły. Nie odzywałam się głównie dlatego, że było we mnie za dużo "pomieszanej" złości, czyli i złości na to co Ty robisz względem męża i na to co robiła moja matka względem mnie. Teraz moge to napisać, bo już tej złości we mnie nie ma.

        Twój mąż już wie, jakie popełnił błędy, co musi naprawić (i naprawia), wiec ciosanie mu kołków na głowie NIE MA SENSU, tym bardziej, że z tego co pamiętam macie rodzielność majątkową i Ciebie to osobiscie nie dotyczy aż tak bardzo (w sensie, ze Ty nie będziesz ciągana po sądach i odwiedzana przez komorników w razie czego).
        Daj chłopu trochę luzu, może gdy poczuje, że sam musi o siebie walczyć, to przestanie w kółko na Ciebie liczyć i stanie na własnych nogach. Bo to niestety działa tak, że mimo Twoich krzyków i pretensji (w dobrej wierze, jak mniemam), On ciągle jest przy Tobie "małym, opierdzielanym chłopczykiem", który liczy na to, że "mamusia" zawsze pomoże. Czasem gdy jest się samemu od poczatku do końca w jakimś temacie, przedsięwzięciu, to jest lepiej, a poza tym na poziomie rozwoju zyskuje sie bardzo wiele – przeswiadczenie o tym, że daje się radę, czego w moim odczuciu, Twój mąż baaardzo potrzebuje.

        Zaryzykuje pewną hipoteze… Czy Ty Aguś, nie boisz się, że jeśli On sobie poradzi, to własnie poczujesz się tak, jak On się czuje, trochę niepotrzebna? Możliwe, że nie będziesz umiała na to odpowiedzieć, bo jak mówie, to sa pytania które się magluje po jakimś tam sporym odcinku terapii. W kazdym razie ja myśląc o tym, mam takie wrazenie, może błędne, a może nie. W każdym razie to jest , myślę, warte przemyślenia, bo jesli juz jest tak, że Andrew nie może na razie iść na terapię, a na Ciebie nie przyszedł jeszcze czas, to fajnie jakbyście jak najwięcej "złogów" miedzy Wami, wyjaśnili we własnym zakresie. A w moim odczuciu to, że Ty Aguś tak mu powtarzasz co ma zrobić i jak i w ogóle, że bez Ciebie by zginął, jest bardzo szkodliwe dla (kazdego) zwiazku. A już na pewno nie doprowadzi do "dorosniecia" Andrew.
        Pozdrawiam

        Anonim
          Liczba postów: 20551

          Yucco! Po krótce postaram Ci się odpowiedzieć na Twoje pytania. Odpowiem Ci jak wygląda to z mojego puntu widzenia.
          Po co tyle pamiętam… ? Może właśnie tak jest jak Ty piszesz, potrzebuję jakiegoś dowartościowania! Ale nie robie tego świadomie, nie oczekuję poklasków za to jaka jestem. Wręcz ostatnio uświadomiłam sobie, że bardzo mnie to wnerwia u mnie. Najpierw wnerwia mnie to że wychylam sie niepotrzebnie, póżniej to że nikt tego nie docenia a na końcu to że zostaje potępiona za swoje zachownie… Nie chcę już taka być, nie chcę angażowac sie w nie swoje sprawy. Chciałabym być taka aby nie obchodził mnie los i życie innych…. O tym jaki to ma zły wpływ na moje życie dowiedziałam się tu na Forum!

          A co do mojego meża, ja nie uważam aby on beze mnie zginął! On jest tak samo potrzebny mi jak ja jemu…Ale muszę Ci napisać (i nie chcę za bardzo się w tej kwestii rospisywac aby znowu było to żle zrozumiane) że on miał wolną ręke w prowadzeniu interesów, wtrącałm sie rzadko chyba że widzialm i wiedziałm o jakiś kuriozalnych błędach, wtedy interweniowałam. Efekt był taki że zaczął mnie oszukiwac a i tak robił, jak uważał. Wyszło jak wyszło wiele się sprawdziło z tego co mówiłam wtedy ja. Nie, nie jestem z tego dumna. Czasami mam nawet wyrzuty sumienia, że może moimi myślami ściągnełam to na nas… Dlatego jak wszystko wyszło na jaw, postanowiliśmy, że wszystkie decyzje dotyczące interesów podejmujemy wspólnie, nie ma juz kłamstw i życia każde osobno.
          Co do rozdzielności majątkowej, mimo że ona jest ”jemy z jednego garnka". Nie mogę sobie pozwolić na to aby po tym co było, nie interesować sie jak wyglądają nasze interesy. Mam dzieci, które musze ubrać, wykarmic i wykształcić. Tak myśle i uważam.

          A co to Twojej hipotezy moim marzeniem jest to aby on właśnie taki był. A gdyby rzeczywiście sie zmienił moze mogłoby tak byc że czułabym sie niepotrzebna.
          A na dzień dzisiejszy bardzo chcę aby taki właśnie był. Czasami jest mi bardzo ciężko, nie mam juz ani sił ani zapału do dalszej walki. Często czuje się jak taka mała zagubiona dziewczynka. Tak było ostatnio. Jakoś sie pozbierałam.
          Nie wiem czy pamietasz jak kiedys pisałm słowa mojej kuzynki do mnie; Co ty wyrabiasz? Kobieta musi udawać ofiarę a nie pokazywac jaka to ona nie jest… Kilka lat temu mnie to wzburzyło, a dzisiaj bardzo chciałbym taka być…

          Pozdrawiam Cię Yucco bardzo serdecznie!
          I wierzę w to że tak bedzie!

          yucca
          Uczestnik
            Liczba postów: 588

            Wiesz co Aguś, jak z Toba rozmawiam, w tej bardzo rzeczowej rozmowie, to mam wrażenie, że Ty jesteś gotowa na terapie!!! i to bardziej gotowa niż ja byłam gdy zaczynałam swoją. Szczerze mówiąc obawiałam się, że się zdenerwujesz po tym co napisałam – co zdarza się czesto na początku terapii czy przed nią, gdy człowiek nie potrafi pomieścić w sobie np. świadomości niektórych swoich uczuć i czynów jakie popelnia, a których nie lubi, wstydzi się lub wytyka innym. Ty podchodzisz do sprawy bardzo rzetelnie, trzeźwo i bez poczucia napaści.

            Z drugiej strony wszystkie te zachowania nad którymi nie panujesz, to co Ciebie samą wnerwia w Tobie, to, że nie możesz przestac być jakaś, robić pewnych rzeczy, wskazuje na to, że terapia jest Ci potrzebna. To elementy typowego podzielenia człowieka na cześci, wewnętrznie. Na cześci które z soba nie współgrają. Co innego byś chciała zrobić a co innego robisz, lub – jak czasem powtarzasz- nie możesz się uwolnić od jakiś zachowań, które jakby "robią się same" np. to nieszczęsne pomaganie prowadzace do tego, że ktoś Cię wykorzytuje. Powiem Ci, że to był mój kolosalny kłopot i wiem czym się to je. W terapii pewnie znajdzie się wiele takich sprzecznosci, takich klocków które trzeba do siebie dopasowac.

            A co do Twojego męża i tego, że próbujesz go kontrolować i "wtrącać się" to ja Ciebie naprawdę rozumiem. I tu chyba nie tyle chodzi o strach przed tym, że się staniesz niepotrzebna (choć nie wykluczam, że i on istnieje), ale o to, że danie mu wolnej ręki skończyło się dość nieciekawie i obawiasz się, że to się może powtórzyć. Z pewnością gdy się dowiedziałaś, że sprawy finansowe leżą w gruzach przeżyłaś traumę (a i pewnie to jeszcze nie jest skończona sprawa) i bardzo, bardzo się boisz o to, żeby to nie wróciło ponownie. W takiej sytuacji czasem nie ma zmiłuj, człowiek jest tak przerażony, że ratuje jak umie własną dupę i rodzinę, nie dbając o to co czuje drugi człowiek.

            Problem jest chyba w tym, że Ty nie za bardzo potrafisz opanować swoje emocje i być "dobrą mamą" dla swojego męża. I nie wiem, czy w ogóle powinnaś nią być, choć biorąc na swoje barki kontrolę nad mężem i jego sprawami finansowymi (czy współkontrolę) niestety chciał nie chciał w taką rolę wchodzisz. Zresztą to się czuje w Twoich postach i postach Andrew, przyjęłaś role matki, zwierzchniczki, nauczycielki, natomiast on się wpasował w rolę dziecka. Ja się wcale nie dziwię, bo z pewnością robisz to co uznajesz za najlepsze, ale rodzi sie pytanie, czy to co w tym momencie jest najlpeszą z mozliwych decyzji, naprawdę jest takie dobre? Może coś innego, co kiedyś nie wpadło nikomu do głowy, byłoby lepsze…

            Czasem, gdy ludzie wchodzą w rózne takie role dla siebie, rodzicielskie i dziecięce, pojawiają się kolosalne problemy, bardzo złożone, których nie chce teraz szczegółowo opisywać, ale tak mniej wiecej to te problemy polegają na tym, że gdy zaczynacie pełnić dla siebie takie role (co nie jest nienormalne w zwiazku, ale piekielnie trudne w związku osób dysfunkcyjnych) to zaczynacie projektować, czyli widzieć w sobie inne osoby, co u ludzi dysfunkcyjnych rodzi niesamowite zakręty, projekcje emocjonalne, spięcia, podskórne żale, nie na tego na kogo trzeba (gdy wchodzisz w rolę takiej trochę matki, to Twój mąż może przerzucać na Ciebie niewyrażone trudne emocje względem swojej matki, z kolei Ty możesz mieć skłonności do tego, by przejawiać względem niego takie same toksyczne zachowania, jakimi "obdarowywała" Ciebie Twoja mama – co się oczywiście dzieje całkowicie podświadomie). Mam nadzieję, że to jest w miarę jasne. Słowem – Wam jest niezbedna trzecie osoba która pomoże Wam sobie z tym wszystkim poradzić.

            Partnerom, poza tym, jest strasznie trudno uczyć się od siebie wzajemnie, głównie dlatego, że przy takiej zamianie ról (normalne, że zawsze ktoś kto się uczy, jest niżej niż ktoś kto naucza), realcja partnerska zmienia się w hierarchię, w powstaje pole walki, zamiast nauki.

            Oczywiscie dobrze, że wierzysz, że będzie ok, że się poukłada, ale oprócz wiary konieczne są jeszcze czyny, bo samo się nie poukłada 😉
            Trzymam kciuki za ,Wasz wspólny i kazdego z osobna, rozwój.

          Przeglądasz 4 wpisy - od 21 do 24 (z 24)
          • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.