Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 108)
  • Autor
    Wpisy
  • Loca
    Uczestnik
      Liczba postów: 113

      Myblueberrynights, wiem o czym mówisz, bo przeszłam przez coś podobnego. Zacznę od tego, że najważniejsze w tej sytuacji jest to, że zaczęłaś terapię. Na pewno już słyszałaś, że jeżeli możesz kogoś zmienić, to tylko siebie. Taka jest prawda i nic na to nie poradzimy. Terapia, choć nie będzie łatwa, pomoże Ci uspokoić się i spojrzeć na całą sytuację z boku. Bo na razie wciąż jesteś w środku i nie możesz nabrać do tego dystansu. Z czasem zaczniesz sobie radzić z trudnymi przeżyciami, mimo że być może dalej będą się pojawiały.

      Co do Twojej Mamy. Wierz mi,naprawdę rozumiem, jak jest Ci ciężko. Wiem, jakie to wszystko trudne i domyślam się, że czujesz się bezradna, bezsilna i wystraszona. Nie chcę się wymądrzać, ani tym bardziej radzić Ci, co robić, bo o tym musisz zdecydować sama. Napiszę Ci, jak było w mojej sytuacji. Mam starszego brata, ale nasza matka całą agresję z powodu picia ojca kierowała na ojca i na mnie, a kiedy ojciec w końcu umarł, już tylko na mnie. Teraz, z dystansu widzę, że moja matka stosowała mechanizm, który pozwalał jej kierować mną i podporządkować mnie sobie tak, bym robiła wszystko co chce. Jestem też pewna, że robiła to nieświadomie, choć jej to nie usprawiedliwia. Krzykiem, zastraszaniem mnie, szantażowaniem, obrażaniem, odbieraniem mi poczucia wartości a przede wszystkim robieniem z samej siebie największej ofiary i jedynej cierpiącej z powodu picia ojca, przez lata umiejętnie wbijała mnie w poczucie winy, które sprawiło, że celem mojego życia stało się ulżyć jej w cierpieniu. Wierzyłam, że moje starania sprawią, że w końcu będzie zadowolona i uwolni mnie od ciężaru nieszczęśliwej matki. Na terapii, na którą zresztą trafiłam z powodu bardzo złego związku z mężczyzną, zrozumiałam, że moje myślenie jest bez sensu. Z czasem dotarło do mnie, że mam jedno życie i nie ma nic złego w tym, że chcę je przeżyć dobrze, bez agresywnej matki. Przez ostatnie kilka lat parę razy próbowałam rozmawiać z matką i powiedzieć jej, że swoim zachowaniem mnie krzywdzi. Nawet na krótko przyniosło to jakieś efekty. Ale potem wszystko wróciło do normy. W końcu napisałam do mojej matki list, w której spokojnie opisałam jak się czułam, gdy mnie obrażała, szantażowała i obarczała poczuciem winy. Od tamtego czasu moja matka zerwała ze mną kontakt. Jak widzisz więc, moja historia się nie zakończyła dobrze.

      Myblueberrynights, niektórzy nie chcą się zmienić, wolą tkwić w niszczących ich schematach, bo zmiana, jak sama już na pewno zauważyłaś, wymaga sięgnięcia do bolesnych zdarzeń, przeżycia ich na nowo, przeżycia czasem ogromnego bólu, który może się pojawić przy rozdrapywaniu starych ran. Myślę, że tak jest w przypadku Twojej Mamy. Agresją przykrywa rozczarowanie, że sobie nie poradziła, że nie udało się jej małżeństwo, że nie zapewniła szczęśliwego dzieciństwa dzieciom. Być może nawet  jest nieświadoma tego, co robi i że coś chce ukryć przed samą sobą. Ewidentnie, z tego, co piszesz, wynika, że Twoja Mama bardzo potrzebuje terapii. Problem w tym, że musi się odważyć pójść na terapię. Może ma jakąś przyjaciółkę, bliską siostrę, którą Ty darzysz zaufaniem i mogłabyś poprosić, by z nią porozmawiała.

      Napisałam Ci, że nie chcę Ci udzielać rad. Ale jednej Ci udzielę. Jeżeli spotkasz się z Mamą, a ona będzie niemiła, spróbuj jej powiedzieć, jak się czujesz, gdy ona krzyczy. Nie oceniaj jej, nie mów jej jaka jest. Po prostu szczerze powiedz jej, jak się z tym czujesz.

      Napiszę Ci jeszcze jedną rzecz. Wszyscy boimy się krzyków, zwłaszcza my DDA. Kiedy mój ojciec na mnie krzyczał, albo matka, czułam się tak, jakbym miała za chwilę spaść w przepaść, bardzo się tego bałam, że się za chwilę roztrzaskam i będzie to ból, którego nie da się wytrzymać. Przyszedł czas, że  postanowiłam zmierzyć się z tym krzykiem. Kiedy ktoś obok mnie krzyczał a ja nie mogłam uciec, zamiast kulić się w sobie, koncentrowałam się na tym, co czuję, jak zachowuje się moje ciało. Okazało się z czasem, że nie umrę od krzyku, że jestem w stanie to znieść, że moje ciało z czasem reaguje spokojniej. Spróbuj na jakimś o wiele mniej nieprzyjemnym odczuciu, może ktoś na Ciebie krzywo spojrzał, a Ty masz chęć zapaść się pod ziemię ze wstydu. Nie uciekaj, ale spróbuj zobaczyć, czy Cię coś boli, jaki jest Twój oddech. To pomoże Ci mierzyć się z trudnościami na poziomie fizycznym, będziesz się mniej bała.

      Przepraszam, że się tak rozpisałam. Z tego co napisałaś, wnioskuję, że jestem od Ciebie starsza, mam terapię za sobą, mój ojciec alkoholik już nie żyje a matki przestałam się bać. Patrzę na ten problem już z innego punktu, z dystansu. Myblueberrynights, według mnie, to co mogłaś zrobić, już zrobiłaś – poszłaś na terapię. Nie uratujesz świata i nie uratujesz kogoś, kto uparcie chce sobie zniszczyć życie. Co najwyżej możesz dać się pociągnąć w dół. Nie namawiam Cię, abyś zerwała kontakt z rodzicami, ale uważam, że powinnaś się teraz zająć przede wszystkim sobą. Powinnaś rozwiązać swoje problemy i nabrać sił. Słaba nikomu nie pomożesz. Pamiętaj też, że wszystko potrzebuje czasu. Nawet Twoja terapia nie zadziała od razu. Ja chodziłam na terapię ponad trzy lata. Wykonałam bardzo dużo pracy i bywało bardzo ciężko. Ale teraz, z dystansu, uważam, że to jedna z najważniejszych rzeczy, które zrobiłam w swoim życiu. Życzę Ci siły i odwagi w mierzeniu się z trudnościami. Z tego, co napisałaś, wynika, że dasz sobie radę :-).

      Loca
      Uczestnik
        Liczba postów: 113

        Ratowniczka, mam nadzieję, że pierwsze spotkanie zrobiło na Tobie niezłe wrażenie :). Grupa to nie tylko wsparcie. Sam fakt, że możesz zobaczyć jak inni funkcjonują w sytuacji takiej jak Twoja jest bardzo ważne, bo widzisz, że nie jesteś jakimś odmieńcem, a do tego to, co ktoś powie, może stać się dla Ciebie inspiracją do zrozumienia czegoś, pomyślenia o zmianie. Do tego, kiedy mówisz głośno innym o tym, co Cię spotkało, te traumatyczne przeżycia przestają Cię strasznie przerażać, mniej się ich boisz. Byłam krótko na terapii grupowej, bo tu gdzie mieszkam, pomoc dla DDA nie jest taka jak powinna być, ale nawet z tego krótkiego pobytu bardzo dużo wyniosłam, choć, to fakt, czasem było bardzo ciężko. Pozdrawiam 🙂

        Loca
        Uczestnik
          Liczba postów: 113

          Zaczęłam od książek „Czas na wyleczenie” – podręcznik i przewodnik, kupisz przez Internet, to są książki dla DDA, które mają im pomóc z poradzeniem sobie z życiem (pomóc! a nie dać konkretne wskazówki). Pracowałam sama z tymi książkami ponad rok, uważam, że warto, zwłaszcza jeśli się nie ma dostępu do terapii. Pracuje się długo, bo realizuje się określony program. Potem jednak zdecydowałam się na znalezienie terapii, bo uznałam, że te książki to stanowczo za mało. Ale od nich możesz zacząć, na pewno Ci w jakimś stopniu pomogą. Pozdrawiam.

          Loca
          Uczestnik
            Liczba postów: 113

            Myślę, że jeśli masz w sobie siłę, by spróbować pomóc siostrze, warto byś jednak próbował. Może konsekwentnie, ale nie nachalnie próbuj jej powtarzać, że potrzebuje pomocy,  może ktoś mógłby Ci doradzić jak sensownie próbować z nią rozmawiać. Moja koleżanka zaczęła terapię, bo starsza siostra bardzo ją namawiała, teraz uważa, że to był bardzo dobry pomysł, żeby poszła na terapię. Pokaż pozytywy terapii i nie krytykuj jej zachowania, w ogóle nie mów o jej zachowaniu. Ja bym na Twoim miejscu raz na jakiś czas próbowała. To też pokazuje, że ona jest dla Ciebie ważna, może ona to w końcu kiedyś dostrzeże.

            Loca
            Uczestnik
              Liczba postów: 113

              Myślę, że to nie jest nienawiść, tylko złość, która w końcu musi znaleźć sobie ujście. Ja czułam do matki i ojca taką wściekłość, że to budziło we mnie potężną agresję. Nie mogłam sobie z tym poradzić, ale musiałam jakoś przez to przejść. Nadal przechodzę i pewnie jeszcze długo to potrwa. Oddalenie od rodziny pozwala mi nabrać do całego tego gówna dystansu. jestem spokojniejsza, choć już wiem, że bliskości nigdy między nami nie będzie i zadra pozostanie na zawsze. Tobie, Italiana, też życzę dystansu.

              Loca
              Uczestnik
                Liczba postów: 113

                Italiana, ja mam nadzieję, że odsłaniasz mechanizm, a nie tłumaczysz. Mój ojciec był najstarszy, miał dwoje rodzeństwa, był czarną owcą, czego świadkiem byłam nawet jak jego rodzice już nie żyli. Współczuję mu, ale najdalsza jestem od usprawiedliwiania jego zachowania. Bił mnie pasem nawet jak niechcący coś stłukłam, albo pies coś zrobił – bo wtedy moją winą było to, że psa nie przypilnowałam. Może jego ojciec go też w takich własnie sytuacjach bił, ale nie dajmy się zwariować – to był dorosły facet i nie miał prawa tego robić. Jego młodsza siostra była najlepsza i najwspanialsza, on był najgorszy, może przeniósł to na swoje dzieci – ja najgorsza, syn najlepszy, ale ja przez to stałam się kaleką emocjonalną i bardzo ciężko pracuję, by jakoś się pozbierać, a wolałabym rzucić po prostu to gówno i cieszyć się życiem. Widzę, że ten system – ja gorsza, brat wspaniały, choć już nie z taką siłą, nadal funkcjonuje. Nie liczę na zmianę, dlatego odeszłam. Nie czuję się z tym dobrze, czasem miewam senne koszmary, jakieś lęki, ale jednocześnie od kiedy odeszłam od rodziny – matki i brata, to zaczęłam żyć swoim życiem, realizować marzenia sprzed lat i wiele osób, które nie mają pojęcia jaką przeszłość w sobie noszę, mówi mi, że się zmieniłam, że widać, że żyję z pasją i czerpię z życia garściami.

                Loca
                Uczestnik
                  Liczba postów: 113

                  Italiana poruszyłaś jeden ważny temat – zachowania rodziny w sytuacji, gdy jedno z dzieci zachowuje się nieodpowiedzialnie, a rodzina bierze na siebie tę odpowiedzialność i jeszcze oczekuje, że pozostali członkowie rodziny też to zrobią. Moja matka z kolei postawiła syna na pomniku, oddaje mu cześć i oczekuje, że ja też to będę robić. Co do szacunku, to oczywiście on też się tu liczy, ale u mnie dochodzi jeszcze strach. Ja całe życie się go bałam, bo stosował wobec mnie przemoc fizyczną, szantażował mnie i wiedział, że jest w tym bezkarny, bo rodzice traktują mnie tak samo jak on. Nigdy nie łączyła mnie więź z bratem i nie było miedzy nami dobrych relacji. Ja po prostu bardzo źle się czuję w obecności tego człowieka (i to nie wzięło się z powietrza) i po prostu postanowiłam zadbać o siebie i nie krzywdzić samej siebie udawaniem, że obecność tego człowieka nie jest dla mnie niczym złym. Wiem, że nie zmienię ani jego ani matki, dlatego po prostu odeszłam.

                  Loca
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 113

                    Italiana, poczułam ulgę jak przeczytałam to, co napisałaś, nie jestem sama w moim podejściu do kontaktu z bratem.

                    Loca
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 113

                      Mam starszego o 3 lata brata i nie utrzymuję z nim relacji, bo taki jest mój wybór. Uważam, że za relacje między rodzeństwem w bardzo dużym stopniu odpowiadają rodzice i jeśli dzielą dzieci na lepsze i gorsze, pokazują to nie tylko w domu, ale i na zewnątrz, to między dorosłym rodzeństwem też nie będzie dobrze. U mnie w domu brat był dzieckiem-bohaterem, ja – kozłem ofiarnym. Dość szybko zaczął mnie traktować jak rodzice – bił mnie, zastraszał, wyśmiewał. Nie utrzymuję z nim kontaktu, bo w jego nastawieniu do mnie nic się nie zmieniło – nadal patrzy na mnie z góry, a przez lata jeśli się odezwał, to dlatego, że czegoś chciał. Oczywiście nie bije mnie już i nie zastrasza, ale wciąż traktuje z góry. Matka nadal stawia go na pomniku (ojciec alkoholik nie żyje) i przy nim traktuje mnie jak powietrze, albo służącą, która ma usługiwać wielkiemu panu i nie zauważa, że to robi. To przypomina mi koszmar dzieciństwa – wtedy nic nie mogłam zrobić, teraz mogę po prostu odejść. Nie zamierzam utrzymywać kontaktów z bratem.

                      Loca
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 113
                        w odpowiedzi na: Relacje DDA z matką. #462412

                        Bardzo mnie poruszyło to, co piszecie, bo i mnie dotyczy. Od półtora roku  jestem na terapii i od półtora roku nie mam kontaktu z matką, choć wcześniej byłyśmy ze sobą niemal zrośnięte. Brak kontaktów wziął się stąd, że postanowiłam zmienić jakość moich relacji z matką, bo miałam już dosyć tego, że obarcza mnie wszystkimi swoimi sprawami, ciągle ode mnie czegoś oczekuje i kiedy nie dostaje tego, czego chcę, obarcza mnie poczuciem winy. Kiedy próbowałam porozmawiać z matką o tym, co było, krzyczała, drwiła i zaprzeczała – zrobiła wszystko, by nie usłyszeć czegoś, co mogłoby pokazać ją jako osobę nieidealną. Dałam sobie spokój z rozmową, a moja matka, tak sobie myślę, z obawy, by nie usłyszeć niewygodnej prawdy, przestała ze mną utrzymywać kontakt. Od półtora roku próbuję się więc uporać z moją relacją z matką bez jej udziału i polega to na tym, że przede wszystkim próbuję poradzić sobie z „mentalnym uzależnieniem” od matki i strachem przed karą, która na pewno spotka mnie, gdy nie zrobię tego, co matka chce (takie mam myślenie i nie wzięło się oczywiście z powietrza). Nie dążę do nawiązania relacji z matką, bo kiedy patrzę wstecz, widzę, że byłam dzieckiem przez nią opuszczonym emocjonalnie i nie wierzę w to, że ktoś, kto był oschły wobec mnie całe życie, na starość nagle zapała do mnie miłością. Nie próbuję zmieniać matki, ani niczego od niej nie oczekuję. Skupiam się na pracy nad sobą. Moja matka jest podręcznikowym przykładem osoby współuzależnionej, ojciec, okrutny alkoholik, nie żyje od 6 lat. Przykro mi, że miała takie życie, ale to nie usprawiedliwia obarczenia mnie odpowiedzialnością za jej życie, a tak własnie odbieram jej zachowanie. Dodam, że nie jestem jedynaczką, w mojej rodzinie przypadła mi rola „kozła ofiarnego”.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 108)