Dokładnie tak jest, że każdy, kto będzie dażył do tego aby coś ze soba zrobić, w odpowiednim dla siebie momencie życia stwierdzi, że dosyć płaczu. Bo rzeczywiście użalanie się nad soba do niczego nie prowadzi, chociaż może nie, prowadzi – prowadzi do tego, że w pewnym momencie stwierdza się, że użalanie się nad soba do niczego nie prowadzi. Tak było ze mna po poronieniu i rozstaniu z mężem (oboje DDA) płakałam z przerwami przez kilka miesięcy. Użalałam się nad soba jak to zostałam strasznie zraniona przez człowieka, ktorego bardzo kochałam. Jak zostałam poszkodowana przez życie – dziecinstwo spieprzone, małżenstwo się sypnęło. Płakałam, płakałam, robiłam z siebie ofiarę losu. W pewnym momencie powiedziałam sobie dość, basta, czas wziać życie w swoje ręce, no i zaczęłam pracę nad soba. Oczywiście w międzyczasie też czasami płakałam ale zdarza mi się to na szczęście coraz rzadziej.