Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Knockin' On Heaven's Door…

Przeglądasz 10 wpisów - od 81 do 90 (z 687)
  • Autor
    Wpisy
  • Just a girl
    Uczestnik
      Liczba postów: 78

      Do Jakubek:
      Nie wiem od czego zacząć…
      Troszkę znasz już moją historię, w rozumieniu etapu w życiu, na którym obecnie się znajduję. Staram się robić rzeczy sama, wciąż stanowi to dla mnie wyzwanie, wiąże się z tym wiele obaw i lęków, a także czasem zwyczajnie mi się nie chce. Z kimś zawsze jest raźniej, weselej, ale jeżeli miałabym ograniczyć się do wszelkiej aktywności wyłącznie w towarzystwie innych osób, całe dnie spędzałabym sama w domu. I jest mi cholernie przykro kiedy to piszę, ale to prawda. Kilka dni temu wyczytałam, że jesienią w moim mieście wystąpi muzyk, którego bardzo lubię. Stoję właśnie przed dylematem, czy kupić bilet i wybrać się na koncert samotnie, bo nie ma ani jednej osoby, która chciałaby iść ze mną (zapytałam każdego, kto mógłby być zainteresowany tym rodzajem muzyki). Nie wiem co mam zrobić, nie wiem jak czułabym się na koncercie sama, otoczona zewsząd ludźmi w grupkach lub parach. Nie wiem czy mam odwagę, żeby to sprawdzić.
      Jeśli zaś chodzi o morze… Mam naprawdę niedaleko, nie jest to dla mnie wyprawa 🙂 Wsiadam w auto i za 40 minut widzę Bałtyk. W tym akurat wypadku samotność mi specjalnie nie przeszkadza 🙂

      Ciekawa jestem twoich wrażeń po konsultacji indywidualnej. Czy została podjęta jakaś decyzja o przystąpieniu do terapii?
      Kiedy czytam twoje wpisy dotyczące tych spotkań grupowych, uśmiecham się, bo widzę, że masz w sobie dużo determinacji do przeprowadzenia zmian. Tak samo jak ja, pół roku temu. Nie należę do osób wyróżniających się dużymi pokładami cierpliwości, chciałabym wszystko osiągnąć już, teraz. Wiele razy w toku terapii męczyło mnie uczucie, że mogłabym robić więcej, pracować lepiej. Może niecierpliwość to kolejna wspólna cecha DDA. Prawda na ten temat jest jednak taka (możesz mi wierzyć, wiele razy buntowałam się przeciw temu, ale w końcu musiałam to zaakceptować), że zdrowienie jest procesem, a to znaczy, że wymaga czasu. Wszystko wymaga czasu, każdy temat który mamy do przepracowania, poukładanie każdej jednej sprawy, uświadomienie sobie każdej jednej rzeczy. Mało tego, dla każdej osoby tempo tych zmian będzie inne, czasem nic nie wydarzy się przez dłuższy czas i będziesz miał wrażenie, że stoisz w miejscu, a czasem nawet zdarzy Ci się zrobić dwa kroki w tył. Tak to wygląda, nie ma innej drogi niż pogodzenie się z tym, że na wszystko trzeba czasu.

      Pisałeś o tym, że bezsensowne wydają Ci się działania, które nie wywołują burzy emocji. Ja myślę o tym tak, że mogło zostać zasiane ziarno i nawet nie będziesz wiedział, kiedy zacznie kiełkować. Nie wszystko przecież w naszym życiu wiąże się z odczuwaniem emocji bardzo silnych, czasem rzeczy dojrzewają w podświadomości i wypływają niespodziewanie dając nam możliwość refleksji. Ja bardzo lubię, kiedy myśli przychodzą do mnie same, często w zaskakujących momentach. Czuję się wtedy trochę jak odkrywca, które trafił na prawdziwy skarb 🙂

      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        Do Just a Girl

        Mam nadzieję, ze weekendowy wyjazd się udał. Fajnie, że masz tak blisko do morza. Wobec morza człowiek chyba zawsze jest sam. Małe sylwetki siedzące na plaży zapatrzone w zachodzące słońce, samotne lub przytulone do siebie, tak niewiele znaczące wobec ogromu wody rozciągającej się po horyzont. Nad morzem ogarniał mnie dziwny spokój. Wieczorami chodziliśmy z K. na plażę i siadaliśmy na mokrym piasku. Nawet jeśli kłóciliśmy się tego dnia, w tamtej chwili przechodziła nam złość, odchodziłem za jej plecy i robiłem zdjęcie, była taka malutka, a za nią nieogarniona przestrzeń, ja też byłem malutki, nigdy nie spytałem, czy – tak jak ja – czuła wtedy, że wszystkie nasze spory są nieważne, że szkoda na nie czasu, że trzeba cieszyć się sobą.

        Dawno temu, jeszcze przed wstąpieniem Polski do UE, spędziłem krótki czas w Walii. Była jesień, a ja zupełnie sam w obcym kraju. Wcale nie było wtedy łatwo spotkać rodaków. Z braku zajęcia często odbywałem samotne spacery po kamienistych nabrzeżach. Wchodziłem na piwo do małych knajpek w portowym miasteczku. Odwiedzałem nawet stare walijskie cmentarze i próbowałem odczytywać napisy z omszałych nagrobków. Najbardziej pamiętam późne wieczory, kiedy wychodziłem na promenadę rozciągniętą na wysokim klifowym nabrzeżu i wsłuchiwałem się w dochodzący z dołu i ciemności odgłos fal uderzających o skały. Do dziś słyszę ten dźwięk. Regularny i powtarzający się. Jak mechanizm zegara odmierzającego czas tego świata. Czułem wtedy wielki spokój.

        Dobrze rozumiem Twoje obawy przed samotnym uczestnictwem w koncercie. Ja mam nawet obawy przed samotną wyprawą do kina. Tak wielu rzeczy nauczyliśmy się wstydzić, tak wiele ukrywać. Znam wiele osób, które bez obaw chodzą same do teatru, kina, na koncerty czy inne imprezy – bo po prostu są tym zainteresowane. Jakby się nad tym zastanowić, wstydzenie się samotności – chyba najbardziej naturalnego stanu człowieka – jest jednak idiotyczne. Ostatecznie zawsze można udawać krytyka, wziąć jakiś notes i pozorować, że się coś zapisuje:))

        Tak miło się z Tobą pisze, że gdyby nie inne przeciwwskazania – związane z celem, dla którego przyszliśmy na to forum – zgłosiłbym się do udziału w tym koncercie. Wykluczam jednak od razu taki rozwój wypadków, bo, niestety, raczej nie pomogłoby to w drodze ku zdrowiu, którą każde z nas podąża.

        Indywidualne spotkanie było bardzo emocjonujące. Terapeutka sympatyczna, aczkolwiek nieco sceptycznie nastawiona do syndromu DDA jako takiego. Sam przyznam, że ciągłe podkreślanie tego, że jestem DDA (co ma miejsce na spotkaniach) trochę mnie drażni – czy na Twoich też tak było? Uznaję jednak, że to przemyślany zabieg – podobnie jak u alkoholików – który ma być może zburzyć wewnętrzny opór przed przyznaniem się do bolesnej przeszłości.

        Ponieważ już wcześniej podrzuciłem tu parę piosenek, możesz i Ty zareklamować tu swojego muzyka – może spodoba się forumowiczom, a dobrej muzyki nigdy za wiele:)

        Pozdrawiam:)

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 931

          Do Staszek

          Ciekawe są Twoje uwagi o spotkaniach. Uczestnicząc w moich (2) odniosłem wrażenie, że panuje na nich niepisana zasada, aby nie komentować wypowiedzi innych osób, właściwie nie zdarzyło się, by czyjaś wypowiedź była rozwijana czy kontynuowana przez inne osoby. Raczej, wypowiadając się, dana osoba jakby zrzuca z siebie ciężar danego przeżycia, wspomnienia, uczucia, uwalnia się od niego. A grupa w milczeniu bierze od niej ten ciężar na siebie. Myślę, że to bardzo uzdrawiający proces, bo naprawdę czuje się w powietrzu to, że grupa rozumie i chce pomóc, odciążyć. Nie zauważyłem nigdy żadnego gestu, miny czy słowa, które mogłyby być źle odebrane przez wypowiadającą się osobę. Nie oznacza to jednak, że odważyłbym się tam rozpłakać:))

          Sceptyczne nastawienie terapeutów do syndromu DDA może być dość rozpowszechnione. Jednak raczej nie kwestionują oni objawów i konsekwencji, które istnieją w życiu dorosłego człowieka, a wynikają z wychowywania się w alkoholowej rodzinie. Terapeuta, u którego byłem, sam prowadzi grupy „DDA”, a jednocześnie na zwyczaj podkreślania w innych grupach i terapiach przez ich uczestników, że są DDA, spoglądał krytycznie.

          Pozdrawiam:)

          Just a girl
          Uczestnik
            Liczba postów: 78

            Jakubek, tak jak zasugerowałeś wrzucam linki do dwóch piosenek Korteza. Wciąż rozważam zakup biletu na koncert, zwłaszcza kiedy dziś znów słuchałam tej płyty, poczułam chęć pójścia i posłuchania na żywo – nawet jeśli będę musiała iść sama…

            [https://www.youtube.com/watch?v=zh35F2u2VdI]
            [https://www.youtube.com/watch?v=mgWGR-g9mFQ]

            Ciekawa jestem Twojej opinii na ten temat 🙂

            Wróciłam wczoraj wieczorem do wpisów zamieszczonych przez Fenix Fenix, na temat wewnętrznego dziecka. Nie przerabiałam tego tematu podczas terapii i zaczęłam się zastanawiać, czy to mogłoby mi pomóc w jakiś sposób. Znajduję w sobie wiele zakopanych bardzo głęboko trudnych emocji wywołanych rolą, w jaką wcieliłam się wiele lat temu – dziecka niewidzialnego. Dotąd nie zdawałam sobie sprawy, że to może rzutować na moje dzisiejsze odczucia, jednak zanim zaczęłam o tym czytać wydarzyło się coś (niby drobiazg, ale we mnie wywołał prawdziwą lawinę), co uświadomiło mi, że powinnam się temu przyjrzeć bliżej. Czasem wciąż czuję przerażenie i przytłoczenie ilością tematów do pracy, które wciąż się pojawiają. Kiedy już myślę, że zaczynam wychodzić na prostą, odsłania się przede mną coś nowego. Myślicie, że kiedyś uda nam się uporać ze wszystkim? Czy to w ogóle możliwe?

            Moja terapeutka również nie jest chyba zwolenniczką tego, byśmy mówiły o sobie „jestem DDA”. Dla mnie natomiast jest to w pewien sposób ułatwienie, ponieważ raz, czasem mogę komuś powiedzieć „jestem DDA” i z reguły ludzie są zaznajomieni z tym pojęciem, a dwa zawsze myślałam, że coś jest ze mną „nie tak”. Teraz wiem, że nie, a jedynie moje doświadczenia ukształtowały mnie w pewien określony sposób. Poza tym, gdybyśmy nie używali tego terminu i nie myśleli o sobie w ten sposób, nie byłoby nas w tej chwili na forum 🙂
            Pozdrawiam 🙂

            Staszek
            Uczestnik
              Liczba postów: 19

              Do: Jakubek, Just a girl
              Nie bójcie się chodzić/jeździć sami na koncerty! Zdarzało mi się jeździć na koncerty 300-400 km tylko po to, by poobcować na żywo z muzyką moich ulubionych wykonawców i są to jedne z moich najlepszych wspomnień. Powiem nawet więcej: bardzo żałuję koncertów, na które nie chciało mi się ruszyć tyłka. Nie popełnijcie tych błędów, co ja 🙂

              Pozdrawiam!

              Fenix
              Uczestnik
                Liczba postów: 2551

                Myślę, że jesteśmy w stanie osiągnąć wewnętrzny spokój.
                Sami na siebie nakładamy ograniczenia, tworzymy błędne obrazy i pozwalamy na to, żeby paskudne zachowanie innych wpływało na nasze samopoczucie.
                To my sami siebie niszczymy. !!!!!
                Zrozumienie tej prawdy i praca nad budowaniem siebie jest drogą do sukcesu.

                Pozdrawiam 🙂

                Just a girl
                Uczestnik
                  Liczba postów: 78

                  Fenix Fenix, czy na tym etapie, na którym jesteś, potrafisz już zawsze ocenić co czujesz w związku z różnymi sytuacjami, ludźmi z otoczenia? Czy zawsze rozpoznajesz emocje, wiesz z czego to wszystko wynika?

                  Napisz proszę coś więcej o tym, jak udało Ci się ukoić i wyciszyć swoje lęki, jak przepracowałaś trudne emocje z okresu dzieciństwa.

                  Pozdrawiam 🙂

                  Jakubek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 931

                    Do Just a Girl:

                    Facet ma tak ciepły i głęboki głos, że z pewnością topnieje przy nim serce każdej kobiety, pozazdrościć:) Najbardziej podobają mi się kawałki z wyeksponowaną gitarą, np. ten o imbirze – świetna piosenka o tym, jakie zmiany do świata mężczyzny wnosi kobieta. Myślę, że podobnie dzieje się w świecie kobiety, gdy pojawia się mężczyzna. To tak a’ propos częstych tu rozważań o wyborach: samotnie czy z kimś? Pewnych wyzwań, przemian i stanów nie doznamy w samotności.

                    Do Just a Girl, Fenix Fenix i Staszek:

                    Ja zacząłem zastanawiać się nad swoim życiem – jakże by inaczej – po rozstaniu z dziewczyną. Poznaliśmy się mając 19-20 lat i rozstaliśmy po ok. 5. To było dawno temu. Wtedy właśnie zacząłem drążyć – co mi jest? Przeczytałem książkę Alice Miller (już nie pamiętam Mury milczenia? Utracone dzieciństwo?). Była odkryciem. Płakałem po niej. Napisałem list do A. Miller (pierwsze posty w tym wątku, to właśnie fragmenty mojego listu). Wielu forumowiczów czytało jej książkę/ki – to bardzo dobra pozycja startowa na drodze ku odnalezieniu wewnętrznego dziecka.

                    Niestety nie podjąłem wtedy żadnej terapii. Myślałem, że dam radę sam, a może nie doceniałem problemu. I tak przez następne lata powielałem dawne błędy raniąc siebie i innych. Bardzo dużo lat straciłem, a inne osoby traciły te lata ze mną.

                    Nie jestem skory do doradzania, ale jednak przestrzegałbym przed zamykaniem się w bezpiecznej i przytulnej wieży, jaką jest odseparowanie od ludzi – przed taką formą splendid isolation. Może kiedyś okazać się, że zabraknie nam sił, aby zejść na dół😯

                    Moim zdaniem, dopiero to jak radzimy sobie ludźmi jest testem dla naszego zdrowienia. Efekty samotnej pracy najlepiej potwierdzać w kontaktach z ludźmi. Oczywiście stopniowo, na miarę naszych sił.

                    Proszę, nie chowajmy się w uliczce pod nazwą „NIE POTRZEBUJĘ NIKOGO”. Co najwyżej dopisujmy tam „… NA RAZIE”.

                    Dzięki Staszek za podnoszący na duchu post o podróżach na koncerty. Chyba to rozumiem, jak jest dobry cel, można jechać daleko:))

                    Fenix Fenix święte słowa. Sami niszczymy siebie. Z tym że ten wirus autodestrukcji został nam wbrew woli zaszczepiony:(

                    To, na razie?

                    Fenix
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 2551

                      Do Jakubek:

                      Bardzo interesujące porównanie do dziewiętnastowiecznej brytyjskiej polityki.

                      Masz rację odnośnie wirusa autodestrukcji. Dobrze, że dostrzegamy jego istnienie. Pytanie – co dalej z tym zrobimy?

                      Podobają mi się Twoje celne przemyślenia. Myślę, że właśnie rozpoczęły się pozytywne zmiany w Twoim życiu.
                      Pozdrawiam 🙂

                      Fenix
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 2551

                        Do Just a girl:

                        Myślę, że wszystkie nasze lęki, wywołane nimi emocje i bariery, które sobie stawiamy wynikają z ze głównie ze strachu przed niepowodzeniem i niskiego poczucia własnej wartości. Kontakty z innymi ludźmi wywołują w nas strach przed brakiem akceptacji, negatywną oceną oraz strach przed odrzuceniem. W bliskich, intymnych relacjach ogromnie boimy się porzucenia.

                        Na tym etapie jestem już w stanie zdefiniować to co dzieje się w mojej głowie. Nadal zdarzają mi się gorsze dni ale pojawiające się emocje nie są już silnym pochłaniającym wirem. Teraz przypominają płynący strumyk z coraz spokojniejszym nurtem. Nie bronię się przed nimi i pozwalam swobodnie unosić.
                        To jest chyba tak, jak z coraz częściej spotykanymi, różnymi stanami lękowymi.
                        Kiedyś czytałam bloga człowieka chorującego na nerwicę, któremu udało się z tego wyjść. Pisał w nim, że najgorszy jest ten pierwszy raz, kiedy pojawia się stan lękowy. Wydaje się wtedy, że człowiek umrze. Dopiero uzmysłowienie sobie, że nic nie grozi jest w stanie doprowadzić do wyzdrowienia. Oczywiście nie za cudownym dotknięciem różdżki.

                        Myślę, że podobnie jest z naszymi obawami i lękami. Trzeba stopniowo doprowadzać do ich przełamywania.

                        Z natury jestem osobą lubiącą wyzwania, lubię przełamywać swoje opory, bariery. Dlatego podejmuję różne aktywności, wchodzę w nowe środowiska. Czasem uśmiecham się do zupełnie obcej osoby i zaczynam rozmowę. Lubię czasem iść sama na basen, do parku, usiąść na kawie i obserwować otaczających mnie ludzi. Lubię czasem pobyć sama ze sobą, zatrzymać się, pomyśleć i jest mi z tym dobrze.
                        W ważnych dla mnie sprawach stosuję metodę małych kroków. Staram się najpierw wszystko sobie poukładać i powoli ale konsekwentnie kroczyć do przodu. dzięki temu mam większą pewność, że to do czego zmierzam uda mi się w końcu osiągnąć. Nie popędzam się, nie wywieram presji, daję sobie czas.

                        Uważam, że w Twoim przypadku samotna wyprawa na koncert byłaby takim krokiem do przełamania lęku przed samotnością. Dodatkowo mogłabyś sobie sama sprawić przyjemność a to jest ogromna frajda. Jeżeli się zdecydujesz na taki krok zapomnij a całym otaczającym Cię świecie i ciesz się tylko muzyką.
                        W bardzo trudnym dla mnie momencie wsiadłam w samochód i pojechałam do Gdańska. W chwili jak tam dojechałam w jakiś cudowny sposób zapomniałam o wszystkich problemach, dałam się pochłonąć temu miastu. Spędziłam wtedy dwa dni zupełnie sama, włóczyłam się po Gdańsku, wpadłam na chwilę do Sopotu i czułam się wspaniale.

                        Nie jestem specjalistką w zakresie medytacji ale od dłuższego czasu praktykuję coś na kształt wizualizacji połączonej z medytacją. Najpierw skupiam się na problemie, który chcę rozwiązać a później staram się zupełnie wyciszyć, odpłynąć i nie myśleć zupełnie o niczym. Z czasem odpowiedzi zaczynają pojawiać się same.(warto poczytać o filozofii kaizen).
                        Bardzo pomaga mi kontakt z przyrodą i muzyka. W chwilach zwątpienia i złości słucham rocka aż po ciężki metal. Jeżeli potrzebuję się wyciszyć słucham muzyki relaksacyjnej, ambient, muzyki celtyckiej i nordyckiego folku.

                        Jeżeli masz życzenie poczytaj też to o czym pisałam w swoich wątkach.

                        Pozdrawiam 🙂

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 81 do 90 (z 687)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.