Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Knockin' On Heaven's Door…
Otagowane: #wsparcie #rozwójDDA #edukacjaDDA
-
AutorWpisy
-
Nie wiem czy to przeczytasz, nie oczekuję, że coś odpowiesz, bo to nie o to chodzi.
Chcę Ci tylko napisać jak ja sobie poradziłam ze śmiercią dwóch najważniejszych mężczyzn w moim życiu, którzy z perspektywy czasu wiem, że mnie ukształtowali czyli dziadka i ojca.
Ja wiem, że czuwają nade mną, pomagają w trudnych chwilach życiowych, dając siłę w czasem wydawałoby się beznadziejnych sytuacjach, czasem są to różne zbiegi okoliczności pomagające wyjść z kryzysu a czasem jest to trafienie na czasem zupełnie przypadkowe osoby, które pomagają.
Może jak będziesz miał takie chwile pomyśl o moim sposobie.
Ja wierzę, że Ci którzy nas kochali nigdy nie odchodzą w niebyt tylko są gdzieś obok w innej, jeszcze nie zbadanej formie.
Cześć Jakubku
mam nadzieję, że trzymasz się w tym, pewnie trudnym dla Ciebie czasie.
Nie musisz odpisywać jeżeli to przeczytasz.
Chciałam tylko, żebyś wiedział, że chociaż nie znamy się osobiście, to moje myśli były z Tobą.
Pozdrawiam Fenix
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat temu przez
Fenixx.
Dziękuję. Trudno mi o tym rozmawiać.
Pozdrawiam
Nie dziwię się.
Życzę Ci spokoju, żebyś mógł we własnym tempie przeżyć ten czas.
Jeśli kiedyś w przyszłości będziesz miał potrzebę wyartykułowania swoich myśli ale niekoniecznie będziesz chciał z kimś rozmawiać, możesz np. napisać do mnie list, którego nie wyślesz.
Może za jakiś czas to Ci pomoże.
Jesteś inteligentnym człowiekiem więc z pewnością znajdziesz dla siebie odpowiedni sposób.
Pozdrawiam Cię ciepło
A Ty Jakubku jak sobie radzisz ze swoją żałobą?
Czy jeszcze za wcześnie dla Ciebie żeby o tym pisać?
Mam nadzieję, że trzymasz się jakoś i uczysz życia w nowej sytuacji. Myślę, że Twoja Mama by tego chciała.
Pozdrawiam Cię ciepło
Pisałem to już w wątku Oliwii.
Mam chyba podobne do niej poczucie nieprzystawania do odgrywanej roli społecznej, towarzyskiej, zawodowej. Jakbym ciągle udawał, że jestem takim, jakim chcą mnie widzieć, a więc kompetentnym, dojrzałym, mądrym, odpowiedzialnym, itd. A tymczasem często czuję się zagubionym i przestraszonym dzieckiem.
To sprawia, że spotykani ludzie stają się regulatorami mojego nastroju i myślenia o sobie samym. Jestem nieustannie nastawiony na wyłapywanie aprobaty i uznania, potwierdzenia mojej wartości, a zarazem skrupulatnie odnotowuję każdy przejaw niezadowolenia ze mnie, krytyki, rozczarowania mną, itd. Zależnie od reakcji otoczenia myślę o sobie albo dobrze albo źle.
Dopiero teraz zaczynam uświadamiać sobie, że to trochę tak jakby mnie nie było. Jest tylko domyślanie się, co o mnie myślą inni ludzi. I staranie się, by odpowiednio wpłynąć na to ich myślenie. Przesrana sprawa. Jeżeli są tu elementy narcyzmu, to raczej tego „wrażliwego” (ukrytego) pomieszane z tym „wielkościowym”. Sieczka w mózgu. Spodobało mi się określenie jednego terapeuty „najgorszy mindfuck” – wynosi się go z takiego domu, w którym jeden rodzic nadmiernie dołował dziecko (deprecjonował je i uświadamiał mu, jakim jest ludzkim gównem), a drugi rodzic wynosił na piedestał (nadmiernie afirmował i wmawiał dziecku, że jest księciem lub księżniczką, najwspanialszą istotą na świecie). Powstaje z tego kompletne pomieszanie we łbie.
Chyba zmagam się z depresją. Od dwóch miesięcy totalny bezruch życiowy. Tylko spanie. Późne zasypianie i późne wstawanie. Nieliczne obowiązki. Ucieczka od siebie w filmy netflixa (bo książki wydają się zbyt wymagające dla otępiałego umysłu). Zrobiłem sobie małe resume połowy dotychczasowego życia i wyszło mi na to, że co jakiś czas (w nieregularnych cyklach) wpadałem w podobne stany/nastroje. Chowałem się wtedy w domu, jak w jaskini i odcinałem od świata i ludzi.
Usłyszałem, że w depresji trzeba się ruszać. W jakikolwiek sposób: spacery, ćwiczenia, jazda na rowerze, itd. Byłem dziś na dwugodzinnej przejażdżce rowerowej. Po powrocie poćwiczyłem trochę. Czułem się potem lepiej i pojawiło się pragnienie, by końcówkę dnia spędzić pożytecznie. Mam dużo zaległości. Niestety wciągnął mnie kolejny netfixowy film. Kiedy dobiegł końca po rozsadzającej mnie pozytywnej energii nie było już śladu. Rozładowałem witalne akumulatory przy głupim filmie. Roztrwoniłem kapitał energetyczny, który zgromadziłem dzięki aktywności fizycznej.
Na swoje potrzeby stworzyłem taką Toksyczną Trójcę stanów, w które wpadam w okresach depresyjnych.
- BEZWŁAD – inaczej „Nie mam na nic sił.”
- IZOLOWANIE SIĘ – inaczej „Nikogo nie potrzebuję.”
- ALIENACJA – inaczej „Jestem inny niż wszyscy”.
Trzeba z tego wychodzić, ale wiadomo, jak mało energii ma osoba ogarnięta depresją. Dlatego stworzyłem dla siebie samego metodę małych kroków, którymi może powoli wydobędę się z tych stanów.
- BEZWŁAD – pogratuluj sobie najmniejszego działania, wykonanego w ciągu dnia, choćby to miało być umycie zębów po wstaniu z łóżka, a nawet samo wstanie z łóżka. Ważne, doceń się za to. Na dziś to jest twój sukces. Brawo.
- IZOLOWANIE SIĘ – wykonaj choćby jeden telefon lub odbierz telefon od kogoś albo odbądź jedną bezpośrednią rozmowę z osobą, która nie jest tobie nieprzychylna. To ważne, by osoba, z którą nawiązujesz kontakt nie była wrogo lub nieżyczliwie do ciebie nastawiona. Nie musi być od razu przyjacielem, może nawet mieć do ciebie obojętny stosunek – byle by nie emanowała jawną niechęcią do ciebie (na takie osoby w depresyjnym nastroju nie mam siły). Jeżeli rozmowę lub kontakt sam zainicjujesz, pogratuluj sobie podwójnie.
- ALIENACJA – wyraź wdzięczność choćby za jedno zdarzenie, które spotkało cię w ciągu dnia. Jeśli nie przychodzi ci na myśl nic spektakularnego, wyraź wdzięczność choćby za to, że kiedy odkręcasz kran leci ciepła woda albo za to, że możesz sobie rano zaparzyć kawę, itp. Zrób to nawet na siłę, przymuś swój umysł, bo w stanie depresyjnym może on opierać się przed wdzięcznością za cokolwiek.
Próbuję to stosować. Próbuję wyrobić sobie nawyk: 3 gratulacje, 3 kontakty, 3 wdzięczności w ciągu jednego dnia. Zobaczymy, co z tego będzie.
Jakubek, dziękuję że się podzieliłeś. Coś podobnego przechodzę, ale sama przed sobą bronię się, i nie chcę uwierzyć że to stany depresyjne. Więc myślę: może hormony, może brak witamin… Od początku roku, z dnia na dzień coraz gorzej, jakbym wpadała w czarną dziurę. Spokój, zadowolenie, wewnętrzna radość zniknęły, wyparowały. Pustka. Takiego tąpnięcia dawno nie miałam, ale dotarło do mnie, że przez większość życia właśnie w takim stanie przebywałam. To ostatnie lata, dzięki wejścia na ścieżkę rozwoju, samoświadomości zaczęłam częściej bywać w stanie spokoju i równowagi. Aż nagle- bum! Powrót w ten koszmar. Trzymaj się. Wezmę dla siebie te punkty, mam nadzieję, ze uda mi się je zastosować. Przepraszam , że tak tylko o sobie… może to piszę byś wiedział, że nie jesteś sam w takim odczuwaniu życia.
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat temu przez
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.