Witamy Fora Szukam Ciebie 40-letnia DDA

Przeglądasz 10 wpisów - od 41 do 50 (z 55)
  • Autor
    Wpisy
  • Oliwia75
    Uczestnik
      Liczba postów: 115

      Alisa masz rację.

      Tylko ja mam już dość. Miałam pobabrane dzieciństwo a teraz dalej się z tym wszystkim muszę zmagać, (ogólnie sama ze sobą). Wymyśliłam sobie, że będę dobrą mamą, żoną. A to nie takie proste, szczególnie wtedy gdy dochodzi do kryzysowych sytuacji. Wtedy „demony” z przeszłości wychodzą a otoczenie wcale nie jest wyrozumiałe. Ale to szczegół. Najważniejsze jest to, że chciałabym naprawdę stworzyć radosny, mądry i wspierający się „dom” dla moich dzieci, który ich nie krzywdzi i daje nadzieję na lepszą przyszłość. No i z tym mężem 🙂 też chciałabym się dogadać. Nie jest to łatwe jak postrzega się rzeczwistość w sposób skrzywiony… Jestem już zmęczona ciągłą walką sama ze sobą.

      Jak narazie terapia prawie po roku (z mojego pkt. widzenia) nie pomaga mi, a dość mnie rozwala i nie ma siły na codzienne życie. Zbyt to przeżywam.

      Pozdrawiam wszystkich ciepło w te ponure dni 🙂

      Alisa
      Uczestnik
        Liczba postów: 342

        Mam podobne wrażenia dotyczace terapii.
        Spotykam się tam z prawdą o sobie, która jest dość powalająca.
        Na przykład, pomimo tego, że moi rodzice byli sprawcami przemocy wobec mnie, noszę w sobie ich emocjonlane prawdy dotyczące świata i czasem ciężko mi odróżnić co jest moim odczuciem, a co przyjętym w dzieciństwie wbrew sobie.
        Rozwala mnie ta wiedza, boję się zrobić krok bo nie mam pewności czy to nie jest krok w stronę krzywdzenia siebie. Tym bardziej, że mam za sobą dużo niekorzystnych dla mnie wyborów i decyzji.
        Ciężko o zdrową energię do działania i utrzymanie współczesnego tempa życia z takim obciążeniem.

        Oliwia75
        Uczestnik
          Liczba postów: 115

          Dziękuję za to co napisałś Alisa. Chciałoby się, żeby „ktoś” sie Tobą zaopiekował. Chciał Cię zrozumieć, tak jak bym chciała aby choć ktoś z „mądrych” tego świata zrobił choć mały wysiłek w stronę wysiłku zrozumienia a nie oceny mnie samej. Staram się zrozumieć innych ale w drugą stronę jakoś to nie działa. Może nie umiem przekazać siebie?

          Co do terapii, nie jest łatwo. Ale jest to co w niej lubię: LUDZIE na tej terapii, grupa. Lubię ich i dobrze się czuję wśród nich. Oni też mieli zbabrane dzieciństwo i obecnie przeróżne problemy, głównie z odnalezieniem się w relacjach i w tym świecie. Lubię być wśród NICH.

          Ale obecnie jestem wściekła na matkę mimo pozornie dobrych. „poprawnych” relacji z nią. W moich problemach jej nie chcę. Mogę z nią rozmawiać o pogodzie, ale nie o sobie. Mimo swoich 40 lat zachowuję się jak „obrażona” dziewczynka. Nie potrafię być dojrzała , ponad to co kiedyś się wydarzyło. Wolę się odizolować. I to nie chodzi o kwestię wybaczenia. Czy Wy też tak macie?

          Alisa
          Uczestnik
            Liczba postów: 342

            Moim zdaniem dążenie do bycia ponad to, co się kiedyś wydarzyło, może być krzywdzeniem samej siebie. Jeśli sprawcy przeproszą, poproszą o wybaczenie, zmienią swoje zachowanie, będą walczyć o poprawę relacji, można dążyć do zmiany podejścia. Jeśli pozostają tacy, jacy byli, izolowanie się jest chronieniem siebie po prostu.

            Oliwia75
            Uczestnik
              Liczba postów: 115

              Masz rację Alisa. Tak też czuję gdy się izoluję, że chronię samą siebie.

              Pozdrawiam

              Shell
              Uczestnik
                Liczba postów: 8

                Hej dziewczyny i chlopcy 😉

                Mysle ze terapia jest dobra, tylko na poczatku niestety trudno jest wszystko wyrzucic z siebie i walczyc o siebie.

                Ja mieszkam za granica i niestety o zadnej terapii nie moze byc mowy, bo koszty sa ogromne, a z doswiadczen innych wiem, ze terapia pomaga jak uzywa sie jej caly czas.

                Nie mam rodzicow bo zmarli, i czasem jestem wsciekla ze nie mam komu powiedziec o moich krzywdach.

                Usilowalam powiedziec to mojej siostrze, ale ona oczywiscie udaje niewiniatko, choc brala udzial w wyzywaniu sie na mnie itp.

                Ciezko jest odnalezc siebie gdy mamy tez partnerow ktorzy nas nie rozumieja, np mowie do mojego ze jestem samotna, gdy on lituje sie nad jakimis osobami ktore nie maja z kim pogadac. On mnie rozsmiesza takimi textami.” Jasne zajmuj sie innymi, pustaku.”

                I niestety jestem przyzwyczajona do samotnosci, ale po latach jakiegos spokoju nabralam jakiejs pewnosci siebie. Nie mam jak przebic tej sciany i pewnie nigdy mi sie nie uda.

                Staram sie myslec, odpowiadac na manipulacje prosto i ze spokojem, lub rzucac „pogardliwe spojrzenie”, wiem ze to smieszne ale naprawde w nkt przypadkach dziala.

                Koncentruje sie na sobie, nie mam dzieci nigdy nie chcialam i nie zamierzam miec, jestem zbyt nerwowa i tak egoistyczna, ze przez lata nikt o mnie nie zadbal w zw z tym sama bede o siebie sie troszczyc.

                Brakuje mi kogos z kim moglabym wymienic mysli, wyrzucic frustracje dnia codziennego, mysle ze to by mi pomoglo. Niestety ludzie nie chca pisac nawzajem do siebie, i jest to smutne ze nie chcemy, czy tez z jakichs powodow nie mozemy pomoc sobie i innym, bo praca, rodzina itp sa na 1 miejscu. Dosc czesto nie chce sie budzic, mysle dlaczego i po co, mysle nad jakimis dobrymi sposobami zeby „zabrac sie stad”, bardzo zle czuje sie ze swoimi emocjami, przeszloscia, historia, rodzina, otoczeniem ktore prowadzi jalowe rozmowy.

                Mam depresje dystymiczna, taka kt trwa juz wiele lat. Na pewno duzo ludzi ma taka.

                Staram sie trzymac, ale niestety dolki czesto dopadaja szczegolnie teraz w zimie…

                Kochani starajcie sie jednak koncentrowac choc jedna chwile na sobie kazdego dnia.

                Przepraszam was za ten dlugi wywod, ale juz mi lepiej….

                Pozdrawiam

                Oliwia75
                Uczestnik
                  Liczba postów: 115

                  Shell dobrze, że napisałaś. Trzeba czasami komuś się wyżalić, choćby wirtualnie. Ale niestety świat wirtualny nie zastąpi świata rzeczywistego, czyli bezpośredniego bliskiego kontaktu. Mają szczęscie ci, którzy mają choć jedną osobę, przed którą mogą się wygadać i czuć się zrozumianym.

                  Ja też mam to ciągłe poczucie samotności mimo zbudowania swojej rodziny ( pewnie dlatego, że w dzieciństwie nie byłam „zaopiekowana”). Jakieś nieadekwatne poczucie niezrozumienia. No cóż takie niestety mi życie przypadło… Próbuję coś robić, wyszukiwać tych przyjaznych ludzi też być potrzebną innym, ale to nie takie proste. Różnie się toczy.

                  „Iść w stronę słońca”
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 203

                    Witam, mam 39 lat, około 8 lat temu minęło od terapii DDa, terapii dla współuzależnionych, maraton stresu, złości, poczucia wartości, kursy rozwoju kobiecości…i tony literatury,

                    słowem szukania przez kilka lat i naprawiania tego, czego nie dali mi rodzice. Tata był alkoholikiem, do tego też DDA.  Mama współuzależniona do dzisiaj. Do Oliwi75: moje relacje z mamą też są na pozór poprawne, niestety próba rozmów głębszych, istotnych dla mnie, nie jest poruszana, bo mama udaje, że już teraz po śmierci ojca jest w porządku, albo nie widzi. Jest dalej współuzależniona,więc dla niej świat jest taki sam, ja po terapii, już do przodu widzę inaczej. Jestem dorosłą osobą, a jestem traktowana jak małe dziecko, wykręty, manipulacje i mama myśli, że ja i mój brat tego nie widzimy. Tak jakbyśmy nadal byli małymi dziećmi, którym można wszystko wmówić. Dałam sobie spokój, odwiedzam ją często, pomagamy sobie i utrzymujemy takie relacje, na  ile widzę, jak mogę…zawsze byłam nadmiernie odpowiedzialna, „Bohater rodzinny”, umiałam się wczuwać w nastroje innych…więc nie ma teraz problemu. Głową muru nie przebiję. Skupiam się bardziej na sobie…na moim synu…gdyż niestety powielam zachowania mojego ojca, które negowałam. Jestem tego świadoma…ale ciągle się uczę bycia dobrym rodzicem, bo kto mnie miał tego nauczyć? partnera znalazłam sobie, paradoksalnie, na wzór i podobieństwo mojego ojca, bo jak potem się dowiedziałam doskonale umiałam funkcjonować w takim układzie w jakim funkcjonowałam w dzieciństwie. Po terapii, kiedy docierasz do swoich emocji, są warsztaty….otwiera się przed Tobą zupełnie inny świat, którego nie znasz i trzeba uczyć się go od nowa…trwa do latami…ciągle coś nowego. Pamiętam jak nauczyłam się śmiać spontanicznie, to szczęka mnie bolała. Pamiętam jak wypisywałam każdego dnia z czego byłam zadowolona i nie potrafiłam przypomnieć sobie dwóch rzeczy z których można być zadowolonym, a potem było coraz więcej i więcej tego. Pamiętam jak uczyłam się po trochę rozmów z ludźmi, mówienia swojego zdania. Na początku było nieswojo, potem coraz lepiej,a potem weszło to w nawyk, że już nawet nie zwracałam uwagi. Nic nie jest dane raz na zawsze…myślę, że praca nad sobą jest już do końca życia…jestem otwartą,uśmiechniętą, komunikatywną osobą, zaradną, cieszącą się drobiazgami życia, wybaczyłam tacie…Idę do przodu, ale ciągle pracuję nad sobą, może już nie w takim dużym stopniu, ale kiedy dopadają mnie lęki, „walczę” z nimi, bo mam kilka broni na nie :), wiem, że to minie, pójdą sobie…gdy dopada mnie żal nad utraconym dzieciństwem, zaraz nadchodzą inne myśli, te pozytywne…wiem, że zdrowy człowiek ma przeżywać emocje pozytywne i negatywne. DDA to w większości zaradni, ciepli ludzie, empatyczni, odpowiedzialni…najważniejsze, że spoglądam do lustra i widzę fajną kobietę, wzrok mam wzbity ku niebu, tam spoglądam…”słońce świeci dziś dla mnie”. Tak jak rozbity dzban, choć dobrze sklejony nigdy już nie będzie taki sam, jak w chwili powstania, tak My DDA możemy odzyskać skrzydła, które podcięto Nam w dzieciństwie. Jeśli tylko tego bardzo będziemy chcieć. Warto, bo przecież chodzi o Nasze życie!

                     

                    pozdrawiam ciepło

                    Edyta

                    Alisa
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 342

                      Edyta, ciekawe porównanie z tym dzbanem.
                      Mnie się ono skojarzyło z tym, że ten sklejony dzban może spełniać swoją funkcję, ale zwykle ma mniejszą wytrzymałość od takiego, który nigdy nie był uszkodzony.

                      Oliwia75
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 115

                        Edyto: maja mama sama nie chce do tej pory przyjąć do wiadomości, że ma męża alkoholika. Jest to dla niej obraza. Bo przecież oni są tacy „porządni”. To co się kiedyś w dzieciństwie wydarzało to tak jakby nie istaniało. Ona pamięta tylko to co dobre, rzeczy, złe wypiera. Moja siostra próbowała kiedyś – dla swojego wewnętrznego uzdrowienia- porozmawiać z nią o tym co ją jako dziecko boloło, co ją skrzywdziło. Nie miała szans. Moja mama powiedziała, że ona nie ma do niej szacunku. A to wszystko było tak bardzo dawno temu i ta moja siostra powinna o tym dawno zapomnieć.Była zbulwersowana i jak ona strasznie „cierpiała”. No właśnie ona…… a gdzie dziecko?

                        Powiem z ironią- to było dawno a ta moja siostra jest zagubiona, ma zbabrany charakter, ma depresję, na przemian manię wielkości i braku wartości nikt jej nie lubi bo jest „trudna” i nie może sobie ułożyć życia. Przecież nic się nie „stało…… To było tak dawno….. pora zapomnieć…..

                        Nie mogę jednak wyzbyć się jeszcze złości (nawet już nie na rodziców) co tego wszystkiego jak dorośli (a jednak nie dorośli) swoim dzieciom taki los gotują. Wiem, wiem oni inaczej nie umieli…. A jednak. Kto „naprawi” te dzieci, które też mają teraz dzieci….Błędne koło. Chyba dzisiaj mam czarny nastrój……

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 41 do 50 (z 55)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.