Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Tak trudno mi nie wiedzieć…

Przeglądasz 5 wpisów - od 31 do 35 (z 35)
  • Autor
    Wpisy
  • Anonim
      Liczba postów: 20551

      Posłuchaj Bronku, nie mam zamiaru się zrażać Twoimi postami, ani nawet brać ich pod uwagę, z tego jednego powodu że się nakręciłeś tak że chyba nawet nie czytasz tego co Ci odpisuję… Lecisz do przodu, powtarzasz do upadłego jedno i to samo…"dziecko to dzidzius, dziecko to dzidziś, jest bezbronne, a jeśli cie rani to ci sie wydaje!!!" a ja TU JESTEM ze SWOIM a nie TWOIM dzieckiem,daleko z tyłu, już dawno mnie nie dostrzegasz, mam konkretny problem, który ty negujesz!!!

      I tak k woli wyjasnienia. Dziecko wewnętrzne pojawia się w takim wielku jakiego dotyczy kłopot, jesli u Ciebie najwazniejsze problemy były u noworodka to masz noworodka, u mnie widocznie najwazniejszy problem nie dotyczy tak malutkiego dziecka, coś gdzieś haczy, broniony jest dostęp do pewnej rzeczy jaką musze zrozumieć i odnaleźć, żebym została "dopuszczona" do noworodka, moje dziecko jest jednym wielkim strachem i nie otworzy się ot tak, bo ja jestem ja, może tajemnicą jaką strzeże jest właśnie wielka miłość do krytyka (pomimo tego, jak moja matka mnei krzywdziła to byłam z nią bardzo silnie związana), a moze coś jeszcze innego – jeszcze nie wiem.To wszystko ma swoje powody, nieważne czy je dostrzegasz czy jesteś ślepy na nie, ONE SA , a Ty z kazdym wypowiedzianym słowem (a raczej powtórzonym) stajesz sie dla mnie kimś mniej wiarygodnym, bo zwyczajnie mówisz o calkiem czymś innym ale nie dostrzegasz tego faktu!

      Boli mnie to, ze piszesz o mnie jak o jakiejś nieświadomej istocie, która nie wie co robi. Ja tego noworodka tez poznałam, tylko że on u mnie nie był w ciemnym pokoju, ale w takim z kolorowymi plamami na ścianie, co w/g terapeutki oznacza nienazwane emocje. Znam ten stan i rozumiem że mozesz odczuwac dziecko jako bezbronne, tylko NIE ROZUMIEM dlaczego jesteś tak zapatrzony w swój pogląd i nie uznajesz, że ktoś moze odczuwac inaczej, mieć inaczej!!! Ja z jakiegos powodu nie zostałam wpuszczona do tego dziecka, w zamian za to mam sobie porodzić z dzieckiem starszym. Nie chce tu doszukiwać się powodów i celów, tak po prostu jest i nie mogę tego zmienić. Może to krytyk miesza może jakaś siła opiekuńcza, ale rzeczywistość jest jaka jest. Do noworodka musze się DOKOPAC, nie zostało mi ot tak dane pod opiekę.

      Więc bądź tak dobry i nie mieszaj wiecej, rozumiem że chcesz pomóc, że kochasz swoje dziecko, ale popatrz na problem całościowo, oprócz dziecka jestem jeszcze ja, nie jakaś złosliwa hetera tylko ktoś kto się uczy, obserwuje i naprawde WIE CO WIDZI tylko nie wie co z tym zrobić.

      Pozdrawiam

      yucca
      Uczestnik
        Liczba postów: 588

        Zeby jeszcze doprecyzowac. Moje dziecko jest jak zaadoptowany nastolatek, jest ukształtowane, poranione, ma swoje obrony i ich używa. Mimo tego, że zostało porzucone, kocha swoją matkę! Moze takie wyjaśnienie jest bardziej realne.
        Nie wiem jak inni ale ja od adoptowanego 12-14 latka nie oczekiwałabym otwartej miłości. Takie dziecko sprawdza nowego-obcego -opiekuna, zanim sie przed nim otworzy, nie ufa mu, wypróbowuje, i wciąż wierzy, że mama go kocha. Jeśliby ktokolwiek (nowy opiekun) takie adoptowane, nieufne i na swój sposób agresywne dziecko bombardowal miłoscią to szybko straciły zęby! Wiecej tłumaczyć nie zamierzam!

        Edytowany przez: yucca, w: 2008/05/12 12:19

        P.s. Ja nie oczekuję, że na pewno ktoś z Was będzie umiał mi pomóc, może sie tak zdarzyć, że nie będzie umiał, bo nigdy nie doświadczył podobnego kłopotu. Jeśli nei wiecie to nie piszczie byle czego, aby tylko post nie został pusty. Ja mam świadomość, że to nie jest temat w stylu "jestem dda, co mam z tym zrobić?", na który znma odpowiedz każdy kto w ogóle zajmuje się tematem, tylko konkretny problem.
        I nie oczekuję odpowiedzi tabuny psychologów, czasem wazne jest to że człowiek się wygada, wymieni wzajemnie poglądy… ja nie oczekuję gotowych recept, tym bardziej na leki na grypę, gdy chore mam serce…
        Dziekuję za całosć rozmów, postaram się wykorzystac jaknajwięcej.

        Edytowany przez: yucca, w: 2008/05/12 12:26

        Bronislavus
        Uczestnik
          Liczba postów: 212

          Yucco,

          Moje intencje nie sa zle, rzeczywiscie chce pomoc. Dostrzegam, szanuje i podziwiam Twoj wysilek. Nie jest moim zamiarem Ci w nim przeszkadzac, nie jest tez moim zamiarem przerabiac Cie na własną modłę, bo po co? Jeśli tak mnie odebrałaś, to zapewniam, że nie o to chodziło.
          I nie pisze o Tobie jak o jakiejs nieswiadomej istocie, szanuję Ciebie i Twoje zdanie. Wkladasz w prace nad sobą wiele wysiłku i zaangażowania, co miałem okazję odczuć wielokrotnie w tym wątku, jak i w pozostałych. Trudno wiec, zebym mial watpliwosci co do walorow Twego intelektu, to wydaje mi sie oczywistym. Nie chce Cie nieswiadomie ranic, irytowac, w zwiazku z czym pozwolę sobie kibicować Twoim zmaganiom z pewnego dystansu i juz nie "mącić".

          Ciepło Cię pozdrawiam
          Bronek

          yucca
          Uczestnik
            Liczba postów: 588

            Bronislavus zapisz:
            „Nie chce Cie nieswiadomie ranic, irytowac, w zwiazku z czym pozwolę sobie kibicować Twoim zmaganiom z pewnego dystansu i juz nie "mącić".”

            Dziękuję, czasami to właśnie jest najtrudniejsze, wiedzieć, że nie można pomóc ale nie odrzucać. To chyba dobre motto dla mnie i dla całego tego wątku. Czasem poranione stworzenie można tylko zostawić w spokoju…

            Pozdrawiam

            Anonim
              Liczba postów: 20551

              Mam nadzieję, że swoją złością i odmową przyjęcia tego, co było mi oferowane, nie uraziłam nikogo ani nie przestraszyłam, to było moje NIE, tym silniejsze, im mocniej czułam nacisk, a nie powiem, że nie czułam.Pisze to tylko dlatego, że nie chcę nikogo przestraszyć i po to aby powiedzieć, że MYSLĘ i wiem, że jak czegoś nie chce, nie czuję, nie podzielam, to tak jest – czego sama się tez ucze, uczę się odmawiać, złościć się, być nieustępliwa, jeśli tego potrzebuję. Tak, że Bronku, odkladam na bok jakąkolwiek urazę, złość, etc. i uznaję, że dzięki naszej rozmowie nauczyłam się głośno i wyraźnie, bez poczucia winy zgłaszać swój protest przeciwko czemuś, co mi nie odpowiada, podkreślam CZEMUS, a nie KOMUS.

              Co mogę powiedzieć, po kolejnym dniu… Ano trochę mogę powiedzieć, choc nei wiem, czy to jeszcze kogoś obchodzi, ale i tak mam taką potrzebę. Wytrwanie w stanie jakiego nie chciałam porzucić otworzyło przede mną kolejne drzwi w podświadomości.

              Co do miłości dziecka do krytyka, nie wiem na ile jest to czysta miłość, a na ile bardzo silna więź i to więź iluzoryczna przepełniona strachem , poczuciem obowiązku, jednak jest tam miłość i tego jestem pewna, czysta miłość dziecka do rodzica.

              Moje wewnętrzne dziecko nie wie, lub nie chce wiedzieć, że jego matka (czyli moja matka w rzeczywistości) nie żyje! Nie chce też prtzyjąć do wiadomości, że nie żyjąc nie moze juz się zmienić i WRESZCIE go pokochac, na co dziecko tak bardzo czeka i wciąż ma nadzieję. Bardzo się na mnie złości, że mu to powiedziałam, wyłącza się, nie chce słuchać moich słów, straszy mnie krytykiem i bardzo cierpi, gdy mu mówię, żeby Go tu do mnie przyprowadził… i nikogo nie ma.
              Może to niektórym wydać się okrutne, ale to co robię ma na celu urealnić dziecko, postawić go przed faktami a nie jego wizjami , pokazać jak jest naprawdę… Ze nie ma krytyka, nie ma obrony, nikt za nim nie stanie, a jesli nawet krytyk się pojawi to po to by rozkazywac, a nie obronic przed bólem.

              Nie wiem czy to jasno tlumaczę, urealniając sprawę jest tak, jak z dzieckiem które straciło rodzica i jest wściekłe na wszystkich dookoła, szuka rodzica, przyczepia sie do kawałka jego garderoby, chce spać z tym co mu przypomina rodzica. Jednocześnie odmawia udzieleni mu pomocy, uczestnictwa w jego żałobie, izoluje się zamyka się – ja prawie nic nie czuje, jedyne jakieś echo płaczu. Jedyne co moge to być z boku i czekać.

              Trochę się boję tego co będzie dalej, czytałam troche o etapach umierania autorstwa E. Kubler – Ross oraz innych autorów, tak, ze mam jako takie pojęcie co moze się dziać. Pamiętam, że po śmierci matki w ogóle nie płakałam, nie czułam żałoby, było mi zbyt cięzko żeby w ogóle się pogodzić z faktem jej odejścia, żeby go zapisac w sobie na poziomie emocji, wiedziałam, ale nic nie czułam. Przeszłam nad tym do porzadku dziennego, a moje wewnętrzne dziecko dalej nie rozumie, że mamy nie ma i co najgorsze, nigdy nie było. Obwinia się, broni ją, uważa, że mama nie broniła go, bo było złe, popełniało same błędy – straszne jest tego słuchać.

              Mój dorosły natomiast musi pomieścić w sobie i swoją złość na matkę, za to jak krzywdziła i milosć dziecka do tej okrutnej matki a na dodatek być gotowym na wspieranie tej małej sierotki, być gotowym na jego żal, złość, ból, strach…
              Rodzi się we mnie jedno pytanie i jedna watpliwosć… Czy do tego by ktoś tak bardzo nas kochał wystarczy urodzic dziecko i karmić go nadziejami na to, że kiedyś, jak bedzie odpowiednio idealnym to mama go wreszcie pokocha? I wątpliwość – czy moja matka była warta tej miłości… Nie sądzę…

            Przeglądasz 5 wpisów - od 31 do 35 (z 35)
            • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.