Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 5 wpisów - od 281 do 285 (z 285)
  • Autor
    Wpisy
  • Czarna
    Uczestnik
      Liczba postów: 318
      w odpowiedzi na: autoagresja #75680

      Miałam taki okres.To było pozwolenie sobie na chwilę słabości. Teraz tak to oceniam. Nie miałam siły normalnie żyć więc żyłam nienormalnie, Piłam, prawie codziennie, odizolowałam się od realnych znajomych przedkładając znajomych z netu – tak bezpieczniej i w każdej chwili możesz po prostu wyjść i być sama.
      Myslę że musisz to przetrwać. Tylko bądź silna, jak stamtąd ad wyjdziesz masz żyć. Bo nabierasz teraz sił na walkę w sobie. Sama zobaczysz na co.

      MOja autoagresja sięga innych rzeczy. W najgorszym momencie mojego zycia, gdy zaczynałam rozumieć kim jestem, skąd się to wzięło i doszłam do tego co zrobił mi mój ojciec, zaczęłam się ciąć i strasznie pić. To się wiązało ze sobą. Po alkoholu łatwiej zrobic niektóre rzeczy. Odkryłam takie metody radzenia sobie z bólem wewnątrz mnie, których nikomu nie polecam. Jednak przetrwałam i na razie jestem wolna od tego. Choć poniekąd to że tego nie robię wynika z tego, że nie sprawiłabym tym przykrości osobie która mnie kocha. Więc tak jakby to bardziej dla kogoś , choć to mnie uzdrawia.
      Najważniejsze to przetrwać. Są takie okresy, gdzie cięzko być człowiekiem. Ale my jesteśmy zaprawieni w boju. Ważne żeby przetrwać. Potem się podniesiesz. Uwierz mi bo ja też się podniosła.

      Edytowany przez: nendili77, w: 2010/08/31 15:40

      Czarna
      Uczestnik
        Liczba postów: 318
        w odpowiedzi na: autoagresja #75679

        Edytowany przez: nendili77, w: 2010/08/31 15:34

        Czarna
        Uczestnik
          Liczba postów: 318
          w odpowiedzi na: przytulanie #75631

          Ja przytulać się umiem tylko wtedy gdy jest "dobrze". W momencie jakichkolwiek problemów, kłótni czy sprzeczek tylko od razu chowam się w sobie i nie umiem nawet okazać cieplejszego uczucia. I ciężko mi "wrócić" nawet jak już jest po kłótni.

          Czarna
          Uczestnik
            Liczba postów: 318
            w odpowiedzi na: Dzieciństwo #75627

            Moje dzieciństwo upłynęło głównie w strachu. Zawsze to ojciec był najważniejszą osobą w domu i to on rządził wszystkimi. Nie nie pił, to typowy brutal szkolący dziecko jak w wojsku. To najmocniejsze uczucie jakie zapamiętałam z tamtego okresu gdy mieszkałam z rodzicami. Ciągły strach, który mijał tylko wtedy gdy ojca nie było w domu. Wtedy mogłam odetchnąć. Oczywiście nie na długo. Gdy tylko wchodził ja od razu zaszywałam się w swoim kąciku ( bo mieszkałam z rodzicami w jednym pokoju z kuchnią) i starałam się być niewidzialna, żeby ojciec się do czegoś nie doczepił.
            A potrafił się czepiać. Miał specyficzne metody uczenia mnie jak być skrupulatną dziewczynką. Wiadomo, że dzieci nie są tak dokładne jak dorośli gdy np, sprzątają w domu. Mój ojciec uwielbiał się znęcać siedząc sobie na wersalce gdy ja ścierałam kurze z mebli, na koniec sprawdzając jak to zrobiłam. I zawsze coś znalazł. Ale moim zadaniem było znaleźć to również-to co pominęłam przy sprzątaniu. Więc czasem takie kurze wycierałam nawet 2 godziny. A na koniec jak nie znalazłam jeszcze brudnego miejsca ojciec wstawał, przecierał je palcem a palec wycierał o moją twarz.
            W ten sposób miałam nauczyć się porządku.
            Inną metodę znalazł na moje szuranie butami. Po prostu podstawiał mi nogę tak żebym się wywróciła. Bardzo szybko nauczyłam się nie szurać.
            Nigdy prawie ze mną nie rozmawiał, właściwie nawet nie pamiętam żeby rodzice ze sobą jakoś normalnie rozmawiali. On zawsze był ten najmądrzejszy a inni byli matołami. Tylko on miał rację. I tylko jego racja mogła przejść.
            Uwielbiał mnie poniżać, pokazywać jaka ze mnie niezdara, szydzić mi prosto w twarz.
            I oczywiście bił. Za wszystko. Najdrobniejsze przewinienie musiało zostać ukarane pasem lub ręką. A rękę miał twardą. Pamiętam, że błagałam go zawsze żeby mnie nie bił. Kazał kłaść mi się na wersalce na brzuchu. To tez było straszne, że sama musiałam poddać się karze. On mi nigdy nie wybaczał, nie umiał darować. I tak dostałam. Co najdziwniejsze ten moment już po laniu był dla mnie szczęśliwy. Wtedy miałam pewność, że się wyżył, że złość na mnie mu minęła i będę jakiś czas miała spokój. Mimo bólu czułam jakby odprężenie.
            Czasem miałam więcej odwagi i szłam do mamy do kuchni pokazać ślady na pupie i udach. Mama milczała jak zwykle. Nigdy mnie przed nim nie broniła. Chyba bała się popsuć sobie z nim stosunki. Bo jej nie bił, a przynajmniej ja tego nie widziałam. W naszym domu to ja byłam dziewczynka do bicia.
            Może i miałam co jeść, gdzie spać, w co się ubrać choć się nie przelewało. Ale to ciągłe napięcie i strach w każdej minucie pobytu w domu zaowocowało. Jestem dorosła ale moim życiem nadal rządzi lęk. Boję się zaufać, boję się o swoje zdrowie, na każdą zmianę reaguję lękiem. Po prostu chronicznie się boję. I wiem, że nikt tak jak ja nie jest w stanie się mną zaopiekować. Na nikim nie mogę polegać. Nie dlatego, że nie mam na kim. Dlatego, że się boję.

            Może moje dzieciństwo nie jest tak dramatyczne jak niektóre tu historie. Ale wierzcie, jest we mnie ból nie do ogarnięcia. To nie ja podejmuję złe decyzje, to nie ja reaguję irracjonalnie w zwyczajnych sprawach, to nie ja oczekuję zawsze najgorszego. Moje wewnętrzne dziecko jest tak zranione, że przejęło kontrolę nad moimi działaniami. Staram się iść na terapię ale to nie takie łatwe. Trafić na kogoś kto rzeczywiście pomoże. Juz nawet wiem w czym. W pogodzeniu się z tym co było. I w dorośnięciu.

            Czarna
            Uczestnik
              Liczba postów: 318
              w odpowiedzi na: Dzieciństwo #75625

              Moje dzieciństwo upłynęło głównie w strachu. Zawsze to ojciec był najważniejszą osobą w domu i to on rządził wszystkimi. Nie nie pił, to typowy brutal szkolący dziecko jak w wojsku. To najmocniejsze uczucie jakie zapamiętałam z tamtego okresu gdy mieszkałam z rodzicami. Ciągły strach, który mijał tylko wtedy gdy ojca nie było w domu. Wtedy mogłam odetchnąć. Oczywiście nie na długo. Gdy tylko wchodził ja od razu zaszywałam się w swoim kąciku ( bo mieszkałam z rodzicami w jednym pokoju z kuchnią) i starałam się być niewidzialna, żeby ojciec się do czegoś nie doczepił.
              A potrafił się czepiać. Miał specyficzne metody uczenia mnie jak być skrupulatną dziewczynką. Wiadomo, że dzieci nie są tak dokładne jak dorośli gdy np, sprzątają w domu. Mój ojciec uwielbiał się znęcać siedząc sobie na wersalce gdy ja ścierałam kurze z mebli, na koniec sprawdzając jak to zrobiłam. I zawsze coś znalazł. Ale moim zadaniem było znaleźć to również-to co pominęłam przy sprzątaniu. Więc czasem takie kurze wycierałam nawet 2 godziny. A na koniec jak nie znalazłam jeszcze brudnego miejsca ojciec wstawał, przecierał je palcem a palec wycierał o moją twarz.
              W ten sposób miałam nauczyć się porządku.
              Inną metodę znalazł na moje szuranie butami. Po prostu podstawiał mi nogę tak żebym się wywróciła. Bardzo szybko nauczyłam się nie szurać.
              Nigdy prawie ze mną nie rozmawiał, właściwie nawet nie pamiętam żeby rodzice ze sobą jakoś normalnie rozmawiali. On zawsze był ten najmądrzejszy a inni byli matołami. Tylko on miał rację. I tylko jego racja mogła przejść.
              Uwielbiał mnie poniżać, pokazywać jaka ze mnie niezdara, szydzić mi prosto w twarz.
              I oczywiście bił. Za wszystko. Najdrobniejsze przewinienie musiało zostać ukarane pasem lub ręką. A rękę miał twardą. Pamiętam, że błagałam go zawsze żeby mnie nie bił. Kazał kłaść mi się na wersalce na brzuchu. To tez było straszne, że sama musiałam poddać się karze. On mi nigdy nie wybaczał, nie umiał darować. I tak dostałam. Co najdziwniejsze ten moment już po laniu był dla mnie szczęśliwy. Wtedy miałam pewność, że się wyżył, że złość na mnie mu minęła i będę jakiś czas miała spokój. Mimo bólu czułam jakby odprężenie.
              Czasem miałam więcej odwagi i szłam do mamy do kuchni pokazać ślady na pupie i udach. Mama milczała jak zwykle. Nigdy mnie przed nim nie broniła. Chyba bała się popsuć sobie z nim stosunki. Bo jej nie bił, a przynajmniej ja tego nie widziałam. W naszym domu to ja byłam dziewczynka do bicia.
              Może i miałam co jeść, gdzie spać, w co się ubrać choć się nie przelewało. Ale to ciągłe napięcie i strach w każdej minucie pobytu w domu zaowocowało. Jestem dorosła ale moim życiem nadal rządzi lęk. Boję się zaufać, boję się o swoje zdrowie, na każdą zmianę reaguję lękiem. Po prostu chronicznie się boję. I wiem, że nikt tak jak ja nie jest w stanie się mną zaopiekować. Na nikim nie mogę polegać. Nie dlatego, że nie mam na kim. Dlatego, że się boję.

              Może moje dzieciństwo nie jest tak dramatyczne jak niektóre tu historie. Ale wierzcie, jest we mnie ból nie do ogarnięcia. To nie ja podejmuję złe decyzje, to nie ja reaguję irracjonalnie w zwyczajnych sprawach, to nie ja oczekuję zawsze najgorszego. Moje wewnętrzne dziecko jest tak zranione, że przejęło kontrolę nad moimi działaniami. Staram się iść na terapię ale to nie takie łatwe. Trafić na kogoś kto rzeczywiście pomoże. Juz nawet wiem w czym. W pogodzeniu się z tym co było. I w dorośnięciu.

            Przeglądasz 5 wpisów - od 281 do 285 (z 285)