Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Moja historia w pigułce

Przeglądasz 7 wpisów - od 31 do 37 (z 37)
  • Autor
    Wpisy
  • Fenix
    Uczestnik
      Liczba postów: 2551

      Karolina z tego da się wyjść tylko niestety wymaga to dużo pracy własnej i zmierzenia się z wieloma ciężkimi, głęboko zakopanymi tematami.  Problem w tym, że jak to całe paskudztwo zaczyna wypływać, to masz wrażenie, że nigdy się nie skończy, bo ciągle pojawia się coś nowego.                                        Jakiś czas temu myślałam, że mam już wszystko poukładane i jest cacy glancy, a tu ostatnio niespodzianka. Wróciło do mnie wspomnienie z bardzo wczesnego dzieciństwa, które chyba jest takim rdzeniem wcześniejszej niskiej samooceny i związanego z tym mojego zachowania w różnych sytuacjach.  Z jednej strony czuję się jakby ktoś ze mnie wypuścił powietrze i najchętniej zamknęłabym się teraz przed całym światem ale z drugiej strony widzę, że to wspomnienie jest taką swoistą latarnią rozjaśniającą różne rzeczy.                                                                                                                        Pozytywne jest to, że jak patrzę na siebie z boku, to widzę jak ogromna zmiana zaszła we mnie i dumna jestem z siebie, bo dokonałam tego sama bez pomocy psychologa. Stanowi to dla mnie pewien element poczucia własnej wartości. Teraz mogę swobodnie komuś powiedzieć, że jestem fajną, inteligentną kobietą i co ważniejsze tak właśnie o sobie myślę 🙂

       

       

      pogmatwana
      Uczestnik
        Liczba postów: 8

        Szorstkiczopek: na razie jestem na etapie czytania o terapii online. Jest mnóstwo ofert takiej terapii, ale  niewiele opini osób, które by z niej korzystały. Gdzieś natknęłam się też na info, że może to być dobre w momencie, gdy chodzi o poradę, a nie długofalową psychoterapię. Wydaje mi się, że to ma sens. Ja zawsze długo się zbieram z ruszeniem z czymkolwiek. Mam nadzieje, że tym razem też tak będzie, powoli ale skutecznie się do tego przekonam.

        Cześć Karolina87! Też miałam takie wspólne z matką dorosłe problemy! Co powodowało u mnie brak poczucia bezpieczeństwa, nie miałam w życiu osoby, stałej, która byłaby wsparciem. Pamiętam jak byłam na wakacjach u cioci, ojca siostry. Moja niewiele młodsza siostra miała jakąś infekcję w oku, a mnie już ogarnął strach, co teraz. Wiedziałam, że jak wrócimy do domu matka nie załatwi tego (żyłam w przekonaniu, całkiem być może słusznym, że nie wie jak to załatwić), że nie zabierze jej do lekarza i mała będzie się męczyła. Nie miałam wzorca, nie wiedziałam, co robi się w takiej sytuacji, ale czułam się zobowiązana, żeby próbować coś zrobić, czułam się odpowiedzialna za sytuację, choć sama byłam bezradnym dzieckiem. Tymczasem ciocia jak tylko zobaczyła w czym rzecz, zabrała ją do przychodni, pół godziny później już zostało podane lekarstwo. Wtedy poczułam, że tak wygląda poczucie bezpieczeństwa, gdy z dziecięcych barków, ktoś zdejmuje ciężar większy, niż jest zdolne go unieść. To analogiczna sytuacja jak u Ciebie, gdy matka miała kolejnego męża, Ty wreszcie mogłaś czuć się beztroskim dzieckiem.

        KiiiXa

        Myślę, że porozmawiam w końcu z facetem. Na razie dawkuje mu informacje na ten temat. Jestem ostrożna, w poprzednim związku wszystko co powiedziałam, zostało wykorzystane przeciwko mnie, oraz upublicznione.

         

        Witaj ewela6453

        Też się zastanawiam jak wyglądać ma mój ślub. Czy ojciec nie zapije, czy matka nie odwali jakiejś akcji , szopki, bo nie będzie w centrum uwagi. Co pomyślą rodzice mojego faceta.

         

        Fenix: w jaki sposób dokonałaś zmian w sobie bez pomocy psychologa? Jak pracowałaś nad sobą, żeby podnieść swoją  samoocenę?

        Fenix
        Uczestnik
          Liczba postów: 2551

          O tym jak sobie radziłam pisałam w swoim pierwszym wątku.

          Dużo czytałam różnych książek i artykułów dotyczących problematyki DDA, toksycznych relacji, niskiej samooceny. Z taką podstawą pozwalałam na swobodne wypłynięcie emocji, nie starałam się ich ponownie zakopywać, tylko starałam się dojść do tego dlaczego czuję się tak a nie inaczej. Stawiałam sobie pytanie i pozwalałam na swobodne płynięcie myśli bez nadmiernego skupiania się. Może to dziwnie brzmi, ale pytanie zostawało jakby w podświadomości i to w moim przypadku doprowadzało do tego, że z czasem odpowiedź przychodziła do mnie sama.

          Jeżeli chodzi o poczucie własnej wartości, to na samym początku pomogło mi podnoszenie kwalifikacji i jakieś tam drobne osiągnięcia związane z moją pasją. Kiedyś zrobiłam sobie listę rzeczy które udało mi się samej osiągnąć i nie chodziło w niej o jakieś nie wiadomo jakie osiągnięcia. Takie zapisanie nawet z pozoru błahych osiągnięć sprawia, że uświadamiamy je sobie i możemy poczuć się dumni z siebie,a wewnętrzny krytyk ma dowody, z którymi ciężko mu dyskutować. Poza tym jestem typem osoby, która jak się czegoś obawia, to stara się to pokonać. Śmieszne ale właśnie takie zmierzenie się z własnymi lękami sprawia, że czuję się pewniej.  Czasem miałam wrażenie, że zanim coś zrobię, to wcześniej umrę ze strachu, ale uczucie po wykonaniu tej rzeczy i przeżycie działa uskrzydlająco.

          zytka
          Uczestnik
            Liczba postów: 156

            Cześć,

            Tak Pogmatwana też tak myślę,że inni mają lepiej,łatwiej…Ja w wieku (po 30) niedużo osiągnęłam materialnie,pracuję za prawie najniższą krajową ,nie mam samochodu ,super ubrań ,nawet ambicji,żeby iść do lepszej pracy,nigdy źle się nie uczyłam ,ale z powodu niskiej wartości nie wierzę w własne możliwości,czuję sie jak borok życiowy…Z roku na rok czuję sie bardziej wyczerpana ,nie mam tyle energii co dawniej ,bardziej gorzkniej i uciekam od ludzi( w tym sensie ,że milcze, nie otwieram się ,zwłaszcza  w pracy ,gdzie nie raz przekonałam się ,że cokolwiek się powie to od razu obmowa i wszystko idzie w eter). Skończyłam w tym roku terapie i myślałam ,że już  będę tryskać energią ,zapałem ,otwarciem na ludzi a rzeczywistość jest inna,choć wierzę ,że jestem w stanie jeszcze się zmienić:)

            Dziś zwróciłam uwagę podopiecznej ,mojej równolatce (która też pochodzi z  alkoholowej rodziny)żeby tak nie krzyczała ,bo naprawdę nie umiałam  znieść jej krzyku ,a ona „niby”żartowała tym wrzaskiem i stwierdziła ,że sztywna jestem ,bo ją uciszam.We mnie krzyk i pomiatanie innymi od razu budzi agresję,nie umiem słuchać wrzasków ,bo w domu notorycznie rodzice się kłócą ,a tata jak wrzaśnie to włosy dęba stają i mój mózg juz nie wytrzymuje tych tonacji…Dlatego ja nie lubie i nie umiem się kłócić ,trzymam wszystko w  środku i to mnie niszczy wewnętrznie…

            Pozdrawiam Was serdecznie:)

            Karolina87
            Uczestnik
              Liczba postów: 18

              Zytka – doskonale Cie rozumiem, ja też z roku na rok czuję się coraz bardziej wyczerpana, smutna i zrezygnowana, mimo tego, że mogę powiedzieć, że jestem niezależna finansowo, że coś tam w życiu w sensie zawodowym osiągnęłam. Ludzie z zewnątrz powtarzają mi, że powinnam się z tego cieszyć ale ja mam w głowie ciągle to, że jestem sama. Jak słucham opowieści moich rówieśników, którzy opowiadają o swoich dzieciach, rodzinach, planują święta sylwestra czy np weekendy to robi mi się przykro bo dla mnie weekend jest czymś strasznym. Perspektywa wolnego dnia zawsze mnie dobija. Chodzę w domu z kąta w kąt i nie wiem co ze sobą zrobić i cokolwiek bym nie zrobiła i tak nie daje mi to satysfakcji, nie cieszy mnie bo wiem, że nie mam tego co w życiu, przynajmniej dla mnie, jest najważniejsze czyli swojej rodziny… Samotność przeraża mnie coraz bardziej.

              Moja psycholog powiedziała mi kiedyś, że ciężko mi będzie zbudować w sobie poczucie własnej wartości jeśli nie zbudowali tego we mnie moi najbliżsi. Ja mam czasem tak, że jeśli usłyszę coś miłego na swój temat to przez ułamek sekundy czuję się lepiej, choć po tym jak zostawił mnie mój były już nawet komplementy na mnie nie działają, a jeśli już to jest tylko chwila. Takie pochwały obcych nie pomagają, przynajmniej mnie na dłuższą metę. Szybko zapominam o tym co usłyszałam za to jak kiedyś moja babcia z którą mieszkam od urodzenia powiedziała mi, że „nigdy nie będę wyglądała dobrze”, to to stwierdzenie pamiętam doskonale i boli mnie to za każdym razem jak o tym pomyśle. I takie „komplementy budujące moje poczucie wartości” mogłabym mnożyć. Moja psycholog nie mogła się nadziwić temu, że od obcych ludzi potrafiłam usłyszeć miłe rzeczy na swój temat podczas gdy własna rodzina karmi mnie takimi przykrymi dla mnie stwierdzeniami. Te nasze lęki i smutek wynikają pewnie z tego, że nie mamy w sobie tego najważniejszego fundamentu w postaci miłości i poczucia bezpieczeństwa, które powinni nam dać rodzice i na których można budować dalsze życie.

              Ja uświadomiłam sobie, że jestem DDA koło 30stki. I teraz mam nauczyć się nowych wzorców zachowań, zbudować w sobie poczucie bezpieczeństwa zacząć wszystko trochę na nowo, pogodzić się z tym, że dla osób które zajmowały najważniejsze miejsca w moim życiu byłam tylko petentem itd itd. Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Zwłaszcza jeżeli jest się samym jak palec.

              A co do terapii Zytka to mam identycznie jak Ty – jak chodziłam do psychologa to było w miarę. Przestałam chodzić wszystko wraca. Gorszy nastrój, brak nadziei, brak marzeń i planów na przyszłość. Mama namawiała mnie długo na psychotropy – tabletki „szczęścia”- jeżeli są one w stanie wyłączyć myślenie to poproszę….

              Mam zamiar po nowym roku spróbować jeszcze terapii grupowej. Zobaczymy czy coś to da.

              Fenix
              Uczestnik
                Liczba postów: 2551

                Karolina patrząc z perspektywy czasu , mogę stwierdzić, że w trakcie terapii czy dochodzenia do siebie lepiej jest być samemu. Jak się okazuje DDA bardzo często są w toksycznych związkach, a to wcale nie pomaga w zdrowieniu.

                Dzięki temu, że w najcięższym momencie byłam sama, mogłam się skupić na sobie, na tym co przeżywam i na spokojnie wyciągać wnioski. Nikt nie miał do mnie pretensji, że nie poświęcam swojej uwagi partnerowi. Nikt mnie nie rozpraszał.

                Nie wiem dlaczego, ale wtedy potrzebowałam obecności mężczyzny, ale w roli kolegi, przyjaciela. Ja miałam to szczęście, że ktoś taki był. Ostatnio doszłam do wniosku, że w ogóle lepiej czuję się w kontaktach z mężczyznami niż kobietami.

                pogmatwana
                Uczestnik
                  Liczba postów: 8

                  Zytka – u mnie to samo, nie wierze w siebie i swoje umiejętności. Mam poczucie, że gdybym wychowała się w innym środowisku, mogłabym osiągnąć na prawde wiele, bo jestem inteligentna, zawsze dobrze się uczyłam, stać mnie na więcej. Ale ostatnio też mam etap odsuwania się od ludzi. Przestałam inicjować tak często kontakty, i nagle okazuje się, że te relacje się rozluźniły, i wygląda to tak, jakbym to ja była głównym motorem napędowym, a gdy mnie zabrakło, nie ma ludzi wokół mnie. Czuje się czasami nieco samotnie, jednak może taki przesiew znajomości jest potrzebny. Tłumaczę to sobie, że robię miejsce na inne 😉 Choć tak na prawdę, po 30 ciężko poznaje się nowe osoby w realu. Zwykle ludzie mają już swoje grona znajomych, przyjaciół, które są hermetyczne.

                  Również nie lubię krzyku, podniesionego głosu. Wzbudza we mnie lęk, stresuje się, gdy ktoś krzyczy, bo nie umiem siebie w takich sytuacjach obronić. Gdy ktoś mi coś zarzucał niesłusznie, przeważnie milczałam. A później gryzłam się tym, że źle mnie potraktowano, nieprawiedliwie. Ciągle z tym walcze, raz mniej raz bardziej skutecznie.

                   

                Przeglądasz 7 wpisów - od 31 do 37 (z 37)
                • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.