Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Lęki

Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 49)
  • Autor
    Wpisy
  • malina32
    Uczestnik
      Liczba postów: 142

      Arogant chodzi, że jeśli nie dasz sobie szansy na bycie dorosłym i nie zmierzysz sie z emocjami z dziecinstwa

      to powielasz znajome schematy. Terapia poprawia reagowanie i uswiadamia emocje.

      Z twojej wypowiedzi wynika, że nigdy nie byłeś na terapi.

      Może sie  izolować, kontrolować emocje, unikac ludzi i umrzesz w zapomnieniu i poczuciem straty.Ale to jest twoj wybór. Nikt cię do niczego nie zmusi, jeśli sam tego nie chcesz.

       

      Ale czy o to ci chodzi.

      Jakbyś sie przy mnie rozpłakał to bym cię przytuliła i się popłakała z tobą. Nie ważne jakie płci jesteś.

      W terapi chodzi że przyzwalasz sobie na bycie słaby, zleknionym, wystraszonym i zawstydzonym dzieckiem. Płacz i w ogole okazywanie emocji jest super.

      Jestem dziewczyną a u mnie w rodzinie na mój ryk nikt nie reaguje, tak jak ja na ich płacze.

      Co jest chore?! Dlatego teraz jeśli dotykam tematów o wstydzie i mojeo dziecinstwa to powstrzymuje się przed płaczem. Choć tak naprawdę dało by mi ulgę, ale nie chce pokazywać

      emocji bo boję się że znowu zostanę wyśmiana. To jest spirala, która sama się nakreca. W pewnym momencie już pęknie i jak się wypłaczę publicznie to mi przejdzie.

      A już napewno okazywanie emocji nie bedzie stanowic TAKIEGO problemu.

       

      A przede wszystkim chciałam ci podziękować, bo uswiadomiłeś mi mój problem i teraz na nastepnej spotkaniu terapetycznym będę mogła się z  nim zmierzyć. Pierw byłam wściekła na twój komentarz t

      „Sorry”, ale też wiem, ze widzocznie moja potężna reakcja wynika z lęku i braku akceptacji. Teraz  będę o tym rozmawiać.

      Dziękuje Arogancie

      aroganckiPozer
      Uczestnik
        Liczba postów: 22

        Arogant chodzi, że jeśli nie dasz sobie szansy na bycie dorosłym i nie zmierzysz sie z emocjami z dziecinstwa

        to powielasz znajome schematy. ”

        Mierzę się z nimi dzień w dzień, ale brak mi kontroli nad tym.

        „Terapia poprawia reagowanie i uswiadamia emocje.”

        Mam uświadomione swoje emocje niestety w 300%. „Stara dusza” mówią, duże zdolności analittyczne siebie i innych ludzi. Niestety nie jest to zbyt miłe widzieć jak ludzie się zachowują i jakie stoją za tym przyczyny. Np dowartościowanie się, szukanie zapełnienia pustki życia itd Co innego poprawa reagowania, może to byłoby mi potrzebne, bo mną emocje władają. Dusi mnie, łzy w oczach, głowa w dół, serce wali, życ się odechciewa -a wystarczy że ktoś mnie skrytykuje lub wyśmieje, a jesli dzieje sie to w grupie to prawie samobójstwo chce sie popełnić. Mezczyzni często cwaniakują i znajdują sobie ofiary, którym mogą dowalać, a ja taką mentalność mam i nie moge pyskować to są silniejsi fizycznie z reguły, stabilniejsi i odporniejsi psychicznie, przysotjniejsi i mają bardziej cięty język. Takze przyczyny są znane…

        „Z twojej wypowiedzi wynika, że nigdy nie byłeś na terapi.”

        Nie byłem, nie umiem się zmusić do działań. Jestem w potężnej depresji i nie wierzę że mozna mi pomóc. Całe żcie byłem inny, jakby słabszy, więc czemu nagle miałoby teraz mi pomóc? Poza tym przez moje problemy wpadłem w fobie społeczną, nie pracuje wiec nie ma pieniędzy. Samoocena jest najniższa prawie jaka może być i nie widać mżliwości zmian bo w niczym dobry nie jestem, a juz na pewno nie w męskich sprawach.

        Może sie  izolować, kontrolować emocje, unikac ludzi i umrzesz w zapomnieniu i poczuciem straty.Ale to jest twoj wybór. Nikt cię do niczego nie zmusi, jeśli sam tego nie chcesz.”

        Tak robię. Nawet własna rodzina mi mówi ze do mnie na pogrzeb nikt nie przyjdzie i nikt za mną nie tęskni. To tylko utwierdza że jestem g*wnem a nie człowiekiem i nie ma zadnego sensu żyć. O kobietach nie ma co mowic, bo są jeszcze bardziej paskudne dla takich jak ja.

        Jakbyś sie przy mnie rozpłakał to bym cię przytuliła i się popłakała z tobą. Nie ważne jakie płci jesteś.”

        Słyszałem nie raz takie teksty, ale jak przychodziło co do czego te słowa były weryfikowane na odwrót. Kobieta mi po czasie mówiła ze czuła obrzydzenie, ze mezczyzna płacze, że jest taki „słaby”. Gardziła mną podświadomie, bo ona chce silnego mezczyzny. Nie mogła normalnie mnie przytulić w takim stanie, dodatkowo czując że jestem jak dziecko, a nie dorosły mezczyzna. Kolejne kompleksy…

        W terapi chodzi że przyzwalasz sobie na bycie słaby, zleknionym, wystraszonym i zawstydzonym dzieckiem. Płacz i w ogole okazywanie emocji jest super.”

        Fajnie, ale nie dałbym rady i to przy ludziach. Czułbym się jak zmanierowana cio… takich mówią że do wojska, albo pobić. Z reszta pobity byłem nie raz, takze ludzie mnie nie trawią i za wyglad i zachowanie. Przyciagam złe przezycia i nieprzychylnych ludzi, agresywnych w stosunku do mnie. Przez to zaczeli mowic ze jestem niemęski, a to dla mezczyzny cos tragicznego.

        Jestem dziewczyną a u mnie w rodzinie na mój ryk nikt nie reaguje, tak jak ja na ich płacze.”

        Niestety nie podoba mi się to. To promuje egoizm, a nie empatię. A ja lubie byc dobrym. Niestety ludzie wolą tylko wymagać, by im współczuć, ich rozumieć, ale sami nie próbują w skórę drugiego wejść.

        Co jest chore?! Dlatego teraz jeśli dotykam tematów o wstydzie i mojeo dziecinstwa to powstrzymuje się przed płaczem. Choć tak naprawdę dało by mi ulgę, ale nie chce pokazywać”

        Żałosny feminizm wypromował takie postawy, żeby słabości tępić. Jak widac nie tylko u mezczyzn, choc my musimy dzien w dzien udowadniac to męstwo, w pracy rywalizujac, w zwiazku by kobieta na głowe nie weszła, z dziecmi by dobrze wychowac (dorbze ze nie mam). Kobiety pewnie tez rywalizują i sobie docinają. Nie podoba mi sie ten swiat.

        A już napewno okazywanie emocji nie bedzie stanowic TAKIEGO problemu.”

        Tak, ale nie dla mezczyzny. Naprawdę kobieta płacząca ma ciut wieksza szanse na pomoc i współczucie, niz mezczyzna ktory płacze i nie daje sobie rady. Ostracyzm jest bardzo duzy. Co nie znaczy, ze próbuje tutaj pokazywac ze mam duzo gorzej i nie współczuje Tobie.

        A przede wszystkim chciałam ci podziękować, bo uswiadomiłeś mi mój problem i teraz na nastepnej spotkaniu terapetycznym będę mogła się z  nim zmierzyć. Pierw byłam wściekła na twój komentarz t”

        Cieszy mnie to, że potrafiłaś odszczepić ego od racjonalnego wniosku. W rozmowie na zywo pewnie byłabyś reaktywna i w moment mnie zezwała…

        ?Sorry?, ale też wiem, ze widzocznie moja potężna reakcja wynika z lęku i braku akceptacji. Teraz  będę o tym rozmawiać.”

        Zmierzenie się z demonami, z prawdą. Prawda boli.

        Ja tez dziekuje za rozmowę.

         

         

         

         

         

         

         

        hannae
        Uczestnik
          Liczba postów: 49

          Zaczęłam tak panikować. Wyprowadzam się na dniach z mojego rodzinnego domu i tak jak (O dziwo, jak na mnie) pozytywnie do tego podchodziłam, ciesząc się poniekąd, że już wyrwę się ostatecznie z sytuacji rodzinnej, tak teraz zaczęły się pojawiać u mnie jakieś stany lękowe. Boję się, że sobie nie poradze. To jest mała miejscowość, ale możliwość b.dobrze płatnej pracy w mojej branży jest. Mam przygotowane wszystkie dokumenty, cv’ki, listy, będę jeździć i próbować. Ale mam w sobie ten strach, który całe życie mnie paraliżuje…strach przed tym, że mi nie wyjdzie. Że jestem tak beznadziejna, że nie znajdę pracy, że nie odnajdę się w nowym miejscu, że nie poradzę sobie na lepszym stanowisku. Dotychczasowo pracowałam tylko na niskich stanowiskach, a teraz chce aplikować już na wyższe, zgodne z moim wykształceniem. Najchętniej bym się zamknęła w pokoju i nie ruszała z miejsca. Boję się odpowiedzialności, tego że się nie sprawdzę. Do tego zamartwiam się już dosłownie wszystkim…Że moje marzenie o wspólnym zamieszkaniu z partnerem okażą się klapą, że zaczniemy się kłócić, że nam nie wyjdzie. Na tyle się nakręcam, że zaczęłam go krytykować w myślach..moja głowa podrzuca mi negatywne nastawienie do człowieka którego kocham najbardziej na świecie…Zaczyna mnie to przerażać, skąd ta czarna chmura..Chyba mam takie negatywne podejście przez to co przeżywałam całe życie z rodzicami. Patrząc na nich nie wierze w naprawdę szczęśliwy związek z drugim człowiekiem…Nie potrafię patrzeć optymistycznie, że mamy cudowne mieszkanie, że mam perspektywy pracy, tylko paredziesiąt kilometrów do miasta rodzinnego, cudownego mężczyznę obok siebie, którego kocham nad życie i który potrafi o mnie dbać. Boję się porażki…i tego poczucia bezpieczeństwa, że to życie będzie takie spokojne, pewne, ułożone..a nie tak jak kiedys, same kłótnie w domu rodzinnym i strach. Nie wiem czy potrafię funkcjonować bez tego. Nawet teraz gdy układa nam się coraz lepiej,to dziwnie się czuję, bo konflikty i wymyślanie problemów w związku to był mój chleb powszedni..tak jakbym byla tego nauczona w domu. Chyba dopiero do mnie doszło, że naprawdę boję się przywiązania i takiego oddania jednej osobie, boję się po prostu zranienia. To do czego dążyłam i o czym marzyłam, zaczęło mnie przerażać.

          Proszę o rady..Jak się uspokoić, jakoś wyluzować? Jak odpędzić to negatywne myślenie? Jak się wzmocnić, upewnić. Nie chcę przy każdej ważniejszej decyzji życiowej reagować w taki sposób. Przecież jakby nie patrzeć ,każda decyzja jest naszą i ma zarówno plusy jak i minusy…A ja każdą przeżywam i rozkładam na czynniki pierwsze 🙁

          Czereśnia
          Uczestnik
            Liczba postów: 27

            Dzięki za zrozumienie i wsparcie.

            Czytając wszystkie odpowiedzi, zastanawiałam się w sumie co mnie powstrzymuje przed przeprowadzką i rozpoczęciem własnego życia na własnych warunkach. I doszłam do smutnego wniosku, że myśląc o sobie w pierwszej kolejności widzę siebie jako córkę, która musi zając się rodziną, że niby gdy mnie zabraknie wszystko się zawali, obrazek idealnej rodziny, troskliwej córki. Następnie przestanę być potrzebna i zostanę zupełnie sama z wielką pustką, co jest przerażające.

            Totalnie mnie przygnębia myśl, jak bardzo tkwię w tej chorej sytuacji i jak mam skrzywiony obraz zdrowych rodzinnych relacji. Najgorsze w tym wszystkim jest ostateczne odpuszczenie ciągłemu zaprzeczaniu i uświadomienie sobie, że nic nie jest dobrze i to nie jest mój świadomy wybór, tylko tak zostałam zaprogramowana w dzieciństwie. Wszyscy moi znajomi pozakładali rodziny, mają dzieci, raz lepiej raz gorzej, ale idą do przodu. Ja stoję w miejscu, a moje życie to tylko praca i dom. W pracy jestem super pracownikiem, mistrzynią w rozwiązywaniu sytuacji bez wyjścia, a po pracy człowiekiem w kompletnej rozsypce, który idąc ulicą dosłownie ucieka przed ludźmi. Na szczęście po moich hardcorowych doświadczeniach z dzieciństwa nie mam problemów z używkami.

            Dobrze wiem, że bez terapii to nic się samo nie zmieni. I dobrze wiem, że terapia, to będzie bardzo bardzo trudna droga. Jak niczego innego w życiu jestem pewna, że potrzebuję pomocy. Ciężko będzie komuś zaufać, otworzyć się, a przede wszystkim wrócić do całego tego przerażającego bałaganu z dzieciństwa. Niestety inaczej się nie da.

            Idąc za waszą radą dzięki Gniewko i Malina32 decyzja o podjęciu terapii i przeprowadzce, cokolwiek miało by się stać, została podjęta. Plan na najbliższe 3 tygodnie – zapisanie się na wizytę w poradni leczenia uzależnień i znalezienie mieszkania. Wiem, że będzie trudno, już widzę szantaż emocjonalny, groźby, prośby, płacze itd. Ale jeśli tego nie zrobię to nic się nie zmieni, a jak widzę siebie za pięć lat dokładnie w tym samym miejscu to odechciewa mi się żyć.

            Aroganckipozer wiem jak jest ciężko, gdy nigdy w życiu nie mieliśmy i nie mamy nikogo, kto szczerze akceptował by nas w całej naszej złożoności z wszystkimi słabościami, wadami, lękami i zwyczajnie po ludzku nas wspierał. Wiem również jak ciężko jest podejmować kolejne próby i dalej zostawać w punkcie wyjścia lub co gorsza dostawać ostro po uszach. Jednak jestem pewna, że mimo wszystko nie można tracić nadziei i pamiętać, że tak naprawdę życie mamy jedno.

            Delta rzeczywiście dla higieny psychicznej muszę odcinać się na chwilę i uciekać choćby w przyrodę, bo zwyczajnie nie wyrabiam, wystarczy krzywe spojrzenie lub jakieś podejrzane słowo, a w mojej głowie zaczyna się lawina strachu, podejrzeń i od nowa analizowanie całej sytuacji. Wcześniej wystarczało, że posłucham muzyki, ale niestety teraz muzyka tylko mnie dodatkowo denerwuje, że nie mogę zebrać myśli.

            malina32
            Uczestnik
              Liczba postów: 142

              Ananake Super, ze spróbujesz.

              Hannae znajdziesz, i będziesz szczęśliwa bo na to zasługujesz. A także poniesiesz porażki i znajda się ludzie którzy ci pomogą. Tylko idź na terapię bo kipisz z tych emocji. Szanuj swoje nerwy.

              Wow Arogancie zaskoczyłeś mnie wnikliwą opowiedzą. Zasmuciło mnie, że sobie odciąłeś wszelki możliwościowi i szanse na lepsze jutro. Ale skoro masz depresję to ma sens. Powinieneś udać się do psychiatry i otrzymać leki na depresję. Brałam i wiem, że pomagają. Jasne że to doraźny środek ale chemię w głowie masz zaburzoną i one ją normują około 30 zł miesięcznie mogą kosztować a masz lepszy komfort. Dopiero po miesiącu czy dwóch brania, bo to działa z opóźnieniem. Możesz znaleźć terapie indywidualna, która prowadzi kobieta. Może też być , ze czeka się na wizytę. Ale dopóki nie zadzwonisz do poradni to nie wiesz. Umów się powiedzmy na 5 listopada na wizytę. masz dwa miesiące na to żeby leki zadziały. Po prostu pójdź i z nią porozmawiaj. Tylko jedna wizyta. Ja tylko tyle wymagam.

              aroganckiPozer
              Uczestnik
                Liczba postów: 22

                Byłem u psychiatry lata temu. Wypisał mi że mam zaburzenia kompulsywne. Nie zadawał pytań.

                 

                Dostawałem co 3 miechy inne leki i brałem 1,5 roku. Każde miały bardzo złe skutki uboczne dla mnie i nie pomagały, a szkodziły więc mowie po co mam byc obiektem testów? A naprawdę źle rzeczy sie działy bo m.in szyje mi wykręcało samowolnie i wyglądałem jak nienormalny. Innym gałki oczne wykręca! Te leki kosztowały duzo wiecej niz 30zł po 3 miesiące. Wytraciłem krocie, a zaszkodziło.

                Do dziś mam gorsze problemy psychiczne odkad odstawiłem i zacinam sie w rozmowie. Kiedys mama mowila ze mowiłem ciągiem, a dzis zapominam się co chwilę. Do tego mam duzo gorsze samopoczucie. Kiedys  o łzach nie było mowy, dziś…

                PO prostu nie wierzę ze mozna mi juz pomóc. Mysle często o zabiciu się, nie mam nikogo, niczego, ani perspektyw nawet. Gdyby nie religia i kara piekła, czy to ze nie uda mi się zabic to bym to zrobił juz dzis. Z pozdrowieniem dla kazdej mojej kobiety którą kochałem a która mną gardziła za moje słabości i mezczyzn którzy też nie uznają mnie za mężczyznę.

                Brak sensu.

                hannae
                Uczestnik
                  Liczba postów: 49

                  Malina32, dzięki za te słowa..ja chyba właśnie nie potrafię uwierzyć w to, ze mam prawo do szczęścia…i tak jakoś je od siebie odpycham. Najgorsze jest to, że od paru miesięcy czekam na to co się wydarzy i byłam wręcz pewna, że jestem krok do przodu, bo chce większej bliskości i związania z drugim człowiekiem, ale jak przychodzi co do czego, to cholernie się boję. Tego, że nic mi nie wyjdzie, że zawiodę i siebie i jego. Że moja humorzastość i zmienność nastrojów sprawi, że nie wytrzymamy. Ja sama ze sobą nie mogę czasem wytrzymać, a co dopiero jak na codzień On będzie musiał ze mna wytrzymywać…Czasem czuję na tyle negatywne uczucia, że zamykam się w sobie i wtedy chce być sama…moje myśli krytykują partnera bez powodou, tak jakby dążyły do tego,żebym widziała w nim same wady i odeszła tak naprawdę bez większego powodu. To mnie przeraża. Czuję, że moje myśli to nie Ja, tylko zlepek jakiś beznadziejnych przekonań zasłyszanych z różnych toksycznych źródeł. Chyba jednak czuję lęk przed bliskością i powtórką z domu rodzinnego, powielaniem schematu wiecznie kłócących się rodziców..I jeszcze czuję tą nostalgię za domem, czego już w ogole nie rozumiem…Zawsze chciałam się odciąć, a teraz na łączach z mamą codziennie…czuję do niej autentyczną tęsknotę i najchętniej wrócilabym i wtuliła się jak małe dziecko…chociaż wiem, że to tylko pozornie lepsza sytuacja. Juz jestem dorosłą kobietą i czas zadbać o siebie…Jak tylko odpędzać te złe podpowiedzi z głowy? Czemu mam ciągle złe przeczucia, wszystko widzę na czarno? Nie umiem cieszyć się z aktualnej sytuacji i doceniać, tylko widzę przyszłość w czarnych barwach…może macie jakies sposoby na to by wrócić na ziemię i zacząć po prostu żyć? Doceniać ludzi, sytuację?

                  Na terapię chodzę, ale chyba za rzadko..Już doszukiwano się u mnie problemów z tarczycą (która, chyba w tym przypadku niestety, jest zdrowa), bo aż tak mam zmienne nastroje…W jednym momencie potrafię się cieszyć, a w drugim mam totalny spadek nastroju…zwłaszcza gdy jestem z ludźmi, partenerem,gdzie chce by było nam po prostu dobrze…Tak się staram, że potem moj nastrój przypomina jedną wielką huśtawkę…Leków nie chciałabym brać, wierzę, że jestem w stanie sama to przepracować (?)…

                  Delta
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 100

                    arogancjiPozer

                    Mysle często o zabiciu się, nie mam nikogo, niczego, ani perspektyw nawet. Gdyby nie religia i kara piekła, czy to ze nie uda mi się zabic to bym to zrobił juz dzis.

                    nie jestem religijna i nie uważam że samobójstwo to coś złego, bardziej jakaś ostateczność, dlatego nie potępiam samobójców i uważam że mogą być sytuacje w których samobójstwo jest jedynym wyjściem i nikt i nic nie ma prawa oceniać takiej decyzji oprócz osoby która tak wybrała.
                    Sama kiedyś często myślałam o samobójstwie i pomogła mi koleżanka notabene alkoholiczka :))) kiedy powiedziałam jej że myślę żeby się zabić ona rzekła na to „ty zabić, no co ty, już, tak szybko, a co ty tam wiesz o życiu, poszlajaj się z facetami, powycieraj bruki i nocne kluby a jak już się upodlisz , narobisz długów to wtedy to zrób” nie spodziewałam się takiej odpowiedzi, byłam tak zszokowana że „kopara mi opadła” w drodze do domu cały czas myślałam o jej słowach i trudno było się nie zgodzić, kurde, ona ma rację, myślałam , moja czacha dymiła ale równocześnie myśli samobójcze odeszły całkowicie. Do dziś kiedy mnie dopada taki nastrój przypominam sobie tę sytuację i zawsze wychodzi na to że kurde jeszcze nie czas, jeszcze nie jest tak źle, jeszcze nie zrobiłam tego i tamtego i co mam się tak przedwcześnie kasować aby rodzinie było miło dzielić się forsą ze spadku po mnie, mówię sobie „poczekam , popatrzę będę gówniania i złośliwa , dogadam matce niech jej ciśnienie skoczy , jak już umierać to z wyraźnego powodu a nie z byle czego.

                    Dlatego Pozer jeśli już myślisz o zejściu to pamiętaj że możesz jeszcze dużo nabroić, możesz np. na złość osikać wszystkich w rodzinie, możesz stać się prawdziwym Aroganckim Pozerem. Zacznij od „wyluzowania gaci” kiedy pomyślisz o sobie jakieś gówniany powiedz sobie głośno lub w myślach „Chuj z tym akceptuje że jestem gównany” jak pomyślisz sobie „nie , nie mogę siebie zaakceptować ” powiedz sobie „akceptuję to że nie mogę siebie zaakceptować” i tak stale , co dzień odpuszczaj sobie. Jak będą ciebie atakować że się zmieniasz że co z tobą się dzieje powiedz im „Chuj wam w dupę” . Oczywiście możesz to robić bardziej kulturalnie w zależności jaki masz nastrój i z kim masz do czynienia.
                    Życzę powodzenia i pamiętaj jesteś w bardzo komfortowej sytuacji bo już na niczym ci nie zależy i nic nikomu nie jesteś winien a jak boisz się Boga i jego kary to powiem ci że on Cię pozdrawia i akceptuje cię takiego jaki jesteś a nawet i bardziej a w jego słowniku nie ma takiego słowa jak kara, on nawet nie wie co to znaczy.

                    malina32
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 142

                      Hannae a rozmawiasz o tym z terapeuta? Bo ja niejestem za lekami chyba ze masz depresje bo to ciezki temat. Moim zdaniem masz duzo emocji i jeszcze tendencje do czarnowidztwa. Wypisz co sie moze stac i nadaj temu cyfry od 1 do 100 jak cos jest prawdopodobne. To cie zmusi do konkretow. Podziel sie tym z terapeuta. Po prostu to przepracuj.

                      Arogant ok byles u jednego psychiatry. To idz do innego. Pracowalam z lekarzami i wiem ze sa lachudry i porzadni. Sam nie u jednego bylam. Masz internet i mozesz znalezc opinie o lekarzu. Znajdz i idz do innego. Opowiedz co masz i uzyskasz pomoc. Moj zoloft  kosztowal mnie 30 zl ale to bylo w 2008r. Przepraszam ale bazuje tylko na swoim doswiadczeniu. To lekarz moze ci pomoc ale ty musiz do niego pojsc. To jest twoje  zycie i twoje decyzje. Sam je przekreslasz nie walczac o sibie.

                      A mowieniem o samobijstwie nie manipuluj ludzmi. Bo ja je przezylam i dopiero po fakcie o tym mowilam. Jak ktos mow przed to szantazuje innych i oczekuje ze oni wezma jego odpowiedzialnosc.

                      Idz do lekarza po leki.

                      aroganckiPozer
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 22

                        Przepraszam za to. Wlasnie mojej dziewczynie to robiłem, ale ja mam taki typ osobowości że gadam o swoim problemie, by mi ktos pomogl, jak takie małe dziecko wlasnie, zeby wiac za raczke.

                        A ona nic nie mowila mi ze ją to boli, tylko zgłaszała za plecami ze sam jej zło wyczyniam.

                        Oddalała się ode mnie i nie mowila nic wprost, oszukiwała mnie, a tym mocniej mowiłem o samobojstwie.

                         

                        Moze robiła to ze strachu? Ale nie chce usprawiedliwiac jej. Dojrzaly czlowiek tez by mi powiedzial raczej wprost co i jak, wiec pewnie przyciagnalem zaburzoną kobietę… ale co z tego, ja sam mam wady wiec mam duza tolerancje wad dla innych. Chcialbym pomagac ludziom, ale nie umiem sam sobie pomóc.

                        Teraz wiem ze to jest odbierane jako to ze jestem manipulatorem i szukam zainteresowania, ale tez rozwiazywania moich problemow jakbym był niesamodziely… bo jestem, nie wychodzę z domu od 6 lat, z pokoju nawet.

                        Ale chyba nie moge nic opowiadac, bo to wszystko przerzucanie odpowiedzialnosci na innych. Mam chyba bardzo niedobre i slabe umiejetnosci spoleczne, jestem nieprzystosowany.

                        Do lekarza sie wybrac… ja nie potrafie ani zadzwonic, ani wyjsc, we mnie juz taki strach jest i nienawisc do siebie, ze boje sie ze cos zrobię złego, z zemsty za wszystkie krzywdy.

                        W regionie mamy jednego lekarza. Ja sie strasznie boje pojechac gdzies do wiekszego miasta ze sie zgubię. Jezdze utartą ścieżką ktora znam, poza strefa komfortu boje się, bo sie kompromitowałem nie raz. Nieporadny człowieczek.

                        Tacy ludzie jak ja są niebezpieczni edla otoczenia. kiedys byłem bardzo miły, dobry, nigdy nie przeklinałem, a dzisiaj gdy nie mam akceptacji a wiele pogardy do mnie, zdrad, chamstwa, agresji wobec mnie, sam sie stałem takim zlepkiem negatywnych cech ktorych tez nienawidzę bo nie umiem ich kontrolowac. im bardziej  tym walczę, tym bardziej je utrwalam.

                        czuje ze to brak milosci mnie popycha do tego wszystkiego, zeby moc sie wygadac, ktos mogl wlasnie przytulic, byc i zrozumieć. jak ręką odjął, jest po co i dla kogo walczyć, a tak? nie ma, pustka.

                        na pewno nie spadnę moralnoscia nisko i nie jestem kobietą by szalec po klubach. kobietom latwo o seks, wiec moga sie tak upadlać. ja bym musial gwalcic, bo desperatów zadna nie chce i to wygladajacych na 15 lat i zachowujacych sie jak 15 latek.

                        pocieszylo mnie to zdanie „Bog nie zna slowa kara”. Szkoda ze co innego nam mowia…

                        Jeszcze raz przepraszam za to co pisze. Czuje że muszę to pisać. Nie jestem w stanie ocenic kiedy kogos krzywdzę w ten sposob, nawet przez internet.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 49)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.