Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Wasz stosunek do rodziców

Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 31)
  • Autor
    Wpisy
  • neonatura
    Uczestnik
      Liczba postów: 18

      Edytowany przez: neonatura, w: 2009/11/23 21:00

      malenka
      Uczestnik
        Liczba postów: 382

        Ja jestem na etapie złości, nienawiści, wręcz poczucia odrazy do obu rodziców.Chciałabym ich ukarać, szczególnie mamę.Nie rozmawiam z nią od momentu rozpoczęcia terapii. Nienawiść i żal utajniony przez lata zaczyna kipieć ze mnie. Nie czuję poczucia, że nie powinnam tak myśleć o swoejej "mamusi""Włączył mi się mściciel i czuję się z tym rewelacyjnie….Na każdym kroku chcę aby moja mama cierpiała i sprawia mi to radość i satysfakcję.

        meduza
        Uczestnik
          Liczba postów: 61

          Torquemado – to ja już wiem skąd u Ciebie ta niechęć do kobiet:)))

          A wracając do tematu – dodam tylko, że ja raczej nie uważam żeby ta matka (moja i w ogóle matki) były aż tak bardzo winne sytuacji, chodziło mi raczej o to że to taki efekt jest – wybuchu po wielu latach ciszy, w końcu jeśli przez wiele lat nie przystoi nam myśleć zle o matce, która na naszych oczach bądz co bądz cierpi tak jak i my, a potem nagle okazuje się, że jednak nie zwalnia jej to z odpowiedzialności za nas, i że jednak ponosi ona troche "winy" to następuje taka kumulacja złości. Ale nie uważam żeby to matka była bardziej winna, w ogóle kategoria winny nie winny to nie bardzo mi sie wydaje sluszna, w koncu to też z czegos wyniklo ze rodzice są jacy są, a konkretnie z tego jakich sami mieli rodziców. Ale oczywiście żal można mieć. U mnie tak jak mowilam, nieraz ten zal wychodzi, chociaz bardziej za stosunek matki do mnie, niż za to ze nie odeszla kiedys tam od ojca..Ale mimo to zycie bym za nia oddala, bo nikt nie jest doskonaly. I z tą myślą żyje mi sie duuuzo spokojniej i lepiej niż gdybym miała pielęgnować w sobie urazy.

          Anonim
            Liczba postów: 20551

            „nikt nie jest doskonaly. I z tą myślą żyje mi sie duuuzo spokojniej i lepiej niż gdybym miała pielęgnować w sobie urazy.”

            Podoba mi sie Twoje dojrzale podejscie do sprawy Meduza.Ja tez mam mieszane podejscie do rodzicow-zal,smutek ,zlosc.
            Z ojcem zwiazku nie mam,wiecznie wyalienowany i zyjacy w swoim alkoholicznym swiecie.Prawie z nim nie gadam,bo nie ma o czym i chyba nawet nie da rady, gdybym nawet chciala.Jasne,ze czuje do niego zal,czsem obrzydzenie, bo jak czlowiek,istota myslaca,chce sie doprowadzic do stanu zezwierzecenia,spic sie tak,zeby nic nie czuc i nie myslec,tak jak zwierzeta.Czuje tez do niego litosc, bo alkoholizm jest choroba, a on po prostu jest chory.
            Z matka, mimo,ze swieta cierpietnica zmienila sie.I to jest to troche optymistyvzne, widzac,ze ktos pracuje nad soba,ze docieraja do niej komunikaty zwrotne.W przeciwienstwie do ojca, ktory jest tak zadufany w sobie,ze uwaza,ze nie popelnil w zyciu zadnych bledow i nie jest alkoholikiem:blink: .Co jest dla mnie wyjatkowo smieszne i dziecinne.Bo czy jest na tym awiecie osoba,ktora nie popelnila w zyciu zadnych bledow??? Jetem tego zdania co Meduza, ze nikt nie jest doskonaly.
            Z moja matka relacja sie zmienila.Nie chce sluchac jej narzekan i nie pozwalam juz sobie,na zrzucanie na mnie emocjonalnego smietnika.JESETM JUZ DOROSLA.Wiec jak zaczyna swoje biadolenie,to mowie jej zeby wziela swoje zycie w swoje rece,wiec zeby sie rozwiodla,a jesli nie,to niech wezmie odpowiedzialnosc za swoje zycie i swoje decyzje i przestanie wiecznie narzekac i biadolic.Jesli kontynuuje,to sie rozlaczam,lub nie dzwonie kilka tygodni.Teraz jak z nia rozmawiam,to jest znacznie mniej egocentryczna i bardziej wspierajaca,trak jak powinna byc MATKA, jakby nie bylo;)
            Ciesze sie,ze dzieki terapi przepracowalam swoja dziecinna generalizacje.Psychologowie nazywaja to przeniesieniem.Juz nie postrzegam kazdego faceta,ze jest taki jak moj ojciec,i w kazdej kobiecie,nie widze cech swojej matki.Uwazam to za dziecinne i smieszne,wyzywac sie na facetach,za mojego ojca,lub czuc awersje do kobiet,ze wzgledu na matke,tak jak to robia niektorzy na tym forum.I wszystko sprowadzac do swojej awersji.
            JESTEM WOLNA,mimo zalu za utraconym dziecinstwem,ktore czesto bylo pieklem.Wolna od nienawisci,chceci zemsty i GENERALIZOWANIA,ze wszyscy faceci sa tacy a tacy, kobiety sa takie a takie.
            Wszystkich zachecam do terapii.Naprawde dziala,choc wiele mam jeszcze do zrobienia.

            Torquemado
            Uczestnik
              Liczba postów: 901

              meduza zapisz:
              „Torquemado – to ja już wiem skąd u Ciebie ta niechęć do kobiet:)))

              Wiesz, ja nigdy nie ukrywałem, że nie darzę sympatią swojej matki i mam do niej wiele zastrzeżeń, ale żeby od razu wyciągać wniosek, że nie lubi kobiet, bo mamusia była niedobra, to trochę za daleko idąca interpretacja. Jeżeli mam być szczery, to nie jest tak, że ja wszystkich kobiet nienawidzę. Jednych nieznoszę i mnie drażnią, inne są mi obojętne, a jeszcze inne darzę jakąś tam sympatią. Prawdą jest, że jestem podejrzliwy, nieufny wobec kobiet, ale to akurat uważam za dobrą cechę, bo dzięki udaje mi się unikać kłopotów i rozczarowań.

              meduza
              Uczestnik
                Liczba postów: 61

                Ech Torquemado… Wiedziałam że jednak gdzieś tam cię to troche oburzy, a więc wyjasniam:

                Po pierwsze – to było tak z przymrużeniem oka, nie jakaś krytyka wielka, tylko spostrzezenie z uśmieszkiem, trzeba mieć dystans do siebie a chyba Ci go troche brakuje. Masz negatywne nastawienie do kobiet- to widać nie koniecznie po tym poście, ale na tym forum nie raz już sie udzialałes, i stąd mój wniosek. Zreszta sam to potwierdzasz – że jestes nieufny wobec kobiet, a Twoja argumentacja – cóż tylko potwierdza że ta nieufność ma wlasnie podloże psychologiczne gdzies tam daleko w zdarzeniach z przeszłości. Bo niby czemu to traktujesz inaczej kobiety od mężczyzn? Czy oni ni emogą Cie zranic? Czy np. wspolnik ni emoże Cie oszukac? Czy przyjaciel zdradzić? Kazda osoba może Cie zranic i kobieta i mężczyzna, takie jest zycie i problem w tym zeby umiec sobie z tym radzic, a nie unikac niepowodzen! Nie da sie ich uniknąć, za to da sie nauczyc tego, by nie mialy one wplywu na twoja wlasna samoocene na twoja osobę na twoj szacunek do samego siebie. I powinno sie tego nauczyc dla samego siebie.
                I tego Ci zycze, żebys doszedł do takiego etapu żeby tu na forum i wszedzie wsrod znajomych moc powiedziec bez obciachu – ja troche jestem za bardzo podejrzliwy wobec dziunek bo jestem DDA, wiec sory jak cos palnę 🙂 – i zrobić to z duzym uśmiecham i akceptacją dla siebie. Bo jak już mowilam nie ma ludzi idealnych, ty tez nie jestes idealny ale to nie znaczy ze sam masz sie za to nieakceptowac albo ze inni maja Cie z tego powodu nieakceptowac:) Co nie znaczy zeby nad soba nie pracowac i nie zdawac sobie sprawy, czy wrecz ukrywac swoje slabosci. jesli masz do siebie dystans i szacunek to nie musisz tego robic:)

                eddi
                Uczestnik
                  Liczba postów: 225

                  meduza zapisz:
                  „Ja sama też to u siebie obserwuje, to chyba wynika z jakiejs wewnetrznej prawdy – ojciec jak pije to od poczatku jest zidentyfikowanym "złem" w naszej ocenie, a matka traktowana jest bardzo dlugo jako ta osoba ktora przeciez tez jest "ofiarą". Potem dorastamy i dopiero zmieniami punkt widzenia, uswiadamiamy sobie ze matka to matka nie istota ubezwlasnowolniona i powinna byla cos zrobic zeby sytuację zmienić. I dopiero wtedy zaczynamy chyba nasze matki obwiniać, w dodatku czujemy się trochę oszukani przez nie bo do tej pory myslelismy o nich jak o tych wlasnie ofiarach. Chyba stąd się to bierze, ale nie wiem to moje wlasne przypuszczenia. Tez mi z tym ciężko.

                  moja matka "wyrzuciła" ojca, kiedy miałam 15 lat. Tzn. wniosła sprawę o rozwód kiedy miałam 12, ale do czasu wyprowadzki minęły aż 3 lata

                  w każdym razie, wydaje mi się, że moja niechęć do matki wynikała zawsze z tego, że mnie tego w jakimś sensie nauczono – przez 15 lat słyszałam jak matka była wyzywana, widziałam jak była bita, ojciec zupełnie jej nie szanował. Pamiętam jakim szokiem było dla mnie spotkanie z jej koleżankami i kolegami z pracy – odnosili się do niej grzecznie, miło, z pełnym szacunkiem :blink:

                  Inna sprawa, że moja mama, pewnie jak większość współuzależnionych to wieczna ofiara – wydawało jej się, że skoro to ona doznaje przemocy a my TYLKO na to patrzymy to nic złego się nie dzieje i to ona jest JEDYNA ofiarą całej tej sytuacji.
                  W dodatku wieczna zrzęda, często krzykacz, niewiele jest ok – wszystko musi być tak, jakby ona zrobiła – jeśli ktoś ma inną koncepcję na swoje życie to ma problem … choćby dlatego, że musi wysłuchiwać wrzasków.

                  No i kolejna sprawa – już jako dziecko zauważyłam, że część tych rodzinnych awantur była przez nią prowokowana. Miałam jej to za złe.

                  Podobno alkoholik i współuzależniona chorują na to samo. Różnica jest taka, że alkoholik przynajmniej się znieczula, nie czuje bólu istnienia – jego kobieta jest w trudniejszej sytuacji, żyje ze swoim bólem bez żadnego znieczulenia. Niewątpliwie cierpi bardziej. Pewnie dlatego trudniej z nią wytrzymać.

                  Donatta
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 191

                    teraz dopiero kiedy czytam wasze wpisy to zaczynam kumać moją relacje z matką , dotychczas myślałam ze to zwykła rożnica charakterow a tu sie okazuje że to jest o wiele glębsze podłoże niż mi się wydawało !!

                    zawsze ciekawiła mnie psychologia a teraz to już w ogóle chciałabym sie dowiedzieć więcej o odkryć więcej

                    moze zacznę rozuemieć w końcu moją rodzinę

                    byszek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 341

                      Ja mam inną sytuację, mój ojciec to raczej nie alkoholik, go po prostu nie było nigdy,gdzieś sie chował, to człowiek bez własnej tożsamości, prawie doskonale zewnątrzsterowny i u mnie matka była dla równowagi rodziny PANEM i WLADCA, kimś w rodzaju boga, kradła wszystkim ich własne życie i kontrolowała prawie wszystko, do tego bez żadnej empatii ani jakiś uczuć, zimna, wredna suka, dlatego jej nie znoszę. Ale mechanizm był tak naprawdę dokładnie taki sam jak opisujecie u was – ona była cierpiąca i najbardziej się poświęcająca, bo ojciec taki niezaradny, nic nie potrafi itp., ona dla nas wszystko robi, no a my tacy żli i w ogóle, bo tego nie doceniamy…itd.itp. Ja odkąd pamiętam miałem w sobie złość, ale w sumie się nie dziwię skoro od początku trzeba było walczyć o swój kawałek życia, gdzieś podświadomie chyba się czuje zawsze, że się jest manipulowanym.

                      Torquemado
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 901

                        Meduzo, Twojego postu nie odebrałem jako krytyki, nie wzburzył mnie, a raczej dał do myślenia.Niestety muszę zgodzić się z tym, że moja niechęć do kobiet, tylko dlatego, że są kobietami, jest dla mnie szkodliwa, bo po prostu zafałszowuje rzeczywistość. Na razie to mogę sobie obiecać, że postaram się nie generalizować, nie patrzeć na całość kobiecej płci jako na przycznę najgorszych plag tej ziemi, co wcale nie oznacza, że zacznę pałać jakimś uwielbieniem kobiecości, bo to byłby po prostu fałsz i okłamywanie samego siebie. Moim ideałem do jakiego chcę dość to widzieć bez antypatii i sympatii.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 31)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.