Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Jestem partnerem osoby z DDA

Otagowane: 

Przeglądasz 9 wpisów - od 191 do 199 (z 199)
  • Autor
    Wpisy
  • Tymczasowy
    Uczestnik
      Liczba postów: 127

      Uwikłana, masz cieżki czas i dużo problemów, fajnie że sie dzielisz.

      Ale idź na jakis mityng i wygadaj, może ktoś w końcu Cię zgasi i skończysz marudzić bez sensu.

      Niczego nie chcesz sie nauczyć i ciagle pierdzielisz, tylko robisz krzywde sobie i rodzinie i nic z tego nie wynika.

      malina32
      Uczestnik
        Liczba postów: 142

        Super powiedziane. Popieram.

        Uwiklana
        Uczestnik
          Liczba postów: 83

          Piszę bo mi to pomaga i chyba takie jest założenie tej strony oraz forum, w swoim pierwszym poście tutaj napisałam że nie oczekuję niczyjego zaangażowania w swoją sprawę, a jedynie chodzi mi o „wygadanie”, czyli w praktyce „wypisanie”. Jeśli komuś nie odpowiada wystarczy nie czytać, sama również pomijam posty niektórych użytkowników czy tematy.

          malina32
          Uczestnik
            Liczba postów: 142

            Czesto czuje ze sie wywyzsza i inteleaktyzujesz (chyba tak to sie pisze) swoj problem. A pomaga to ci w ten sposob ze jak kazdy alkoholik masz tak wielka krzywde wg wlasnego mniemania (bo my wszyscy mam duzo ale pracujemy nad soba) wiec zarazem dajesz soboe prawo do picia i brania prochow.

            A terapia czy mityngi polegaja na pracy na emocjach wraz z innymi osobami ktore daja feedback. A ty uprawiasz pozoranctwo i jak ktos mowi prawde to atakujesz albo sie odcinasz. To samo robisz na forum, do partnera, do rodziny i ludzi na okolo. Dlatego jest ich nie wielu bo szczerze jestes trudna we wspolzyciu. A kazdy czlowiek unika cierpienia wiec ucieka od ciebie albo atakuje cie bo ma juz dosyc twoich zaczepek.

            Tymczasowy
            Uczestnik
              Liczba postów: 127

              Jak głosi przedwieczna oświecona mądrość ludowa „jeśli wszędzie gdzie pójdziesz śmierdzi kupą, sprawdź podeszwy”

              jrk83
              Uczestnik
                Liczba postów: 46

                Uwikłana: rozumiem Twój ból, bo sam przez pierwsze pół roku na terapii małżeńskiej prawie przy każdej wypowiedzi nawiązywałem do tego, co mi żona DDA zrobiła. Ale dziewczyny chyba mają rację.

                To wygadywanie się na forum, rozpisywanie na temat swoich cierpień ma sens, bo trzeba je przepracować ale po to, by w przyszłości je  z a a k c e p t o w a ć.

                Przepracowuje się je po to, żeby dowiedzieć się, co można zmienić a czego nie można zmienić i przede wszystkim nauczyć się odróżniać jedno od drugiego. To jest sens terapii DDA / DDD i myślę, że warto, byś zaczęła się do tej myśli przyzwyczajać.

                Terapia to ciężka praca intelektualna nad swoimi emocjami, nie pogaduchy przy herbacie. Pytanie czy Ty chcesz tą pracę rozpocząć czy pozostać na etapie – wybacz – użalania się nad sobą (które rozumiem, bo bardzo dużo przeszłaś).

                Wszystkiego dobrego z okazji Świąt Bożego Narodzenia wszystkim forumowiczkom i forumowiczom;) i nie zapomnianej zabawy noworocznej.

                PS. Malina32. Delikatniej trochę proszę wobec Uwikłanej, bo takimi (wprawdzie trafnymi) argumentami można sprawić, że dziewczyna nie przekona się do terapii. A to dla ludzi z ciężką przeszłością naprawdę jedyna droga. Moje zdanie;) Buźka;))

                Uwikłana: Polecam na przerwę świąteczną film Buntownik z wyboru z Robinem Williamsem i Mattem Demonem. Całkiem inspirujący;)

                Uwiklana
                Uczestnik
                  Liczba postów: 83

                  To wygadywanie się na forum, rozpisywanie na temat swoich cierpień ma sens, bo trzeba je przepracować ale po to, by w przyszłości je  z a a k c e p t o w a ć.

                  Przepracowuje się je po to, żeby dowiedzieć się, co można zmienić a czego nie można zmienić i przede wszystkim nauczyć się odróżniać jedno od drugiego. To jest sens terapii DDA / DDD i myślę, że warto, byś zaczęła się do tej myśli przyzwyczajać.

                  Otóż to. Zaczynając tutaj pisać już zrobiłam duży krok do przodu, bo choćby potrafię sobie na ten moment wyobrazić otwarcie się przed innymi ludźmi, typu terapeuta, inny uczestnik mityngu, rodzice partnera itd. Zanim tu trafiłam nie wyobrażałam sobie otwarcia buzi i powiedzenia o swoim problemie (przychodziło mi to tylko na piśmie, o czym z resztą wspominałam w jednym z pierwszych postów). Dlatego też uważam, że moje „pierdzielenie” ma sens, i to duży, i że wynikło z tego wiele. Nie wiem, jakim cudem osobie trzeciej przyszedł pomysł oceniania takiej kwestii, zapewne chodzi o to że bardzo się rozpisuję i komuś nie chce się wszystkiego czytać, stąd wrażenie lania wody, braku wniosków itp. Dzięki pisaniu tu wiele rzeczy nie tylko sobie uświadamiam, ale też małymi kroczkami idę ku akceptacji, to nie są wyścigi tylko żmudna praca i ja taką sama ze sobą wykonuję, owszem, mam ciężki charakter więc i samej ze sobą mi ciężko. Ale w miejscu nie stoję. Pod koniec związku z „10-letnim” też pisałam na forum, w tym samym celu- aby poprzez trwały zapis, który później odczytywałam setki razy, unaocznić sobie, że muszę działać, dać kopa. Też mnie strofowano, że po co w ogóle piszę skoro nie jestem w stanie go kopnąć w tyłek tu i teraz, wysyłano na policję, do pogotowia kryzysowego, twierdzono że sama to na pewno nie mam szans… A jednak dla mnie nadszedł kiedyś ten dzień, sam z siebie, kiedy po prostu postanowiłam że na 100% odchodzę, zaczęłam działać, i już mnie więcej na tym forum nie widzieli, teraz nawet nie pamiętam ani jak się ono nazywało, ani koszmaru życia z tamtym człowiekiem. To udało mi się „pogrzebać”, a też łatwo nie było, dużą zasługę miało w tym wylewanie emocji na forum, pamiętając o tym powtarzam teraz ten schemat. Jestem otwarta na wszystkie wypowiedzi, zarówno te pozytywne jak i negatywne, ale odrzucam te nie wnoszące nic, nieprzydatne, prowokujące itd. Przyjęłam do wiadomości, że terapia pewnie by mi pomogła, ale z tą nachalnością niektórych osób jest jak z ciągłym nakłanianiem komuś do pójścia do lekarza, kiedy on jeszcze czuje, że chce próbować domowymi sposobami. Nie każdą chorobę da się tak uleczyć i podobnie może być z DDA, ale skoro mnie to w mojej subiektywnej opinii wiele daje, to niezbyt w porządku jest próbować umniejszać tego wartość tylko dlatego, że zapewne czytać się nie chce.

                  Dzięki jrk83 za życzenia i propozycję filmu, „buntownik z wyboru” czy „renegat” to moje ksywki filmowe, które sama sobie nadałam ku aprobacie partnera, plus jeszcze „you shall not pass” Gandalfa ;). Niestety nie będę miała możliwości oddania się relaksowi z powodu najazdu dzikich plemion, pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że może akurat tym razem wszystko będzie dobrze.

                  jrk83
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 46

                    żye ktoś tu?:)

                    Uwiklana
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 83

                      Jestem. Ich już nie ma. Do żadnych rozmów na żadne tematy nie doszło, no chyba że mówimy o godzinach straconych na pierdzieleniu (spodobało mi się to słowo 😉 o niczym, wysłuchiwaniu „dobrych rad” matki partnera na temat tego jak „powinniśmy” postępować z dzieckiem (stojących w sprzeczności z zaleceniami specjalistów oraz naszą wizją) i pilnowaniu żeby nie próbowała wprowadzać ich w czyn (a złapałam ją na tym kilka razy, z resztą z dziećmi córki robiła to samo). Nic poza tym, zero zainteresowania np naszymi planami, a wręcz odpychanie takich tematów przy próbie nawiązania. Nie mogę wyjść z podziwu jaka ta kobieta jest uparta i jak bardzo nie przyjmuje argumentów żadnego typu (tak, wiem że większość teściowych tak ma, szkoda że nie należę do tej szczęśliwej mniejszości ale co poradzić). Teraz już jestem pewna że nie mam wyjścia jak się z tym wszystkim jakoś pogodzić i robić swoje, do tanga trzeba dwojga a „teściowa” to słup soli/kawał drewna i tańczyć z nią nie sposób. Dołożyłam starań żeby zachowywać się w sposób opanowany, co kosztowało mnie bardzo podwyższone ciśnienie i bóle głowy, ale cieszę się, że nie doszło do żadnej scysji (choć nieraz blisko było), bo i tak wszystko spadłoby na mnie, nawet jeśli bym nie zawiniła. Czuję ulgę że już pojechali, chociaż przecież wiadomo że za jakiś czas przyjadą, a co dopiero świadomość że kiedyś docelowo wrócą tu na stałe… Tego to już sobie w ogóle wyobrazić nie mogę, ale nie chce mi się nakręcać.

                      A jak tam u was drodzy weterani tego tematu? 😉

                    Przeglądasz 9 wpisów - od 191 do 199 (z 199)
                    • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.