Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 61 do 70 (z 113)
  • Autor
    Wpisy
  • Oliwia75
    Uczestnik
      Liczba postów: 115

      Beata,

      szczerze?

      jak zobaczyłam twój wpis to zastanawiałam się czy chcę go czytać. Dlaczego tak?

      Ponieważ pozwalasz sobie tu na forum na dość otwartą krytykę wobec tu ludzi na forum. Może ma ona za zadanie zmusić ludzi do działania, zastanowienia się. Chcesz ich zmotywować. Niem wiem, może na których to działa. Ja bym się bała, bo boję się atakujących ludzi i tego, że nie poradzę sobie jeżeli to uderzy w zbyt moje niskie poczucie wartości. ?Proste mechanizmy i zależności.

      Potrzeba do tego wszystkiego zaufania aby przyjąć czyjeś „rady” i sugestie a tym bardziej krytykę.  My dzieci DDA mamy to zepsute. Ponieważ to, że raz jest dobrze to nie znaczy , że za chwilę nie dostaniemy „razów” od niby tych, którzy powinni nas chronić. Mamy to zbyt wpisane w instynkt, który każe nam niestety przetrwać. Tylko ja ostatnio zastanawiam się po co….

      Ale mimo tych myśli i obaw zaskoczyłaś mnie Beata. Zaskoczyłaś pozytywnie i zachęcająco aby wejść w kontakt. Jak widać potrafisz być różna o różnych obliczach i nie traktuj to jak krytyki a raczej komplementu, że potrafisz być elastyczna. Elastyczność z kolei świadczy o prawidłowej osobowości, zdolnej do zmian.

      Dziękuję Ci za dobre, ciepłe słowa.

       

      Oliwia75
      Uczestnik
        Liczba postów: 115

        Już nic nie pomaga. Chyba się wyczerpałam i nie jestem zdolna do przyjęcia czegokolwiek. Jeżeli miałam jakieś zasoby, to już się skończyły i gdyby nie dzieci skończyłabym z tym wszystkim. Ale dla dzieci powinnam jednak być „jakaś” nie tylko być.

        Terapia grupowa, indywidualna, miesiące prochów. I…. poszłamm na te studia psychologiczne i istnieje już duże niebezpieczeństwo, że je skończę. Osoba zaburzona z problemami w komunikacji i niskim poczuciem kompetencji. Przez te kilka lat poznałam siebie na ile jestem w stanie coś zmienić. Obecnie czuję się już jak w klatce samej siebie. Już nie drgnę.

        Zmieniłam się. Jestem inną kobietą. Za zmianą siebie idzie niestety zmiana znajomych. Znajomi starzy odeszli ale nie nie mam  umiejętności, żeby „nabyć” nowych. Chyba przedstawiam obecnie taką kombinację cech, która wydaje się nieakceptowalna, niestrawna. Chyba odpycham od siebie. Jestem zmęczona, wypruta, samotna, zgorzkniała. Nikt już nie zabiega o moje towarzystwo. Moje próby utrzymania relacji nie wychodzą.To o czymś świadczy.

        Ciągle jestem zbyt „wrażliwa” na syt. i ludzi agresywnych, nie radzę sobie w relacjach gdzie mogłaby zaistnieć bliskość. Nie jestem wstanie wytrzymać w relacji, po prostu być. Nie wiem co się robi, co mówi jak należy reagować aby relacja rozwijała się. Taki dla mnie zaklęty świat. Zastanawiam się na ile jestem zaburzona, na ile mam w sobie dysfunkcjonalność tego, że zależy mi na bliskości ale nie radzę sobie z najmniejszym przejawem odrzucenia. Usłyszałam od terapeuty, że u mnie dysfunkcjonalna jest potrzeba bycia ważną. Ale kto nie chce być ważny dla tych na których nam zależy? Zresztą jest to dla mnie niesprawdzalne- bo nie mam bliskiej osoby.Przecież to jest ludzkie. Jak o tym myślę, to chciałabym przestać myśleć, czuć i potrzebować.

        Tak czuję zawiedzenie, kolejne powiększające się zawiedzenie życiem i sobą.

        Oliwia75
        Uczestnik
          Liczba postów: 115

          Marlena,

          zauważyłam w Tobie pewne sprzeczności i nie traktuj tego proszę jak ocenę.  Zauważasz te dobre sprawy w swoim życiu, uznajesz je jako udane- rodzina, dziecko, przyjaciele, praca. Są to bardzo ważne obszary w życiu i wielu ludzi chciałoby to samo powiedzieć co Ty, być z tego zadowolonym, doceniać to.  Wydaje się, że masz wyrozumiałego męża, który próbuje Cię zrozumieć, wesprzeć, ukoić ból, kiedy Ty sama masz problem ze sobą.

          Radzisz sobie…. wkładasz maskę….

          Bo tak trzeba? Pragniesz dobrego życia? Chcesz mieć to w dobrym „wydaniu” czego nie miałaś w dzieciństwie? Być może stoi za tym jeszcze inne drugie dno. Nie wiem tego.

          Czujesz, że inni Cię nie rozumieją kiedy mówisz o swoich problemach, bólu i jednocześnie się odsuwają. To prowadzi do izolacji i zaprzestania prób rozmawiania o swoich przeżyciach z kimkolwiek. To akurat rozumiem bo doszłam do takie właśnie punktu. Przez ostanie lata starałam się „pracować” nad relacjami jednocześnie będąc sobą, próbując być też „asertywną”. Nie wyszło mi i doszłam praktycznie do skrajnej izolacji. Ciągle rola matki popycha mnie jeszcze do działania .

          Przeszłość, to co boli w środku, wspomnienia to domaga się uleczenia jednak w pewnych bezpiecznych warunkach. Proponuję Ci, żebyś poszła na terapię indywidualną, ale fachową, po rozpoznaniu kto mógłby być dla Ciebie odpowiednim terapeutą.

          Czasami trzeba się uporać z trudnymi przeżyciami z przeszłości, żeby dalej nie ciążyły na obecnym życiu. Przeszłość nie ma prawa „zabraniać” nam cieszyć się  życiem, łamać nas bólem wspomnień.

          Czy świat jest wrogi?…

          Czasami trzeba wyjść z chorych relacji lub nauczyć się stawiać, czasami, ostre granice tym co nas krzywdzili i dalej chcą to robić.

          Pójść, wyrzucić to wszystko, uwolnić się i popatrzeć w przyszłość z nadzieją, że zasługujesz na dobre, radosne życie bez bólu, lęków i paraliżu.

          Oliwia75
          Uczestnik
            Liczba postów: 115

            Darku,

            dziękuję Ci za Twoją wypowiedź, w której starałeś mi na spokojnie wytłumaczyć na czym polegają mityngi. Dobrze słyszeć, że masz pozytywne doświadczenie takich spotkań. Dobrze, że są takie miejsca na ziemi gdzie nie trzeba walczyć, udowadniać swojej wartości i gdzie można czuć się bezpiecznie. Nikt Cię nie ocenia i nie wytyka, że sobie nie radzisz, oraz popełniasz błędy. Brzmi to jak idealne „laboratorium” gdzie można się uczyć relacji i podtrzymywać swoją świadomość oraz własne samopoczucie. Ja w czymś takim nie uczestniczyłam, choć mam spore obawy odnośnie tego, że w którymś momencie sprawy mogą wymknąć się spod kontroli. Z drugiej strony mam doświadczenie terapii grupowej pod opieką terapeutów, gdzie dopuszczano „konfrontacje” członków grupy. Pewnie jest to potrzebne aby nauczyć się poruszać w społeczeństwie, gdzie raczej nikt nie daje taryfy ulgowej i oczekuje kompetencji. Bardzo trudne było to dla mnie doświadczenie, w którym średnio sobie poradziłam. Zaczynam dochodzić do wniosków, że nie tu powinnam szukać rozwiązań i pomocy dla moich problemów. Jest to inny poziom „rzeczywistości”, inne rojony, nie ten świat. Może muszę zejść jeszcze na niższy poziom, aby zrozumieć, przetrawić oraz zdobyć napęd do funkcjonowania, a raczej jego sens.

            Pozdrawiam

            Oliwia75
            Uczestnik
              Liczba postów: 115

              Zrozumiałam, Tobie pomagają mityngi.

              Gratuluję i pozdrawiam

              Oliwia75
              Uczestnik
                Liczba postów: 115

                Doskonale wiemy wszyscy, że nie wszystkim się udaje. Czasami proces idzie trudno, czasami tkwi się ciągle w tych samych zależnościach a czasami może być to opór. Trudno to oceniać i trudno też jest się tłumaczyć. Poczułam się winna, że „ciągle mi źle”.

                Czy Ci, którym nie wychodzi i przyznają się do tego otwarcie powinni jednak zamilknąć? A może nie psuć statystyk mityngów (a przecież o ludziach tam przewijający się nie ma danych o nich) lub samooceny terapeutów? Czy Ci którzy mają siły i wsparcie mają prawo oceniać tych, którzy nie umieją sobie tego zorganizować? Choćby z powodu lęku przed ludźmi i problemami z zaufaniem.

                Odsłonięcie się jest ryzykiem oceny, a to z kolei kolejnym odrzuceniem. To trudne kwestie. Jednak dziwienie się, że komuś się nie poprawia moim zdaniem sprawia, że ci ludzie mają ochotę zniknąć.

                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , temu przez Oliwia75.
                Oliwia75
                Uczestnik
                  Liczba postów: 115

                  Beata,

                  bardzo mi miło,że prześledziłaś cały mój wątek, jesteś już kolejną osobą, która to zrobiła. Widocznie zaciekawiło Was w tym coś, skoro zadaliście sobie tyle trudu. Dziękuję.

                  Wiem na czym polegają mityngi dda, jednak nie odpowiada mi ta forma ze względu na to, że tak naprawdę nikt nie czuwa nad przebiegiem spotkania. Toczy się swoim rytmem. Owszem, pewnie dzieją  dobre rzeczy ale i wiele nieporozumień. Ludzie przychodzą i wychodzą, do czegoś też mają prawo.  Tak naprawdę nie ma danych jakie to skutki przynosi. Jestem za konkretną terapią, nad której przebiegiem czuwają wyszkoleni terapeuci. Moje wewnętrzne granice jest łatwo przekroczyć, czego nie chcę doświadczać a potem sama z tym zostawać.

                  Pozdrawiam

                   

                   

                  Oliwia75
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 115

                    Ramoiram,

                    przykro mi słyszeć, że jest ktoś podobny do mnie, w tym sensie, że męczy się z życiem tak jak ja. Znając (trochę) siebie mogę Ci tylko powiedzieć, że potrzebujesz wsparcia, kogoś bliskiego i terapii. Ciężko mi samej funkcjonować, choć nie umiem sprawić, aby mieć kogoś na stałe blisko. Bliskość powoduje chęć ucieczki i potrzebę wcześniejszego odrzucenia zanim ktoś inny to zrobi. I to jest poza rozumieniem i logiką. Jak instynkt. Chronienie siebie powoduje samotność. Takie błędne koło. Mój umysł, w tej kwestii, działa na poziomie dziecka (ilu latka to nie wiem…) jakby nie dojrzewał, nie uczył się i ciągle odtwarzał te same zachowania.

                    Przychodzi mi na myśl póki co tylko rewizja własnych myśli, uczuć i przekonań jako proces dopóki nie znajdzie się gruntu i właściwej drogi i jeżeli jeszcze się to wytrzyma.

                    Pozdrawiam

                    Oliwia75
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 115

                      Doszłam znowu do poważnego kryzysu. Już straciłam nadzieję, że wyjdę na prostą. Próbując zmienić coś w swoim życiu, narobiłam wiele głupstw, zaprzeczyłam swoim wartościom.

                      Terapia grupowa, indywidualna, studia psychologiczne a ma wrażenie, że cofnęłam się. Tracę kontakt ze światem, sobą. Nie wiem kim jestem. Odepchnęłam właściwie wszystkich, nie jestem wstanie wytrzymać tego, że komuś na mnie nie zależy. Boję się, że to samo stanie się z moimi z dziećmi. Ta jedyna naturalna więź, która wynika z rodzicielstwa też zniknie. Wiem, że moje dzieci kiedyś przestaną mnie potrzebować, i tak jest dla nich najzdrowiej, ale boję się, że wtedy wszystko się rozpłynie. I nie wiem czy poczuję wolność i ulgę . Może moje istnienie przestanie mieć sens, zniknę.

                      Dlaczego potrzebuję sensu i bycia ważną dla kogoś? Dlaczego nie mogę żyć z dnia na dzień wykonując codzienne obowiązki… ciesząc się chwilą. Planując kolejne dni, wydarzenia, podróże, spotkania.

                      Mam wrażenie, że spadłam już na dno, zepsułam się na dobre, i nic więcej mi nie pomoże. Chyba zrobiłam się na tyle zimna i nieciekawa, że nikt też nie ma ochoty na moje towarzystwo. Nawet nie mam pretensji. Owszem to brzmi jak żal dziecka, które nie chce walczyć i wziąć odpowiedzialności za swoje działania. Ale wyczerpałam się i uwierzcie mi, że naprawdę próbowałam. Brak mi sił. Dlaczego się teraz tłumaczę….

                      Jestem ciągle w dzieciństwie, w tych chorych relacjach, opuszczeniu i karaniu mnie. Jest to na tyle głębokie, ze nie umiem jako dorosła kobieta zmienić tych schematów mojego miejsca w relacjach, grupach. Ciągle wchodzę w rolę ofiary, której nie wolo mówić, skarżyć się i prosić o pomoc. Której zakazano płakać. Nie ma prawa nawet do odczuwania cierpienia, bólu.

                      Mój cały dzień jest wypełniony myślami, że już nie mam siły, nie ma sensu i ciągle boli, wszystko boli. Jak zasypiam to płaczę, że jutro jest kolejny dzień, a jak się budzę to zmuszam się do działania. Tak, to brzmi jak depresja. Usłyszałam od terapeuty kilka raz, żebym poszła do psychiatry. Białe tabletki nie nadadzą mojemu życiu sensu a wręcz przeciwnie- codziennie uświadamiają mi, że wszystko już zawiodło, zostałam sama z białymi tabletkami. Dla mnie to porażka. Nie potrafię już przeżywać kolejnych dni ścierając się z ludźmi, z tym czy jestem normalna, czy ze mną jest coś nie tak. Nie potrafię już starać się, zabiegać, prosić, szukać sposobów na dobre relacje.

                      Czy świadome poddanie się, zaprzestanie walki będzie moim oskarżeniem?

                       

                       

                      Oliwia75
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 115

                        Cześć

                        We Wrocławiu na ul. Wszystkich świętych w ośrodku terapii uzależnień ( i innych rzeczy), pewnie będzie nabór na terapię grupową na nfz .

                        Nabór do nowej grupy będzie  gdzieś na początku przyszłego roku. Prowadzi ją Grzegorz Siuta z terapeutką. Sama u nich ukończyłam dwuletnią terapię grupową. Polecam .

                        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , temu przez Oliwia75.
                      Przeglądasz 10 wpisów - od 61 do 70 (z 113)