Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Bezradność… Brak wsparcia….

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 125)
  • Autor
    Wpisy
  • Blueberry88
    Uczestnik
      Liczba postów: 2

      Dopiero teraz, gdy dobijam do trzydziestki, uświadomiłam sobie że należę do grupy osób DDA. Mój ojciec pije. Pije odkąd pamiętam. Od dziecka się co wstydzę. Przed znajomymi, rodziną. Jestem wszędzie tą gorszą. Bo jestem dzieckiem alkoholika. Bo nie miałam ojca jak moje koleżanki. Kiedy one szły z tatą na spacer,mój tatuś leżał upity do nieprzytomności pod sklepem. Mam ten obraz przed oczami do dziś. Ale największym moim obecnym problemem jest właśnie bezradność. Wyszłam za mąż ale co z tego??? Właśnie dziś oznajmilam mężowi że potrzebuje pomocy muszę iść na terapię… A on??? Wysmial mnie… poprostu. Nie chce się żyć….

      lukaszw
      Uczestnik
        Liczba postów: 249

        Witaj Blueberry88.

        Na szczeście zdrowieć mozna niezależnie od kogoś czy czegoś, wiec działaj bo jesteś tego warta 🙂 Pozdrawiam:)

        Blueberry88
        Uczestnik
          Liczba postów: 2

          Co jestem warta. .. urodziłam się po to żeby całe życie nieść ten krzyż i patrzeć na cierpienie całej rodziny. Więc po co się urodziłam nie potrafię doszukać się w tym wszystkim jakiegokolwiek sensu

          lukaszw
          Uczestnik
            Liczba postów: 249

            Mysle ze nie trzeba nosic zadnego krzyza 🙂 pytanie czy jestes gotowa to zmienic?

            anula51
            Uczestnik
              Liczba postów: 232

              Bluberry!

              Uświadom sobie, że przecież jesteś wolny niezależny człowiek. Nie musisz się nikogo pytać o zdanie, gdzie idziesz i co robisz!?? Ja poszłam do Monar-u, jest na sąsiedniej ulicy. Nikt o tym nie wiedział. Mówiłam, że wychodzeni, na godzinę i już. Jak pytali , to mówiłam: „mniej wiesz, lepiej  śpisz” 🙂 😛

              PannaNikt37
              Uczestnik
                Liczba postów: 201

                Bluberry zawsze warto walczyc o lepsze życie, mamy tylko jedno i niewiadomo kiedy sie skończy, więc wykorzystaj ten czas. Nigdy nie można się poddawać. Nie Ty jedna czujesz się gorsza. Ja sie wstydziłam i wstydzę się matki, chociaż czasem myślę, że już tylko mi jej żal. Idź na terapię, do psychologa jeśli czujesz, że musisz, to zrób to i nie oglądaj się na innych 🙂

                KiiiXa
                Uczestnik
                  Liczba postów: 25

                  Nie ma co się użalać. Nie chcę cie w żaden sposób obrażać bo sama miewam takie momenty w życiu. Jednakże tak jak mówią powyżej to twoje życie,twoje wybory a jeśli twój mąż wyśmiewa twoją decyzję to albo jej nie rozumie albo zwyczajnie jest burakiem… Porozmawiaj z nim na spokojnie, przybliż pojęcie DDA. Idź na terapię mimo jego zdania na ten temat i lecz się mimo sprzeciwów innych wokół. Pamiętaj to ty masz się dobrze czuć.

                  Pozdrawiam

                   

                  some1
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 244

                    A ja Cie Blueberry rozumiem. Ile razy juz zaklinalem rzeczywistosc haslami ze moge wszystko, moge od teraz zaczac inaczej, ze nie potrzebuje nikogo aby poradzic sobie z wlasnym zyciem, ze to tylko w mojej glowie, ze dam rade. Niestety to tak nie dziala. Rzeczywistosc jest taka, przynajmniej moja, ze ten krzyz czuc, ze trzeba go wec, albo lezec pod nim, kiedy nie ma juz sily. Ale on jest caly czas.

                    Jakis czas temu postanowilem huz z nim nie walczyc, ale znalezc sens takiego zycia, niesienia krzyza, ktory ktos inny na mnie wlozyl. Ten sens jest. Czasem bardziej widoczny, czasem bardziej rozmyty, a czasem znow znika, zeby dobic mnie poczucie samotnosci, porzucenia, nieukojonego bolu, wscieklosci, niesprawiedliwosci.

                    Polecam Ci Pasje. Ale nie film – ksiazke. Mnie to dalo bardzo duzo. Potem mozesz sprobowac poczytac tez Dzienniki sw. Faustyny Kowalskiej. Dla mnie te dwie ksiazki byly pomocne i rozwijajace, choc w kierunku ktorego sie nie spodziewalem.

                    Nie poddawaj sie, trzymam kciuki za Ciebie i za to abys odnalazl(a) wlasna droge. Ludzie wrazliwi sa wazni i potrzebni.

                    Jesli Cie to interesuje, ja ze swoimi problemami swiadomie zmagam sie od 16 lat. Probowalem roznych rzeczy. Nie wiem w jakim miejscu Ty jestes, ale przelomowa okazala sie wlasnie terapia, ale grupowa! Trudno jest sie przemoc, wiem, ale indywidualna nie dziala. Pol roku grupowej zdzialalo u mnie absolutnie nieporownuwalnie wiecej niz 8 lat terapii indywidualnej.

                    Mam nadzieje ze na cos sie to przyda.

                    Pozdrawiam

                    some1
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 244

                      Dodam tylko, ze mnie tez najbardziej odbieralo chec do zycia niezrozumienie i lekcewazenie tego co czuje, ze strony najblizszej osoby, to skazanie na samotnosc nawet wsrod teoretycznie najblizszych osob. Relacje rodzinne sa zupelnie luzne, nie ma poczucia wspolnoty, wsparcia, zrozumienia. Nie ma w zasadzie z kim pogadac nawet. Ostatnio tez mam kryzys i musze meczyc sie z tym sam. Kiedys to poczucie samotnosci, odrzucenia wywolywalo ogramna zlosc, wscieklosc, wrecz agresje. Troche lepiej (ciszej i spokojniej emocjonalnie) to znosze odkad zaczalem akceptowac te samotnosc, odkad zdalem sobie sprawe ze ja tak naprawde na tym swiecie mam i bede mial tylko siebie, ze od ludzi niegdy nie dostane tego czego mi w zyciu brak, czego nie dostalem od rodzicow,  ze to przepadlo juz bezpowrotnie, no i odkad zaczalem szukac sensu w wierze, gdzie zasady sa zupelnie inne, gdzie wszysko dziala inaczej niz tu, gdzie jest nadzieja i cos pewnego i trwalego.

                      Fenix
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 2551

                        Czy poszukiwanie sensu w wierze nie jest sposobem na znalezienie takiego wewnętrznego wsparcia, że nie jest się samemu w drodze przez życie?
                        Na początkowym etapie życia wtłoczono mnie w katolicyzm, który był mi zupełnie obcy. Później jako dorosła osoba postrzegałam siebie jako ateistkę, wściekłą na chrześcijańskiego Boga za to co mi zafundował i zaprzeczającą jego istnieniu.
                        Teraz określam się jako osoę bezwyznaniową, która jednak wierzy w istnienie jakiejś siły, energii, która jest, chroni i ostatecznie pomaga znaleź właściwą drogę. Takie myślenie sprawia, że nawet jak mam zły dzień, czuję się bezpieczniejsza i nie tak samotna.
                        Niestety prawdą jest to, że nikt nie jest w stanie zaspokoić potrzeb z dzieciństwa. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak przez długi czas szukałam tego w znajomościach, związku, jak bardzo szukałam akceptacji.
                        A prawda jest taka, że sama siebie nie kochałam, nie akceptowałam. Sama podświadomie doprowadzałam do tego, że ludzie mnie odrzucali, bo sama siebie odrzucałam.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 125)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.