Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Pożegnanie matki

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 25)
  • Autor
    Wpisy
  • yucca
    Uczestnik
      Liczba postów: 588

      … od dziecka…

      Po 11 latach od Twojej śmierci, zauwazyłam, że Cię nie ma, że nie istniejesz, choć tak Ciebie szukałam w innych ludziach, czasem czując, że znalazłam… że znalazłam Twoje oczy, i Twoją w nich akceptacje. Ze Twoje ręce wreszcie przyszły do mnie by dotknąć, by przytulić, a nie po to by znów poprawiać te niedociągnięte skarpetki, tę spódniczkę która skrzywiła się gdy do Ciebie biegłam. tak bardzo chciałabym znów móc Cię zobaczyć, przybiec do Ciebie i uslyszeć – moja kochana córeczka, zamiast – i znów nie założyłaś czapki, ile razy mam Ci powtarzać, że jest zimno, znowu się przeziębisz, a ja nie mogę ciągle zwalniać się z pracy, bo MNIE TAM POTRZEBUJA…

      Wszedzie Cię potrzebowali, wszędzie bylaś niezbędna, a najbardziej niezbędna byłaś tam gdzie najmniej przebywalaś, czyli w domu. Pamiętam ile razy czekałam na Ciebie siedzac na stole w kuchni, pod oknem, i patrzac, godzinę, dwie, czasem po ciemku wypatrywałam światła Twojego roweru na drodze… A gdy sie wreszcie pojawiłaś, czulam w sobie wielką radość i wielki strach, bo nie wiedzialam co sie stanie za moment. Czekałam, aż z uśmiechem wejdziesz do domu, a Ty wchodzilaś wściekła, krzycząc, że znów nie zmyłam jakiejś szklanki, a na stole leży poplamiony obrus, że Ty tak się dla mnie zapracowujesz, a ja znów nic nie robię… Czy to było takie wazne, naprawdę, te skarpetki, spódniczki, rękawiczki, szklanki, to wszystko, to co dookoła, co nie ma serca , duszy, czy to jest wazne? Nawet nie pamiętałabyś jakie były te rzeczy, gdzie się podziały? Tak samo jak nie pamiętałaś jaka była Twoja córka, i gdzie ją zgubiłaś.

      Zawsze wszystkiemu winna, no może poza burzami i gradobiciem , córka nie matki, ale sfrustrowanej córki swoich rodziców, siostry kalekiego brata, który może i by zapłakał na Twoim pogrzebie, gdzyby nie to, że miał przecież jeszcze jedną siostrę, miał przecież jeszcze ojca, ktoś się nim zajmie, więc nie ma się czym przejmować… wymieni Cie na nowy model… a po latach wspomni, że przeciez i tak najlepiej to nadawałas się do tego by coś załatwić, a poza tym… I czego On jeszcze od Ciebie chciał? Za mało , ciągle za mało, wszystkiego za mało… I byłabym bardzo na niego zła, gdyby nie fakt, że byłaś taka sama dla mnie.
      Za mało piątek, za mało wylizane mieszkanie, za mało sie angażuję, za mało Cie kocham , za mało…
      Ale niewazne, zawsze przeciez mam jeszcze rodziców, Oni mnie kochają… tak pewnie sobie mówiłaś, odrzucając mnie, nie będę się przejmować, zamienie ją na lepszy model… A na kogo ja mogłam Cię zaminić? Na samotnosć, na smutek, na czekanie, na siedzenie na kuchennym stole. Nie wiedziałaś o tym? Nie wpadłaś na to? Jaka to tragedia? Sto razy gorsza niż zwolnienie z powodu choroby córki, niż krzywa spódniczka i plama na obrusie!

      A potem jak lezałaś w szpitalu, miałam 18 lat, bylam DZIECKIEM, ciągle tym samym dzieckiem, ze zwieszoną głową, w strachu patrzącym, czy tym razem sie uśmiechniesz czy wściekniesz, a czy ja zdołam zapamiętać o co, żeby następnym razem nie ranić mojej mamy. Leżałaś umęczona, obolala, i ja byłam, po Twojej operacji tak się zablokowałam, że siedząc w nogach Twojego łóżka, dziergałam domek haftem krzyżykowym, z błogością na Twarzy, przekonujac Cię, ze będzie dobrze, podając Ci wodę łyżeczką… a jak inaczej miałam się nie rozsypać? Moja matka umierała, przy mnie nie było nikogo. Twój ukochany ojciec, brat, siostra, bali się przyjść, bali się spojrzeć Ci w oczy… A pamietasz jak kiedyś przyszedł Twój ojciec i zaczął jęczeć jak mu źle, jakie to On ma przerąbane zycie… nawet wtedy, gdy byłaś tak chora, że nie mogłas chodzić, nie zapomniał o sobie, nie pomyślał, że Ty, obok… że to ostatnia szansa, by mógł powiedzieć swojej corce że ją kocha… Nie, dla niego istniał tylko On, zmarnował swoją szansę, nawet Cię nie dostrzegł, nie zobaczył ani Twojej miłosci ani Twojego cierpienia.

      Wiem, od wczoraj wiem, że znalaś swój los, że wiedziałaś że umierasz. Tak bardzo sie bałam, ze będziesz nie do zniesienia, przez ten ból, przez przykucie do łóżka. A Ty, Ty nie wiedziałaś , że ja wiem. Wzajemnie nie wiedziałyśmy, i wzajemnie próbowałyśmy siebie oszukiwać. Byłaś zawsze pogodna, ciagle mnie przekonywałaś , że czujesz sie lepiej, pewnie sobie obiecalaś , że jak z tego wyjdziesz… to… Zobaczylaś, kto u Ciebie jest, kto z Toba został, kto Cię myje i pomaga Ci się ubrać. A gdzie reszta? Nigdy nie pytałaś… Wiedziałaś, że są jak sępy, tam gdzie jest coś do wyszarpnięcia, ktoś do obsiędniecia, a Ty, co Ty im moglaś wtedy dać? Nic! Więc i po co mieliby Cię odwiedzać.

      Wiem, że wiedziałaś, Ty, kobieta z milionem planów na za rok i za 10 lat, zrozumiałaś , że wszystko się kończy, że to już całkiem niedługo i wtedy próbowałaś nadrobić 18 lat bycia matką, ale… co mogłaś wtedy, co mogłaś dać? Jak sama tak bardzo potrzebowałaś opieki . Próbowalaś mnie nie martwić, może się bałaś, że ja też odejdę, gdy się dowiem? Ze nie znosę tego wszystkiego. Przecież nie miałaś chyba nadzei, że ktoś z rodziny mi pomoże, kiedykolwiek, jeśli teraz nie pomaga… Ale tak się staralaś, moze to było wszystko co miałaś, co moglas dać… gdyby choc tyle, przez te 18 lat, to by na pewno wystaczyło, troche szczerości, trochę otwartości, troche ciepła, nie czekałam na idealną mamę, czekałam na moją mamę…

      Odeszłaś, zgasłaś, i ja razem z Toba, rodzina, znajomi, zapomnieli, że żyłam, że byłam, że nie miałam z kim nawet porozmawiać o Tobie i Twojej śmierci. Tak bardzo bylam na Ciebie zla, że nie powiesz mi co mam robić, że mnie tego nie nauczyłaś. Potem schowałam swoją miłosć na wiele długich lat, bo zrozumialam, ze to czego mnie nauczyłaś robi ze mnie ofiarę.Tak bardzo chciałam Cię nienawidzić, wierzyłam, że może wtedy nie będę taka jak Ty, że nie zmarnuje swojego zycia, że nikogo nie będę traktować jak Ty mnie. Czasem chciałam, żebyś nigdy nie istniała, myślałam, że lepiej by było gdybys mnie oddała. Pewnie, gdybyś mogla, gdybyś wiedziała, chciałabyś cofnąć czas. Ale wszyscy mamy tylko jedno życie…

      Historia skończona, nie bedzie już następnych rozdziałów, żyłam z tą raną, z tą nadzieją 11 lat, coś we mnie wciąż wierzyło, że kiedys wrócisz w innym człowieku, że wtedy nauczona na własnych błędach, będziesz kochać, ale tak się nie stało i stać się nie mogło. Historia skończona, jak przeczytana ksiazka, szkoda, chciałoby się wrócić i dalej nie wiedzieć jakie jest zakończenie. Ile to ja książek przeczytałam do trzeciej strony od końca, żeby się nie żegnać… Koniec, żadna z nas, zadnej już niczego nie da i niczego nie dostanie. Było zycie, nie ma zycia i nie ma nawet iluzji, nie ma strachu przed krzykiem i nadziei na miłość, nie ma czekania. Historia skończona, rana się oczyszcza… Zegnaj mamusiu…

      Edytowany przez: yucca, w: 2008/05/14 15:41

      Carola
      Uczestnik
        Liczba postów: 402

        yucca, tesknisz za Nia ?

        dominiak
        Uczestnik
          Liczba postów: 96

          po przeczytaniu Twojego posta nie wiem dlaczego zrobiło mi się zimno i przeczły przez moje ciało dreszcze, może dlatego, że to co napisałaś, jest mi w jakiś sposób strasznie bliskie. trzymaj się. niewiem co napisać.

          yucca
          Uczestnik
            Liczba postów: 588

            Carola, myślałam chwile nad Twoim pytaniem i chyba nie. Tesknię za jej miłoscią, za nauką jaką mogła mi przekazać, ale wiem, że gdyby żyła to byłaby taką samą nieuważną i zamknietą w sobie mamą jaką była całe życie. Poza tym ja już nie jestem dzieckiem,na pewne sprawy minął czas. I chyba nie wierze, że Ona moglaby się zmienić, tak bez świadomości rychłej śmierci… Trudno by mi było wytrzymać z nią taka jaką była całe moje dzieciństwo. Może dobrze że się stało tak jak się stało, wydaje mi się że jest mi łatwiej się obudzić, pożegnać, niż osobom których rodzice zyją, ale nie kochają ich, lub nie okazują miłości – co w sumie znaczy to samo albo co gorsza manipuluja nimi i oczekują wsparcia choc sami prawie nic nie dali. Może to jakieś odarte z uczuć co piszę, moze powinnam sie zalewać łzami i wołać, mamusiu wróć, ale nie. Chcę jedno zrobić, nie popełniać jej błędów, być bardziej uwazną, ale nie dlatego, żeby byc inną od niej i się z nią nie utożsamiać, tylko dlatego by świadomie przeżyć swoje zycie i na łożu smierci nie wpaść w czarną rozpacz nad tym ile zaprzepaściłam, ile mogłam dać a nie dałam, ile chciałabym nadrobić. Nie chce mieć zalu do siebie samej.

            Dominiak dzięki za słowa otuchy, pewnie to co napisałam dotyczy wielu z nas. Czasem nie trzeba wiedzieć co napisac, rozumiem że trudno uczestniczyc w czyjejś żałobie, pożegnaniu, choć to miłe i wspierające dla mnie, że kogoś to co pisze obchodzi, interesuje, jest bliskie.
            Pozdrawiam

            dominiak
            Uczestnik
              Liczba postów: 96

              napewno, każdy zinterpretuje to po swojemu. to co napisałaś. myślę, że jest to jeden z niewielu postów, który ma ogromny sens i wielki przekaz do zastanowienia się jak nie zagubić się w tym wszystkim. bardzo Ci dziękuję, że to napisałaś.

              yucca
              Uczestnik
                Liczba postów: 588

                dominiak zapisz:
                ” że jest to jeden z niewielu postów, który ma ogromny sens i wielki przekaz do zastanowienia się jak nie zagubić się w tym wszystkim.”

                Nie patrzyłam na to w taki sposób. Był to dla mnie bardzo osobisty tekst, ale faktycznie, coś w tym jest. Dla mnie przede wszystkim to o tym, że zapominamy być blisko, że wszystko odkładamy na nieokreśloną przyszłość, że planujemy co zrobimy za 5 lat, a nie wykorzytyjemy dnia dzisiejszego, TEJ chwili, ze nei sznujemy tego co mamy i ciągle coś jest nie takie. Ciągle myślimy, ze zdążymy ukochać naszego męża, dziecko, matkę, podziękować, myslimy , ze będzie lepszy moment, moze jutro, może jak się poprawi, jak będzie bardziej kochany, jak przestanie robić to czy tamto… I nie musimy wcale umierać ani nasi bliscy, by było juz za późno…

                To też tekst o tym że nie warto dawać siebie tym którzy żądają opieki, straszą, każą nam coś, tym którzy nam mówią że to nasz obowiązek, bo jeśli ktoś mysli, że mu sie coś nalezy to nawet nie powie zwykłego dziękuję, a gdy nie będziemy już mogli dawać … Dajmy więc tym którzy proszą i czekają… dajmy tak by nie wyreczać, dajmy będąc razem, a nie róbmy wszystkiego za kogoś…
                Pozdrawiam

                Edytowany przez: yucca, w: 2008/05/14 21:49

                Carola
                Uczestnik
                  Liczba postów: 402

                  Zapytalam, bo wyczulam jakas tesknote w tym poscie. Teraz wiem ze tesknisz za tym co mogla Ci dac a nie dala… wydaje mi sie ze nie mialabys takich odczuc gdybyc tego chociaz przez chwilke nie doznala tz nie wiedziala bys ze Ona to moze zrobic, ze jest do tego "zdolna".
                  Z jednej strony moze bylo by lepiej, prosciej pozegnac ktogos kto byl dla nas "niedobry" przez cale zycie, ale z drugiej strony to jest jak odkrycie jakiejs nieznanej czastki drugiego czlowieka.
                  Moze jest to iracjonalne co napisze, ale wydaje mi sie ze Ona stala sie dla Ciebie bliska, wlasnie dlatego ze odkryla przed Toba ta czastke i dala Ci ta swiadomosc ze mozna inaczej. Wiesz jak duzo czasu czlowiek potrzebuje zeby nauczyc sie tego samemu jezeli nie mial "wzorcow", a mozna sie tez nigdy nie nauczyc.
                  Mozna powielac wzorce innych, mozna byc kochajacym mezem, zona, matka, ojcem ale tylko dlatego ze tak powinno byc a nie dlatego ze wyplywa to z glebi czlowieka, bo czlowiek tego nie zaznal.

                  ps wiem ze namieszalam, ale takie mysli kraza mi po glowie a inaczej nie moge ich przedstawic

                  yucca
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 588

                    Carola zapisz:
                    „Zapytalam, bo wyczulam jakas tesknote w tym poscie. Teraz wiem ze tesknisz za tym co mogla Ci dac a nie dala… wydaje mi sie ze nie mialabys takich odczuc gdybyc tego chociaz przez chwilke nie doznala tz nie wiedziala bys ze Ona to moze zrobic, ze jest do tego "zdolna".”

                    Z pierwszym zdaniem zgadzam się w 120 procentach, wlaśnie za tym jest ta tęsknota, za matką jaką mogłaby być. Natomiast co do dalszej czesci cytatu. Carola ja wiedziałam, że Ona potrafi być ludzka, była taka dla innych, dla wielu dookoła. Pamietam jaka wspaniala była dla swojej chrzesnicy, widziała w niej słodycz, a we mnie ciągle tylko zło, głupote.

                    Zresztą wtedy w szpitalu Ona nie otworzyła się jakos specjalnie, po czesci wlożyła maskę żeby mnie nie martwić ale bardzo się starała coś dać, nie złościć się, choc wtedy to by było zrozumiałe. Ale gdy to wszystko do mnie wróciło, wczoraj na sesji, jak zywe, zrozumiałam, że nie jestem zła, że całe moje dzieciństwo było po prostu pomyłką, o niczym nie świadczyły Jej ciągłe niezadowolenie, złość, upominanie, ze to były tylko powody do tego by się nie zbliżyc do mnie i nie przekonać, kto ją na prawdę kocha, zeby nie musieć znosić brzemienia tego, jak bardzo daje sięwykorzytywać. Zrozumiałam, że Ona nie mogła , nie umiala, nie potrafiła dać mi więcej z powodu własnych przesłanek, że to wszystko nie była moja wina – a to bardzo duże brzemię żyć ciągle z przekonaniem, że wszystko robi się źle, że nie można nic dobrego dać, że na nic się nie zasługuje.

                    Teraz powoli do mnie dociera, że ten obraz siebie jaki widziałam w oczach mojej matki jest NIEPRAWDZIWY, a to bardzo wiele, bo jeśli wiesz, że coś jest nieprawdziwe, to masz motywację by znaleźć siebie prawdziwą. Tak jak napisałam nie doświadcze już matczynej miłosci ale nie bedzie tez krzyków. Nie bedę musiała znosić tego, czego nie chce w nadziei, że jak wytrzymam to czy tamto, to bedę moze godna miłosci, akceptacji, lubienia itd. Ona tyle wytrzymała, tyle pomagała swoim rodzicom, bratu, a co dostała od nich? Nie tędy droga do miłosci, do bycia kochanym, szanowanym, nie poprzez ból i wyrzeczenia. Będę mogla brać tylko to co chcę wziać a za reszta grzecznie podziękować.
                    Teraz to chyba ja troche namieszałam 😉

                    Edytowany przez: yucca, w: 2008/05/14 22:35

                    Gonzo
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 512

                      Yucca!

                      Bardzo Ci dziekuję za ten wątek i twoje przemyslenia.

                      Tylko ze u mnie ten drugi rodzic jest dla mnie gorszy,
                      to tak niewiele zmienia ….

                      Gonzo

                      yucca
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 588

                        Jeszcze słówko o zalezności. Zrozumiałam, że moja matka była miła i kochająca , uważna, obowiązkowa,względem osób od których czuła sie zależna!!!

                        Była taka względem rodziców, szefa w pracy, nawet wzgledem dalszej rodziny i znajomych – bo chciała być lubiana i ceniona. Nie była taka tylko względem mnie, bo w naszym wspólnym układzie to ja byłam bardziej zalezna, więc Ona zachowywała się jak jej rodzice wzgledem niej. To straszne, ze była miła tylko gdy czuła że musi… że bycie sobą mogłoby jej zaszkodzić, albo wtedy gdy mogla coś w ten sposób zyskać, np pochwałe rodziców, akceptacje. Choc ja jej to wszystko dawałam niejako za nic, po prostu. A w czym ja jej mogłam zaszkodzić jako dziecko…?
                        Dopiero gdy zostałam przy niej tylko ja, gdy była słaba i bardzo zalezna zaczeła być miła, ciepła, tak jakby przerzuciła na mnie swoje oczekiwania miłości,akceptacji , jakie przez całe zycie żywiła wzgledem innych. Pamiętam, ze zachowywała się jak nastolatka trochę, nie bardzo wiedziłam kto w tym układzie jest matką a kto dzieckiem. Nie wiem czy Ona wtedy pokazała jaka jest naprawdę, czy znów grała tylko repertuar się zmienił. Ale wiem, że jej bycie miłą czy niemiłą, zagniewaną czy uśmiechniętą nie zależało od tego jacy są ludzie wokół. ale od ukadu sił i zalezności. Dlatego wiem, ze to nie ja bylam zła, to rola w jakiej byłam, moja zalezność, była tak przez nią znienawidzona. Mściła się chyba za własne krzywdy z dzieciństwa, nie chciała o nich pamiętać, nie chciała do tego wracać a ja jej ciągle przypominałam o tym czego sama nie dostała od rodziców.

                        Dziękuję Wam wszystkim za ciepłe słowa i za to, że się odezwaliście. To bardzo ważne móc z kimś porozmawiać o tym co trudne, co zwiazane z pozegnaniem, gdy moja mama zmarła nie mialam z kim o tym rozmawiać, nie było nikogo otwartego, kazdy uciekał, albo zajmowal się sprawami materialnymi wokół. Martwili jak uda się stypa i czy deszcz nie bedzie padał na pogrzebie…Dlatego nie byłam w stanie wtedy przeżyc żałoby, pożegnać się z nią, zakończyć tej historii. Odłożyłam ją w sobie na tak długo. Dziękuję Wam wszystkim, to bardzo ważne doświadczenie dla mnie.

                        Edytowany przez: yucca, w: 2008/05/15 09:52

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 25)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.