Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Knockin' On Heaven's Door…

Przeglądasz 10 wpisów - od 661 do 670 (z 687)
  • Autor
    Wpisy
  • 2wprzod1wtyl
    Uczestnik
      Liczba postów: 1177

      @inthemaking, cały problem w tym, że nie czuję się niepełny, nawet bym powiedział, że jest mi obecnie dobrze. Dla mnie chyba obecnie największym wyzwaniem jest konfrontacja z presją społeczną, ktòra właśnie gdy powiem prawdę idzie w takim kierunku jak Ty czyli szukanie nieszczęść u mnie a ja ich nie czuję. Jednocześnie wyuczyłem, że aby uciąć temat lepiej nieco przekoloryzowac i to działa. Aby było bardziej zagmatwania jednocześnie pracuję nad tym aby jednak utrzymywać bliskie relacje, bo na ten moment jak najbardziej jestem otwarty na taką. Przy czym obecnie moja świadomość jest taka, że ew. bliska relacja nie ma mi  czegokolwiek wypełniać. Docelowo założenie jest takie, że jestem wystarczający.

      Problem leży w tym, że gdy powiem, że nie jestem w bliskiej relacji to zaczyna się seria pytań, jakieś wspòlczucie, ktòrego w ogòlę nie potrzebuję, bo tak jak napisałem jest mi dobrze, ale jednocześnie chcę się otworzyć i obecnie jestem na etapie poznawania się z kimś.

      Asertywność na zasadzie 'jestem sam,i nie chcę o tym rozmawiać z Tobą’ pośròd ludzi i bliskich nie działa. Jedynie co działa to kłamstwo wtedy już w ich oczach jestem ok., Oczywiście można iść dalej i powiedzieć a co Cię obchodzi jak wypadasz w oczach innych tyle, że to nie jest dla mnie aż tak istotne najbardziej przytłaczające jest seria pytać pseudo wspòłczucia i jakiś skrzywiony obraz oraz zamienny temat, bo często ktoś nie ma o czym.

      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, 4 miesięcy temu przez 2wprzod1wtyl.
      2wprzod1wtyl
      Uczestnik
        Liczba postów: 1177

        Dodam jeszcze, że podkoloryzowane, kłamanie działa, daje tzw. święty spokòj, ale patrząc szerzej nie jest to dobry kierunek, bo mimo wszystko z jakiś powodòw nie umiem się skonfrontować z prawdą, nie umiem pobyć w dyskomfort owej sytuacji a właśnie chodzi o to aby odkrywać, ukazywać swoje cienie i też uczyć się trwać i reagować w sytuacjach gdy czujemy dyskomfort.

        ps: Jakubek oddaję wątek 🙂

         

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 931

          DDA – co mi wolno czuć.

          To chyba też typowe dla dda – nie wiemy, jak wolno nam się czuć. Nawet, gdy jest nam ze sobą dobrze, w konfrontacji z drugim człowiekiem często popadamy w zwątpienie i kwestionujemy nasze uczucia. Bo on może ocenić, skrytykować, wyśmiać… Lepiej więc zawczasu poddać w wątpliwość nasze dobre samopoczucie. Z czego tu się cieszyć? Przecież inni żyją „lepiej”, mają „więcej”, są „bardziej”. I od razu wracają nasi dobrzy przyjaciele: niskie poczucie wartości, rozżalenie i gniew. Znowu możemy być dysfunkcyjnym sobą.

           

          Jakubek
          Uczestnik
            Liczba postów: 931

            Tacy są dda:

            • wyizolowani i pełni lęku wobec ludzi:

            bo chcą mnie skrzywdzić; bo chcą mnie wykorzystać; bo chcą mnie upokorzyć;

            • poszukujący akceptacji i potwierdzenia u innych, do zatracenia własnej tożsamości:

            nie wiem kim jestem; nie wiem o co mi chodzi w życiu; najważniejsze; żeby mnie przyjęli do swego grona; będę udawał, żeby mnie zaakceptowali; będę taki, jakim chcą mnie widzieć; chcę zawsze być miły i lubiany;

            • przerażeni gniewem innych oraz krytyką:

            jestem nieważny; nie zasługuję na uznanie;  można mną pomiatać i nie szanować mnie; można mnie bezkarnie obrażać; potrafię dużo znieść; nigdy nie reaguję gniewem czy agresją; inni tylko czekają na moje błędy;

            • związani z alkoholikami lub innymi nałogowcami albo sami uzależnieni:

            nie ma przy mnie zdrowych ludzi; nie zasługuję na towarzystwo zdrowych ludzi; zdrowi ludzie nie chcą mnie blisko siebie, w swoim gronie; gdzieś, tam, żyją zdrowi ludzie, chciałbym zbliżyć się do nich;

            • żyjący w roli ofiary:

            boję się żyć pełnią; boję się robić to, co lubię; boję się wolności; boję się pokazać siebie prawdziwego; boję się patrzeć w oczy; boję się okazywać zadowolenie i dumę z siebie;

            • nadodpowiedzialni i łatwiej dbający o innych niż o siebie:

            problemy innych zawsze ważniejsze; muszę się poświęcać; muszę zasłużyć na uwagę drugiego człowieka; muszę dać coś od siebie; jestem dla innych tym, co im daję;

            • czujący się winnymi, kiedy bronią własnych praw i przekonań:

            nie zasługuję na szacunek; moje dobro nie jest ważne; dla kompromisu jestem gotów do poświecenia swego interesu; ja umiem do wszystkiego się dostosować; czy moje głębokie przekonanie na pewno jest słuszne, może on jednak ma rację; ustąpię dla świętego spokoju; nie mogę go zmuszać, by uszanował mój interes; nie będę robił scen, ustąpię; jemu bardziej zależy, ustąpię; on się tak tym przejmuje i denerwuje, ustąpię; on jest taki biedny i pokrzywdzony, ustąpię; to naprawdę nie było dla mnie takie ważne;

            • uzależnieni od silnych emocji.
            • „kochający” ludzi, nad którymi mogą „litować” się i „ratować” ich,
            • tłumiący uczucia z traumatycznego i zaprzeczający własnym uczuciom d(bo kontakt z nimi jest bolesny),
            • mający bardzo niskie poczucie własnej wartości.
            • posiadającymi osobowość zależną, bojący się odrzucenia i doświadczenia uczucia opuszczenia – na skutek dorastania w wśród ludzi niedostępnych emocjonalnie,
            • będący osobami współuzależnionymi, które przejęły cechy tej choroby,
            • Współuzależnieni reagują zamiast działać.

            Warto sobie przypominać.

             

            • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, 4 miesięcy temu przez Jakubek.
            • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, 4 miesięcy temu przez Jakubek.
            inthemaking
            Uczestnik
              Liczba postów: 2

              Bo związek nie jest panaceum na wszystkie problemy, z DDA bądź zupełnym zaprzeczeniem. Żeby być prawdziwie szczęśliwym w związku z kimś trzeba być szczęśliwym z samym sobą. Jako DDA mogę zdecydowanie powiedzieć, że żyję z poczuciem pustki po czymś, czego nie mogę nazwać, więc ze sobą szczęśliwa szczególnie nie jestem, i ostatni okres mi to dobitnie uśiadamia. Bo wyrzuty sumienia mieszają się ze złością na siebie, bo myślałam właśnie, że poznanie osoby, która będzie chciała mnie zrozumieć, rozwiąże wszystko. No właśnie, a nie rozwiązała. Bo moja druga połówka, mimo szczerych chęci, nie jest w stanie zrozumieć tego, co przeżyłam. I wracamy do punktu 1) i 2).
              Więc samotność można czuć w całkowitym odosobnieniu, a można ją czuć w tłumie ludzi albo będąc z kimś x lat. Wszystko sprowadza się do nierozwiązanych spraw i traum i teraz z perspektywy czasu przede wszystkim szukałabym terapii, a później jakiegokolwiek związku. Ale to moje przemyślenia z perspektywy długiego czasu.

              Jakubek
              Uczestnik
                Liczba postów: 931

                DDA a związek romantyczny.

                Pytania zasadnicze:

                1. Czy wchodzić w związek, nie czując się w pełni szczęśliwym i pogodzonym ze swoją historią, licząc na to, że już w związku przepracujemy nasze dysfunkcje i wszystko sobie poukładamy? Czy jest na to szansa, kiedy obok nas będzie druga osoba?
                2. Czy czekać z wejściem w związek nie wiadomo jak długo, do czasu aż poczujemy się na to wewnętrznie gotowi i będziemy mieli pewność, że nie obciążymy naszymi dysfunkcjami relacji z drugą osobą? Czy możemy mieć nadzieję, że taka chwila w ogóle nastąpi?
                3. Czy wchodzić z przesadną ostrożnością w relację, bez ostatecznych deklaracji, obserwując z uwagą, co się wewnątrz relacji i we mnie dzieje, powolutku budować w sobie przekonanie o pragnieniu dalszego trwania lub o konieczności zerwania. Prowadzi to, do stanu zawieszenia decyzyjności. Taki stan nie może trwać wiecznie. Jest to zachowanie chyba typowe dla unikającego stylu przywiązania. Z mojego doświadczenia wynika, że na związek z taką osobą „łapią się” zwykle osoby z lękowym stylem przywiązania. I w efekcie nie wiadomo, czy to słowo „związek” nie powinno być tutaj ujęte w nawias. Jest to bowiem ciągły taniec dwojga osób wokół siebie, pełen równoczesnego odpychania i przyciągania. Jak dwa magnesy o tym samym biegunie, które można siłą dopchnąć do siebie, jednak kiedy poluźnimy nacisk natychmiast odskoczą w przeciwnych kierunkach. W związkach, o których piszę, taką siłą może być DECYZJA o byciu razem, budowana często na poczuciu wspólności i zgrania w pewnych sferach (trudne doświadczenia życiowe, wrażliwość na świat, zgranie seksualne, itp.). Jednak to poczucie częściowego dopasowania się, może u osoby DDA wywołać złudzenie dopasowania całkowitego. Decyzję o związku podejmujemy, patrząc tylko na te pozytywy, unikając myślenia o negatywach. Jest to chyba schemat wyniesiony z domu rodzinnego. Dziecko też skupiało swą uwagę na dobrych stronach rodziny, pomijając te niedobre, na które nie miało wpływu. Dziecko z dysfunkcyjnego domu nauczyło się wyłączać myślenie i zamykać oczy na wiele zła, którego doświadczało. DDA zazwyczaj nie wie, co to jest dobry związek, bo nie miał takich wzorców wokół siebie. Dlatego często wystarcza nam przekonanie, że przecież w wielu ważnych sprawach się dogadujemy, czegóż chcieć więcej, idealnie nie będzie. Jednak głos rozsądku (o ile nie jest stłumiony kompulsjami czy nałogami) wciąż przypomina o tym, że jednak w wielu innych poważnych sprawach wewnątrz relacji nie ma zgodności, a to nie pozwala zaangażować się w pełni. Lęk przed „nietrafionym” zaangażowaniem, paraliżuje, prowadzi do bierności, przeczekiwania, dbania o dystans i pozostawienie „otwartej furtki” na ucieczkę. W tym samym czasie osoba o lękowym stylu przywiązania cierpi z powodu zdystansowanej postawy unikowego partnera.
                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, 4 miesięcy temu przez Jakubek.
                zytka
                Uczestnik
                  Liczba postów: 156

                  Jakubku bardzo dziękuję Ci za Twoje wpisy, dzięki którym łatwiej mi zrozumieć swoje zachowania i uświadomić sobie co się za tym kryje. Nawet na terapii tyle się nie dowiedziałam co tutaj 😁😉.

                  Pozdrawiam serdecznie

                  Jakubek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 931

                    DDA – Święta w domu.

                    Wpadłem na chwilę do rodziców. Matka wśród garów. Ojciec chodzi i narzeka. Miałem z ojcem przenieść ciężki mebel i oczywiście rozgorzała między nami  kłótnia o to, jaką metodą targać ten klamot. Dowiedziałem się paru nieprzyjemnych rzeczy o sobie. Nie pierwszy raz.

                    Mam tego coraz bardziej dość i już prawie byłem gotów rzucić tę robotę i wracać do siebie. Powiedziałem ojcu, że nie chcę z nim pracować. Zrobię to sam. Postukał się w głowę, chyba dorzucił coś o mojej głupocie. Ciężar był spory, ale wolałem zaryzykować kontuzję niż mieć ojca obok siebie. Pod koniec pracy przyłączył się i nawet przez chwilę zgodnie współdziałaliśmy.

                    Potem wracałem do siebie. Kiedy szedłem do auta wykrzykiwał za mną jakieś „dobre” rady. Usłyszałem jak matka mówi do ojca:

                    – To dorosły człowiek, a ty traktujesz go jak dziecko.

                    – To gorzej niż dziecko – odpowiedział.

                    Poczułem w środku siebie uderzenie tych słów. Nadal jestem na nie wrażliwy. Burzą moje poczucie wartości. Nadal oczekuję od ojca czegoś innego. Afirmacji. Słów uznania. Wyrazów miłości. To się nie zdarzy.

                    Nieprzepracowanie tego bólu, niechęć do kontaktowania się z bolesną prawdą (o stosunku ojca do mnie) powoduje, że w różnych sytuacjach życiowych uruchamia mi się takie wlaśnie myślenie o sobie: nawet nie, że jestem dzieckiem, ale, że jestem gorzej niż dziecko.

                    Ostatnio dopadło mnie to podczas krótkiej wizyty u znajomych przygotowujących się do Świąt. Nowy, duży dom, dzieci, psy, rozgardiasz. Mieli dla mnie mało czasu. Poczułem się jak niechciany kosmita. Niekompatybilny z ich światem i życiem. Natręt z przygnębiającego świata frustracji, smutku i lęku. Kiedy już od nich wracałem uświadomiłem sobie, że „obrazek” ich powodzenia życiowego aktywował we mnie to właśnie uczucie, że jestem w porównaniu z nimi „gorzej niż dziecko”. Trochę zapłakałem w duszy nad sobą. Nad swoją bezsilnością wobec takich reakcji i odczuć. One uniemożliwiają mi szczery kontakt z tymi ludźmi, bo na przeszkodzie stają: zazdrość, zawiść, złość, uraza, wstyd.

                    Patrzę na siebie ich oczami, a oni mają wzrok mojego ojca.

                    Po chwili powiedziałem sobie, że mam prawo do takich odczuć. Skoro pojawiają się, to są „w porządku„. Jestem DDA, te uczucia są dla mnie naturalne. Godzę się na to, że przychodzą. Nie odpycham ich. Fajnie, że je zauważam. Kocham siebie z tymi uczuciami. I, uwierzcie, nastrój od razu mi się poprawił.

                     

                    • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, 4 miesięcy temu przez Jakubek.
                    • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, 4 miesięcy temu przez Jakubek.
                    Jakubek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 931

                      Też pozdrawiam. Zytka.

                      Jakubek
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 931

                        DDA – co widać z zewnątrz.

                        Odwiedziłem z dziewczyną mój dom rodzinny. Czasem dobrze jest wprowadzić kogoś z zewnątrz do swego środowiska rodzinnego. Rozedrzeć kurtynę „tajemnicy” swego pochodzenia i otworzyć się na reakcje osoby trzeciej. Warto jedynie zadbać o to, by była to osoba nie tylko nam bliska, ale też doświadczona życiowo i gotowa na właściwy ogląd sytuacji.

                        Po wizycie dziewczyna powiedziała, że w zachowaniu mojego ojca widać, że ma on bardzo niskie poczucie własnej wartości. Jakoś uderzyło we mnie to stwierdzenie. A więc ten mój naczelny wewnętrzny KRYTYK, którego głos słyszę nieustannie w głowie i pod którego wszechwidzącym surowym spojrzeniem kulę się ze strachu niczym przerażone dziecko, to po prostu ktoś napędzany niskim poczuciem wartości. A ja nadal tak się go boję. Wypatruję go w każdej twarzy, która na mój widok skrzywi się w niejasnym grymasie (który od razu tłumaczę sobie jako wyraz niechęci, dezaprobaty, potępienia). Mój POTWÓR, to w rzeczywistości mały robaczek, który rzuca na ścianę ogromny cień, a ja przed tym cieniem uciekam. Niczym dziecko. Gorzej niż dziecko.

                        Fajnie to sobie uświadomić. Odkrycie własnych wstydliwych tajemnic przed inną życzliwą osobą sprawia, że zyskują one inny wymiar, mogę spojrzeć na nie z innej perspektywy, w nowy sposób, wolny od wieloletniej dysfunkcyjnej „rutyny” myślowej, to uzdrawiające.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 661 do 670 (z 687)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.