Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Lęk przed śmiercia…

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 62)
  • Autor
    Wpisy
  • yucca
    Uczestnik
      Liczba postów: 588

      Taki sobie krótki pościk…

      Odkryłam całe pokłady lęku przed śmiercią, w najroznieszych postaciach. Lęku przed samobójstwem, zwariowaniem, niewytrzymaniem przez ciało najrózniejszych emocji, bezradnością, ucieczką, bólem, chorobą, samotnością, przemijaniam, żałobą, nie zniesieniem siebie i innych, ich i swoich emocji. I tak sobie myślę, jakie to wszystko trudne, terapia, przekraczanie barier, własnych, społecznych. Pal sześć gdy boimy się o swoje imie, renomę, o to, że ktoś nas wyśmieje. Ale co jest gdzieś pod spodem, tam głęboko? No co…? I wtedy, gdy sobie uświadomimy już co, to świat staje się makabryczny, pełen grozy, niebezpieczny. Bo wszędzie czyha śmierć… I trzeba w tym jakoś nauczyć sie żyć… Aż mi się Hłasko przypomina…. Trudny etap…Ciekawe co będzie dalej…

      Edytowany przez: yucca, w: 2008/06/13 14:16

      yucca
      Uczestnik
        Liczba postów: 588

        Hmm, bywalam już ze śmiercią w różniej komitywie, czasem miałam ją w dupie, jakby nei istniała, jakby była czymś co dotyczy innych , czasem była moim cichym wybawieniem, jak w tym powiedzeniu, nie pamietam kogo – "gdyby nie myślenie o śmierci, już dawno bym się zabił" A teraz co, mamy obie trwać obok siebie, Ona sobie i ja sobie? Moje zycie wygląda troche jak życie włóczęgi, ktory nie zbuduje sobie domu, bo a nóż widelec, budza mu go spali, wiart zwieje dach, powódź zmiecie z powierzchni ziemi.
        Jak zyć, cholera nie wiem jak z tym żyć… Jak zyć z tym, że nawet nad swoim życiem, nad tym kiedy się skończy, nie mam kontroli… Szit

        Edytowany przez: yucca, w: 2008/06/13 14:25

        zbigniewcichon
        Uczestnik
          Liczba postów: 89

          Myślę że zmiana perspektywy pozwala uwolnić się od lęku przed śmiercią i nie tylko. Według mnie śmierć jest wyzwoleniem lub momentem przebudzenia to wyklucie się motyla z kokonu tym kokonem jest ciało.

          yucca
          Uczestnik
            Liczba postów: 588

            No tak, tylko ja nie wierze w boga i życie pozagrobowe, w żadne odrodzenia sie w nowym wcieleniu. Wierze w to co widze i może jeszcze troche więcej,ale bez fajerwerków. A zmiana podejścia dla jakiejś korzyści w stylu – będę wierzyć bo tak jest wygodniej, choć wcale mi to nie pasuje, byłaby sztuczna. Myślę, że wybierając jakaś droge zyciową nie możemy jej zmieniać z powodu jakiegoś problemu. W Twom podejściu też pewnie są problemy i radzisz sobie z nimi po swojemu, nie wywracając zycia do góry nogami. Ja tez musze po swojemu, jakoś bardziej racjonalnie. Teoria kokomu i motyla, to nie dla takiej racjonalistki ;), pewnie jest coś lepszego dla mnie. Ale dzięki za wypowiedź.

            esmeralda
            Uczestnik
              Liczba postów: 150

              Mnie w smierci pociesza tylko to, ze jak umre to mnie nie bedzie i wszystko przestanie miec znaczenie.Jak powiedzial Linda: A kto umarl, ten nie zyje. Gdzies czytalam, ze nie ma sensu zastanawiac sie, czy istenieje zycie po smierci, za to ma sens zastanawianie sie, czy istenieje zycie przed smiercia. I to mnie najbardziej frapuje: to czy zanim umre, to poczuje, ze zyje.

              yucca
              Uczestnik
                Liczba postów: 588

                esmeralda zapisz:
                ” I to mnie najbardziej frapuje: to czy zanim umre, to poczuje, ze zyje.”
                Mnie też… taki paradoks. Bo i jednego i drugiego sie boję, śmierci i tego, że nigdy nie zacznę żyć… A jak zacznę to zaraz umrę, życie zostanie mi odebrane… Chyba sie zapętliłam, albo może przeżycia mnie zapetliły. Taki schemat, na razie nie umiem go zmienic.

                esmeralda
                Uczestnik
                  Liczba postów: 150

                  Ja tez tak czasem mysle, ze jak juz wreszcie poczuje w sobie zycie, to zgine w jakiejs katastrofie. Wiec czasem zastanawiam sie, czy nie lepiej byc dlugowiecznym neurotykiem… Skad bierze sie to przekonanie? Mysle, ze moze to miec cos wspolnego z wpojonymi nam od dziecka haslami typu: "Smiej sie smiej, zaraz bedziesz plakac." oraz "po smiechu przyjdzie placz." i tym podobne, oraz cala nasza ideologia chrzescijanska wedle ktorej nagroda czeka tych, ktorzy sa nieszczesliwi, zboleli, biedni, chorzy, natomiast Ci, co sa bogaci i szczesliwi "juz swoja nagrode odebrali." Nie chce absulutnie nikogo obrazic, ani wysmiewac religii. Ja wierze w Boga, ale sadze, ze bardzo malo o Nim wiem, a to co wiem, ma niewiele wspolnego z Prawda.

                  yucca
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 588

                    No śwetnie wyraziłaś to co sama myłśle, choć nie do końca umiałam to połączyć. Z tym śmiechem i płaczem, to nawet moja terapeutka poruszyła.
                    Właśnie pytanie, czy jeśli nie zacznie się zyć i ryzykowac robienie czegoś nowego, nieznanego, co nam wpojono jako niebezpieczne, to czy się nie umrze? Tak samo sie umrze, tylko bez poczucia, że coś ważnego się traci, np podczas choroby.

                    Tak sobię myślę, że cokolwiek się nie zrobi, to czeka nas śmierć, i to chyba ważna świadomość. A czy przeżyjemy życie ryzykując w naszym mniemaniu, czy nie, to i tak kopniemy w kalendarz. To niby takie proste, oczywiste, ale kurcze, ja sobie a uczucia sobie… Jakbym miała w głowie durną papugę skrzeczącą – nie rób tego, nie rób tamtego, bo umrzesz, zobaczysz, albo Cię wszyscy zostawią i też umrzesz, w samotności… bo sobie nie dasz rady… A przeciez nie wszystko na co reaguje ta "papuga" jest niebezpieczne, ani nei wszystko jest bezpieczne. Trudno się w tym połapać. Może trudno zacząć żyć, jak się nie rozumie i nie przyjmuje śmierci, jak się od niej ucieka i nie umie się stanąć twarzą w twarz z śmiercią kogoś bliskiego, z żałobą. Ja mam wlaśnie ten problem. Tak uciekam od tematu śmierci mojej rodziny – wszyscy poumierali prócz jednaj ciotki, że nie potrafię zacząć żyć. Bo umieram ze strachu i przed śmiercią i przed wspomnieniami.

                    p.s. przeżycia zwiazane z chorobą i umieraniem moich bliskich wywarło na mnie takie piętno, że z przerażenia nie potrafię zgodzić się na życie…

                    Edytowany przez: yucca, w: 2008/06/13 15:52

                    esmeralda
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 150

                      Przypomnial mi sie pewnie fajny dowcip: Na lozu smierci lezy ojciec i dziadek dosc sporej rodziny. W ostatniej godzinie zycia postanowil wszystkim zebranym powiedziec wreszcie prawde o sobie. "Nigdy nie chcialem sie zenic i miec rodziny" mowi "W mlodosci prowadzilem hulaszcze zycie, kochalem wolnosc, zabawe, kobiety. Ale wszyscy mi radzili, zebym sie ustatkowal, ozenil sie i zalozyl rodzine. Po co? – pytalem sie, po co mi to, skoro jestem szczesliwy? Odpowiedzieli mi, ze kiedys bede stary i przy lozu smierci nikt minawet szklanki wody nie poda." Zapdla cisza. Rodzina skonsternowana nie wie, co na to odpowiedziec. Po chwili staruszek kontynuuje: " I wiecie co jest najgorsze? Ze wcale mi sie nie chce pic."

                      Ot co. Nasze strachy na lachy.

                      myszkowoz
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 147

                        No nie wiem. Widzialam ludzi umierajacych w samotnosci i ludzi umierajacych wsrod bliskich… i ja nie chce w samotnosci umierac!!!

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 62)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.