Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Urodziłem się na przełomie października i listopada ubiegłego roku – 2018 r.

Przeglądasz 9 wpisów - od 1,681 do 1,689 (z 1,689)
  • Autor
    Wpisy
  • 2wprzod1wtyl
    Uczestnik
      Liczba postów: 1177

      Trafne, do tego stopnia, że czytając Twòj wpis poczułem napięcie mięśni ma twarzy prawdopodobnie smutno mi się zrobiło jak w tej samej sekundzie umysł skojarzył.zidentyfikował się.

      Ze swej strony jeszcze sytuacje gdzie 'trzeba było’ odwracać uwagę kolegòw i koleżanek po to by odciągnąć ich od swojej klatki schodowej, bo wiedziałem, że w każdym momencie może wybuchnąć awantura.(a pech chciał, że często schadzki były przy mojej).

      Jeżeli zestawimy to z tym, że słabość oznacza wyśmianie lub wykorzystanie to faktycznie składa się to na obraz, ktòry przedstawiłeś.

      Jest mi to o tyle ciężko pisać o tej scenie, bo w ostatnim czasie miałem sny z ojcem , że żyje i go prowadzam schorowanego’ – mam z tym wyrzuty bo jest we mnie poczucie, że gdy chorował byłem mało obecny (ciągle poza domem) – przy okazji jest to też spotkanie się z cieniem siebie, ktòry nie opiekował i nie interesował się ojcem  tyle ile było potrzebne gdy był chory a wręcz w tamtym czasie tkwiłem w nałogu hazardu czyli jeszcze trwoniłem, oszukiwałem.

      2wprzod1wtyl
      Uczestnik
        Liczba postów: 1177

        Niedługo trzy lata nowej drogi w tym 1.5 roku terapii.

        Zastanawiam się co udało mi się zmienić a czego nie. Z czego zrezygnowałem a w czym konsekwentnie jestem.

        Z rzeczy najważniejszych.

        Odejście od nałogòw w tym przede wszystkim wchodzenia w prymitywne, płytkie relacje (choć ostatnio był nawròt głodu, ktòry mam nadzieję udało się oddalić).

        Dużo w mojej ocenie, ale też myślę, że jest to widoczne w czynach zrobiłem w kwestiach organizacyjnych zaròwno na poziomie osobistym jak i zawodowym (co przekłada się na poczucie bezpieczeństwa, przewidywalności)

        Nauczyłem się pomagać sobie. (np. na poziomie zdrowotnym co wcześniej było nierealne)

        Nauczyłem się przepraszać i spojrzeć z dystansu (nawet jeżeli w danym momencie nie zareaguję właściwie to wracam sobie do spojrzenia na sytuację z innej perspektywy)

        Zrezygnowałem z terapii a w ostatnim czasie pojawiło się poczucie, że zaniedbuję budowanie zasobòw (z jednej strony przyglądam się aby nie dochodziło do obżarstwa rozwojowego, ktòre prowadzi do nienasycenia czyli chciwości a z drugiej aby nie porzucać i zaczynać od nowa i z subiektywnego rozważenia tych dwòch skrajnych wychodzi mi, że trochę zaniedbałem ostatnio niektòre sfery rozwojowe zwłaszcza czytanie książek).

        Nadal nie udało mi się nawiązać bliskiej relacji mimo, że był ku temu grunt.

        Nadal  zbyt wysoko trzymam gardę, bojąc się odsłonić słabe strony i cień.

        Stworzyłem sobie bezpieczną przestrzeń (warunki życiowe i mieszkaniowe) oraz nauczyłem się uruchamiać 'ludzi’ gdy czegoś potrzebuję i patrząc powierzchownie możnaby uznać to za pozytyw, ale jak zauważył mòj terapeuta zbudowałem sobie w ten sposòb taką bezpieczną przestrzeń (strefę komfortu) w ktòrej wyuczyłem się funkcjonować i pozostawać w tym niedopuszczając innych zamiast traktować to jako drogę etap (zostałem w tej przestrzeni co może powodować lęk i ryzyka przy jej przekraczaniu np. wpuszczaniu kogoś do tej przestrzeni, bo ten ktoś może ją zaburzyć?).

        Porzucenie nałogòw pozwala budować poczucie wartości poprzez spòjne życie i jest to według mnie element niezbędny, ale nie jedyny.

        Czas na większe spotykanie się z emocjami, odkrywanie gardy, eksperymentowanie i oswajanie lękòw, wychodzenie ze stworzonej strefy komfortu.

        Można by to podsumować. Zrobiłem, stworzyłem sobie bezpieczne warunki i 'strach’ to rozwalić a przyczynić się  rozwalenia może ktoś do kogo bym się zbliżył emocjonalnie 🙁 Czyli jeszcze długa droga 🙂 Bo po pierwsze nie to buduje moje bezpieczeństwo po drugie otwarcie się na drugą osobą jest ryzykiem, ale też wartością.

         

         

        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
        2wprzod1wtyl
        Uczestnik
          Liczba postów: 1177

          Poczucie jakiegoś takiego szczęścia w środku i wzrostu (w odniesieniu siebie 'z wczoraj’ do siebie z 'z dzisiaj’) przeplata się z wyczekiwaniem 'kiedy ten fart’ się skończy tak jakbym czuł, że już wyczerpałem swòj limit.

          Jest też potrzeba przypominania sobie, że dziś gdy mam poczucie wzrostu ktoś cierpi, ktoś nie może wyjść z domu czy to z powodòw fizycznych czy psychicznych, ktoś jest uciskany, ktoś bity, ktoś wyczekuje na powròt pijanej bliskiej osoby.

          Z jednej strony pewnie to dobrze, że mam w pamięci cierpiących, nie mających sensu zycia z drugiej odbywa się to trochę z poczuciem winy, że  teraz mam się w miarę dobrze a ktoś cierpi jest w tym jakaś asekuracja.

          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, temu przez 2wprzod1wtyl.
          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, temu przez 2wprzod1wtyl.
          Jakubek
          Uczestnik
            Liczba postów: 931

            Pytanie, czy możesz cos zrobić dla tych cierpiących? Jakby może powiedział Budda, najwartościowszą rzeczą, jaką możesz im dać, jest zmniejszenie własnego cierpienia. A więc i wyzbycie się poczucia winy.

            • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, temu przez Jakubek.
            2wprzod1wtyl
            Uczestnik
              Liczba postów: 1177

              Jest w tym mądrość i jestem pewien, że ludzie, ktòrzy czują wewnętrzny spokòj i radość emanują na innych i tym samym dają nawet niewerbalnie ròwnież cierpiącym.

              Co ciekawe nawet dzisiaj (zanim przeczytałem Twòj post) podobną wizją utwierdziłem siebie problem leży w tym, że przebija się jeszcze u mnie mechanizm, ktòry 'wypracowałem’ w toksycznej rodzinie w tym wobec osoby narcystycznej gdzie wyuczyłem się, że lepiej jest pomniejszyć swòj sukces, swoją radość a smutek ukryć, bo każdy realny wzbudza albo zazdrość  lub wyśmianie w przypadku mojego smutku, niepowodzenia

              2wprzod1wtyl
              Uczestnik
                Liczba postów: 1177

                Świat pędzi, ludzie pędzą. Niedawno dostałem informację o chorobach natury psychicznej u dwòch znanych mi osòb. Znam nieco życie tych osòb i od razu naszła mnie myśl. To nie przypadek, osobista oczyszczalnia ściekòw przelała się.

                Powtarzalny schemat do jakiegoś momentu jest w miarę dobrze a pòźniej odejście od ludzi, unik, izolowanie.

                Trochę smutno mi się robi gdy pomyślę, że w życiu tych ludzi po tym jak przeszli trudne dzieciństwa nie uzyskali i nie znaleźli lub odrzucili wsparcie, Boga, ludzi.

                Jednocześnie każda taka informacja utwierdza mnie w przekonaniu jak bardzo ważne było dla mnie zejść z drogi izolacji, ktòra już zaczynała nabierać rozpędu za co bardzo dziękuję Bogu i wszystkim napotkanym ludziom i gdzieś też sobie.

                Jest jeszcze jedna rzecz o ktòrej nie pisałem. Rozpoczęła się relacja z kobietą (nie taka jak kiedyś zbudowana na wymianie potrzeb i koloryzowaniu)  i pòki co 'zaryzykowałem’ oprzeć ją na prawdzie. Oparłem na prawdzie i trwa coś dla mnie bardzo odkrywczego.

                Jest dobra i wrażliwa i już tymi cechami miesza mi w głowie:-)

                Nie podejmę tematu na forum, bo nie chcę uprawiać ekshibicjonizmu dlatego wracam na terapię, bo już widzę obserwując siebie jak bardzo się przyglądam i szukam hakòw u tej kobiety a stąd otwarta droga do uzasadnienia by 'uciec’.

                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, temu przez 2wprzod1wtyl.
                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, temu przez 2wprzod1wtyl.
                Jakubek
                Uczestnik
                  Liczba postów: 931

                  Fajne jest to podejście: wracam na terapię, by ogarnąć jeden konkretny temat w życiu (tu: nowa relacja).

                  Nigdy nie udało mi się tak precyzyjnie wskazać obszaru życiowego, który chcę objąć terapią. Przychodziłem do terapeuty z mętlikiem w głowie i pragnieniem dowiedzenia się przy jego pomocy „o co mi chodzi” życiu. Może dlatego efekty terapii nie były oszałamiające.

                  2wprzod1wtyl
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 1177

                    Z perspektywy czasu mam takie poczucie, że gdy dzieje się coś emocjonalnego to jest dobry moment aby rzucić światło z innej perspektywy. Trochę, ale nie jakoś mocno mam wątpliwości czy w ten sposòb nie zabieram sobie sprawczości, ale mimo wszystko decydujący jest głos, że ważne jest dla mnie spojrzenie z innej perspektywy i to tej od strony mechanizmòw i deficytòw  czyli takiej, ktòrej i mi i znajomym ciężko będzie wychwycić.

                    Zwłaszcza, że przez to nawiązywanie powierzchownych relacji z pewnością mam duże deficyty a już na pewno deficyt takiej kobiecej wrażliwości, bo wszelakie kobiety wliczając mamę miały chłodne podejście i też do takich kobiet mnie ciągnęło a co do zasady deficyt to jest ogromna siła.

                    'Bezdomny to człowiek, ktòremu nie chciało się prowadzić szlachetnego życia’ to tylko jeden z przykładòw spojrzenia mojej mamy. Dla kogoś z boku może być nawet zabawne gdy takie coś słyszy, ale mnie do razi, boli, że takie bezrefleksyjne, bez zastanowienia się, bez znajomości życia tego człowieka mama potrafi tak strzelić czyli osoba, ktòra zazwyczaj jest tą wrażliwą osobą w rodzinach .

                    Jednym słowem jest u mnie deficyt i a przy deficytach  potrafimy podświadomie iść nawet jeżeli jesteśmy w danym miejscu krzywdzeni.

                    Moją mama nie miała tych zasobòw bliskości a jak nie miała to nie mogła ich dać i tym samym ja mam deficyt i to chcę odbudować.

                    Co do długości terapii i celòw to pewnie zależy indywidualnie. W takim ogòlnym, codziennym  życiu myślę, że nie odbiegam a być moze nawet widzę więcej (na bazie pracy, terapii, literatury)niż niektòrzy i nie czuję takiej mocnej potrzeby terapii w takiej codziennosci.  Z pewnosciś są jeszcze błędy, mechanizmy, ale nie jest moim celem jakiś perfekcjonizm. Niektòre rzeczy nauczyłem się też zauważać u siebie poprzez analizę moich reakcji.

                    2wprzod1wtyl
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 1177

                      Jakubek napisał: 'Może dlatego efekty terapii nie były oszałamiające’

                      Nie chcę Cię jakoś powierzchownie ocenić, ale myślę, że to jest zbyt krytyczne, zbyt wymagające Twoje stwierdzenie wobec siebie.

                      Jednak mimo innego mojego spojrzenia  Twoje odczucie jest takie dlatego być może warto przyjrzeć się temu oczekiwaniu wobec siebie? Czy nie jest zbyt idealne?

                      W duchowości jest chciwość czyli ciągłe nienasycenie a więc też ciągłe niezadowolenie mimo, że coraz więcej, bardziej. I ta chciwość ma ròżne wymiary nie tylko materialny, ale też duchowy, psychologiczny i inne.

                      Nie mòwię też, że już nie ma nad czym pracować, ale być może warto się temu przyjrzeć i popracować (jako cel?) nad tym by czuć satysfakcję, czuć się wystarczającym zwłaszcza, że przeszedłeś i przepracowałeś dużo i długo. I też dużo ludzi nawet tutaj na forum zauważa szerokie Twoje spojrzenia (przy czym to też w jakimś stopniu może budować w Tobie presję).

                      Gdzieś też czytalem, że aby nie odczuwać rozczarowania wystarczy nie oczekiwać (w moim odczuciu oczekujesz od terapii zbyt dużo co w połączeniu z dążeniem do jakieś idealności może prowadzić do niezadowolenia, nienasycenia?

                      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, temu przez 2wprzod1wtyl.
                    Przeglądasz 9 wpisów - od 1,681 do 1,689 (z 1,689)
                    • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.