Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Odczucia w trakcie terapii…

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 35)
  • Autor
    Wpisy
  • agus
    Uczestnik
      Liczba postów: 3567

      Więc jak już pisałam poszłam na terapie, co prawda miałam dwa spotkania… niebawem następne… ale zaczeła się we mnie "walka"… i jest mi diabelnie żle… łapią mnie takie dołki, że już Fixuje…:(
      Na początku- czułam się "podbudowana", trzymałam się ściśle "zadań domowych"-to nawet pomaga-szczególnie jeśli chodzi o dzieci:) … ale tym dłużej, tym gorzej jest mi wewnętrznie żle…czuję się tak jakbym "gwałciła" samą siebie…
      Proszę, napiszcie jak Wy to przechodziliście i jak sobie z tym radzić…bo ja czuję, że
      zaczynam się pogrążać…

      Dziękuję
      Aga

      kaktus
      Uczestnik
        Liczba postów: 694

        U mnie to podobnie przebiega. Najpierw zadaniowość, a potem dołki, górki, zawiechy… jeszcze czasem natłok myśli. Od wczoraj mam jakiś dziwny dół, spać nie mogłam… Dzisiaj sobie to rozpracowuję…doszłam do wniosku, że ten dół w gruncie rzeczy jest dosyć racjonalny…jak już sobie "pozwolę" na bycie w takim stanie, jak jestem, to dociera do mnie, że to, czym się martwię i co mnie dołuje, to moje własne zachowanie – bo w moim życiu nie było żadnych zmian "fizycznych" od czasu rozpoczęcia terapii – to,że przez tyle lat nie widziałam rzeczywistości. Np czuję się samotna.A prawda jest taka, że często szukałam sobie przyjaciół z problemami, którym mogłam pomóc. Nikt nie miał pojęcia o moim życiu wewnętrznym, nikt nie wiedział, o czym myślę. Przyjaciół, z którymi czułam się naprawdę dobrze, miałam…w książkach. To tylko jeden z przykładów. Jest wiele sytuacji, które mają prawo nas "dobijać", bo tak trudno wziąć odpowiedzialność za swoje własne błędy i czasem głupie zachowanie… Przyznać się przed sobą, że ma się wady, że się samemu unika ludzi, dobrych uczuć, dobrych sytuacji….Ze się zajmuje wszystkim, tylko nie tym, co się czuje…. Mi terapeutka powiedziała dwie bardzo ważne rzeczy…"Robi pani wszystko, żeby nie czuć" i "wycofuje się pani". I to jest prawda. Kiedy tylko coś zaczyna być dla mnie ważne, momentalnie uciekam. Jak tu się nie dobijać sytuacją, która w dużej mierze zależy ode mnie, a ja ją konsekwentnie prowadzę ku negatywom?;)
        A czym Ty się dobijasz, Aga?

        agus
        Uczestnik
          Liczba postów: 3567

          Czym się dobijam…? Moja psychika sama znajduje sobie "problemy", a że w moim życiu ich pod dostatkiem, to ma duże pole do popisu …:) i jeszcze sobie je wyolbrzymia:silly: Po prostu nakręcam się… "nieświadomie" chce uciec od zadań…
          Walka polega na tym, że pewna część mnie "poddaje" wątpliwości, co do sensu terapii…
          Tak… tak to jest… A Twój post Kaktusie uświadomił mi, że właśnie dołuje mnie moje zachowanie… Oj… aż mnie głowa "łupie"… od tych myśli… Czuję, że w głowie mam "wirówke"… :blink:
          Tak, to wygląda… Nie miałam z kim pogadać, bo ciągle słyszę :" przestań się użalać", "dasz se rade"… itd… Właśnei najgorsze jest to, że tak nauczyłam najbliższych… iż on bagatelizują moje ważne sprawy…

          Dzięki Kaktusie, że napisałaś- było mi to bardzo potrzebne , zaczyna do mnie samej docierać o co mi tak właściwie chodzi…

          Pozdrawiam
          Aga;)

          kaktus
          Uczestnik
            Liczba postów: 694

            To samo słyszę… I też nie mam z kim o tym pogadać;)

            Estera Milewska
            Uczestnik
              Liczba postów: 542

              Jestem już po terapii i jakoś ciężko mi pisać o tym, co wtedy czułam. Trudno do tego wracać, ale jeśli może to pomóc hmm… Miałam huśtawki nastrojów, raz było lepiej, raz gorzej. Raz wierzyłam, że mogę wszystko zmienić, a raz że jestem potworem. Raz się śmiałam, a raz płakałam i nie byłam w stanie powstrzymać łez.

              agus
              Uczestnik
                Liczba postów: 3567

                Ja też, byłam ratownikiem, powiernikiem, coitką dobra rada… już jakiś czas temu postanowiłam taka nie być… co prawda zdystansowałam się od problemów innych… ale "przyjaciele" zaczeli postrzegać mnie jako "zimną suke"…i już nie mam "przyjaciół"… nie ubolewam nad tym, bo uśiadomiłam sobie po pierwsze nimi nie byli i niestey to oni brali ode mnie a ja nie dostawałam nic… terapeutka uśiadomiła mi, że to nie ich wina… lecz problem jest we mnie…a po drugie przez ponad 30 lat byłam " duszą towarzystwa" i nagle stałam się się "ponurakiem, który nie potrafi prosić o pomoc"-tak naprawde zawsze nim byłam- i samej mi ciężko jest w tym nowym obliczu… a co dopiero oczekiwać od innych…Przewartościowałam wszystko: teraz są dzieci i mąż nr. 1, reszta zeszła na dalszy plan…Też Kaktusie uciekłam do Książek… "połykam je"…:)

                Estero, z Twojego postu wywnioskowałam, że tak ma być… Więc nie pozostało mi nic innego jak walczyć z tym "trolem", który we mnie siedzi…:) a jest o co…:)

                Aga

                Kati6685
                Uczestnik
                  Liczba postów: 39

                  Ja jestem na terapii indywidualnej od lutego jakoś. Grupowej nie podejmuje, bo jak radzi mój terapeuta, żeby się jej poddać, najlepiej nie mieszkać już z rodzicami!I chyba ma rację , bo dopóki z nimi mieszkam, nadal mam rolę kozła ofiarnego :angry: Mogę za to napisać, co się działo ze mną…jak zaczęłam sobie powoli zdawać sprawę z własnych problemów, zamrożonych emocji, to myślałam że rozniosę cały dom!Non stop im wszystko wyrzucałam-czułam się skrzywdzona, poraniona i niewinna!Chciałam żeby winowajcy poczuli mój ból i "zapłacili" za krzywdę, ale to i tak nie mam sensu, bo czasu się nie cofnie.,…ale co najważniejsze, takie coś trzeba przejść a nawet się powinno, bo dopóki emocje , które skrywaliśmy do tej pory, nie odmrożą się, nie będziemy wolni. Jestem osobą wierzącą, więc terapię łączę z moją relacją z Bogiem. Moje oczyszczenie było ciężkie i bolesne.Możecie wierzyć lub nie, ale zostałam uzdrowiona z moich ran. To jest nie do opisania…

                  agus
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 3567

                    Ten okres, o którym piszesz mam już za sobą… jakoś poradziłam sobie z tym sama…oj..już nawet powiedziałm to mojej terapeutce, że rok temu nie byłoby jej tak ze mną łatwo…:) byłam chodzącą agresją 👿 wiem o czym piszesz i potrafie sobie wyobrazić co czułaś… przeszłam to w miarę bezboleśnie i pomogły mi w tym książki i to Forum (hm… właśnie szkoda, że nie ma tu już Yuki, która odegrała bardzo wielką rolę w moim "zdrowieniu"… Dzięki jeśli przez przypadek czytasz ten post 🙂 🙂 🙂 …)

                    Teraz mam pracę nad sobą i ze sobą -wydobywamy ze mnie prawdziwą Age… i jest mi
                    tak ciężko 🙁 …

                    pozdrawiam
                    Aga:)

                    Kati6685
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 39

                      Przeczytaj sobie książkę "Odwaga poddania się ";)

                      A co do tego, że Ci ciężko-hmmm…wiem jedno, że narodziny "nowego człowieka" zawsze odbywają się w bólach!

                      fuka
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 171

                        "… z terapią to nie jest tak jak z burdelem … tutaj nie kazdy dostaje to po co przychodzi – nawet jesli zapłaci.":woohoo:
                        zacznę od tego tekstu, który wyłowiłam z sieci 🙂 dosłownie kilka dni temu w związku z psychoterapią (podobno autentyczny tekst psychoterapeuty)

                        obecnie znajduję się w takim stanie, że mogłabym wylać morze łez na temat terapii i siebie.

                        jestem bodaj w kolejnym kryzysie, na zakręcie, jak zwał tak zwał

                        trudno mi zebrać myśli ostatnio, bo galopują jak szalone

                        jestem bardzo wyczerpana … nie wiem, czy terapią, ale na pewno
                        jest mi trudno. Boli, bo przeciez miało być łatwiej.
                        Wiem, że nikt nie obiecywał, że będzie lekko, ale to, co poznaję w sobie podczas chyba terapii (opór każe mi myśleć, że terapia jest do dupy etc.) tak naprawdę coś się dzieje.

                        Oczywiście słyszałam teksty "laików": no przecież już tak długo jesteś w terapii, powinno być lepiej. Jest gorzej?
                        tak, czasami mam takie wrażenie, że jest gorzej.mam dość.
                        ale tez nie pamiętam już jak było beznadziejnie kilka lat temu.przed terapią.

                        w poniedziałek po dość długiej absencji na terapii (byłam chora 2 tygodnie), w pracy, życiu w izolacji przymusowej, od ludzi, w samotności będąc …
                        odbiło mi maksymalnie, ale nie po raz pierwszy.kolejny dół.

                        2.dzień koszmaru. Nie mówię, że przez 2 tygodnie było kolorowo.

                        w każdym razie obecnie czuję się totalnie bezbronna, słaba, łamliwa, krucha, nadwrażliwa, czuję, jakbym przez tę terapię stawała się jeszcze bardziej przewrażliwiona na pewne sytuacje. Więcej czuję, więcej widzę, więcej rzeczy mnie mierzi, bardziej mi wstyd, jestem mega uświadomiona, ale nie jestem przekonana, czy jest mi z tym dobrze etc.

                        Aguś, napisałaś, że chcesz walczyć z tym "trolem"
                        ja zdałam sobie sprawę, że cały czas toczę walkę z wszystkim tym, co mi się nie podoba we mnie i innych. walczę i już brak mi sił. tracę całą energię na tę walkę.
                        i jestem wściekła na siebie, że tej energii nie jestem w stanie inaczej spożytkować.
                        wczoraj przeczytałam:
                        "nie warto walczyć z sobą, WARTO ZAWALCZYC O SIEBIE"

                        długo nie pisałam na forum z kilku osobistych względów, ale dzisiaj postanowiłam się przełamać i coś dodać tutaj akurat od siebie.ten temat obecnie bardzo mnie zajmuje. znowu. wciąż nie daję sobie prawa do przezywania tych negatywnych uczuć, których mam w nadmiarze i nie wiem, dokąd mam z nimi iść.

                        Moja terapeutka nie mówi wiele. ostatnio poszłam z chęcią dowiedzenia się czegoś o sobie, kim jestem? neurotykiem? mam nerwicę? borderline? co to jest, co mi tak utrudnia życie!? chciałam szufladki. (pierwszy raz jak pytałam ją, odpowiedziała, że teraz leczy się objawowo, po co Pani taka szufladka?)
                        po raz drugi dostałam od niej podobną odpowiedź.
                        nie wystarczy Pani, że jest Pani DDA?
                        nawet bycie DDA potrafiłam wyprzeć i zdewaluować 👿

                        ponadto po raz drugi podkreśliła 2 efekty mojej terapii.
                        1. Ze nie piję alkoholu
                        2. Ze funkcjonuję całkiem niezle w zyciu codziennym bez leków

                        chcę innych efektów. Dla mnie nie są to już sukcesy. powiem więcej, ja chyba wymagam od niej jako terapeutki jakichś bardziej spektakularnych efektów. To, że nie piję alkoholu jest zasługą i moją oczywiście, ale przede wszystkim pierwszej mojej terapeutki, tej obecnej nie, moim zdaniem.
                        poza tym jako efekt jej działalności czuję lżejszy portfel i coraz bardziej przeszkadza mi to, że płacę za coś, co pracujący człowiek powinien mieć zapewnione na NFZ.czuję się naciągana.

                        jestem naprawdę załamana, bo czym tu mam się chwalić? że funkcjonuję bez leków antydepresyjnych? a całe to gówno, które mnie męczyło, męczy mnie nadal?
                        ileż czasu mam się pocieszać tymi dwoma efektami??? może dorzucę jeszcze fakt, że nie jaram trawki, ale o tym jej chyba nie wspominałam nawet. szlag by mnie trafił, jakby dołączyła to do dalszych (jej) sukcesów.

                        więc zamknę klamrą wypowiedź wracając do pierwszego wersu…

                        Czy tak wiele pragnę od terapii, od życia? by móc normalnie żyć, normalnie funkcjonować?

                        pozdrawiam,
                        F.

                        Edytowany przez: fuka, w: 2009/06/16 22:49

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 35)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.