Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Urodziłem się na przełomie października i listopada ubiegłego roku – 2018 r.
-
AutorWpisy
-
Podejście pierwsze. Główny powòd w danym momencie brak zmiany w podstawowym celu jakim było nawiązanie bliższej relacji z kobietą. ( wytłumaczyłem sobie to tak, że nie ma kroku dalej i nie ma w tym względzie efektu to szkoda kasy choć akurat część finansowa co zresztą też stwierdził terapeuta jest ta dziedzina życia w ktòrej sobie radzę dobrze- nie chodzi o to, że jestem krezusem, ale że jakby inne moje zasoby były na tym poziomie to byłoby wystarczające ).
Sugestia terapeuty była taka, że uciekam, bo pojawiła się kobietą, ktòra mogłaby stawiać granice i mieć plany i najpewniej ucieknę w pracę.
I tak się stało w ostatnich dwòch miesiącach uciekłem w pracę dało to efekty, ale.akurat te o ktòre na ten moment niekoniecznie powinienem poświęcać najwięcej czasu.
Odnośnie samej terapii i terapeuty to ceniłem sobie terminowość, zrozumienie szkieletu mojej sytuacji przez terapeutę jednak gdzieś cały czas dobijała myśl, że stoi to w miejscu. Przychodzę gadam i nic. (taki płatny kolega).
Z perspektywy czasu myślę, że zadziałał też taki trochę wstyd przed terapeutą, że nie potrafię przebrnąć przez etap nawiązania bliskiej relacji. (zacząłem sobie budować taki obraz sorry za słowo 'piz.dy’ ktòra zrobiła jakiś krok widzi cel i zainteresowanie kobiety a nie potrafi się zbliżyć i wycofuje się). Chodząc co tydzień co tydzień trzeba jakby było? się do tego przyznać i chyba w pewnym momencie faktycznie wolełemm uciec wiedząc, że się nie zbliżę. (nie mam tu na myśli sexu a bliskości w relacji)
To jest jedna sprawa i tutaj terapeuta celnie to zauważył (mòwię to z perspektywy czasu). Natomiast inna sprawa związana z czym innym według mnie została zignorowana a była dla mnie też ważna. (myślę, że w tej kwestii zdecydował też nurt psychodynamiczny).
Na ten moment i tak jestem wdzięczny Bogu, losowi i napotkanym ludziom za to co udało się zrobić. Wierzę, że fundament został zalany.
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez
2wprzod1wtyl.
Uzupełnię, że z terapii poza nie zrealizowaniem wcześniej wspomnianego celu zaszło dużo innych pozytywnych zmian oraz spojrzeń, przyglądania dlatego terapeutę oraz terapię podsumowuję w kategoriach sukcesu (subiektywna ocena).
Widocznie jeszcze nie na wszystko jestem gotowy, ale i tak czuję, że do wielu spraw podszedłem z innym korzystniejszym dla mnie spojrzeniem.
Na pewno (tak czuję wewnętrznie) było warto i na pewno mogę szczerze powiedzieć dziękuję.
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez
2wprzod1wtyl.
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez
2wprzod1wtyl.
Ciekaw jestem, czy podejmiesz kolejną terapię. U siebie widzę, ze z każdym kolejnym terapeutą szedłem dalej w samopoznaniu. Może to tak jest, że potrzebujemy terapeuty na określony czas życiowy lub dla przerobienia danego problemu, a po jego upływie potrzebna jest inna osoba.
Z drugiej strony można widzieć w tym ucieczkę przed konfrontacja, przed cieniem, przed tym, że w danej sprawie zostaniemy odsłonięci.
Myślę, że warto wyuczać w sobie umiejętność pobycia w niekomfortowej sytuacji a z drugiej strony zgadzam się aby na siłę nie przeczekiwać tylko po to by udowodnić, że trwamy i nauczyliśmy się pobyć w niewygodnej, demaskującej nas lub w naszym poczuciu kompromitującej relacji.
Zgadzam się, że w niektòrych zakresach czy mechanizmach może ktoś inny trafić do nas bardziej celnie, ale pod warunkiem, że mamy świadomość tego, że lubimy uciec przed konfrontacją i obserwować sobie to. (coś na zasadzie tyle spraw udało mi się ogarnąć dzięki terapii i już jest fajnie, ale przychodzisz kolejny miesiąc i zostajesz skonfrontowany i jakby nie udaje Ci się przykrywać, uciekać sukcesami głównego celu w ktòrym brak zmian mechanizmòw przez co łatwiej uciec i cieszyć się tym co udało się zmienić (trochę takie zamiatanie pod dywan) zamiast pobyć i zmieniać do skutku)
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez
2wprzod1wtyl.
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez
2wprzod1wtyl.
Co do tego czy wròcę to tak, ale po konkretnym działaniu po to by stabilizować? emocje. (spotykać się z emocjami i je nazywać). – doświadczenie z pierwszej terapii jest takie, że jakiekolwiek zmiany zachodzą poprzez działanie.
Natomiast nie chcę wracać dla jakiegoś nadmiernego 'obrzarstwa’ psychologicznego, ktòre prowadzi do chciwości (w doznaniach)i cierpienia z nadmiernych ambicji-ciągłego nienasycenia psychologicznego czy rozwojowego (gniewu, smutku). Akurat wròciłem sobie do nagrań o. Zatorskiego na bazie 8 duchòw zła Ewagriusza z Pontu, ktòry przez długie lata był pustelnikiem na pustyni w Egipcie i w tej kwestii jest praktykiem jakich dziś ze świecą szukać.
Kontrola.
Na świecie bez mojego udziału mieszka, żyje, radzi sobie grubo ponad 7.5 mld. ludzi.
Na świecie wychowano miliardy dzieci bez mojego udziału.
Na świecie mamy ogromną ilość budynkòw, dròg itp. bez mojego udziału.
Na świecie mamy miliardy relacji bez mojej osoby.
…itd..
Świat beze mnie się nie zawali 🙂
Aby nie popaść w jakąś przeciwległą skrajność nie oznacza to, że nie jestem światu potrzebny.
Przede wszystkim jestem.dzieckiem Bożym rozumiane nie w wymiarze pychy, ale miłość do Boga , miłości do drugiego człowieka (każdy człowiek jest takim samym dzieckiem Bożym jak ja) i miłości do siebie samego.)
Oddawanie kontroli to poczucie wartości , zaufanie (ròwiez do umiejętności, odpowiedzialności swoich i innych), spotykanie się z lękiem, mòwienie o swoich uczuciach, akceptacja siebie i innych takimi jakimi.jesteśmy, uwzględnianie, że drugi człowiek jest osobą czującą i rozumną czyli podmiotowe (a nie przedmiotowe) traktowanie.
Nie jestem odpowiedzialny za czyjes uczucia i nastròj. Nie muszą 'utrzymywac atmosfery’, mogę wyłączyć czujkę w towarzystwie. Nie muszę wchodzić w konflikt dwòch osòb typu pyskòwka (np. poprzez odwracanie uwagi).
Postawienie na prawdę, prawdę i jeszcze raz prawdę ròwniez w niewygodnych dla mnie tematach, ktòre odkrywają mòj cień (zaufam w tym miejscu psychologowi, że bez tego nie ruszę). Postawienie i przyjęcie jej pozwala porzucić kontrolę w rozmowie (kontrola.w rozmowie.słuzy.często po to by odwracać uwagę i nadawać kierunek rozmowie w taki spòb by była.dla.mas wygodna a niekoniecznie szczera)
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 4 miesięcy temu przez
2wprzod1wtyl.
Nie potrzebuję i nie szukam uznania, daję sobie miejsce przestrzeń do gaf, błędòw, porażek, niewiedzy, wygłupienia się, nieadekwatnej reakcji na sytuację. Daję sobie czas na przyjrzenie się sytuacji, reakcji z innej perspektwy i jeżeli uznam, że moje zachowanie było nie ok. jeżeli jest taka możliwość przepraszam.
Jeszcze coś od Rosenberga. Nie manipuluję (kontrola), nie wzbudzam w innych poczucia winy, strachu lub wstydu i odwrotnie nie daję w sobie wzbudzić poczucia wstydu, lęku lub winy. (nie jestem odpowiedzialny za cudze uczucia)
Ciekawe z tym cieniem. Sam mam duży problem z mówieniem prawdy o sobie, ale też innym o tym, jak ich naprawdę postrzegam. Czasem kluczę, bo wydaje mi się, że kogoś zranię (jak lekarz, który przemilcza terminalny stan pacjenta).
Wszyscy mamy część dobra i tą niefajną. Umiejętność otwierania się na tą niefajną pozwala nam być takim jakim jesteśmy.
To są dziesiątki sytuacji w ktòrych gdy ktoś nas o coś niewygodnego w naszym odbiorze zapyta to albo kłamiemy, albo koloryzujemy, albo odwracamy uwagę i przekierowujemy uwagę.
Kolejnym krokiem takiego zapętlenia jest już najczęściej unikanie (bo jak tu dobrać się do tego skoro już obraz został zniekształcony).
Przy czym niefajną to może być też tylko taka ktòra w naszym mniemaniu nas kompromituje, ukazuje jakimiś, niepełnymi, innymi.
Cień to może być nasze jakieś faktyczne zachowanie, reakcja, zły czyn, nawyk ale może to być też nieumiejętność spotkania się z prawdą np. ktoś kogoś pyta o pracę a jest bezrobotny i się tego wstydzi i kłamie i już to go blokuje do dalszej relacji, albo ktoś nie ułożył sobie życia i też go to odcina bo nie umie powiedzieć, że nie ma żony dzieci, albo komuś rozpadł się związek, albo ktoś nie umie przyznać się do słabości lub choroby itp.
Otwarcie się na to posuwa nas do przodu, bo w ktòrymś momencie skonfrontujemy się z prawdą oraz z perspektywami spojrzenia na siebie (subiektywną tą ktòrą my widzimy i tą, ktòrą widzą inni).
To jednym z pierwszych elementów wciągających w ten cień (zakłamania) w życiu DDA był często dom rodzinny – bo na jego temat dziecko „musiało” wymyślać kłamliwe i upiększone historie. Nawet przemilczenie albo unikanie zapraszania innych do domu, było częścią tego kłamstwa.
Stąd już prosta droga do przeświadczenia o własnej „niestosowności” i kamuflowanie tego fałszywymi komunikatami, maskami, unikami.
To mogło się rozlać na całe życie, które zmieniało się w kłamstwo. Z czasem nawet przed samym sobą.
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.