Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 136)
  • Autor
    Wpisy
  • Cerber
    Uczestnik
      Liczba postów: 142

      „Ja też kilka lat temu nie umiałam się odgryźć zupełnie- a ludzie lubili sobie pozwalać, stąd musiałam siłą rzeczy w pewnym momencie nauczyć się „ripost”. ”

       

      Wydaje mi się że nie chodzi tu o nauczenie się ripost a bardziej to żeby „nauczyć się ” że mam prawo bronić się , mieć takie przekonanie. To wyjście z roli ofiary (dobrze mi znane) Co prawda riposty mogą pomóc ale ile z tego co nauczyłaś w momencie kryzysowym , pod stresem ,lękiem  przypomnisz sobie ?

      Raz mnie zapytała jedna dalsza ciotka ( i to jak dopiero zaczynałam jeździć), czy mam sponsora 😀

      Powiedz że ty sponsorujesz 😀 , Nie żebym był zainteresowany 😀 😉

      Feedback inny- chodziło mi o to, że gdy jest grupa i terapeuta, to wysłuchuje Cię w danym momencie nie jedna profesjonalna a, strzelam, 10 osób ( dziewięć podobnych Tobie i jedna profesjonalna) które mogą się na Twój temat wypowiedzieć, zareagować na Twoją wypowiedź. Jak się pokona nieśmiałość, oswoi z indywidualną ter. najpierw- myślę, że daje to o wiele więcej niż indywidualna terapia- no i kontakt, bycie „z”, wsparcie… To jest nieocenione.

      „wsparcie ” … problem że w automacie spodziewam się jakieś formy ataku a nie miłej reakcji , czy wsparcia . I tu jest w dużej mierze pies pogrzebany . Trudo mi cokolwiek o tym napisać nie znam mechanizmu który za tym stoi (miejmy nadzieję że JESZCZE NIE)

      Teraz ja spytam 😀 „Czyli nie tylko ja! ”

      Co masz na myśli? Bo mi umknęło 🙂

      Właśnie to samo co ta starsza osoba :

      „Niedawno jedna kilka lat starsza osoba która kiedyś za nastolatki sporo mi docinała(…)przyznała że zawsze zazdrościła takim osobom jak ja które od młodych lat mają pasję, swój świat, i odwagę by iść za tym, przed siebie.”

      Pozdrawiam

       

      Cerber
      Uczestnik
        Liczba postów: 142

        Cześć kurianna ponownie 🙂

        „Kończę terapię. Bardzo ciężkie to jest dla mnie. Wróciłam do leków. Widzę swoje mechanizmy i bardzo mi się to nie podoba. Widzę swoją chęć kontroli, to jakoś najmocniej boli ostatnio. Wracam do starych nałogów, ryzykuję, potem znowu się podnoszę. To jest jakaś droga, ale bardzo kosztowna. Łzy mam, jak to piszę.”

         

        Widzę że boisz się tej ” chęći kontroli ” dlaczego  ?

        Ja kiedy mam gorsze dni też wracam do starych schematów (raz bardziej raz mniej ) system wraca do ustawień fabrycznych,  zaczynam przesiadywać na komputerze co w moim przypadku oznacza to że chcę od czegoś uciec. I parę innych.

         

        A co do kota zauważyłem że nie napisałem tego że zachowania mojego kota bardzo przypomina mi moje własne . Kot chce do ludzi (bo z potrafił łasic się przy nodze) ale jak tylko wykonało się jakikolwiek ruch ręką natomiast uciekał , dopiero długo później po długich próbach (zdobywanie zaufania) pozwoli się pogłaskać a teraz potrafi być nachalny bo chce żeby go miziać . Tak ja chcę do ludzi ale boję się ich, długo zanim zaufam a kiedy to zrobię . Chcę co jakiś czas słyszeć potwierdzenie tego że mogę zaufać (?) (Trudno mi zapisać to co mam w głowie słowami…. ) Coś na zasadzie „wieszania się na kimś ” i mogę chyba być wtedy nachalny. Dzieje się to zwłaszcza w związku z dziewczyną.

        A sam kot to właściwie wychowuje się sam większość dnia spędza na dworze (chyba że zimno to większość dnia spędza na kanapie 😄) do domu przychodzi po jedzenie i żeby go pogłaskać , więc ogóle mało mam z nim pracy. Nie mam dzieci ale wątpię żebym umiał się nimi zająć. Tu chyba potrzeba kobiecej dłoni. Tak sobie kiedyś myślałem że to mężczyźni musieli opiekować się dziećmi to już dawno wyginęli byśmy.

         

        „To nie Ty (zdrowy Ty) o sobie tak sądzisz. Tylko toksyczna część, przekazana Ci kiedyś przez prześladowców. Gość po prostu do tego chóru dołączył. Zadźwięczało Ci „

         

        Oj zawdzięczało , jakbym stał metr od dzwonu Zygmunta .

        Zbiegło mi się to w czasie kiedy pojawił się ten irracjonalny lęk. I też zastanawiam się na jakimiś lekami…

         

        „Serio jesteś bardzo wartościową, troskliwą osobą. Cieszę się bardzo, że Cię poznałam. Wiadomo, w jakimś tam internetowym ograniczonym wymiarze. I tak warto.”

         

        Bardzo miłe słowa , pojawia mi się „ale” ale nie będę teraz tego roztrząsać.

        Dowcip:

        1- dostałem komplement, nie wiem co mam robić ???

        2- smaruj się tym.

         

         

        „Ale jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żebym nie poczuła się lepiej po czymś takim. warto to wytrzymać.”

         

        Wierzę, tylko u mnie mam wrażenie że jakieś tego nie widziałem lub nie chciałem zobaczyć. dziś kiedy mam to zrobić jestem przerażony i wolę uciekać jak to robiłem wcześniej. Może kiedyś…

         

        „Może poczucie zgorzknienia bierze Ci się raczej z przeszłości? A teraźniejsze straty Cię do tego odsyłają? Ja tak mam. Może mniej ze zgorzkieniem, a bardziej z rozpaczą.”

         

        Hymmmm… Może , ja widzę to tak że kiedy coś się dzieje negatywnego wracam jakby do „ustawień fabrycznych” tak bardzo jak bardzo coś mnie dopadnie . Do młodocianych czasów czy byłem wtedy zrozpaczony? Myślę że w dużej mierze nie docierało do mnie to co dzieje się ze mną. Po pewnym czasie trochę otrzasam się czasem chyba nawet wychodzi mi to na dobre a czasem nie.

         

        Wiara…. Mnie właściwie nie nauczono wiary, do kościoła chodziliśmy rzadko i nigdy „rodziną” . Chodziłem właściwie tylko wtedy kiedy trzeba było : pierwsza komunia , pogrzeby tego typu wydarzenia. Do dziś w jakimś stopniu odrzuca mnie od kościoła (budynku) bo stary chodził do niego co niedzielę praktycznie zawsze wracał pijany i robił awantury. Więc co było w tym budynku?

         

        Po pewnej sytuacji która wydarzyła się na pogrzebie mamy , ksiądz (wikary) jakoś tak na pewien czas przekonał mnie do chodzenia na mszę. Bo gościa naprawdę warto było posłuchać, jego kazania nie były nudne ,klepane na „byle było” . Można powiedzieć że miał tą charyzmę. Po jakimś czasie wikary odszedł. A ja straciłem chęć. I znów poczułem że to wszystko sztuczne , a obraz Boga który miałem wcześniej i później to trochę taki kapo z batem czekający na najmniejszy błąd.

        Później znów popadłem w dół naprawdę spory …. było bardzo źle ze mną. Wtedy miałem do niego tylko pytanie „dlaczego ja ? ” I dlaczego tak mnie nienawidzisz? ” Albo tylko prosiłem o koniec. …

        Po latach jakoś w międzyczasie trochę mój obraz Boga zmienia się z kapo na wyrozumiałego ale czasem surowego (chyba złe słowo , może bardziej wymagającego) rodzica który czasem coś zsyła żeby dziecko czegoś nauczyć. Ale też czasem pomoże, wysłucha .

        Kiedyś słuchałem analizy przypowieści o Hiobie, i tam na jego pytanie dlaczego była odpowiedź ” Nie wiesz wszykiego” (w każdym razie w tym stylu )

        A co do „kardynałów” i ogólnie kościoła hierarchicznego (chyba tak to się zwie, mam na myśli instytucje nie wiarę) to mam wrażenie z Tym na górze mają tylko tyle wspólnego ze powołują się na niego i nic poza tym.

        Poszukaj Antoniego De Mello i jego książki (jezuita ale Watykan go nie lubi)

        Tak chyba w skrócie 😄

        Kurianna trzymaj się 🙂

        P.s Jeśli coś nie jasne dopowiem.

        Cerber
        Uczestnik
          Liczba postów: 142

          Cześć kurianna 🙂

           

          Przykro to słyszeć że nie za wesoło u ciebie. I chciałbym coś zrobić bo twoje słowa w kluczowym momencie pomogły mi przetrwać kiedy naprawdę źle się czułem ( „lekkie” niedopowiedzenie) Z odległości mogę chyba tylko trzymać kciuki.

          „Muszę głęboko przemyśleć, czy to gdzie jestem i gdzie mi wygodnie, to na pewno moje miejsce. A potem ewentualnie zadziałać. Czego się boję.”

          Znam to i to bardzo dobrze . Sam jestem w takim miejscu. Zastanawiam się czy szukać tylko nowej pracy czy też nowego miejsca do życia. Przeprowadzka w moim przypadku trochę mija się z celem jeśli chodzi o ekonomię, wynajem mieszkania w nowym miejscu gdzie tu mam własny dom. Ale mam patrzeć tylko na pieniądze? W każdym razie każda z decyzji do podjęcia wzmaga niepewność, czy wybieram najlepszy możliwy wariant? Czy ten najgorszy? A potem trzeba podjąć decyzję . Nie wiem czego bardziej boję się decyzji czy późniejszej realizacji ?

          „Postanowiłam chyba zrobić sobie przerwę zdrowotną w robocie – mam taką możliwość, ale będę musiała się „przyznać” na kilku poziomach, że chodzę do psychiatry i zmagam się ze sobą. To jest dla mnie bardzo odsłaniające i trudne.”

          Domyślam się … Chociaż chyba nie do końca. Dla mnie nie do pomyślenia żebym przyznał się że chodzę na terapię . To dla mnie przerażające.

           

          „W domu nie mogłam się przyznać, że coś ze mną jest „nie tak”, bo to oznaczało, że jestem kolejnym problemem dla mojej matki. Obciążeniem (a przecież niosła już cały dom na barkach). Tylko ona mogła mieć źle (i moja najstarsza siostra, jej zastępczyni-kapo).”

          Miałem bardzo podobnie , tylko że z tego co pamiętam (a nie wiele tego ) nie było mowy wprost że nie można mówić o swoich problemach ale ja odczuwałem taką atmosferę i nie mówiłem ci się dzieje u mnie. Pamiętam pewne zdarzenie kiedy byłem małym chłopcem. Byłem z mamą na zakupach i chciała coś mi kupić . Ja zacząłem płakać że nie chcę tego ! A dlaczego? Bo trzeba było wydać na mnie pieniądze a wiedziałem że mama ma ich mało, za wszelką cenę nie chciałem żeby wydawała je na mnie bo na pewno przydają się jej na coś innego. Bo ma cały dom i gospodarstwo ma na głowie (mieliśmy trochę ziemi i zwierzęta z których utrzymywaliśmy się)

          „Nie tylko zbieranie sił (miałam taki „magiczny” obraz terapii przez dłuższy czas jak z „Dr Strange”, gdzie oni zbierają tą magię w takie złote pierścienie wokół dłoni – myślałam, że tak se zbieram i w końcu zrobię, co zechcę, rzucę jakiś czar na świat, coś zmienię fundamentalnego, nie wiadomo dokładnie co – nope!).”

          Nie wiem co to Dr. Strange .ale doskonale cię rozumiem mam to samo. Cały czas czekam na tą mityczną chwilę zakończenia terapii. Po której nie będę miał już żadnych problemów z lękami, trudnościami w relacjach, będę zawierał je po prostu jak magik wyciąga króliki z kapelusza. Będę w prost idealnym związku, ogólnie to jak gdzieś napisałem : białe gołębie i jednorożce…. Nie będę kończyć. Do tego idealną pracą ( wiesz pieniądze, spełnienie, prestiż jakkolwiek to brzmi)

          To na razie część pierwsza na resztę jeszcze odpowiem (może jeszcze dziś wieczorem )  , mam ostatnie 3 dni zabiegane.:)

          Trzymaj mi się tam 🙂

          chciałem na szybko odp żebyś nie czuła się sama , bo wiem jak to jest .

          Cerber
          Uczestnik
            Liczba postów: 142

            Cześć Karolina

            „pewnie się dziś już domyślasz że na świecie nie ma nic „idealnie”. „

             

            Domyślam się, ale nadal skręca mnie w środku że nie będzie. I kiedy przeczytałem w jednym z twoich postów że

             

            „Każdy zasługuje na szczęście, my DDA(dodałabym jeszcze DDD) szczególnie”

             

            To takie słodko gorzkie, bo tak chcę i wiedzę że nie tylko ja , a wiem że tak nie będzie, nie będzie tak jak sobie wymyśliłam/wymarzyłem. Jakby biło się serce z rozumiem , czy marzenia z rzeczywistością. Bo tak jak napisała

            Makadamia

             

            „Tylko tak się składa, że właśnie nam DDA, DDD, o to szczęście tak trudno. Często ono nigdy nie przychodzi, a przeszłość się za nami ciągnie mimo leczenia czy terapii. Pisałam w innym wątku, że czasem myślę, że los takich jak my jest z góry przesądzony.”

             

            Z tym” przesądzony ” nie do końca zgadzam się, bo wydaje mi się że mamy wybór albo wybory (widzę to tak że albo mamy wybór drogi ( jednej ) którą prowadzi do , jeśli nie szczęścia to do zadowolenia z życia , albo prowadzi tam wiele dróg . Nie wiem co jest prawdziwsze ,jedną czy wiele)

             

            A co do grupy to mam spore opory i wstyd przed mówieniem. Ale odzywam się raz mało raz jeszcze mniej 😉 ale i raz dłużej . Tam objawia mi się lęk przed wyjściem ze swojej skorupy.

             

            „Wiesz, dla mnie też pójście na grupową było wyzwaniem,…. Poznałam bardzo fajnych, wartościowych ludzi. Człowiek widzi się w grupie, feedback inny… „

             

            Inny ? Co masz na myśli ?

             

             

            „Dlatego- zakładając że Bóg istnieje, jest dobry, miłosierny i wszystkowiedzący- osobiście nie przemawia do mnie idea automatycznego potępienia samobójców. Bóg musi wiedzieć tym bardziej, co oni przeżywają, jaki to stan.)”

            Dziś to raczej jestem poszukujący i zacząłem myśleć tak jak ty , tj. Ten na górze nie może być bezlitosny i karzący każdego który pogubił się a miłosierny, wspomagający, czasem surowy ale jak rodzic który świadomie nie daje wszystkiego dziecku lub zsyła trudności żeby czegoś nauczył się.

             

            Naj trudniej jest zrozumieć że robię to dla siebie 😔

             

             

             

             

            „Niedawno jedna kilka lat starsza osoba która kiedyś za nastolatki sporo mi docinała, potrzebowała akurat mojej pomocy. Sytuacja była poważna, pomogłam. Potem na kawie w ramach podzięki przyznała że zawsze zazdrościła takim osobom jak ja które od młodych lat mają pasję, swój świat, i odwagę by iść za tym, przed siebie.”

             

            Czyli nie tylko ja ! 😄😄

             

            „Wiesz, przeważnie na zasadzie uśmiechu, parsknięcia, pokazania rozmówcy że nie do końca go poważnie traktuję”

             

            Moje kochane 😉 znam to oczyma mówicie o wścibctwie. Znam takie osoby nie tylko w rodzinie ale w pracy . Postępuję bardzo podobnie jak opisałaś. Jest taka zabawna historia z jedną taką osobą gdzie wypytywała się ludzi z którymi pracuję i też sąsiadów. Jeden z nich zaczął wciskać mu że a to uczę się na księdza ,a to innym razem że tylko na szafarza, a wścibski odpuścił pytać się go kiedy sąsiad powiedział mu że przechodzę na islam 😄(po drodze było podobno kilka innych historyjek )

             

            Makadamia

            ” to jako osobiste wbicie szpili”

             

            Znam to, już tak tego aż tak tego nie odczuwam .

            Gorzej jeśli ktoś powie mi wprost coś o mnie negatywnego , co sam o sobie uważam wtedy zaboli bardzo . Bo to takie potwierdzenie tego co sam o sobie myślę i co mnie dobija a tu kolejny kamień do stosu który mnie przygniata.

             

            Humor trochę zespół się ale to głównie dlatego że znów odzywa mi się ten pod skórny lęk.

             

            Życzę wszystkim szczęścia lub zadowolenia z życia.

            Cerber
            Uczestnik
              Liczba postów: 142

              Hej kurianna , wszystko w porządku ?

              teraz to ja pytam i pamiętam że też miałaś problemy w pracy

              Cerber
              Uczestnik
                Liczba postów: 142

                Cześć Karolino

                U mnie z pracą to trochę podobnie jak z relacjami, bo chciałem mieć tą idealną pracę gdzie będę dobrze zarabiał, dobrze się czół i chyba tak jak napisałaś chciałem dostać jakaś pochwałę? To znów wynikało że dzieciństwa na zasadzie (chyba w tym przypadku bardziej odzywała się szkoła) : „było źle ale teraz ma być idealnie ! ! ” Gdy coś nie pasowało uciekałem. Jednocześnie popadając w coraz większy dół i frustrację . Teraz też nie jest różowo, choć pracuje tutaj już bardzo długo myślę nad zmianą. (Tutaj musiałabym długo tłumaczyć , może przyjdzie na to pora )

                A co do terapii to jestem na indywidualnej z przerwami ( po 2-3 lata tak z dwa razy) też długo chyba jakieś 10 lat . Efekt taki że rozmawiam tutaj i opisuje swoje problemy , czasem wchodzę na mityngi online i ODZYWAM się na nich!! ! Teraz muszę walczyć o swój spokój i to robię, choć dużo mnie to kosztuje. Ale robię to.  Rozpocząłem terapię grupową. Gdzie te naście lat temu miałem w głowie właściwe tylko jak skończyć z sobą.

                Choć martwię się bo od dłuższego czasu (parę miesięcy) uruchomił mi się irracjonalny lęk . Nie skojarzony z niczym konkretnym . Może czas na jego przepracowanie ??? Nie wiem. Też mam wrażenie że niektóre rzeczy otwierają mi się dopiero po długich latach.

                P.s dziś ma dobry dzień i patrzę w przyszłość z lekką nadzieją

                 

                Cerber
                Uczestnik
                  Liczba postów: 142

                  Cześć Pani Karolino

                   

                  „Trochę szczęścia, trochę pasji, trochę Opatrzności ? nie wiem, w każdym razie nie zaczęłam tego by koniecznie z tego żyć lub się wzbogacić na tym nie wiadomo jak.”

                   

                  Nie zazdroszczę tych pieniędzy ( może trochę tak ) ale o wiele bardziej tego że zdecydowałaś się na to , tej odwagi zazdroszczę! Sam czasem miałem takie zajawki że zacząłem coś robić i w pojedynczych przypadkach udawało mi się coś sprzedać. Ale sam nie wiem dlaczego ale to szybko urywało się. Może moje lęki przed oceną mają coś wspólnego. Bo do puki mam w głowie że to co robię będę widział i korzystał tylko ja , jest ok tj. pracuję z chęcią. Kiedy pojawia się myśl ” czy im to się spodoba ? ” zaczynam odsuwać się , znika chęć do pracy . I tego zazdroszczę że robisz to dla siebie i widzisz w tym sens .

                  „Mój słaby punkt i rana nazywa się ODRZUCENIE. Gdy coś fajnego się dzieje w tych sprawach, ja odliczam czas do końca. Samospełniająca się przepowiednia, wyczulenie na każdy przejaw odrzucenia, lęki. I to wszystko gdy z kimś właśnie idzie dobrze! gdy się skończy, popłaczę sobie, powiem „no tak, jak zawsze””

                   

                  Mój słaby punkt ? to też między innymi odrzucenie i dokładnie tak jak napisałaś . Ale do tego dochodziło to że chciałem za mocno . Przez długi okres życia (raczej większość ) wdrukowałem sobie że jak poznam dziewczynę to w końcu będzie cud , miód i białe gołębie, ogólnie jednorożce srające różowym pachnącym g***** . Do tego mam problem z złością , tj. jej wyrażaniem zwłaszcza wobec osób na których mi zależy (albo boję ją wyrażać ) . Złość zmienia się w smutek , przygnębienie i poczucie skrzywdzenia , odrzucenia . I wtedy sam odchodzę . To też powoduje że…tak poniżam się żeby nie dopuścić do złości z drugiej strony.  I nie chcę już tak

                  ” To nazywa się lękowy styl przywiązania. Jakieś 20 proc. ludzi podobno to ma, choć nie wiem czy nie lękowo-unikający u mnie bardziej… Poczytaj może o tych stylach- może to Ci naświetli coś?”

                   

                  Nie słyszałem o stylach przywiązania , masz książkę , konkretny artykuł który wg ciebie dobrze to wyjaśnia ?

                  „Bardzo współczuję Ci ekstremalnie trudnej sytuacji za młodu… Nie wiem co powiedzieć, chciałabym kurczę żeby nam się wszystkim zaczęło układać…”

                  Co możesz powiedzieć … pisanie tutaj traktuję też za swego rodzaju terapię , jako wychodzenie z izolacji , wstydu . Zmianie myślenia „Sama przeciwko wszystkim.”
                  Dziękuję że ktoś odnosi się do tego, ( choć w ten sposób że to przyjął ) to też coś daje !

                  Tak swoją drogą szukałem jakiś materiałów mówiący o takim prześladowaniu i wychodzeniu z takiej traumy będąc już dorosłym , ale nie znalazłem żadnej takiej książki czy sensownych artykułów . Są artykuły dla młodzieży jak radzić sobie z nią teraz kiedy tego doświadczają.
                  Jeśli ktoś ma wiedzę o takich książkach, artykułach , itp. proszę o info .

                  P.s ciekawi mnie dlaczego zwracasz się do mnie przez „Pan” ? Zauważyłem że do Makadamii też zwracasz się przez „Pani „. Nie widzę  w tym nic złego ale ciekawi mnie to .

                  Cerber
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 142

                     

                    ” W swoim otoczeniu też widzę osoby z domów z jeszcze poważniejszymi problemami, a jednak ludzie powchodzili w relacje. Dlaczego nam nie wyszło? Nie potrafię zrozumieć…”

                     

                     

                    Nie wiem czy jesteś jedynaczką czy masz rodzeństwo. Ale ja trochę upatruje moją „trudność ” w tym że jest najmłodszym dzieckiem i to że sporą różnicą między siostrami (one są po roku ) i z ich opowiadań wynika że miały jakiś kontakty z „starym ” ja już nie, tak jakby trafiłem w momencie gdy wszystko już posypało się, były już tylko awantury. I już całkowite odseparowanie, mam na myśli byliśmy my i był on wróg. Jeszcze sytuacja w szkole gdzie byłem wyśmiewany nie tylko przez rówieśników. A siostry wychodziły i nie chciały zabierać ze sobą mnie ( małego ) , matka była zajęta domem , gospodarstwem (mieliśmy kawałek ziemi) dzięki czemu nie umarlismy z głodu. Więc zostałem tak naprawdę sam ze wszystkimi problemami. Potem jej choroba (rak) i jej śmierć kiedy miałem 18 lat. W międzyczasie siostry opuściły dom (założyły własne) i zostałem sam z chorą matką , przeprowadziliśmy się do dziadków bo oni też chorzy (dziadek po wylewie nie poznawał nas ) W roku 3 pogrzeby (w roku moich 18 urodzin ) . Więc kiedy miałem nauczyć się relacji z innymi? Zdrowych ! I wyzbyć się lęku który towarzyszy mi od najmłodszych lat ?

                    Cerber
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 142

                      Napisałem tego posta nie czytając całego wątku a pierwsze półtorej strony. Później pomyślałem sobie że moje wywodu nikomu nie pomogą . Ale może mnie pomogą.

                      Karolino przede wszystkim podziwiam tą zaradność , odwagę zakładanie swojego interesu. A jeszcze bardziej zazdroszczę ci tego że to dzięki swojej własnej pasji . Dla mnie to przerażające robienie czegoś na własny rachunek. Nie pewność ile zarobię i czy starczy na rachunki,jedzenie . Może też dlatego że u mnie pod tym względem było bardzo źle . Pamiętam że jednego roku na święta w prezencie dostaliśmy długopis trochę słodyczy , „trochę” to znaczy było to tabliczka czekolady i chyba kilka cukierków albo małych czekoladowych jajek. Dokładnie nie pamiętam ale ten długopis zapadł mi w pamięć.
                      Chciałem jakoś odnieść się do twojej historii w szkole, bo jest mi to bardzo znane. Bo spotkało mnie to samo ale od pierwszych klas podstawówki i w pewnym sensie uczestniczyła w tym moja nauczycielka. A ty otrząsnęłaś się z tego.
                      Mówisz o lęku przed samotnością, rozumiem to mimo że mam rodzeństwo to jednak one mają własne rodziny . I koniec końców w domu zostaję sam (mieszkam sam , rodzice dawno nie żyją) . Odpala mi się strach że zostanę sam a jestem starszy od ciebie. Pewna niedawna śmierć tylko pogłębiła mi tą wizję. Samotności na starość .
                      Najtrudniejsze że mimo lat nie nauczyłem się nawiązywać bliższej relacji . Spotykałem się z paroma dziewczynami ale to kończyło się przeważnie po najwyższej paru spotkaniach. Coś co można nazwać związkiem , przydarzyło mi się raz . Trwał kilka miesięcy. Teraz po tylu próbach i ostatnich przygoda z z jedną dziewczyną. Zauważyłem że zaczynam bać się związku , jakieś relacji z kobietą. A z drugiej strony pragnę jej . Czy jest nadzieja nie wiem.
                      Tak piszę tego posta i jednocześnie czytam kolejne posty w wątku. I widzę trochę podobne relacje z ojcem . U mnie ich w cale nie było nie licząc nienawiści. Nigdy nie powiedziałem do niego tat**. Nie przechodzi mi to przez gardło. Rodzice zmarli kiedy miałem 18 lat i zostałem sam w domu.

                      Cerber
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 142
                      Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 136)