Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Tak trudno mi nie wiedzieć…

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 35)
  • Autor
    Wpisy
  • yucca
    Uczestnik
      Liczba postów: 588

      Chciałabym się podzielic z Wami moim najgorszym problemem na tym etapie terapii. Tym problemem jest duża trudność w wytrzymywaniu stanu niewiedzy. Czasem (ostatnio coraz częsciej) mam takie stany, że np. jest mi smutno, cieżko, źle czy przeżywam jakiś atak krytyka, a nie wiem jak mam się obronić, albo jak sobie pomóc. Kiedyś do tego stopnia nie potrafiłam wytrzymać tego stanu, ze nie dopuszczałam tych uczuć w ogóle. Teraz gdy to się rozkręciło, troche rozsupłało i rozluźniło, co chwilę staję w takim położeniu, ze czuję frustrację wew. dziecka, lub prośbę o pomoc – ogólnie taki stan w którym wiem, ze powinnam zadziałać, a niestety nie umiem, nie ma we mnie wiedzy i doświadczenia jak sobie radzić z danym kłopotem – jedyne co jest to usilne "wciskanie" mi przez krytyka rozwiązań które są kompletnie niefunkcjonalne i co gorsza krzywdzące. Przykład – czuję smutek dziecka i nie wiem jak sie zachować a krytyk wrzeszczy żebym "przymknęła dzieciakowi mordę".

      Jest mi strasznie ciezko z tą bezradnością. I choć niby niewiedza jest podstawą nauki, to ma to jakieś dramatyczny przebieg. Niezaopiekowane wew. dziecko w rękach totalnie nieprzygototowanej i bezradnej "matki", do tego agresywny krytyk, dookoła brak osób od których mogłabym się dowiedzieć co zrobić, zresztą nie chce ciągle "wisieć" na kimś i pytać. Trudno mi to wytrzymać, udźwignąć cały ból, bezradność, ciężar i nie uciec, nie odwracać wzroku albo się nie złościć.
      Pozdrawiam

      Estera Milewska
      Uczestnik
        Liczba postów: 542

        Witaj Yucca!
        Tak często pomagasz innym, a mam wrażenie, przynajmniej osobiste, że ja nie bardzo wiem jak pomóc Tobie. Chyba nie za bardzo zrozumiałam o co chodzi w Twoim poście. Ja bym dała sobie trochę czasu, tak na spokojnie zastanowiła się co się właściwie dzieje. Może to nie przyjdzie od razu, już teraz, ale za chwilę, za dzień, za dwa. Może nie chodzi o to, by uciszyć dzieciaka, ale pozwolić mu przeżyć swój smutek, mimo że wewnętrzny krytyk chce go uciszyć. Nie wiem czy dobrze zrozumiałam Twój post, ale sądzę, że może musisz przeżyć to, co się dzieje, a nie konieczenie starać się coś z tym zrobić. Tutaj stale piszemy, że trzeba się wziąć za siebie, zrobić coś, działać, ale czasami działeniem stanie się fakt, iż przeżyjesz, pozwolisz sobie przeżyć to, co czuje to małe dziecko w Tobie. Z tym małym dzieckiem jest tak jak z takim Twoim własnym. Wybieracie się na zakupy, dziecko zobaczy coś w sklepie i koniecznie chce to mieć. Odmawiasz. Zaczyna się histeria. Rzecz nie w tym, by go uciszyć, ale pozwolić mu się wywrzeszczeć i wypłakać bez wzgledu na to, co mówią inni klienci w około.
        Napisz coś więcej, bo ja chyba czuję, że nie do końca zrozumiałam to, co chciałaś nam przekazać.

        yucca
        Uczestnik
          Liczba postów: 588

          Estera Milewska zapisz:
          „Witaj Yucca!
          Ja bym dała sobie trochę czasu, tak na spokojnie zastanowiła się co się właściwie dzieje. Może to nie przyjdzie od razu, już teraz, ale za chwilę, za dzień, za dwa. Może nie chodzi o to, by uciszyć dzieciaka, ale pozwolić mu przeżyć swój smutek, mimo że wewnętrzny krytyk chce go uciszyć. Nie wiem czy dobrze zrozumiałam Twój post, ale sądzę, że może musisz przeżyć to, co się dzieje, a nie konieczenie starać się coś z tym zrobić. Tutaj stale piszemy, że trzeba się wziąć za siebie, zrobić coś, działać, ale czasami działeniem stanie się fakt, iż przeżyjesz, pozwolisz sobie przeżyć to, co czuje to małe dziecko w Tobie.”

          Myślę, że pomimo Twoich wątpliwości, że nie do końca zrozumiałaś mój post – zrozumiałaś go dobrze. Ja zawsze byłam osobą zaradną, szukającą rozwiązań, potrafiłam tak długo rozgryzać problem, aż wreszcie doszłam do tego jak z niego wyjść. To zawsze było trudne, ale najczęściej po dniu czy dwóch udawało mi się.Terapeutka powiedziała mi nawet, że taka zaradność jest ok i przydaje się w życiu, ale nie zawsze, czasem takie wielkie parcie na rozwiązanie ukrywa w środku przegromny lęk o to co się stanie w bezradności, co się wydarzy jesli nie będę wiedziała co zrobić. A poza tym, trudno mi bez zadnych "wioadomości" od strony dziecka stwieredzić czy to czego Ono sie boi wymaga interwencji – trudno zapobiec lekowi gdy nie wiemy czego ktoś się boi.

          Niestety tym razem nic nie potrafię zrobić i właściwie trudno mi było nawet stwierdzić co mogłabym zrobić i jakie są oczekiwania tej wystraszonej cześci we mnie. Po kolejnym dniu z uczuciem wielkiego strachu wewnętrznego, bólu, przygnębienia "usłyszałam" od wew. dziecka, ze aby Ono się uspokoiło i przestało bac,musiałby zniknąć krytyk… A tego nie mogę zrobić, to niewykonalne, tak samo jakbym w przypadku mojego psa, który boi się burzy, miała ściągnąć burzę z nieba i schować w piwnicy… Jestem bezradna, mogę bronic dziecko w razie ataku, ale nie jestem w stanie spowodować, że ta krytyczna część zniknie, wiem teraz że nie mogę na ten lęk nic zrobić i to nie wynika z mojej niemocy, dysfunkcji, braku pozytywnych doświadczeń, chyba czesem tak po prostu jest i nie jest to niczyja wina.

          To jest chyba to, co terapeutka nazywa "wytrzymaniem" dziecka i krytyka i nie robieniem nic… czyli nie uciekaniem ani nie złoszczeniem się, ani nie pocieszaniem. Czuję jakbym miała w sobie dwoje dzieci (dziecko i krytyka) które wzajemnie nie mogą sie znieść i każde , na swój sposob chce spowodować, aby drugie przestało istnieć.

          Temat wiąże się z historią moja i zachowaniem mojej matki, która wpadała w szał gdy nie umiałam przestac płakać, albo ukrywać uczuć – chyba nie umiała wytrzymać tego, że czasem nie wiadomo jak pomóc i można tylko być… tymbardziej że to niesłabnące, wykańczające i trwające dniami uczucie – czyjś strach można wytrzymac przez godzine czy dwie, po 2 dniach robi się strasznie, zwłaszcza jak nic się nie zmienia.

          Trudne to wszystko, ponieważ dopiero po kilku dniach męczarni dziecko zaczyna "mówić" czego chce i co go boli. Ale ja byłam taka sama… potrzebowałam czasem kilku dni bólu by pójść do matki i powiedzieć o problemie ktorego sama nie byłam w stanie rozwiązać – bałam się, że mnie opieprzy, wyśmieje, odrzuci, albo kolejny raz "wyniesie" moje problemy do koleżanek. Chyba o to tu chodzi.

          Dzięki Esterka.

          Bronislavus
          Uczestnik
            Liczba postów: 212

            Yucco,

            Sprobuj gadać do dziecka, na głos. Od jakiegoś czasu to uskuteczniam, mówię do niego jadąc samochodem, gdy jestem sam w domu, mruczę do niego na spacerze z psem. Mówię mu np., że bardzo chcę mu pomóc, ale akurat nie wiem jak mam to zrobić, mówię mu, że mam kupę wątpliwości, że sobie marnie radzę, że nie umiem mu dać tyle ile bym chciał, ale zapewniam go, że tak jak potrafię, tak z całych sił się staram, mówię mu, że nie jestem doskonały, ale bardzo je kocham i strasznie mi na nim zależy. W konkretnych sytuacjach opowiadam mu o problemie, staram się do niego zwracać z szacunkiem, poważnie go traktuję, mówię do niego jak do dorosłej osoby. Wczoraj postanowiłem definitywnie zakończyć związek, w którym byłem. To były 2 godziny spacerowania i tłumaczenia dziecku, że tak jest lepiej, że tak jest uczciwie wobec niego, że nie pozwole, aby je krzywdzono. Krytykowi od pewnego czasu również na glos mówie, że ma się nie wygłupiać, tylko stać po naszej stronie, bo mnie irytuje gdy ja staję po stronie dziecka, rozmawiam z nim, a on przyjmuje stronę innych ludzi (a przecież jest częścią nas, a nie ich!). Podsumowując: gadaj do siebie Yucco, u mnie się sprawdza. Dziś stwierdziłem, że jeszcze nigdy nikt tak do mnie nie mówił, nikomu tak na mnie nie zależało jak temu głosowi, co do mnie gada….

            Edytowany przez: Bronislavus, w: 2008/05/06 14:25

            Bronislavus
            Uczestnik
              Liczba postów: 212

              A dzis od rana mowie mu na glos, ze je rozumiem, ze zdaje sobie sprawe, ze ono sie boi, ze nie chce byc samo. Mowie mu, ze nie umiem zabrac jego strachu, nie umiem mu obiecac, ze bedzie dobrze, ale moge i chce przy nim BYC, po prostu mu w tym baniu sie towarzyszyc…

              yucca
              Uczestnik
                Liczba postów: 588

                Dzięki Bronku za sugestię. Do tej pory mówiłam do dziecka w myślach. Zawsze bardzo mnie rozczula jak piszesz o tym co czujesz (a teraz co mówisz) swojemu wewnetrznemu dziecku… Ja tak nie potrafię. Przyczyn moze byc kilka, dystans, strach przed tym wszystkim, przed krytykiem, oraz to, że sama nigdy nie dościwadczyłam otwartej czułości i szczerej miłości, bliskości, pomijając jakieś niemrawe podchody moich życiowych partnerow, które czasem były bardzo miłe, ale kończyły się szybciej niż zaczynały i wydawały się raczej zbiegami okoliczności albo nikłymi aktami tkliwości.

                Dla mojego krytyka tkliwośc i czułość są śmieszne, atakuje mnie i ośmiesza . Mam blokadę, ale oglądając się do tyłu i widząc, jak było na początku terapii (wściełość na dziecko) a jak jest teraz (o wiele większa wyrozumiałość, wytrzymałość ) mam nadzieję że i ta blokada kiedyś puści.
                Pozdrawiam.

                Edytowany przez: yucca, w: 2008/05/06 18:40

                Estera Milewska
                Uczestnik
                  Liczba postów: 542

                  Wiesz Yucca, ja zawsze miewam wątpliwości czy aby na pewno dobrze rozumiem i dlatego wolę się upawnić. Ale przypomniała mi się taka jedna sytuacja podczas mojej terapii. Ja zawsze, kiedy jeszcze żył ojciec, czułam okropny gniewa i nienawić do niego. Uciekałam z domu w nocy na dwór, gdzie mogłam gadać dowoli i pozwalać, by w samotności płynęły łzy. Powtarzałam jak mantrę przez zaciśnięte zęby: "Niedy więcej nie będę płakać przez niego! Nienawidzę go za to, co robi! Nienawidzę go!" Jednakże to wszystko wracało. Wracało jak bumerang do mojego serca, do duszy, bo tak naprawdę nikt nie słyszał tego, co mówię. Słyszał tylko Bóg, ale On nie odpowiada nam w takich sytuacjach tak jak byśmy wtedy chcieli, choć wierzę, że jest przy nas.
                  Kiedy ojciec umarł, ja pogrzebałam tamte uczucia razem z nim na dnie mojej duszy. Terapia spowodowała, że po 3 latach od śmierci ojca ja poczułam to wszystko znowu z taką samą siłą i mocą jak wtedy. Po terapii siedziałam z narzeczonym i nie wytrzymałam. Wykrzyczałam mu przez łzy, że nienawidzę ojca, nienawidzę, że nie potrafił mnie kochać jak na ojca przystało, że mógł mnie kochać jak moją siostrę, ale nie chciał, że nienawidzę go za to, iż zniszczył mi życie. P. przytulił mnie mocno i nic nie mówił. Pozwolił płakać, po prostu się wypłakać, bez pocieszania i uciszania mnie. I wiesz co? Przeszło, tak po prostu przeszło. Przeszło, bo nareszcie, ktoś usłyszał mój duszony w sobie ból.
                  Ja sobie tak pomyślałam, że tak właśnie jest i z Twoim dzieckiem, że jedyne czego ono chce to, żeby go wysłuchano po prostu, pozwolono mu się wypłakać, przeżyć swój ból, to czego mu nigdy wcześniej nie było wolno.
                  Co do wewnętrzengo krytyka, to ja z reguły każę mu się zamknąć, bo mnie denerwuje i to najczęściej z nim dyskutuję, zdarza się, że na głos.
                  I jeszcze jedno. Ja też tak robiłam, że uparcie musiałam znaleźć wyjście z sytuacji, że muiałam coś zrobić, musiałam mieć kontrolę nad wszystkim. Dziś wiem, że nie muszę, bo i tak mieć nie będę. Dziś chcę po prostu cieszyć się życiem, choć stale sobie przypominam: nie muszę wiedzieć wszystkiego, a tylko tyle ile mi jest to potrzebne, bo czasami lepiej nie wiedzieć.
                  Pozdrawiam serdecznie!

                  Bronislavus
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 212

                    Yucca,

                    Nie wiem jak masz na imię naprawdę i nie wiem jak mówisz do swojego dziecka, ale myślę, że niezłym pomysłem byłoby przeczytanie lub po prostu powiedzenie mu tego, co napisałaś w swoim poście na głos , tak jakbyś mówiła do przyjaciółki, do kogoś, kto na pewno Cię rozumie, kto chce Cie rozumieć, kto chce chłonąć to, co mówisz, bo nikogo innego oproćz Ciebie nie ma. Zrób to, powiedz mu, że nie masz doświadczeń z czułością, miłością, nie wiesz co to jest, nie wiesz jak się za to zabrać, ale się starasz jak możesz, powiedz mu o tym wszystkim. W ogóle z nim rozmawiaj, gadaj do niego jak do małego dzidziusia, który nie odpowie, bo nie bardzo umie, który Ci nie pomoże w niczym, ale może słuchać, być… Myślę, że się dogadacie. A myślę tak dlatego, źe znam to z własnego podwórka. Jesteśmy początkującymi rodzicami, nie od razu rzym itd. Powodzenia Wam życzę! 🙂

                    dopisuję PS. ja się czułem głupio tak gadając, ale teraz wiem, że ONO na to czekało.

                    Edytowany przez: Bronislavus, w: 2008/05/06 20:02

                    yucca
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 588

                      Dziękuję Wam za odpowiedzi. To wszystko jest dla mnie bardzo trudne do realizacji, zwłaszcza czytając pisane z wielką otwartością konkretne rady Bronka coś we mnie się działo. Jakbym z jednej strony czułą wielką tęsknotę dziecka własnie za taką bliskością a z drugiej straszną blokadę, wstyd (przed mówieniem, otwartością i czułościa w stosunku do dziecka – dziwne, bo potrafię taka być względem osób dorosłych) i lęk, że będę wyśmiewana przez krytyka. Na razie nie potrafię wydobyć z siebie głosu, choć myśle o tym co pisaliście i będę się starać, może jutro, gdy będę sama w domu.

                      Dziwne, zrozumiałam że moja matka wstydziła się bliskości, i tym wstydem mnie zaraziła wyśmiewając… to bardzo nasilone i trudne do zniesienia uczucie. Czuję się jak pajac, nie dlatego, że mam gadać do siebie, bo to akurat czasem mi się zdarza, nauczyłam się tego w ciągu swojego bardzo samotnego zycia, gdy matka nei miała dla mnie notorycznie czasu, ale że mam mówic do dziecka. Boję się że Ono się nagle zmieni w krytyka (ma takie chore zamiany które też wynikają z zachowań mojej matki) i ten wilk w owczej skórze mnie wyszydzi…

                      Muszę to co napisałeś Bronku jakos przetrawić, to bardzo ciężki dla mnie temat, ale dziękuję Ci, że dzięki Twoim słowom pomogłeś mi uzmysłowić sobie ten problem, choć od dłuższego czasu gdzieś krążył po obrzeżach świadomości. Cóż , bedę się starać i pracować.

                      Terapeutka powiedziała mi dzisiaj, ze ja chcę dzięki wiedzy uchronic sie od czucia uczuć dziecka. Pewnie tak jest i wcale się sobie nie dziwie…
                      Pozdrawiam

                      Bronislavus
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 212

                        Yucca,

                        Mysle, ze dzieje sie z Toba w tej chwili cos bardzo waznego. To co sie dzieje jest OK, jest w porzadku. Boisz sie dziecka, boisz sie jego uczuc, tesknisz do niego, a zarazem przeraza Cie spotkanie z nim "oko w oko", to tez jest w porzadku, mozesz sie bac, mozesz sie niepokoic, mozesz czuc sie totalnie skolowana i przerazona… Yucca, mozesz nie chciec tego dziecka, mozesz miec go dosc, tak samo jak krytyka, to tez jest OK. Rowniez OK jest Twoje uciekanie w wiedze, tu mam na mysli wtracenie (tak, wtracenie!) tekstu o matce i o tym co otrzymalas po niej…. Taka analiza izolujesz sie od dziecka, ale to tez jest WPORZADKU, nie potrafisz go przyjac, swirujesz ze strachu, wiec sie bronisz tak jak umiesz, np. snujac analizy. Bronisz sie przed swoim lękiem, nie chcesz go, bo boli, to bronienie sie jest tez OK, masz prawo sie bronic, uciekac… Nie jestes jakims tytanem, masz prawo sie BAC. Kurde, boisz sie tego dziecka jak cholera, mozesz sie bac, przeciez tak naprawde nigdy go nie widzialas, nie wiesz jakie jest, przeczuwasz jego obecnosc, ale nie wiesz jakie jest! Boisz sie co bedzie gdy je spotkasz, co sie wtedy stanie? Co dalej? Jak bedzie wygladal swiat po takim spotkaniu? Czy w ogole bedzie jeszcze swiat? Czuje, ze jestescie juz bardzo blisko siebie i powiem Ci, ze ciesze sie, ze moge czytac o tym, co przezywasz. Trzymam kciuki!!!

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 35)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.