Witamy Fora Terapie w Polsce Terapeuta w Toruniu na NFZ

Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 39)
  • Autor
    Wpisy
  • Monar
    Uczestnik
      Liczba postów: 18

      Edytowany przez: Monar, w: 2013/04/18 15:27

      Eugenia
      Uczestnik
        Liczba postów: 7086

        Oj to nie wiem, ja chodziłam raz na dwa tygodnie bo o to prosiłam, bo nie byłam w stanie szybciej, za ciężka była to nerwica i po każdym spotkaniu około 2 tygodni się wszystko we mnie układało….własnie nerwicą się zajmowałyśmy….bardzo dobra była. To czym T. się zajmuje jak nie nerwicą skoro ją masz, mówisz o wszystkim otwarcie?

        Monar
        Uczestnik
          Liczba postów: 18

          Edytowany przez: Monar, w: 2013/04/18 15:27

          Noob
          Uczestnik
            Liczba postów: 12

            Witam Was! Trochę zmartwiły mnie wasze problemy z poszukiwaniem pomocy dla siebie. Ja również chciałabym rozpocząć terapię w Toruniu. Do tej pory byłam tylko na spotkaniu z psychologiem na nfz, rozmowa trwała około 20min i w zasadzie polegała na wskazaniu mi poradni na bydgoskiej. Nie byłam tam jeszcze, nawet nie dzwoniłam, bo ciągle trudno jest mi prosić o pomoc (mam wrażenie, że przecież przesadzam). Zastanawiam się, gdzie się udać. Moja rodzina jest dysfunkcyjna, ojciec jest alkoholikiem, ale 'rozpił się’ kiedy już nie byłam dzieckiem, tym bardziej nie wiem, czy 'kwalifikuje się" na DDA. Czy moglibyście napisać jak wygląda terapia na bydgoskiej? Czy tam trzeba umówić się do kogoś konkretnie, czy te spotkania są z góry określone, czy odbywają się regularnie? Po prostu jakie są wasze doświadczenia. Dodam, że interesuje mnie tylko terapia indywidualna. A może znacie dobrego psychologa? Pozdrawiam! 😉

            Monar
            Uczestnik
              Liczba postów: 18

              Edytowany przez: Monar, w: 2013/04/18 15:28

              Czarna
              Uczestnik
                Liczba postów: 318

                Jak tam czytam to bardzo nasunęła mi sie jedna myśl. Chodziłam na terapię ok pół roku. Bardzo miła pani, ustaliła od razu zasady więc czułam się bezpiecznie, na początku też było bardzo intensywnie bo miałam o czym opowiadać jako świeżynka, mnóstwo łez, emocji, w sumie też badanie siebie nawzajem, bo ani ja nie znałam terapeutki ani ona mnie. Po jakimś czasie przychodzenie na terapie stało się mniej stresujące, można powiedzieć, że szłam jak do parku na spacer mimo, że w trakcie zawsze pozostałam strasznie spięta – co mi powiedziała na koniec terapeutka sama, że nadal cała moja postawa się przed nią broni. W każdym razie odnoszę się do tej niby nudy. Tez czułam juz pod koniec, że jakby nie widze efektów, jakbym stanęła w miejscu i w kółko rozmawiam o tym samym, wałkuję te same tematy itd. Mniej więcej takie same odczucia jak Monar. Ale terapeutka powiedziała mi jedną rzecz na koniec jak od niej odchodziłam. Ze ma nadzieję, że następnej osobie która będzie przeprowadzała moja terapię zaufam na tyle, żeby zrobic następny krok. Ze jej zupelnie jeszcze nie ufam i ona to widzi (aczkolwiek nie miała w tym do mnie pretensji, nie odczułam tego jako atak). I miała rację. Więc myslę, że ta nuda bierze się stąd, że wyczerpawszy tematy, które porusza się z osobą znając ją na takim poziomie jakby pobieżnie, nie ma o czym rozmawiać bo na tyle jeszcze jej nie zaufałam, żeby móc powiedziec jej więcej. To moje zdanie, mam wrażenie, że się nie mylę 😉

                Monar
                Uczestnik
                  Liczba postów: 18

                  Edytowany przez: Monar, w: 2013/04/18 15:28

                  Czarna
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 318

                    Hmm jeszcze jedno musze wyjaśnić. Ja zmieniłam terapeutke bo moja zaszła w ciążę 🙂 Zupełnie mi pasowała i pewnie w końcu może bym jej zaufała, po prostu zbarakło mi czasu. Ta następna niestety była zbyt zimna dla mnie (chyba) albo po prostu nie zniosłam zmiany tak wielkiej. Więc ogólnie chyba naprawde zabrakło mi czasu.

                    Co do tego spięcia podczas rozmów. Tu chyba też potrzeba czasu. Jakby nie było wiąże się to z zaufaniem, a mówimy na terapii o sprawach dla nas bardzo bolesnych, naprawde bardzo. Ja na początku strasznie płakałam, i chyba częściowo też ze wstydu, że muszę opowiadac o takich rzeczach. Później przestałam płakać, myślę, że w jakimś maleńkim stopniu zaufałam terapeutce, albo poczułam z jej strony akceptację, czułam, że ona mnie rozumie i nie potępia, nie naśmiewa sie ze mnie. Z kontaktem wzrokowym nie miałam problemu, ale to może dlatego, żebyłam strasznie pozytywnie nastawiona na tą terapię, bardzo chciałam ,żeby ktoś mi pomógł. No ale moje chcenie a moje emocje i reakcje to zupełnie dwie rózne rzeczy 🙂 Więc pewnych rzeczy i tak nie zdołałam przeskoczyć, m.in. tego zaufania. No cóż, każdy ma swoje tempo i myślę, że skoro ogólnie dobrze Ci idzie to warto się uspokoić, że po prostu potrzeba Ci więcej czasu i zaakceptować to, że wolniej będziesz robić postępy. ale będziesz je robić 🙂 Można nawet o tym porozmawiać z terapeutą. Moja mi wprost powiedziała, że mam jej mówić kiedy będę czuła że cos nie tak na terapii, jakbym zaczęła miec myśli samobójcze, albo jakbym chciała zrezygnować. To bardzo pomogło mi zacząć i "zakotwiczyć się", poczuć się ważna jako jednostka bo to dla mnie te zasady 🙂

                    Edytowany przez: Czarna, w: 2013/04/06 23:44

                    Noob
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 12

                      Bardzo dziękuję za wasze odpowiedzi, zmotywowałam się trochę do działania. 😉 Zastanawiam się nad tym, o czym piszecie, czyli o problemie zaufania. Biorąc pod uwagę, że przez tyle lat uczymy się nie ufać nikomu, ukrywać problem, nie mieliśmy możliwości nawiązania szczerych i bezpiecznych relacji, kiedy ktoś nieustannie zaprzecza/ł naszym problemom i kiedy nie mamy prawa przeżywać swoich emocji, to nic dziwnego, że trudno jest zaufać zwłaszcza w tak specyficznej i bliskiej relacji. Myślę tylko jak można ten etap pokonać, jak przetrwać, przejść przez ten okres?! Zmiana terapeuty chyba byłaby ucieczką donikąd… Ale najpierw trzeba na terapię w ogóle dotrzeć, co Wam się już udało i czego bardzo Wam gratuluję! 😉
                      A jeżeli chodzi o kontakt wzrokowy to też mam z tym problem, ale staram się go utrzymywać jakby 'na siłę’, z jakoś absurdalnie pojmowanej grzeczności… baaardzo boję się rozpłakać, przeraża mnie to, że mogłabym się popłakać i to w obecności kogoś, już nawet teraz jakby wstydzę się na zapas, za samą myśl o byciu taką "histeryczką"…

                      Monar
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 18

                        Edytowany przez: Monar, w: 2013/04/18 15:28

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 39)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.