Odpowiedzi forum utworzone
-
AutorWpisy
-
w odpowiedzi na: Knockin' On Heaven's Door… #467381
Do: Jakubek, Just a girl
Nie bójcie się chodzić/jeździć sami na koncerty! Zdarzało mi się jeździć na koncerty 300-400 km tylko po to, by poobcować na żywo z muzyką moich ulubionych wykonawców i są to jedne z moich najlepszych wspomnień. Powiem nawet więcej: bardzo żałuję koncertów, na które nie chciało mi się ruszyć tyłka. Nie popełnijcie tych błędów, co ja 🙂Pozdrawiam!
w odpowiedzi na: Tęsknota za bliskością #467363Widocznie taki nasz los 🙂 Wydaje mi się, że uderzyła ona we mnie z taką siłą, ponieważ jest to chyba jedyny temat, który nie był poruszany w mojej obecności na mitingach, na które uczęszczam. Większość uczestników ma partnerów lub założone rodziny i problem samotności nie jest poruszany. Jak wynika jednak z naszej dyskusji, jest on istotny i szczególnie bolesny, bo trudny do przepracowania.
w odpowiedzi na: Tęsknota za bliskością #467359Moim głównym kryterium jest nie palenie papierosów. Raz całowałem się z kobietą świeżo po papierosie i wystarczy mi na resztę życia 😉 Poza tym, jak wspomniałem w pierwszym wpisie, chciałbym, aby doceniła moją wrażliwość i nie miała podejścia, że rolą faceta jest wyremontować całe mieszkanie i spełniać zachcianki. Jestem domatorem, nie lubię chodzić na imprezy do klubów (domówki, plenery, koncerty to i owszem). Staram się prowadzić minimalistyczny tryb życia i nie otaczać się zbytkami, chyba, że chodzi o książki i płyty CD – nie mam już na nie miejsca na półkach. To jest chyba też problem z zakładaniem związku w pewnym wieku – mamy coraz bardziej poukładany świat dokoła siebie i coraz trudniej nagiąć go do potrzeb drugiej osoby. Ale się nie poddaję i staram być pozytywnej myśli 🙂
w odpowiedzi na: Tęsknota za bliskością #467357Fenix Fenix,
Nigdy nie zaczynam relacji z kobietą z nastawieniem, że w przyszłości utworzymy związek. Wszystkie moje związki narodziły się z wcześniejszych, paromiesięcznych przyjaźni, więc już mniej więcej się znaliśmy. Czy obecnie czuję się niewystarczająco dobry? Nie mam dobrej bajery, nie jestem błyskotliwym rozmówcą, więc w towarzystwie zazwyczaj czuję się stłamszony i nie odzywam się do kobiet otoczonych wianuszkiem adoratorów. Raczej boję się odrzucenia. Co do wymagań, to mniej więcej wiem, czego chcę. Teraz tylko taką spotkać i mieć odwagę coś z tym zrobić 😉w odpowiedzi na: Tęsknota za bliskością #467351Cześć, akurat w ten weekend również dopadła mnie tęsknota i samotność. Mam satysfakcjonujące mnie relacje z wieloma ludźmi, ale brakuje mi właśnie drugiej połowy u boku… A jestem sam już od 4.5 roku.
To, co napisałaś o braku wzorców, to oczywista oczywistość, ale w moim przypadku dodatkowo mogę powiedzieć, że liczbę świetnych związków dokoła siebie mógłbym policzyć na palcach jednej ręki. W przeszłości sprowadzało się to do tego, że zazdrościłem moim znajomym ich związków, a jednocześnie widziałem w nich różne dysfunkcje. Sam oczywiście nie byłem lepszy w swoich, w zasadzie w moim pierwszym związku występowało wszystko, co wymieniłaś. W kolejnych już było lepiej poza tym, że byłem jeszcze bardziej zamknięty w sobie.
Obserwacje małżeństwa moich rodziców wykształciły we mnie przekonanie, że mężczyzna „niewystarczająco dobry” nie zasługuje na szczęśliwy związek. Bolało mnie to, że bardziej wygadani koledzy przebierali w dziewczynach, że nie potrafię flirtować i podrywać, że z powodu problemów finansowych spowodowanych alkoholizmem mojego ojca nie mogę postawić coli czy hamburgera w budce nad jeziorem. Lata mijały, przeszedłem przez parę związków, w jednym z nich byłem upokarzany z powodu braku bycia tzw. prawdziwym mężczyzną (co sprowadzało się do umiejętności naprawienia wszystkiego, co się zepsuje), w innym z kolei czułem się jak parias porównując swoją rodzinę do rodziny mojej ówczesnej partnerki. Oczywiście zmotywowało mnie to do pracy nad sobą, ale paradoksalnie im większe czyniłem postępy, tym mniej widziałem potrzebę posiadania u swego boku drugiej osoby. Wszystkie domowe prace umiem zrobić sam, nauczyłem się gotować, potrafię zrobić zakupy składające się z czegoś innego, niż chipsów i piwa. Dlatego tak trudno mi teraz otworzyć się na związek – nie potrzebuję praczki, kucharki i sprzątaczki, lecz towarzyszki życiowej, z którą po prostu będę szczęśliwy.
W czasie, gdy pieniędzy starczało mi tylko na podstawowe potrzeby, gdy w czasie studiów pracowałem w weekendy i zaciągnąłem kredyt studencki, wydawało mi się, że gdy znajdę normalną pracę, to będzie mi łatwiej. Oczywiście nie jest.
Często spotykałem się z opiniami, że bycie w związku trzeba mieć przećwiczone, próbować różnych rzeczy, a w końcu się uda. Niestety nie potrafię myśleć w ten sposób. Związek to dla mnie poważna sprawa i nie wyobrażam sobie być w związku „dla przećwiczenia”, kojarzy mi się to z wykorzystywaniem drugiej osoby i bawieniem się jej uczuciami. Odnoszę również wrażenie, że związek to taka „transakcja wiązana”, z której obie strony muszą mieć wymierne korzyści. Tymczasem ja chcę po protu kochać i być kochanym. Wygląda na to, że jednak za dużo oczekuję od życia.
w odpowiedzi na: Rozstania DDA #467348mika30, jeśli on sam nie uświadomi sobie problemu, to Twoje najszczersze chęci i działania niewiele pomogą lub zgoła nic. Sam wypierałem przez lata swój problem i ciągle znajdowałem nowe metody, by poprawić swoje samopoczucie. Nauka, pracoholizm, rozwój osobisty, grywanie całymi dniami w gry komputerowe. Byle tylko nie zostać sam ze sobą i swoimi myślami. Pomagało na krótką metę, bo nowe hobby zawsze w pewnym momencie mi się nudziło, czułem przesyt. Mi pomaga Wspólnota, ale na mitingi zacząłem chodzić z własnej inicjatywy, kiedy uświadomiłem sobie Problem. W ostatnim czasie spotkałem kilka osób z trudną przeszłością, podzieliłem się z nimi doświadczeniem i wspomniałem, że pomógł mi kontakt z ludźmi o przeszłości podobnej do mojej. Oczywiście jest to mój sposób radzenia sobie z problemem i nie w każdym przypadku pomoże, bo każdy człowiek jest inny.
w odpowiedzi na: wpisujcie gg #46734728-latek ze Świętokrzyskiego. Chętnie pogadam z każdym 🙂
56128609
w odpowiedzi na: Rozstania DDA #467344Masz rację dorotaa77, będąc przez lata świadkiem awantur moich rodziców, rozbijania sprzętów domowych, trzaskania drzwiami, miałem gorące postanowienie nigdy się w moich związkach nie kłócić. Efekt? Nigdy nie komunikowałem problemów i po jakimś czasie się one rozpadały. Nie trwały one znowu tak długo, 6, 10 i 9 miesięcy. Teraz jestem sam od 4,5 roku i mam wrażenie, że nie potrafię już żadnego założyć. Wszelkie moje znajomości z kobietami zmierzają ku relacjom koleżeńskim/przyjaźni, nie potrafię okazać, że mi na kimś zależy albo miałbym ochotę na coś więcej. Pomimo, iż wiele rzeczy sobie przemyślałem, dzięki mitingom coraz lepiej potrafię opowiadać o swoich emocjach, to boję się, że jak przyjdzie co do czego to powielę stare zachowania. Najbardziej szokujące jest dla mnie to, że dzisiaj z przyjaciółką poznaną raptem kilka tygodni temu potrafię być bardziej szczery, niż z byłymi partnerkami, które znałem kilka-kilkanaście miesięcy, zanim zaczęliśmy być razem. Z drugiej strony dzięki temu widzę postępy, jakie udało mi się poczynić w pracy nad sobą.
Mi również ciężko było pozbierać się po związkach i miałem wrażenie, że rozpadały się one z mojej winy. Siedzi we mnie nawet przekonanie, że to właśnie w tych związkach popełniłem największe błędy w swoim życiu. Było, minęło. Jest to bolesna nauczka, ale pomimo tego, co napisałem powyżej mam nadzieję, że będę miał jeszcze okazję nie popełnić ich znowu 🙂
w odpowiedzi na: Knockin' On Heaven's Door… #467343Witaj Jakubku,
Tak się składa, że dla mnie to również będzie kolejne pracowite lato, bo pracuję dość specyficznej branży i najwięcej pracy jest od czerwca do października. Nie jest to turystyka. Praca w soboty i w nadgodzinach to wtedy chleb powszedni.
Jeśli chodzi o mitingi, to nie wyobrażam sobie przyjść i nie zabrać głosu. Czasem tematyka spotkania sprawia, że niekoniecznie mam od razu coś do powiedzenia, ale po kilku wypowiedziach staram się do nich odnieść, bazując na swoich doświadczeniach. Uważam, że płaczu nie ma się co wstydzić. Sam nie potrafię już płakać, ostatni raz zdarzyło mi się to w styczniu 2013 roku. Osobiście dwa razy widziałem płaczące osoby i nikt nie robił z tego powodu problemów. Widziałem za to, że osoba została po mitingu przytulona, albo w trakcie wypowiedzi złapana za rękę, by dodać jej otuchy. Widziałem ludzi, którzy płakali już w czasie czytania Problemu. To jest właśnie to miejsce, gdzie uwalniamy swoje emocje, jeśli czujemy się bezpiecznie. Co do wspierania uczestnictwa w mitingach psychoterapią, w moim przypadku to nie zadziałało, ale wydaje mi się, że trafiłem na nieodpowiednią terapeutkę. Już na pierwszym spotkaniu usłyszałem, że ona nie wierzy w istnienie syndromu DDA i po prostu potrzebuję przepracować swoje traumy. Na starcie zburzyło moje zaufanie i później bardzo ciężko nam się pracowało, nie wiem, po co chodziłem do niej aż pół roku.
w odpowiedzi na: Grupa w Kielcach #467121Cześć, w Kielcach nie ma grupy DDA/DDD, ale funkcjonuje wspólnota Al-Anon (rodzina i bliscy alkoholików). Znalazłem w internecie grupę spotykającą się w każdy wtorek o godz. 16.30 na ul. Mickiewicza 1 w Kielcach. Jest też bodajże grupa czwartkowa, niestety nie pamiętam kiedy i gdzie się spotykają.
Najbliższa grupa wspólnoty DDA/DDD funkcjonuje w Łącznej, mitingi odbywają się w każdą środę o 18:00 w budynku GOSP w Łącznej 115, jutro wyjątkowo meeting w budynku Straży Pożarnej.
Pozostałe mitingi w Woj. Świętokrzyskim:
Skarżysko-Kamienna ul. Rynek 64 (klasztorek), poniedziałki godz. 17:00
Końskie – Poradnia zdrowia psychicznego, ul. Gimnazjalna 41b, piątki godz. 18:00Regularnie bywam na 2 tych grupach i sporadycznie na trzeciej z powodu odległości, świetni ludzie, bardzo polecam. Na początku roku trafiłem do wspólnoty również załamany własnym życiem, przez te 5 miesięcy może nie zmieniłem swojego życia o 180 stopni, ale odzyskałem wiarę i pogodę ducha, a to już jakiś początek do pracy nad sobą i walki o lepsze jutro 🙂 Jakbyś miał jakieś pytania lub chciał pogadać odezwij się na stachu.dyzma@gmail.com
-
AutorWpisy