Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Trauma alkoholizmu.. Czy mój mąż ma problem z alkoholem ?

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 27)
  • Autor
    Wpisy
  • Xlibertas
    Uczestnik
      Liczba postów: 10

      Cześć Wam wszystkim!

      Mam 35 lat i chociaż mój ojciec był alkoholikiem od „zawsze”, nigdy nie utożsamiałam się z DDA. Znałam to pojęcie, ale wyprowadziłam się z domu , mając 19 lat z poczuciem, że zostawiam ten „problem” za sobą i już mnie nie dotyczy, nie ma na mnie wpływu. Dopiero dziś widzę, że nic w całym moim życiu nie miało na mnie tak ogromnego wpływu jak mój ojciec. Zaraz po swojej wyprowadzce weszłam w swój pierwszy i od razu 12letni związek. Nie umiem tworzyć krótkich relacji. Pewnie większość z Was mnie doskonale rozumie, ale wolę cierpieć niż być sama, porzucona, odrzucona itd. Bylam ofiarą przemocy domowej wiele lat. Dziś nie mogę w to uwierzyć, jak mogłam w tym tkwić tyle lat i tak głęboko wierzyć, że jestem temu winna, że to ze mną jest coś nie tak, ja jestem „nienormalna”, ja muszę się bardziej starać, a w dodatku być wdzieczna, że w ogóle ktoś chce ze mną być, po przecież do niczego się nie nadaję. Z tego związku mam dwoje dzieci. Trudno mi się patrzy każdego dnia na to, z jakimi zmagają się wewnętrznymi konfliktami, które są efektem dorastania w takiej dysfunkcyjnej rodzinie. To dla nich po 12 latach udało mi się uwolnić. Dzisiaj jestem wdzięczna za te lata. Nie byłabym tutaj, nie byłabym tym, kim jestem. Ojciec moich dzieci nie pił alkoholu. Nigdy nie mógł sobie pozwolić na to, żeby odpuścić kontrolę , żeby ktoś zobaczył , jaki jest naprawdę. W zwiazku z tym nigdy wcześniej nie uzmysłowiłam sobie, jaki ja mam problem z alkoholem. Nie ze spożywaniem go, ale tolerancją jego istnienia w moim otoczeniu. Od 4 lat jestem w nowym związku. Wydawałoby się mężczyzna idealny. Troskliwy, traktujący mnie z największym szacunkiem, wrażliwy, otwarty. Nie obraża mnie , o wszystkim możemy porozmawiać i w ten sposób rozwiązujemy wszystkie konflikty. Ale nie jest abstynentem tak jak poprzedni partner. I okazuje się, że nie ma dla mnie bezpiecznej ilości alkoholu, którą mógłby wypić, żebym nie czuła się zagrożona. I nie chodzi o to, że tu i teraz jest alkoholikiem. Ale mógłby być. Może będzie ..za rok , za dwa albo za 10 lat. Absolutnie miażdżąca świadomość. Bo w moim poczuciu alkoholizm to jedna z najgorszych rzeczy, jaka może spotkać rodzinę. I nie ma to rady. Nie da się z tym wygrać. Jak już przyjdzie, zniszczy wszystko i wszystkich. Z mojej rodziny nic nie zostanie. Tak to widzę , przeraża mnie ta myśl z każdym pojedynczym dźwiękiem kapla otwieranej butelki. Z dźwiękiem syczacej pianki piwa. Patrzę na niego i choćbym nie wiem, jak się starała, widzę swojego ojca. Te same miny, te same teksty wypowiadane na rauszu , ten sam humor, nawet ruchy podobne. Nie mogę tego znieść. Nie chciałam Wam się tylko żalić. Chcę Was prosić o pomoc. Kto, jak nie Wy możecie mnie zrozumieć i pokierować dalej. Mam wewnętrzny dysonans czy to ten lęk, który czuję to jest jakiś mój wyolbrzymiony strach z dzieciństwa , który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, czy może jednak mój mąż jest na początkowym etapie, który nieprzerwany mógłby skończyć się rozwinięciem choroby alkoholowej ? Po krótce Wam opiszę, co mnie niepokoi. Nie pije regularnie, w sensie codziennie czy co 2 dni, ale raz w tygodniu na pewno. Czasami pije 2-3 dni pod rząd, np w weekend. Rzadko się spotyka ze znajomymi, bo przeprowadziliśmy się i mieszkamy dość daleko od nich , ale często rozmawia z kolegami i gra z nimi w gry komputerowe. Wtedy też pije i twierdzi, że oni piją i to są ich takie „online” spotkania towarzyskie, więc to nie jest tak, że pije sam. Nigdy się nie upija, tak żeby go odcięło, ale potrafi wypić całą butelkę whisky w jeden dzień. Pracuje zdalnie głównie, ale zdarza mu się czasem, że zamiast pracować , odsypia zarwaną noc, jeśli nie ma jakiegoś ważnego spotkania. Zdarza się to bardzo rzadko , ale jednak się zdarza. Kiedy o tym rozmawiamy , bardzo się denerwuje , bo uważa , że to normalne i nie robi nic zlego. Że skoro Sie nie upija , to jest to kryterium, że ma nad tym kontrolę . Złości się wtedy , kiedy mu zaznaczam , że moim zdaniem przekroczył już granicę , kiedy to jest ok. Złości się , bo uważa , że odbieram mu przyjemność picia. On chciał się zrelaksować , a ja mu to psuję. Czasami nawet się czuję, jakby mnie szantażował emocjonalnie , bo mówi , że będzie musiał sobie to „odbić „. Żeby mi tego było mało , czasami wyjeżdża z kolegami na weekend. Wtedy nawet nie tyle piją dużo , co biorą narkotyki. Głównie kokainę. Na początku byłam przerażona i oburzona. Ale zobaczyłam, że to przecież inteligenci, wykształceni ludzie na stanowiskach . Każdy ma rodzinę , dzieci. Nikt by nigdy nie powiedział o nich , że są narkomanami czy alkoholikami. Ot, z umiarem korzystają z życia. Ja nie piję, nie potrafię. Mam wstręt do alkoholu . Narkotyków też nie biorę , nie ufam, że można mieć nad tym wiecznie kontrolę. Mój brat już będąc w gimnazjum był w Monarze. Nic to nie pomogło , zwłaszcza że uciekł po 2 tygodniach. Nie mam dobrych wspomnień z tego okresu. Ale oni zachowują się inaczej. Więc miałam poczucie pozornej normalności. Mój mąż przyznaje się otwarcie tylko do jednego uzależnienia – od gier komputerowych. A ja widzę to tak, że ma tendencję do uzależniania się od różnych rzeczy. Że ma nad tym mniejszą lub większą kontrolę, ale to wszystko jest stąpaniem po cienkim lodzie. A ja żyję w strachu, kiedy ten lód pęknie. Był nawet u 3 psychoterapeutów , żeby popracować nad tym, dlaczego ma takie a nie inne mechanizmy reagowania na stres . Nikt mu nie pomógł , każdy stwierdził , że nie widzi problemu. Więc tym bardziej poczułam, że może mi się tylko wszystko wydaje. Ale to uczucie, że coś Ci nie pasuje, że intuicja Ci coś czepcze do ucha, a Ty nie chcesz /nie możesz jej zaufać , bo czujesz , że z Toba coś nie tak, to najgorsze uczucie z możliwych. Mogłybyście polecić mi może jakieś książki albo artykuły o tym , jak poznać czy ktoś ma problem z alkoholem , szczególnie na wczesnym etapie . Albo ogólnie o uzależnieniach ? Nie chciałabym się obudzić za kilka lat i znowu nie móc uwierzyć , jak mogłam się znowu w coś takiego wypakować. A z drugiej strony nie jest krzywdzona w tym związku , nie chciałabym go stracić tylko dlatego , że coś mi może zagrażać. Będę wdzięczna za każdą wskazówkę , gdzie szukać pomocy.

       

      abcd
      Uczestnik
        Liczba postów: 218

        Według mnie już jest pijakiem i lada moment będzie alkoholikiem (albo już jest, skoro nie jest w stanie zrezygnować całkowicie z alkoholu ze względu na Twoje lęki). Ktoś kto nie ma problemu z alkoholem może bez problemu zrezygnować z alkoholu ze względu na drugą osobę.

        Xlibertas
        Uczestnik
          Liczba postów: 10

          Był taki okres, że na pół roku przestał, żeby mi udowodnić, że potrafi.. Ale jak wrócił do picia alkoholu, to już nie ma mowy o tym, żeby przestał, bo to jest przecież „dla ludzi”. I szczerze mówiąc to raczej ja jestem ta zła i ze mną nie da się rozmawiać , bo ja nie piję alkoholu , a on nie zna nikogo, kto nie pije poza mną. Więc czasami mam wrażenie , że on myśli, że to ze mną jest coś nie tak i w związku z tym nie mam prawa oczekiwać od niego, że on nie będzie pił , bo przecież on nie jest alkoholikiem. Każdy pije .. to dlaczego on ma nie pić.

          rasputnik
          Uczestnik
            Liczba postów: 50

            Trudno powiedzieć czy jest już alkoholikiem, ale ma ten odruch uciekania w używki czy gry komputerowe zamiast zająć się np własną rodziną więc myślę że słusznie się obawiasz że to może się skończyć źle. Jak zaczną sie jakieś trudności to może się okazać że na męża nie możesz liczyć  (bo może się zestresował i musiał napić), a może nie wyrabiał się w pracy więc po cichu zaczął jeszcze brać amfetaminę czy inne substancje.. On ma nad tym kontrolę pod warunkiem że wszystko idzie gładko i nie ma żadnych problemów w życiu, ale jak tylko problemy się pojawią to zaraz się okaże że żadnej kontroli nie ma

            • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok temu przez rasputnik.
            abcd
            Uczestnik
              Liczba postów: 218

              Rasputnik, przecież to już się zaczęło źle i na 99% skończy się źle. („gdyby ból po uderzeniu młotkiem występował po roku od uderzenia, to ludzie częściej waliliby się młotkiem”) Jeszcze do tego facet kokainę zażywa i bliżej czterdziestki niż osiemnastki i jeszcze obraca się w kokainowych towarzystwie. Może jednak nie patrz przez różowe kumbaja okulary co?
              Nie ma kontroli nad tym, a co najwyżej ma kontrolę nad dozowaniem, bo jeszcze organizm (głównie mózg; neurotransmitery, dopamina, serotonina i te sprawy) nie jest aż tak zdewastowany. Jest nałogowcem.

              Xlibertas, i co z tego że pół roku nie pił? Doprawdy, wielki wyczyn, bądź dozgonnie wdzięczna. W normalnym związku żadna ze stron nie upija się co jakiś czas (raz można się upić z braku doświadczenia z alkoholem, ale po takim zdarzeniu normalnie myślący, dojrzały człowiek postanawia nigdy więcej), a jeżeli któraś ze stron tłumaczy i prosi by zrezygnować z jakiejś używki, bo ta używka przyczynia się do rozpadu związku, to oczywistym jest, że ten co deklaruje, że nie ma problemu z tą używką po prostu wypracowuje w sobie ambiwalentny stosunek do tej używki.

              rasputnik
              Uczestnik
                Liczba postów: 50

                abcd, ja też uważam że nie ma czegoś takiego jak 'zdrowe’ upijanie się, ale nawet jeśli jest niezdrowe to i tak mnóstwo osób w kraju tak funkcjonuje i być może nawet będzie funkcjonować do emerytury bez większych wpadek. Wiele też osób obiecuje sobie 'nigdy więcej’ aż do następnego razu który tak czy siak w końcu przychodzi. Nie wiem czy to alkoholicy czy nie, nie znam się na diagnozowaniu problemów alkoholowych. Na pewno jest ryzyko że to się skończy chorobą alkoholową, ale jak duże nie umiem powiedzieć.

                Bardziej bym się obawiał że to może być tylko wierzchołek góry lodowej, że tak naprawdę jest dużo gorzej bo osoba z ciągotami do substancji może tego brać dużo więcej i nie dowiesz się o tym bo jest na tyle sprawna żeby to ukrywać przed bliskimi czy pracodawcą. Do momentu gdy już nie będzie w stanie dłużej ukrywać bo sobie tak schrzani mózg że tylko na leczenie psychiatryczne będzie się nadawał. Ale znów, to nie tak że każdy kto spróbował narkotyków musi od razu skończyć z uzależnieniem, myślę że należało by zacząć od ustalenia z delikwentem że w ogóle ma problem – i czy on zdaje sobie z tego sprawę, czy za wszelką cenę będzie zaprzeczał. Być może potrzebuje mocno przywalić łbem o ścianę żeby zacząć myśleć racjonalnie.

                Xlibertas
                Uczestnik
                  Liczba postów: 10

                  No i właśnie z tym mam problem, bo nie jestem w stanie tego ustalić. Nie mam ani doświadczenia, ani wykształcenia w tym kierunku. Rzekomo psychoterapeuci powiedzieli, że nie wymaga terapii, ale ja tego nie słyszałam, to jego wersja. Z nim nie da się o tym na spokojnie rozmawiać. Wypiera całkowicie , że mógłby mieć jakikolwiek problem z alkoholem czy narkotykami. A ja żyję przecież ascetycznie, to nie jestem w stanie tego zrozumieć, że on po prostu się dobrze bawi i ma nad tym kontrolę. A przecież wszyscy jego znajomi tak funkcjonują i jakoś nie mają w domu tego problemu, co on ze mną. No tak .. tylko że wśród jego znajomych zarówno kobiety jak i mężczyźni w związkach biorą narkotyki i piją alkohol na każdym spotkaniu, więc nikt tam mam wrażenie nie ma trzeźwego spojrzenia.  W każdym razie każda rozmowa, w której ja mówię , jak się z tym czuję , kończy się tym, że ja go atakuję i ograniczam

                  abcd
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 218

                    „abcd, ja też uważam że nie ma czegoś takiego jak 'zdrowe’ upijanie się, ale nawet jeśli jest niezdrowe to i tak mnóstwo osób w kraju tak funkcjonuje i być może nawet będzie funkcjonować do emerytury bez większych wpadek. Wiele też osób obiecuje sobie 'nigdy więcej’ aż do następnego razu który tak czy siak w końcu przychodzi. Nie wiem czy to alkoholicy czy nie, nie znam się na diagnozowaniu problemów alkoholowych. Na pewno jest ryzyko że to się skończy chorobą alkoholową, ale jak duże nie umiem powiedzieć.”

                    Rasputnik, ale też nie stwierdziłem, że partner autorki tematu, jest już alkoholikiem. Na pewno, z tego co pisze Xlibertas , jest już pijakiem (to nie to samo co alkoholik, ale prawie że już alkoholik), a znaczna część alkoholików przechodziła etap pijaństwa. Ale tak, jestem przekonany że popadnie w alkoholizm. Być może w wysoko funkcjonujący alkoholizm. A po latach wyrzyga partnerce, że to przez nią, bo na przykład powodowała napięcie i stres, że nie mógł normalnie pić, bo dziewczyna robiła wyrzuty, albo „truła” by zerwał z alkoholem bo ma obawy i tego typu, jak już zdegeneruje się jego charakter.
                    I nie rozumiem, jak po tym co opisała Xlibertas nie umiesz powiedzieć jak duże jest ryzyko alkoholizmu, skoro od razu to widać, że duże.

                    „No i właśnie z tym mam problem, bo nie jestem w stanie tego ustalić. Nie mam ani doświadczenia, ani wykształcenia w tym kierunku. Rzekomo psychoterapeuci powiedzieli, że nie wymaga terapii, ale ja tego nie słyszałam, to jego wersja. Z nim nie da się o tym na spokojnie rozmawiać. Wypiera całkowicie , że mógłby mieć jakikolwiek problem z alkoholem czy narkotykami. A ja żyję przecież ascetycznie, to nie jestem w stanie tego zrozumieć, że on po prostu się dobrze bawi i ma nad tym kontrolę. A przecież wszyscy jego znajomi tak funkcjonują i jakoś nie mają w domu tego problemu, co on ze mną. No tak .. tylko że wśród jego znajomych zarówno kobiety jak i mężczyźni w związkach biorą narkotyki i piją alkohol na każdym spotkaniu, więc nikt tam mam wrażenie nie ma trzeźwego spojrzenia. W każdym razie każda rozmowa, w której ja mówię , jak się z tym czuję , kończy się tym, że ja go atakuję i ograniczam „

                    Terapii na zasadzie, że ma się udać do ośrodka zamkniętego, to może i nie wymaga, ale wymaga przepracowania problemu związanego z nałogami, a zwłaszcza z alkoholem w Waszym związku i to głównie z jego strony.
                    Ale cóż, jeżeli dla niego alkohol nie jest problemem w związku, ale i nie chce się poświęcić (ale od Ciebie wymaga poświęcenia i zaakceptowania jego upijania się) a dla Ciebie jednak stanowi problem, to jaki sens ma ten związek, jeżeli on wybiera alkohol ponad poświęcenie się i zrezygnowanie z używki, z której powodu same problemy? ( okazałoby się że oprócz alkoholu nie ma już znajomych? ) Widocznie on inaczej rozumie szczęśliwy związek a Ty inaczej. I chyba niezbyt dobraliście się jeśli chodzi o styl życia. A jakby jednak podjął decyzję o zerwaniu z alkoholem i towarzystwem alkoholowym, to potrafiłabyś go wesprzeć w tym, stworzyć normalne warunki w których miałby umożliwione przestawienie się na życie bez alkoholu i kokainy? Czy zaczęłyby się pojawiać teraz zarzuty o coś innego, albo chęć dominacji nad nim? Bo to też wymagałoby pracy z Twojej strony. Po decyzji zerwania z alkoholem i innymi używkami być może stałby się nudny, mniej zarabiać by zaczął, bywałyby okresy depresji i niekoniecznie byłoby jak w bajce. Bo jeżeli oczekujesz, że partner będzie taki sam jak teraz, tylko bez konsekwencji zrezygnowania z używek, które jakoś go tam napędzały do życia, to raczej tak to nie działa.

                    • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok temu przez abcd.
                    Xlibertas
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 10

                      Zgadzam się z Tobą. Jestem od 5 lat w terapii, ale jestem świadoma całego ogromnu pracy, który jeszcze przede mną. Jestem typem perfekcjonisty i ciągle muszę przeć do przodu, ciągle poprawiać, pracować nad sobą. Niestety od innych oczekuję tego samego. Walczę z tym, żeby nie musieć wszystkiego kontrolować, ale wciąż nie mogę zrozumieć męża, który ma zupełnie na odwrót. Jak twierdzi, potrzebuje takich cheat days, gdzie puszcza kontrolę i pozwala sobie robić to, na co ma ochotę, przymykając oko na konsekwencje. Na pewno byłabym spokojniejsza, gdyby nie pił alkoholu zupełnie. Ale nie oczekuję, że nie będzie pił wcale, tylko że przestanie przekraczać granice, co zupełnie odbiera mi poczucie bezpieczeństwa. To są oczywiście moje granice. Jak wypije dwa piwa raz na tydzień nic się nie dzieje, ale wypicie całej butelki whisky w jeden dzień i to chowając ją u siebie w gabinecie już sprawia, że czuję się źle. Czy jakby zupełnie przestał pić nie znajdę nagle innego powodu, żeby się „czepiać” , kontrolować i dalej cisnąć do pracy nad sobą … Obawiam się, że jest to możliwe i jest to pole do … Tak … Pracy nad sobą. On nie przestanie pić, bo całe dzieciństwo go ograniczano i jest nauczony walczyć o swoje. A uważa, że nie on ma problem, a ja, bo mu nie ufam i wyolbrzymiam. Jasne, że mu w pełni nie ufam. Jak mam być szczera , zaledwie 2 miesiące temu dotarło do mnie, że tak naprawdę nie ufam nikomu… Zupełnie nikomu. Pewnie dobraliśmy się niefortunnie, ale pewnie to nas do siebie przyciągnęło. Problemy, które każdy z nas musi przepracować i będziemy drażnić siebie, póki tego nie zrobimy. Wchodząc w ten związek po poprzednim nie miałam pojęcia kim jestem, jaka jestem i że w ogóle mam jakieś potrzeby. Biorąc pod uwagę, jak dużo udało mi się odzyskać z samej siebie, uważam ten związek za najlepszą rzecz, jaka mnie spotkała do tej pory. Jednak wciąż obawiam się, żeby nie stać się moją mamą, która trwa do dziś przy ojcu jako kompletnie współuzależniona osoba , usprawiedliwiająca go i już chyba zupełnie żyjąca w świecie złudzeń, a nie rzeczywistości. Ja radzę sobie z wieloma trudnościami przez racjonalizację , stąd powstał mój pomysł , że może powinnam bardziej zgłębić  temat alkoholizmu z książek, żeby wiedzieć, co powinno wzbudzać mój niepokój.  Wciąż mam problem, żeby ufać sobie i swoim przeczuciom

                      kurianna
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 103

                        Cześć, Xlibertas!

                        Ciekawy pseudonim, połączenie wolności i archiwum X🙂

                        Wypowiem się ostrożnie, bo znam temat jakby z obu stron. Jesteśmy z  mężem oboje dda i poznaliśmy się w imprezowym towarzystwie. Oboje pijalismy alko (ja jako nastolatka, on student), a i marihuana czasem się zdarzała. 20 lat później. Jesteśmy małżeństwem, dalej parą. Depresja i perfekcjonizm tak dały mi w kość, że w końcu na szczęście poszłam na terapię. I się zaczęło… Każde jego piwo było dla mnie podejrzane. W.dodatku kusiło też mnie, a ja odstawiłam alko (nie całkiem, ale pilnując, by mi nie służył jako regulator emocji, czyli np  nigdy po pracy, po ciężkim dniu, czy w sytuacji lęku społecznego). Pił bardzo podobnie jak Twój partner – przy spotkaniach online z kolegami. Albo przy graniu. Też ma problem z uzależnieniem od gier komputerowych.

                         

                        Jak ja się męczyłam!!! Jak on może, w.jednej pracy od 20 lat, dzieci patrzą a on piwo i komp! Mój terapeuta od razu ogarnął temat: pani jest kontrolująca. To jego sprawa. Póki to nie wpływa na życie rodzinne, to jest jego życie i jego sprawa. No i pole dla mnie do przerobienia: to jest mój lęk przed tym, że mój ojciec pije. I mnie zostawi.

                        Minęło trzy lata mojej terapii. Mąż też się zgłosił na swoją w międzyczasie. I co? Nawet nie zauważylismy jak alkohol delikatnie po prostu odpłynął z naszego życia. Nie całkiem, ale jak 10:1 w porównaniu do tego co było. Po prostu piwko raz na kilka tygodni, dla smaku raczej. Ale musiałam zrozumieć że to jest jego sprawa do ogarnięcia. I on musi sam sobie się przyjrzeć. A jeśli to nie niszczy życia rodzinnego (nie niszczyło, mąż pracował i opiekował się dziećmi mimo picia z kumplami i grania na kompie w ramach rekreacji), to to jest jego pole odpowiedzialności. Jeśli przejmuję nad tym odpowiedzialność, to jest to współuzależnienie.

                         

                        Jak w dowcipie o żarówce i psychologach. Musi chcieć sam to zmienić.

                         

                        Powiem szczerze, to co czytam, nie brzmi do końca dobrze… Kokaina to używka, po której zjazd jest bardzo silny. Ale znam też parę osób z kręgów artystycznych, które od czasu do czasu biorą, świadome skutków, i nie wpadły w uzależnienie. I też jako osoba impulsywna rozumiem potrzebę cheat days. I popuszczenia cugli. Też byłam kontrolowana w dzieciństwie i teraz sama szukam granic.

                         

                        Co bym zrobiła? Przyjrzała się sobie. Tak jak to robisz. I Waszemu tańcowi w związku. Może na terapii małżeńskiej? Żebyście mogli te Wasze triggery omowic w bezpiecznym środowisku? Ja też wiem teraz, jak trudne jest bycie partnerem osoby perfekcjonistycznej, ile to napięcia generuje.

                         

                        A napisz proszę realnie – na ile jego sposób rekreacji z używkami faktycznie wpływa na Wasze wspólne życie? Na Twoje? Poza generowaniem Ci dyskomfortu, czego gorąco współczuję (ale co jest do ogarnięcia w terapii)?

                         

                         

                         

                         

                         

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 27)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.