Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Knockin' On Heaven's Door…

Przeglądasz 10 wpisów - od 91 do 100 (z 687)
  • Autor
    Wpisy
  • Just a girl
    Uczestnik
      Liczba postów: 78

      Fenix Fenix, bardzo dziękuję Ci za odpowiedź, jest to naprawdę inspirujące. Niestety dziś ja mam gorszy dzień, moją głowę zaprzątają inne rzeczy.
      Pisałaś o tym, że nie porywa Cię już wir emocji, tych nieprzyjemnych… Mnie chyba dzisiaj porwał.

      W ostatnich dniach w mojej rzeczywistości pojawił się wyzwalacz ukrytych emocji z przeszłości, tych najtrudniejszych emocji, które dotąd bardzo skrzętnie skrywałam ze strachu przed nimi. Zauważyłam to, po przeczytaniu twojego posta, w którym wkleiłaś tekst o wewnętrznym dziecku. Od kiedy pamiętam miałam w sobie takie uczucie, potrzebę, żeby ktoś mnie uratował. To nie była myśl, przynajmniej ja odbieram to jako uczucie. Pojawia się wraz z nim mrowienie w żołądku i uścisk w piersi. Dawno tego nie czułam, ale niestety dziś wróciło. Tym razem nie boję się, że rozpadnę się na kawałki (kiedyś to była moja częsta obawa), wiem, że nic mi nie będzie, o to jestem spokojna. Niestety weszłam w stary schemat, zamknęłam się na wszystkich, uciekłam do bezpiecznego miejsca sama ze sobą. Myślę o tym, że chciałabym wejść w to głębiej, przeżyć te stare emocje, które należały kiedyś do mnie – małej dziewczynki i pożegnać się z nimi raz na zawsze. Jednak czuję jakąś blokadę, które nie pozwala mi się w tym zagłębić.

      Przez to wszystko w mojej głowie pojawiło się kilka wątpliwości, na temat moich obecnych uczuć i pragnień. Czy kiedy myślę o tym, że bardzo chciałabym żeby ktoś mnie dziś przytulił, bo jest mi smutno, to czy tak naprawdę tego przytulenie potrzebuję ja dzisiaj – czy ja dziecko? Jak to odróżnić? W jaki sposób mieć pewność? Kto czuje się samotny, czy aby na pewno ja dziś? Czy może to tylko echo tego, jak czułam się 20 lat temu, będąc dzieckiem? Chyba już nic dzisiaj nie wiem…

      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        Do Just a Girl

        Odzywam się niewywołany, no ale w końcu jako autor wątku…;)

        Czy nie uważasz, że te stare emocje udałoby Ci się przepracować na indywidualnej terapii? Co prawda nawet na takiej trzeba być gotowym na samodzielne przełamywanie blokad. Przyjaciółka opowiadała mi, że na swojej terapii nie była w stanie ruszyć poza pewną granicę, zacinała się i koniec, ani kroku dalej, jakby w umyśle zatrzaskiwała się jakaś brama. Kiedy sobie przypominam własną terapię, dociera do mnie, że skrzętnie omijałem trudne tematy, te, które moim zdaniem, mogłyby niekorzystnie przedstawić mnie w oczach terapeuty. Nawet terapeuta był dla mnie „oceniającym”. Jednak zawsze to ktoś obeznany z tematem, więc może dopomóc w przełomie.

        A co do oczekiwania na ratunek, myślę, że każde biedne i samotne dziecko DDA kiedyś czekało na kogoś, kto je uratuje. Aż w końcu porzucało nadzieję i zaczynało dostosowywać się do chorej sytuacji, żeby przynajmniej przetrwać.

        Mam takie żywe wspomnienie z wieku może 5-6 lat. Stoję w oknie na piętrze i tęsknie obserwuję syna sąsiadów, który wychodzi z psem na spacer. Chłopak mógł mieć 12-15 lat. Wydawał mi się silny i dorosły. Tak bardzo chciałem, żeby zaprzyjaźnił się ze mną. Czego mógł chcieć kilkulatek od takiego nastolatka. Szukał powiernika? Ochroniarza? Ratownika? Nie wiem. Wiem za to, że wielu prawdziwych dorosłych obserwowało zachowania mojego ojca i nigdy żaden z nich nie przyszedł do chłopca,którym wtedy byłem i nie powiedział mu, że tak się nie dzieje w normalnym i zdrowym świecie i to nie moja wina (cytat z fimu „Buntownik z wyboru” – poruszała mnie ta scena😢). Tak więc u mnie proces dostosowania rozpoczął się dość szybko. Czasem brakuje choćby tej jednej osoby – powiniśmy o tym pamiętać już jako dorośli.

        Natomiast uciekanie w samotność, zamykanie się w sobie, jeśli nie czujesz się na siłach, by podołać sytuacji, to bardzo rozsądny wybór.

        Odróżnienie odczuć dziecięcych i dorosłych to też ciekawy temat. Wydaje mi się, że dość trafnie potrafię określić kiedy dopadające mnie negatywne uczucie jest uczuciem dziecka. Stwierdzić, że to dziecko się boi, wstydzi, czuje się zranione, upokorzone, itd.

        Ale z uczuciami i pragnieniami „pozytywnymi” nie jest już tak łatwo.

        Doszukanie się w tych potrzebach dziecka lub dorosłej kobiety/mężczyzny chyba jednak wymaga głębokiej autoanalizy. Co się kryje za prostym przytuleniem? To czysto fizyczne, czy to tylko symbol, za którym idzie cały łańcuszek potrzeb emocjonalnych i bytowych (bezpieczeństwo, zrozumienie, stabilizacja, pewność, zaufanie, przynależność, itd.).

        Podobne obawy powstrzymują mnie przed wchodzeniem w relacje z kobietami. Jako kto bym w nie wchodził? Mężczyzna świadomy jej i swoich potrzeb, realnie oceniający, czy może te potrzeby zaspokoić i dążący do tego? Czy (znowu) jako ukryty chłopiec, szukający zaspokojenia swych nieprzepracowanych deficytów emocjonalnych, wykorzystujący do tego jej psychikę, a ciało do zabawy? O czym bardzo przejmująco pisała Fenix Fenix, bardzo mnie uderzyło to sformułowanie, takie często boleśnie prawdziwe.

        Just a Girl, jeśli jednak postanowisz iść na koncert, może wsparciem Ci będzie myśl, że z przyjemnością przeczytałbym tutaj Twoją recenzję. Myślę, że i Staszek i Fenix Fenix również.

        P.S. Mam pewne podejrzenia, że Kortez może być DDA

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 931

          Do Fenix Fenix

          Nie podałaś dotąd autora tych wklejonych zapisków. Czy to część większej całości?

          Pozdrawiam:)

          Fenix
          Uczestnik
            Liczba postów: 2551

            Do Jakubek:

            Nie podałam autora ponieważ do pliku przekopiowałam tylko sam artykuł. Było to wieki temu i zrobiłam to tylko dlatego, że spodobał mi się. Nie przypuszczałam, że przyjdzie mi się nim podzielić.

            Jakubku czytając Twoje posty pojawił mi się obraz niezwykle inteligentnego i wrażliwego człowieka. Zauroczyło mnie bogactwo słownictwa. Twoje wypowiedzi są niczym piękny pejzaż lub kojący utwór muzyczny.
            Na samym początku nie zwróciłam uwagi, że bardzo często kilkukrotnie edytujesz tekst. Trochę tak jakbyś obawiał się, że Twoje „wypracowanie szkolne” zostanie pokreślone, zeszyty podarte a Ty zwyzywany.

            NIE JESTEŚMY I NIE MUSIMY BYĆ IDEALNI ,ŻEBY BYĆ AKCEPTOWANYMI I KOCHANYMI.

            Jestem przekonana, że mądra kobieta zaakceptuje i pokocha zarówno Jakuba jak i tkwiącego w Tobie Jakubka.

            Uważam, że już bardzo dużo zrozumiałeś i uda Ci się teraz znacznie szybciej wyjść na prostą. Proces zdrowienia w Twoim przypadku rozpoczął się już dawno tylko biegł sobie według określonego planu.

            Jeżeli chodzi o odpowiedź na pytanie, która ja chce być przytulana. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że tęskni za tym moje dorosłe JA. Małe Ja przytulam sama.

            Nasza potrzeba przytulenia nie zawsze musi oznaczać próbę wykorzystania drugiego człowieka. Czasem jest zwykłą oznaką sympatii, przyjaźni, ciepłych uczuć, wsparcia i troski.

            Pozdrawiam 🙂

            Just a girl
            Uczestnik
              Liczba postów: 78

              Jakubek, postanowiłam dać sobie chwilę na przemyślenie tego wszystkiego. Tym razem nie chcę robić nic na cito, dawać się ponieść impulsowi, byle tylko wyrzucić z siebie to czego nie chcę czuć. Zrobię to inaczej, mam czas i będę z tego korzystała. Ułożę sobie wszystko w głowie, wpiszę uczucia, wspomnienia a później mam nadzieję, że także głęboko w sercu znajdę ukojenie. Być może na dzień dzisiejszy to, że widzimy kiedy zaczynają nami kierować emocje skrzywdzonego dziecka, też jest okey. Dziś widzimy, wkrótce nauczymy się sposobów, jak sobie z tym radzić.
              Moja terapeutka zawsze powtarzała, że nie ma emocji pozytywnych i negatywnych, a jedynie przyjemne i nieprzyjemne. Podoba mi się takie spojrzenie, ponieważ nie chcę już więcej chociażby złości traktować jako coś złego. Jeśli złość się pojawia ma być dla mnie znakiem, że coś się we mnie dzieje, czemu trzeba bliżej się przyjrzeć. Tak samo ze smutkiem i wszystkimi innymi uczuciami, które nie są dla mnie przyjemne. Może nie takie jest ich zadanie, może właśnie mają być nieprzyjemne byśmy zwrócili na nie uwagę. To, że czujemy ból również jest nam potrzebne z fizjologicznego punktu widzenia, a także po to, żeby przetrwać.

              Zastanawiam się, dlaczego podejrzewasz Korteza o bycie DDA?

              Jakubek
              Uczestnik
                Liczba postów: 931

                To bardzo słabo udokumentowane podejrzenia co do Korteza. Jednak piosenka Z imbirem, to wg mnie opis jednego z modelowych rodzajów związku, jakie zawiera facet DDA. Wpuszcza do swojego rutynowego, pozbawionego smaku, życia Kobietę. Ona wnosi tam wiele nowości, które temu facetowi początkowo się podobają, ale z czasem widzi, że aby ten związek przetrwał on musi się zmienić, musi odrzucić swoje schematy, nagiąć się do potrzeb Kobiety. Musi też zwalczyć lęk przed porzuceniem i pozwolić sobie na pokochanie bez granic. A rasowy DDA nie jest do tego zdolny, czuje paniczny lęk przed takimi zmianami. Wybiera zatem przerzucenie odpowiedzialności na nią. Stwierdza, że po prostu nie są dopasowani, a właściwie to ona jest niedopasowana, bo przecież jego życiowym credo jest „lać się”, a ona tu z wonnymi obiadkami… kt?re są nawet OK, ale za chwilę będą smakować kablem (on już teraz to wie). I jeszcze przyjmuje falszywą dobrotliwą postawę, bo on to właściwie dla jej dobra, bo jego czas przy niej dobiegł końca, bo ona potrzebuje teraz kogoś innego. DDA zawsze wybierze ucieczkę, kiedy zagrozi mu bezwarunkowa miłość.

                No i on zwiewa. I już może teraz znowu się „lać”, wcielać w zagubionego chłopca i szukać następnej naiwnej, która uwierzy, że potrafi go zmienić.

                Niemniej, to super piosenka w warstwie muzycznej. Ale tekst wywoływał u mnie mieszane uczucia. Odnajdywałem w nim własne słabości.

                Fenix
                Uczestnik
                  Liczba postów: 2551

                  To właśnie lęk przed porzuceniem sprawia, że zaczynamy postępować w naszych związkach destrukcyjnie.Chcemy doprowadzić do samospełniającej się przepowiedni i kolejny raz udowodnić sobie, że nie zasługujemy na miłoś.
                  Zrozumienie własnych słabości i praca nad sobą jest naszą olbrzymią szansą na powodzenie.
                  Jakubku poruszyłeś jeszcze jeden ważny problem. Męską potrzebę zachowania wolności i niezależności. Uważam, że mądra kobieta nie będzie próbowała za wszelką cenę zniewolić mężczyzny. Będzie wiedziała kiedy odpuścić i dać czas na bycie małym, beztroskim chłopcem.
                  Masz rację naiwnym jest myślenie, że druga osoba się zmieni.Jeżeli ona sama nie widzi takiej potrzeby. Można kogoś wspierać ale każdy musi sam chcieć zmian i sam musi ich dokonywać.

                  Pozdrawiam 🙂

                  Just a girl
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 78

                    Nigdy tak na to nie spojrzałam. Nie znam żadnego mężczyzny DDA, przynajmniej żadnego który jest tego świadomy i mówi o tym. To strasznie smutne co napisałeś.

                    Byłam w długoletnim związku i ja także uciekłam. Początkowo nie wiedziałam dlaczego to robię, myślałam że On zabrał mi mnie, że to przez Niego nienawidzę siebie, a także że to On sprawił, że czułam się „nie dość” we wszystkim. Nie było w tym lęku przed tym, że mnie zostawi, raczej bałam się tego kim jestem. Wtedy nie miałam pojęcia gdzie leży problem. Uciekałam także przed tym, że nie potrafiłam z Nim rozmawiać, powiedzieć co czuję. Kiedy się klóciliśmy On krzyczał, wyrzucał z siebie złość a ja stałam jak sparaliżowana, ze ściśnietym gardłem niezdolna do wyduszenia z siebie jednego słowa. W tych chwilach byłam małą dziewczynką i nie potrafiłam się bronić, więc w myślach modliłam się, żeby już wreszcie skończył. Czułam się winna wszystkiemu. Nie potrafiłam także powiedzieć, że na czymś mi zależy, że czegoś potrzebuję, czegoś bym chciała. Smutne jest to, że podejrzewam że On dobrze odnajdywał się w tych schematach, tak jakby moje ułomności były mu na rękę…

                    Kiedyś słyszałam taką myśl, że ludzie dobierają się brakami. Może coś w tym jest…

                    Jakubek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 931

                      Do Just a Girl:

                      Może to nie tylko specyfika DDA, ale i innych osób, które doświadczyły jakichś deficytów rozwojowych. No bo dlaczego ktoś atakuje i krzyczy na najbliższą osobę, skoro widzi, że takie postępowanie nie prowadzi do niczego, poza jednostronnym wyrzuceniem emocji. Ktoś, kto nie potrafi zmienić tak nieracjonalnego schematu też musi mieć problemy ze sobą.

                      Można to rozwinąć w szersze pytanie. Na ile jesteśmy gotowi zmienić siebie dla drugiego człowieka, oddać część siebie, swoich przekonań, przyzwyczajeń? DDA jak sądzę ma ogromną potrzebę ochrony swej – nawet tej chorej – integralności wewnętrznej i zewnętrznej. Dawno temu musiał zbudować siebie na ten chory sposób i solidnie umocnić, bo to była jedyna szansa na przetrwanie. Mimo upływu lat i zmiany okoliczności, nie będzie mu łatwo – o ile tego nie przepracował – naruszyć konstrukcję, dającą poczucie jako takiego bezpieczeństwa.

                      Może ludzie dobierają się brakami. W każdym razie dobierają się jakoś. Zawsze drażniły mnie komentarze w rodzaju „pasujecie do siebie”. Podejrzewałem wtedy, ze ktoś dostrzega rysy w związku i próbuje to zatuszować banalnym komentarzem. Bo co to niby znaczy „pasujecie”. Wzrostem? Tuszą? Urodą? Charakterem? Zainteresowaniami? Majątkiem? Wykształceniem? Pochodzeniem? Poczuciem humoru? ………..? Może nałogami? Brakami?

                      A może bałem się właśnie tego, że jednak pasujemy i już na zawsze zostaniemy tak dopasowani? Nie wiem.

                      Ile zmiennych trzeba uwzględnić, aby się odpowiednio „dobrać”?

                      Zastanawiałem się kiedyś, czy jest możliwe stworzenie dobrego związku przez dowolną kobietę z dowolnym mężczyzną. Ot, na ślepo wskazani na ulicy. Albo wyrzuceni przez fale oceanu na bezludną wyspę, rozbitkowie z tonącego okrętu. Mam na myśli sytuację, w której nie przeprowadzono absolutnie żadnej wcześniejszej kalkulacji. Los za nich zadecydował.

                      I pomyśl Staszek, jesteście na bezludnej wyspie, a okazuje się, że ona jest nałogową palaczką i jeszcze dodatkowo ze statku uratował się ogromny karton Marlboro. Jak to rozwiązać? Wybacz personalne odniesienie, ale brakuje tu Twoich wpisów, może Cię wywołam:)

                      Do Fenix Fenix

                      Nie jestem przekonany co do tego, czy mężczyzna może chwilami wcielać się w małego beztroskiego chłopca. Owszem, może taplać się w błocie w wielkim terenowym jeepie albo biegać po krzakach z karabinem strzelającym kulkami z farbą (lub prawdziwymi, jeśli jest myśliwym), jednak nawet w chwilach „dziecięcej” beztroski nie powinien rezygnować ze swojej dorosłości. Mężczyzna nie powinien skakać z mostu na banji z myślą „uda się albo nie uda, niech się dzieje co chce”. On powinien myśleć „chcę to przeżyć”. Chyba że nie chce.

                      Czytałem ostatnio wywiad z Krzysztofem Hołowczycem, polskim kierowcą rajdowym. I on mówił coś takiego, że był tak dobry i miał najlepsze wyniki wtedy, gdy jeździł na granicy utraty kontroli, kiedy praktycznie już czuł, że „puka do nieba bram”. I wydaje mi się, że jako kobieta (poukładana) jednak wolałbym bardziej przeciętnego mężczyznę, który nie wychodzi z domu do pracy z pełną świadomością, że dodusi dziś maksymalnie do deski i może wieczór zakończy w kostnicy.

                      Oczywiście w życiu możemy natrafić na wiele odmian „hołowczyców”, uganiających się za czymś niesprecyzowanym, stawiających na szali swoje życie, zdrowie, godzących się na opuszczenie bliskich. Często zresztą im zazdrościmy, bo zwykle wyrastają ponad szarą przeciętność społeczną.

                      Jednak, czy mądra kobieta, mająca załóżmy już troje maluchów z takim „dużym chłopcem”, faktycznie będzie zadowolona, kiedy jeszcze ten czwarty będzie wciągał na siebie „krótkie majteczki”? Czy nie będą to chwile, w których ona zostaje zupełnie sama?

                      Podsumowując, wydaje mi się, że dzieci (chłopcy i dziewczynki) powinny mieć swoją dziecięcą radość, a dorośli (kobiety i mężczyźni) powinni mieć własną dorosłą radość. Każda z tych radości jest właściwa dla danego wieku i wszystkie są tak samo wartościowe.

                      Kiedy miałem dziewięć lat, omal nie umarłem ze szczęścia, kiedy dostałem w prezencie nową zagraniczną rakietę tenisową. Czułem się wtedy panem całego świata. Dziś, gdybym poczuł się podobnie, nawet odbierając kluczyki do najnowszego modelu ferrari, musiałbym uznać, że jednak jeszcze nie wyrosłem z „krótkich majteczek”.

                      FF, zauważyłaś, że często przeredagowuję posty. To nie z obawy przed oceną. Jestem wielbicielem słowa pisanego i staram się dbać o to, by ten wątek sprawiał przyjemność czytającym. Gdybym tak uważnie nie poprawiał, pewnie byś nie chciała czytać:))

                      Pozdrawiam:)

                      Fenix
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 2551

                        Just a girl poruszyłaś bolesny dla mnie i nie do końca przerobiony problem związku.
                        Również jestem po długoletnim związku. U mnie nie było kłótni, wrzasków, wyzwizk. Była natkmiast przejmująca cisza, która trwała latami. Również nie potrafiłam o wielu rzeczach mówić. W moim przypadku było to spowodowane coraz większym zamykaniem się w odpowiedzi na odrzucenie ze strony „partnera”.
                        Z czasem zaczęłam się czuć i widzieć siebie jako bezmózgie COŚ. Bezmózgie COŚ, które w żadnym stopniu nie przypomina człowieka. Bezmózgie COŚ, którego zadaniem jest zajmowanie się domem. Bezmózgie COŚ, z którym od czasu do czasu można kopulować, gdy czuje się taką potrzebę. Bo trudno było nazwać to kochaniem się. Zupełnie nie czułam się jak kobieta.
                        To mnie powoli zabijało a nie potrafiłam tego skończyć.
                        Teraz wiem, że zachowanie drugiej strony nie było celowe. Wynikało z braku odpowiednich wzorców zdrowego związku w domu rodzinnym. Co nie zmienia faktu, że bardzo to mnie zraniło a „partner” tego nie widział albo nie chciał widzieć, nie próbował się zmienić i uważał, że to ze mną jest coś nie tak.
                        Pomimo tego zaczynam mieć nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się ułożyć z kimś życie na nowo. I będzie to udany związek.
                        Myślę tak dlatego, że widzę jak się zmieniłam, jak daleką drogę przeszłam i poznałam suebie.

                        Tego również Wam życzę 🙂

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 91 do 100 (z 687)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.