Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Niska samoocena
Otagowane: dobranoc :)
-
AutorWpisy
-
Ok. Dołożyłaś nieuczciwej lekarce. Niech będzie. Trzeba z Tobą uważać.
Ucieszył mnie Twój wątek. Pokazujesz jak wrażliwą, niepewną siebie i osamotnioną może być kobieta, która wobec otoczenia występuje jako twarda i zorientowana na sukces profesjonalistka. Dajesz nam cenną lekcję życia.Przy bezpośrednim spotkaniu na pewno onieśmielasz autorytetem, kompetencją i trzeźwym osądem. Osobiście boję się takich kobiet. Warto wiedzieć, że w środku może siedzieć zdezorientowana dziewczynka.
Miło byłoby przeczytać, że zrobiłaś coś konkretnego, aby to wewnętrzne dziecko poczuło się pewniej.
Mam jednak wrażenie, że raczej chodziło Ci o chwilowe zrzucenie napięcia. Nie szukasz rad, bo wiesz lepiej. Może i słuszne podejście. Kryzys minie i znowu będzie dobrze.
Nie dziw się jednak próbom pomocy, skoro już na początku wątku zadeklarowałaś się jako przyszła samobójczyni.
Skoro mąż jest tym najważniejszym punktem odniesienia w życiu, to może warto właśnie z nim omówić te swoje cykliczne kryzysy. Może to nawet farmakologicznie da się opanować a niekoniecznie terapeutycznie.
Kończąc, muszę jednak powiedzieć, że w moim odczuciu w Twych wypowiedziach dominują: smutek, lęk i uczucie osamotnienia. Dziwne to wrażenie – w obliczu tylu Twoich osiągnięć życiowych. Obym zatem mylił się.
Pozdrawiam serdecznie.😇
nie jestem chora psychicznie, nie zamierzam brac psychotropow. NIGDY. I to nie podlega dyskusji. Moja ex-przyjaciółka na klaustrofobie i bierze np.do samolotu. Bierze bardzo rzadko. Wiem, co sie z nia wtedy dzieje. O mało co nie wlazla na babkę o kulach. Nie zdawała sobie z tego sprawy. Nigdy. Poza tym pare dni raz na dwa, trzy miesiace moge sie przemęczyć.
nie dołożyłam jej. Wiecej przeszłam po tej wizycie niz ona po kontroli. Nie chce mi sie wyliczać tych błędów, ale od chamstwa, sugerowania raka, na wypisaniu niewlasciwych leków kończąc.
nie wiem lepiej, po prostu koryguje bledne przeslanki.
ma moje kryzysy widzi, żaden nie uszedl jego uwadze.
nie masz nikogo bez kogo nie chciałbyś zyc? Mnie wydaje sie to normalne. Znam ludzi, całkiem zdrowych na umyśle, którzy wiedza, ze nie chcieliby zyc w pewnych przypadkach. Np.paraliżu ciała.
Cześć . Tez obserwuje ten wątek . Widzę w Twoich wypowiedziach Kwiatowa wiele z siebie sporo lat wstecz . Nie udzielałam się bo nie czułam takiej potrzeby . Teraz poczułam ze chce się podzielić czymś dla mnie ważnym . Jestem mężatka od 12 lat , mam dwoje dzieci , rodzeństwo , mamę , przyjaciółkę , znajomych , ludzi których doświadczenie wspiera mnie w zdrowieniu . Nie ma nikogo w moim życiu bez kogo nie chciałabym żyć . Ja żyje , chce żyć , chce się uczyć , poznawać siebie doświadczać , czuć . Moje życie nie jest zależne od obecności czy nieobecności kogokolwiek . 40 lat żyłam w szaleństwie zależności od innych , porzucenia i władzy nad moim życiem która sama nieświadomie dawałam ludziom , uczuciom , okolicznościom , zdarzeniom i sytuacjom które mnie spotykały . Oczywistym jest dla mnie ból po stracie . Doświadczam tego bólu niemalże na codzień . Na pewno bardzo bym cierpiała gdyby np zmarło jedno z moich dzieci . Ale moje życie nie straciłoby wartości ani ważności . Chyba to do mnie przyszło gdy owe szaleństwo do mnie dotarło . To takie moje coś czym chciałam się podzielić . Bez radzenia , bez twierdzenia ze każdy tak powinien czy w ogóle ze to potrzebne komukolwiek .
Znam świetnych prawników chodzących na terapie. Niektórzy nawet się tym chwalą wśród znajomych. Znam profesorów nie kryjących się z depresją.
Jako prawnik chyba nie powinnaś wyciągać generalnych wniosków z jednostkowych przypadków (myślę tu o reakcji przyjaciółki).
To naprawdę dziwne, jeśli taki (głęboki jednak) kryzys poczucia wartości własnej dopada Cię raz na 2-3 miesiące – a poza tym funkcjonujesz bezproblemowo (lub na „zacięciu się”). To wręcz wygląda na jakieś sygnały dawane przez organizm, którego (z calych sił) nie chcesz słuchać.
Mnie się takie myślenie nie wydaje normalne. Może w Indiach są takie zwyczaje. Normalny człowiek przyjmuje ból po stracie, odbywa żałobę i próbuje żyć dalej. Ci którzy odchodzą a nas kochają, przecież tego właśnie by dla nas chcieli.
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana , temu przez Jakubek.
<p style=”text-align: right;”>na terapie, nie po pychotropy, ktore w każdym przypadku zamulaja… I do czego Twoim zdaniem bylyby mi potrzebne? bo leczenia kilkudniowej chandry? przeciez nikt by mi ich nawet nie wypisal 😀 nie mam depresji, to akurat oczywiste. Lubie życie. Odczuwam radość, nie czuje bezsensu, nie mam poczucia winy itp.</p>
nie sygnału dawane przez organizm, tylko spowodowane jest to zawsze jakimś zdarzeniem. Zawsze.dobra, nie chce mi sie gadac o tym, co będzie jak mój maz kopnie w kalendarz, bo chłop sie czuje nader dobrze.
<p style=”text-align: justify;”>beatawolek, a widzisz – u mnie młodzi wyjechali za granice, nie mam mamy, nie mam rodzeństwa, nie mam tesciow (juz niestety), mam meza. Ty masz wiele osob wokół siebie. Ja mialam dwójkę „dzieci”, jedno siedzi za oceanem, drugie jest za granica ale blizej, ale siedziec niedlugo tez będzie za wielka woda. Będziemy sie widzieć gora raz na rok – stad mój dol teraz. Ty po stracie jednej osoby nadal miałabyś dla kogo zyc, prawda? Ja – niestety nie.</p>
dziekuje ze sie podzieliłaś 🙂a ja wiem czego bym chciala – mniej przymusu kontroli (brak kontroli tez nie jest dobry) i troche wiecej spontanicznosci. Tego nie potrafię.
Nie powiedziałam ze te wszystkie osoby mam wokół siebie , obok . Niektóre są daleko . Inne sytuacja w jakiej się znalazły przysparzają mi wiele bólu , rozpaczy czasem . Mówiłam wyłącznie o tym ze bez tego wszystkiego co?mam? i z wszystkim co jeszcze przyjdzie moje życie będzie dla mnie tak samo wartościowe , cenne i warte przeżycia . Tak dziś czuje . Z całym bagażem własnych często tragicznych doświadczeń . Nie mówię ze będzie tak zawsze , lub ze jakoś nie będzie nigdy . Nie mogę tego stwierdzić uczciwie i w zgodzie z sobą . Bo rosnę , doświadczam , przeżywam , dowiaduje się a to wszystko , każdy dzień mnie kształtuje . Kształtuje tez moje widzenie siebie i tego co mnie otacza . I to jest dla mnie pozytywne , radosne , ekscytujące . Czasem tez odczuwam niepokój i strach na myśl o tym co mnie może spotkać choćby jutro . Ale to tez nie umniejsza wartości mojego życia
to znaczy…ja nie uwazam ze moje życie byloby bez meza bezwartosciowe. Pewnie mogłabym dalej pracować, rozwijać sie, pomagać zwierzetom, uczyć itp. Ale wiem, ze bym cierpiała. Bardzo. I nie wiem, czy bym ten bol zniosla, podejrzewam ze nie.
jeszcze czego bym chciala – nie analizować. Nie myśleć uporczywie ciągle o tym, co będzie (niekoniecznie negatywnie, ale mysle, zawsze jest ta niepewność). Chciałabym czasem po prostu byc.
O powiem jeszcze inaczej . Gdyby wszyscy bliscy mi ludzie , ci obok i ci daleko dziś umarli dalej miałabym dla kogo żyć . To chciałam przekazac , tylko czasem jak się rozbablam o tym co myśle i czuje to zatrzymać się nie umie i tracę główna myśl
Beata, wyjaśniłam powyżej jak to jest u mnie 😉
Nie potrzebujesz niczego wyjaśniać mi , o nic nie pytałam przecież , pisze o sobie wyłącznie
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.