Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD MOJA HISTORIA I SYTUACJA

Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 51)
  • Autor
    Wpisy
  • kurianna
    Uczestnik
      Liczba postów: 103

      Cześć, @abcd,

      Kurianna, nie odbieraj jako atak, ale mimo szczerych chęci uważam, że błędnie radzisz, bo chęć założenia rodziny i oczywiście zdolność, to przecież podstawa do dojrzałego, odpowiedzialnego, trwałego związku między kobietą i mężczyzną, jeżeli w związku ma być uwzględniony również stosunek płciowy. I to się absolutnie nie kłóci z tym, że można i z taką osobą chodzić na lody, kawę, do kina, siłownię, fajnie porozmawiać i co tam jeszcze, bo to też jest podstawa- jeżeli ktoś lubi to robić, ale nie jest to istotą związku między kobietą i mężczyzną.

      Generalnie, abcd, się z Tobą zgadzam. Cieszę się też, że tak delikatnie ująłeś sprawę – bardzo to doceniam.

      Zgadzam się – jeżeli to zadziała. Ja generalnie mam to za sobą (poszukanie odpowiedzialnej osoby i założenie rodziny) i większość moich przyjaciół także. Otaczam się raczej ludźmi o ustabilizowanej sytuacji, z rodzinami.

      Tyle że raczej chodzi mi o taką blokadę, która się wtedy może stworzyć w głowie, jeżeli jesteś jeszcze przed tym krokiem. Zwłaszcza jeśli czujesz presję wieku na karku. Że poznaję kogoś, uznaję, że to już od razu ten „jedyny” – zakładamy rodzinę – więc rodzi się OD RAZU duża presja. Moim zdaniem ona nie pomaga na początku (mogę się mylić! Ale raczej naukę chodzenia zaczyna się od pierwszego kroku i wielu upadków, a nie zostaje od razu piechurem długodystansowym; a Karolinę zrozumiałam, że ma silną blokadę przed samym KONTAKTEM z płcią przeciwną, w dodatku wiele traum za sobą). A taka decyzja o założeniu rodziny jest przecież decyzją relacyjną, więc niech się stworzy między dwójką ludzi, którzy tę relację sobie po trochu budują. Wydaje mi się, że tak jest zdrowiej.

      Choć jak mówię, poznałam jedną osobę zdeterminowaną, by od razu zdobyć MĘŻA – i zrobiła to! Dosłownie na ścieżce górskiej, pojechali razem autobusem, buch! małżeństwo i dziecko. Ale to jest jedna taka osoba, bardzo zdeterminowana i o niepospolitej pewności siebie. Takiej 10/10.

      Czym innym jest uczciwość na wstępie. I tu się zgadzam totalnie z Tobą – że od razu lepiej szukać wśród ludzi, którzy mają podobną postawę (chociaż pozory mogą mylić! stąd im więcej doświadczenia, rozmów, interakcji, tym lepiej wg mnie).

      Tak właśnie mi się przypomniało, że część par, które znam, poznała się na forum „Przeznaczeni” (nie wiem, czy jeszcze to istnieje, pewnie jest coś podobnego, ale generalnie jest to takie wstępne sito – portal randkowy dla osób o „poważnych zamiarach” i generalnie chrześcijańskim światopoglądzie). Ja akurat poznałam męża i przyjaciół (też męskich) w klubie hobbystycznym i wiele par się tak poznaje, stąd moja wskazówka, żeby poszukać w miejscach sobie bliskich, miejscach dzielenia pasji. Jakieś np. kościelne grupy też będą świetne, jeśli ktoś się tam odnajduje.

      Generalnie zaznaczam to zawsze – dzielę się doświadczeniem, swoim punktem widzenia, nie radzę nikomu niczego (a przynajmniej nie świadomie). Każdy sobie sam posprawdza, co mu odpowiada i czy czegoś chce spróbować. Tak naprawdę uważam, że otwieranie się tutaj i dzielenie pomaga głównie nam samym – jeśli komuś jeszcze przyniesie coś cennego, świetnie.

      Pozdrawiam Was oboje:)

      Karolina92
      Uczestnik
        Liczba postów: 30

        Witajcie,

        „I właściwie odczytane zniechęcenie i zmierzenie się z tym zniechęceniem raczej rozwinie i wzmocni na drodze życia. Najgorzej jest się zatopić w tym zniechęceniu i ulec emocji, bo wtedy wydaje mi się, że człowiek zasklepia się w poczuciu braku sensu, znieczula na oznaki sensu, gdy takowe pojawią się i gorzknieje.”

        abcd, z ciekawości- ile masz lat?

        Prawda. I to co pisałeś o izolowaniu się – też znam, powoli staram się z tego wychodzić. Nowe środowisko w które trafiłam pomaga mi powoli się przełamywać. Myślę, że już pogodziłam się z tym, że z dalszą rodziną nie będzie autentycznego kontaktu, przebolałam że się poodwracali. Spotkałam ostatnio za to wiele przychylnych  ludzi/albo odkrywam że są przychylni/, na tym się koncentruję. Mam też ostatnio co robić, na szczęście mogę robić to co lubię zawodowo i „naukowo” (edukacyjnie).  Myślę sobie- skoro teraz spotykam fajne osoby, to czemu by nie i za 5 lat i za 10 (o ile dożyję oczywiście). Czemu i po co zakładać że będę sama.  Chwilowy pesymizm odpuścił. myślę że był związany z nagromadzeniem stresu w moim życiu.

        Obawy o przyszłość które mnie tu zaprowadziły- zniknęły. Wybuchy żalu nad ojcem po rozmowie z przyjaciółką która mnie dobrze rozumie- też minęły. Pewnie odezwą się nieraz jeszcze, ale ostatnio mam spokój.

        Ostatnio myślę sobie „w momencie kryzysu lęku, smutku, samotności napisałam tu, półtora miesiąca temu. Trudne emocje przeszły – a słowa ludzi którzy mi odpisali- są”. Choć wypowiedzi niektórych pozornie są sprzeczne, to jak okresliła kurianna- ja w wypowiedzi każdego znajduję coś z czym „rezonuję”. Chciałam Wam bardzo podziękować! Stąd wyniosłam przede wszystkim „Przeszłaś co przeszłaś, konsekwencje są, ty jesteś OK, masz prawo do życia, powoli, powoli do przodu. Rób co masz robić i powoli przy okazji zdrowiej , otwieraj się na ludzi, przy okazji.” A wasze wsparcie okazało się sporą i mocno skuteczną przeciwwagą dla obojętności czy braku zrozumienia, życzliwości osób z mojego otoczenia,  które „wiedzą lepiej”

        Jak z poczuciem wartości? Nie wiem czy w normie. Na pewno widzę, że do kilka lat temu było z nim słaaabo. To też na pewno się przyczyniło do rozmaitych niepowodzeń towarzyskich, sytuacji w jakie wchodziłam. A dziś widzę różnicę w tym jak przeżywam życie-  stanęłam w swojej obronie, nie przejmuję się byle czym. Mam przekonanie że mam jedno życie, chcę być szczęśliwa, spełniać marzenia- tylko teraz faktycznie robię coś w tym kierunku a nie „chciałabym ale mi się to nie przydarzy, innym”. Myślę, że zdrowieję i bardzo dużo wyzdrowiałam od czasu gdy miałam, dajmy na to, 24 lata.

        I, kurianna, Tobie tu przyznałabym dużo racji. Małymi krokami, byle na co dzień, do przodu. Wszystko zaczyna się od pierwszego kroku… I, masz nosa, niedawno znajoma mi osoba powiedziała „Ty jesteś b. prostolinijna” 😀

        Dziekuję za Wasze spostrzeżenia, rady, czas, życzliwość i trzymanie kciuków (muszą was boleć)!

        kurianna
        Uczestnik
          Liczba postów: 103

          Cześć, Karolina!

          Ale miło było Cię słyszeć (czytać;)! To naprawdę wzmacniające doświadczenie – dziękuję.

          Przeszłaś co przeszłaś, konsekwencje są, ty jesteś OK, masz prawo do życia, powoli, powoli do przodu. Rób co masz robić i powoli przy okazji zdrowiej , otwieraj się na ludzi, przy okazji.” A wasze wsparcie okazało się sporą i mocno skuteczną przeciwwagą dla obojętności czy braku zrozumienia, życzliwości osób z mojego otoczenia,  które „wiedzą lepiej”

          Fajna lekcja, krótka i na temat:) Tak wyciągnęłaś kwintesencję. Zabieram sobie, bo dla odmiany ja się często dodatkowo „karzę”, że mi powoli, powoluteńku to zdrowienie idzie. I bez sensu sobie dokładam do tego, co mi dom nawkładał. A Ty tak po prostu ujęłaś to fajnie – dzięki. Że po troszeczku. Przez góry i doły. Blaski i cienie. Koniecznością są obie – nie ma co się nastawiać tylko na blaski.

          A o tym wsparciu – jak fajnie okazałaś wdzięczność! Uczę się tego i właśnie taka lekcja prostoty, prostolinijności od  Ciebie to jest to, co jest mi na ten moment przydatne. I biorę sobie:) Wyłączam komplikator 😉 I napiszę Ci jeszcze, że to było bardzo budujące dla mnie, że odnalazłaś to wsparcie wartościowym. I wyraziłaś to. Serio. Takie ciepełko na sercu. Że czasem wystarczy trochę, z głębi serca – i ktoś to docenia.

          Cieszę się bardzo, że trzymanie kciuków pomogło:) Mentalne tak nie bolą, można trzymać długo:) Serdecznie Cię pozdrawiam i jeśli będziesz chciała się podzielić jakimiś „pierwszymi krokami” – super:)

          A ja się też podzielę – wybieram się na mały wspólny wypad z koleżanką:D Coś powiedziała, że chce wyluzować – ja zapytałam, czy też mogę (kiedyś bym się wstydziła i założyła, że na pewno już jedzie z kimś kogo bardziej lubi etc.:). I jedziemy:D. Na pewno też Twoja inspiracja tu zadziałała. Ja się w ogóle lubię w taki pozytywny sposób „ścigać” (kiedyś się za to oceniałam, a teraz wykorzystuję to ku swojej uciesze i rozwojowi).

          Pozdrowienia!

          Karolina92
          Uczestnik
            Liczba postów: 30

            Wow, no nie, mną inspiracja? 😀

            Dokąd się wybieracie?

            gratulacje!

            I dobrze, jeśli to ci pomaga „ruszyć’ , ścigaj innych którzy to mają!

            Pamiętam że jako dziecko bardzo zazdrościłam tym kolegom którzy latali/ jeździli po świecie z rodzicami. Dla mnie było to nieosiągalne. Gdy przestało być nieosiągalne, zobaczyłam że to coś co nawet JA mogę robić- zaczęłam się cieszyć gdy ktoś jedzie w świat.

            wiem o czym mówisz z tym strachem przed zapytaniem:/ ja miałam odwrotną sytuację- odważyłam się powiedzieć jednej starszej kuzynce przy okazji jakiegoś rodzinnego spotkania, że jak gdzieś się będzie  wybierać to chętnie też dołączę, a ona na to autentycznie, w dodatku przy innych  ” Ja mam z kim jechać”

            Ale to było kilka lat temu, jak zaczynałam dopiero i zanim odważyłam się jechać gdzieś sama.

            W podróży poznaje się nieraz towarzyszy następnych podróży, a ja gdy raz gdzieś pojechałam sama, poznałam dwie osoby o których mogę powiedzieć z przekonaniem że to moi przyjaciele. Choć teraz niestety głównie na odległość

            Nie no, mogłabym gadać o tym godzinami:) A nie wiem czy nie będzie to traktowane jako off-topic. Schluss!

            Jeśli masz ochotę, napisz do mnie na sympatak@wp.pl

            A takie rzeczy jak wsparcie, dobre chęci, wyczuwa się na odległość. Mi pomogły. Doceniam też czas jaki niektórzy mi poświęcili. Nie chcę wejść w patetyczny ton, ale chyba tak to jest że im się więcej doświadczyło złego, tym bardziej docenia się potem takie rzeczy jak  dobro, spokój, wolność, czyjeś dobre słowo, normalne wolne od lęku życie. Im dłużej się nie mogło cieszyć niebem, wodą, słońcem i „małymi rzeczami” tego świata, tym mocniej się je odczuwa potem.

             

             

            abcd
            Uczestnik
              Liczba postów: 218

              Cześć Kurianna
              „Generalnie, abcd, się z Tobą zgadzam. Cieszę się też, że tak delikatnie ująłeś sprawę – bardzo to doceniam.

              Zgadzam się – jeżeli to zadziała. Ja generalnie mam to za sobą (poszukanie odpowiedzialnej osoby i założenie rodziny) i większość moich przyjaciół także. Otaczam się raczej ludźmi o ustabilizowanej sytuacji, z rodzinami.

              Tyle że raczej chodzi mi o taką blokadę, która się wtedy może stworzyć w głowie, jeżeli jesteś jeszcze przed tym krokiem. Zwłaszcza jeśli czujesz presję wieku na karku. Że poznaję kogoś, uznaję, że to już od razu ten „jedyny” – zakładamy rodzinę – więc rodzi się OD RAZU duża presja. Moim zdaniem ona nie pomaga na początku (mogę się mylić! Ale raczej naukę chodzenia zaczyna się od pierwszego kroku i wielu upadków, a nie zostaje od razu piechurem długodystansowym; a Karolinę zrozumiałam, że ma silną blokadę przed samym KONTAKTEM z płcią przeciwną, w dodatku wiele traum za sobą). A taka decyzja o założeniu rodziny jest przecież decyzją relacyjną, więc niech się stworzy między dwójką ludzi, którzy tę relację sobie po trochu budują. Wydaje mi się, że tak jest zdrowiej.”

              Mnie chodzi o to, że jak już uświadomiłem sobie, że dojrzałem do związku (a co znaczy dojrzeć do związku to też do rozwinięcia), to wątpię żeby człowiekowi chciało bawić się w jakieś poznawanie się latami, seksy przedmałżeńskie i tego typu jak to się mówi-„docierania”. Jeżeli jestem otwarty na związek, gdy poznaję kobietę, to myślę że po pierwszym, no może drugim spotkaniu można już stwierdzić, czy będę w stanie stworzyć więź małżeńską czy nie. I tak samo kobieta, raczej szybko jest w stanie stwierdzić. Oczywiście zawsze jest ryzyko błędnej oceny i wyboru, i zawsze człowieka (w tym i siebie) będzie się poznawać (ale całkowicie się nie pozna) do końca życia. Ale są pewne intuicje po których jest poczucie, że chce się być z tą osobą i tak samo są pytania i odpowiedzi po których odsłania się dusza człowieka na tyle istotnie, że wiadomo (tyle ile wystarczy by wiedzieć) z na ile dojrzałym człowiekiem ma się do czynienia.

              Niezbyt rozumiem to co napisałaś odnośnie presji. Bo przecież sam związek jest już presją. Bo człowiek zaczyna żyć na rzecz drugiego, a nie tylko na rzecz siebie. Jeżeli ktoś dojrzał do związku, to nie jest presją to co napisałaś Kurianna, a czymś normalnym i oczywistym w związku- przynajmniej z mojego rozeznania o co chodzi w związku tak wynika. Związek w sensie, chodź sobie pochodzimy z rok, dwa, trzy , luz blues i zobaczymy co z tego wyniknie (w między czasie sprawdźmy jak się żyje nam razem i posprawdzajmy różne sfery- prześpijmy się, to będziemy wiedzieć czy w seksie jesteśmy zgrani. Pomieszkajmy trochę razem, to zobaczymy jak się nam współżyje w obowiązkach dnia codziennego, czy będą kłótnie, napięcie o byle co i w ogóle. Itditp. Tylko że takie podejście świadczy o niedojrzałości do związku właśnie. I uważam że jest to budowanie związku tylko na motylach w brzuchu, czyli mniej więcej po dwóch latach takiego związku, raczej pojawi się coraz częściej nuda i stwierdzenie, że to chyba jednak nie ta/ nie ten i nie ma sensu tkwić, bo męczymy się oboje i nie czujemy się szczęśliwi; już cię nie kocham i czyż nie lepiej będzie jak się rozstaniemy i poszukamy gdzie indziej szczęścia…?

              Jeśli chodzi o to co napisałaś o relacji. Zgadzam się że chodzi o relację i o budowanie, pielęgnowanie tej relacji, tylko na jakim gruncie buduje się relację i jaki w ogóle cel tej relacji?

              Choć jak mówię, poznałam jedną osobę zdeterminowaną, by od razu zdobyć MĘŻA – i zrobiła to! Dosłownie na ścieżce górskiej, pojechali razem autobusem, buch! małżeństwo i dziecko. Ale to jest jedna taka osoba, bardzo zdeterminowana i o niepospolitej pewności siebie. Takiej 10/10.

              Usidliła faceta!? O masz, współczuję. Nie no żartuję, rozumiem że chodziło o to, że oboje byli w pełni świadomi i w wolności związali się.

              Czym innym jest uczciwość na wstępie. I tu się zgadzam totalnie z Tobą – że od razu lepiej szukać wśród ludzi, którzy mają podobną postawę (chociaż pozory mogą mylić! stąd im więcej doświadczenia, rozmów, interakcji, tym lepiej wg mnie).

              Ale doświadczenie jakiego typu? Doświadczenie po poprzednich związkach myślisz że jest pomocne? Wątpię. I w jakim sensie pomocne? Skoro związek się rozpadł, to musi być jakaś rana i blizna. I co tu pomocnego w następnym związku? A każdy człowiek jest inny, więc co z tego doświadczenia z innym/inną, jeżeli każdy inny? Zamiast tego doświadczenia wynikłego z inną/ innym uważam że zdecydowanie lepsze jest poznać człowieka w kilku istotnych pytaniach i odpowiedziach, i to już w znacznym stopniu powie o człowieku. Inny związek będzie z osobą wierzącą w Boga prawdziwego i w związku z tym i człowieka, a inny z niewierzącą w Boga, a wierzącą tylko w człowieka, a jeszcze inny z chcącą uwierzyć w Boga, ale będącą jeszcze na etapie braku wiary. Inny związek z kimś kto ma poglądy prawe a inny z kimś kto ma poglądy lewe. I tak można by prawie że w nieskończoność pytać i odpowiadać, ale są istotne pytania i odpowiedzi, które albo skałą albo piaskiem na którym będzie budowany związek i bez których uważam że nie jest możliwy udany związek bez cierpienia. Może niecałkowicie bez cierpienia, bo życie tu bez cierpienia jest raczej niemożliwe, ale ograniczając jak najbardziej, by nie zmąciło życia w miłości.

              Dzięki za pozdrowienia. Pozdrawiam serdecznie.

              A cóż za hobby ułatwiło Ci poznanie męża, jeśli mogłabyś napisać?

              Cześć Karolina

              abcd, z ciekawości- ile masz lat?

              Czterdzieści. A z pisania wydaję się na więcej czy mniej? 😀
              Bo Dda93 wydawało mi się że ma mniej, a okazało się że jeszcze więcej niż ja. 😉

              Ostatnio myślę sobie „w momencie kryzysu lęku, smutku, samotności napisałam tu, półtora miesiąca temu. Trudne emocje przeszły – a słowa ludzi którzy mi odpisali- są”. Choć wypowiedzi niektórych pozornie są sprzeczne, to jak okresliła kurianna- ja w wypowiedzi każdego znajduję coś z czym „rezonuję”. Chciałam Wam bardzo podziękować! Stąd wyniosłam przede wszystkim

              „Przeszłaś co przeszłaś, konsekwencje są, ty jesteś OK, masz prawo do życia, powoli, powoli do przodu. Rób co masz robić i powoli przy okazji zdrowiej , otwieraj się na ludzi, przy okazji.” A wasze wsparcie okazało się sporą i mocno skuteczną przeciwwagą dla obojętności czy braku zrozumienia, życzliwości osób z mojego otoczenia, które „wiedzą lepiej”

              Jednego trudne przejścia łamią i konsekwencje później nim poniewierają, a drugiego umacniają, bo wzniósł się ponad konsekwencje. Prawo do życia jest dane przez Boga każdemu człowiekowi od momentu poczęcia, a człowiek co najwyżej, wydaje się, że może zrzec tego prawa np. mordując bliźniego.
              Powoli powoli do przodu, tylko ku czemu? 😉 Trudne emocje przechodzą i przychodzą raz na jakiś czas. Słowa są, ale czy treść, która za nimi kryje się nie ulega z czasem zapomnieniu, erozji? Niby to wszystko wydaje się dosyć proste, ale życie weryfikuje.

              Jak z poczuciem wartości? Nie wiem czy w normie. Na pewno widzę, że do kilka lat temu było z nim słaaabo. To też na pewno się przyczyniło do rozmaitych niepowodzeń towarzyskich, sytuacji w jakie wchodziłam. A dziś widzę różnicę w tym jak przeżywam życie- stanęłam w swojej obronie, nie przejmuję się byle czym. Mam przekonanie że mam jedno życie, chcę być szczęśliwa, spełniać marzenia- tylko teraz faktycznie robię coś w tym kierunku a nie „chciałabym ale mi się to nie przydarzy, innym”. Myślę, że zdrowieję i bardzo dużo wyzdrowiałam od czasu gdy miałam, dajmy na to, 24 lata.

              Czyli wydaje się w normie.

              Ale nie życzę spełnienia marzeń, bo wtedy co pozostanie? 😉

              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, 1 miesiąc temu przez abcd.
              Karolina92
              Uczestnik
                Liczba postów: 30

                „Dobrym słowem żyję przez 3 miesiące”.

                To tak a propos erozji. Jasne, że przychodzą gorsze momenty, czarnowidztwa, lęku, frustracji- mi osobiście bardzo pomagają słowa właśnie. Pod warunkiem, że szczere.

                Pomału ku czemu? ku śmierci, aż się chce odrzec 😀

                No nie wiem, ku czemu- nie znam swojej przyszłości!

                Spokojnie można mi życzyć spełnienia marzeń, przecież apetyt rośnie w miarę jedzenia  a zawsze coś się znajdzie nad czym warto popracować.

                Ja sądziłam że masz mniej.

                 

                 

                Cerber
                Uczestnik
                  Liczba postów: 142

                  Napisałem tego posta nie czytając całego wątku a pierwsze półtorej strony. Później pomyślałem sobie że moje wywodu nikomu nie pomogą . Ale może mnie pomogą.

                  Karolino przede wszystkim podziwiam tą zaradność , odwagę zakładanie swojego interesu. A jeszcze bardziej zazdroszczę ci tego że to dzięki swojej własnej pasji . Dla mnie to przerażające robienie czegoś na własny rachunek. Nie pewność ile zarobię i czy starczy na rachunki,jedzenie . Może też dlatego że u mnie pod tym względem było bardzo źle . Pamiętam że jednego roku na święta w prezencie dostaliśmy długopis trochę słodyczy , „trochę” to znaczy było to tabliczka czekolady i chyba kilka cukierków albo małych czekoladowych jajek. Dokładnie nie pamiętam ale ten długopis zapadł mi w pamięć.
                  Chciałem jakoś odnieść się do twojej historii w szkole, bo jest mi to bardzo znane. Bo spotkało mnie to samo ale od pierwszych klas podstawówki i w pewnym sensie uczestniczyła w tym moja nauczycielka. A ty otrząsnęłaś się z tego.
                  Mówisz o lęku przed samotnością, rozumiem to mimo że mam rodzeństwo to jednak one mają własne rodziny . I koniec końców w domu zostaję sam (mieszkam sam , rodzice dawno nie żyją) . Odpala mi się strach że zostanę sam a jestem starszy od ciebie. Pewna niedawna śmierć tylko pogłębiła mi tą wizję. Samotności na starość .
                  Najtrudniejsze że mimo lat nie nauczyłem się nawiązywać bliższej relacji . Spotykałem się z paroma dziewczynami ale to kończyło się przeważnie po najwyższej paru spotkaniach. Coś co można nazwać związkiem , przydarzyło mi się raz . Trwał kilka miesięcy. Teraz po tylu próbach i ostatnich przygoda z z jedną dziewczyną. Zauważyłem że zaczynam bać się związku , jakieś relacji z kobietą. A z drugiej strony pragnę jej . Czy jest nadzieja nie wiem.
                  Tak piszę tego posta i jednocześnie czytam kolejne posty w wątku. I widzę trochę podobne relacje z ojcem . U mnie ich w cale nie było nie licząc nienawiści. Nigdy nie powiedziałem do niego tat**. Nie przechodzi mi to przez gardło. Rodzice zmarli kiedy miałem 18 lat i zostałem sam w domu.

                  Makadamia
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 35

                    @Cerber doskonale Cię rozumiem. Ostatnio też dopadają mnie myśli co będzie w przyszłości, jak sobie poradzę na starość. Nigdy nie garnęłam się do relacji damsko – męskich. Nie czułam potrzeby. Spotykam się z kimś od dłuższego czasu. Chociaż on ma poważne plany wobec mnie, ja nie potrafię przeskoczyć w tej relacji z poziomu przyjaźni na coś poważniejszego. Najgorsze, że porównuję się z innymi i widzę, że ze wszystkim zostałam w tyle. A jeszcze mieszkam w takim środowisku, gdzie gdy ktoś nie założy rodziny to jest wyrzutkiem społecznym.

                    Dokładnie miałam te same problemy w relacjach w rodzinie pochodzenia. Nie wiem czy do końca to zaważyło na tym, jak wygląda teraz moje życie. Możliwe, że tak, bo rodzina dysfunkcyjna. Zastanawia mnie tylko to co napisałeś, że Twoje siostry mają swoje rodziny. Dlaczego im się udało, a Tobie nie? Jesteście z tego samego domu. Wiadomo, że jeszcze dochodzą odrębne charaktery, sposoby reagowania. W swoim otoczeniu też widzę osoby z domów z jeszcze poważniejszymi problemami, a jednak ludzie powchodzili w relacje. Dlaczego nam nie wyszło? Nie potrafię zrozumieć…

                    Cerber
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 142

                       

                      ” W swoim otoczeniu też widzę osoby z domów z jeszcze poważniejszymi problemami, a jednak ludzie powchodzili w relacje. Dlaczego nam nie wyszło? Nie potrafię zrozumieć…”

                       

                       

                      Nie wiem czy jesteś jedynaczką czy masz rodzeństwo. Ale ja trochę upatruje moją „trudność ” w tym że jest najmłodszym dzieckiem i to że sporą różnicą między siostrami (one są po roku ) i z ich opowiadań wynika że miały jakiś kontakty z „starym ” ja już nie, tak jakby trafiłem w momencie gdy wszystko już posypało się, były już tylko awantury. I już całkowite odseparowanie, mam na myśli byliśmy my i był on wróg. Jeszcze sytuacja w szkole gdzie byłem wyśmiewany nie tylko przez rówieśników. A siostry wychodziły i nie chciały zabierać ze sobą mnie ( małego ) , matka była zajęta domem , gospodarstwem (mieliśmy kawałek ziemi) dzięki czemu nie umarlismy z głodu. Więc zostałem tak naprawdę sam ze wszystkimi problemami. Potem jej choroba (rak) i jej śmierć kiedy miałem 18 lat. W międzyczasie siostry opuściły dom (założyły własne) i zostałem sam z chorą matką , przeprowadziliśmy się do dziadków bo oni też chorzy (dziadek po wylewie nie poznawał nas ) W roku 3 pogrzeby (w roku moich 18 urodzin ) . Więc kiedy miałem nauczyć się relacji z innymi? Zdrowych ! I wyzbyć się lęku który towarzyszy mi od najmłodszych lat ?

                      Karolina92
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 30

                        Panie Cerber, rozumiem Cię, wydaje mi się…

                        Jak masz 1 związek oficjalny za sobą to i tak większe doświadczenie niż ja 🙂

                        Z tą działalnością to tak wyszło. Chciałam to robić, zamarzyło mi się to właśnie i udało się. Trochę szczęścia, trochę pasji, trochę Opatrzności ? nie wiem, w każdym razie nie zaczęłam tego by koniecznie z tego żyć lub się wzbogacić na tym nie wiadomo jak.

                        Każdego klienta pozyskiwałam sama. Za każdym razem musiałam na nowo pokonywać nieśmiałość, wiadomo z czasem było coraz łatwiej.

                        U mnie wizje samotności na starość odpuściły ostatnio, ale „fazy” na użalanie się nad sobą (bardzo krótkotrwałe!) mam od czasu do czasu. Staram się patrzeć na to z boku, „intelektualizuję”? Wiem że przejdzie i czekam kiedy. Przechodzi zwykle.

                        Też w odniesieniu do ojca nie przejdzie mi „tata”. Kiedyś nawet nie mogłam o nim powiedzieć „ojciec’! Nawet w pamiętniku (!) sama dla siebie pisałam o nim biologiczny ojciec, bo nie mogłam inaczej. Minęło mi to nie wiem dokładnie kiedy, ale jakoś ostatnimi latami, gdy przestał mi zagrażać. Widzisz, ja dożyłam sytuacji gdy on za swojego życia przestał mi zagrażać, znikł od nas, Ty nie, może stąd Twój żal wobec niego ?  Mi minął. Przebaczenie nastąpiło samo, ostatnimi miesiącami, niepostrzeżenie.

                        Diagnozowałeś czego się faktycznie boisz w kobietach? Ja od jakiegoś czasu wiem co jest u mnie problemem, (oprócz może do pewnego stopnia braku szczęścia, pewnych umiejętności społecznych, wzorców). Na pewno już nie nieśmiałość. Mój słaby punkt i rana nazywa się ODRZUCENIE. Gdy coś fajnego się dzieje w tych sprawach, ja odliczam czas do końca. Samospełniająca się przepowiednia, wyczulenie na każdy przejaw odrzucenia, lęki. I to wszystko gdy z kimś właśnie idzie dobrze! gdy się skończy, popłaczę sobie, powiem „no tak, jak zawsze” i… kiedyś dłuugo, dziś szybko- dochodzę do siebie i … żyję dość szczęśliwie, dla siebie, idąc przed siebie. Dlatego pisałam jakiś czas temu że umiem żyć sama ze sobą. Słowem- gdy nikogo na horyzoncie, jestem dość szczęśliwa. /a mam swoje pasje, zajęcia, zainteresowanie światem, coś mnie pcha do przodu/. Gdy ktoś (sensowny ) się pojawia- nagle sobie uświadamiam czego mi brakuje, zaczynam chcieć… Jest magicznie nawet… I włączają się w pewnym momencie lęki. Trauma porzuconego dzieciaka się jakby odnawia. Brakuje luzu, jestem wyczulona na wszystko co zrobi druga strona. Druga strona może to wyczuwać albo to ja się podświadomie zaczynam odsuwać wtedy i … droga w dół.

                        To nie dotyczy oczywiście relacji z dalszymi znajomymi, przyjaciółmi, rodziną (obecnie), czy  relacji zawodowych.

                        To nazywa się lękowy styl przywiązania. Jakieś 20 proc. ludzi podobno to ma, choć nie wiem czy nie lękowo-unikający u mnie bardziej… Poczytaj może o tych stylach- może to Ci naświetli coś?

                        Dyskomfortu odczuwanego w takich sytuacjach taka wiedza nie pomoże się pozbyć, ale na pewno pomoże tak, że wiedząc że coś trzeba po prostu przeczekać, zamiast uciekać/odsuwać się, człowiek spróbuje zrobić tym razem inaczej…

                        Bardzo współczuję Ci ekstremalnie trudnej sytuacji za młodu… Nie wiem co powiedzieć, chciałabym kurczę żeby nam się wszystkim zaczęło układać… Każdy zasługuje na szczęście, my DDA  szczególnie.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 51)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.