Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Knockin' On Heaven's Door…
Otagowane: #wsparcie #rozwójDDA #edukacjaDDA
-
AutorWpisy
-
Nie wiem czy to przeczytasz, nie oczekuję, że coś odpowiesz, bo to nie o to chodzi.
Chcę Ci tylko napisać jak ja sobie poradziłam ze śmiercią dwóch najważniejszych mężczyzn w moim życiu, którzy z perspektywy czasu wiem, że mnie ukształtowali czyli dziadka i ojca.
Ja wiem, że czuwają nade mną, pomagają w trudnych chwilach życiowych, dając siłę w czasem wydawałoby się beznadziejnych sytuacjach, czasem są to różne zbiegi okoliczności pomagające wyjść z kryzysu a czasem jest to trafienie na czasem zupełnie przypadkowe osoby, które pomagają.
Może jak będziesz miał takie chwile pomyśl o moim sposobie.
Ja wierzę, że Ci którzy nas kochali nigdy nie odchodzą w niebyt tylko są gdzieś obok w innej, jeszcze nie zbadanej formie.
Cześć Jakubku
mam nadzieję, że trzymasz się w tym, pewnie trudnym dla Ciebie czasie.
Nie musisz odpisywać jeżeli to przeczytasz.
Chciałam tylko, żebyś wiedział, że chociaż nie znamy się osobiście, to moje myśli były z Tobą.
Pozdrawiam Fenix
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, 3 miesięcy temu przez
Fenixx.
Dziękuję. Trudno mi o tym rozmawiać.
Pozdrawiam
Nie dziwię się.
Życzę Ci spokoju, żebyś mógł we własnym tempie przeżyć ten czas.
Jeśli kiedyś w przyszłości będziesz miał potrzebę wyartykułowania swoich myśli ale niekoniecznie będziesz chciał z kimś rozmawiać, możesz np. napisać do mnie list, którego nie wyślesz.
Może za jakiś czas to Ci pomoże.
Jesteś inteligentnym człowiekiem więc z pewnością znajdziesz dla siebie odpowiedni sposób.
Pozdrawiam Cię ciepło
A Ty Jakubku jak sobie radzisz ze swoją żałobą?
Czy jeszcze za wcześnie dla Ciebie żeby o tym pisać?
Mam nadzieję, że trzymasz się jakoś i uczysz życia w nowej sytuacji. Myślę, że Twoja Mama by tego chciała.
Pozdrawiam Cię ciepło
Pisałem to już w wątku Oliwii.
Mam chyba podobne do niej poczucie nieprzystawania do odgrywanej roli społecznej, towarzyskiej, zawodowej. Jakbym ciągle udawał, że jestem takim, jakim chcą mnie widzieć, a więc kompetentnym, dojrzałym, mądrym, odpowiedzialnym, itd. A tymczasem często czuję się zagubionym i przestraszonym dzieckiem.
To sprawia, że spotykani ludzie stają się regulatorami mojego nastroju i myślenia o sobie samym. Jestem nieustannie nastawiony na wyłapywanie aprobaty i uznania, potwierdzenia mojej wartości, a zarazem skrupulatnie odnotowuję każdy przejaw niezadowolenia ze mnie, krytyki, rozczarowania mną, itd. Zależnie od reakcji otoczenia myślę o sobie albo dobrze albo źle.
Dopiero teraz zaczynam uświadamiać sobie, że to trochę tak jakby mnie nie było. Jest tylko domyślanie się, co o mnie myślą inni ludzi. I staranie się, by odpowiednio wpłynąć na to ich myślenie. Przesrana sprawa. Jeżeli są tu elementy narcyzmu, to raczej tego „wrażliwego” (ukrytego) pomieszane z tym „wielkościowym”. Sieczka w mózgu. Spodobało mi się określenie jednego terapeuty „najgorszy mindfuck” – wynosi się go z takiego domu, w którym jeden rodzic nadmiernie dołował dziecko (deprecjonował je i uświadamiał mu, jakim jest ludzkim gównem), a drugi rodzic wynosił na piedestał (nadmiernie afirmował i wmawiał dziecku, że jest księciem lub księżniczką, najwspanialszą istotą na świecie). Powstaje z tego kompletne pomieszanie we łbie.
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, 3 miesięcy temu przez
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.