Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Bliskość

Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 74)
  • Autor
    Wpisy
  • Mary Yellan
    Uczestnik
      Liczba postów: 63

      Paraliż bliskości oswajam, a właściwie zaczęłam oswajać odkąd uświadomiłam sobie, że brak prawdziwego związku z powodu tych wszystkich obaw przed odrzuceniem, ośmieszeniem odarciem z pancerza uczuć to jakiś ABSURD i zachciałam spróbować, otworzyć się mimo wszystko. Zbliżyć do kogoś, dać się komuś oswoić. U mnie to zadziałało, ale dopiero po okresie zapewnienia sobie stabilizacji materialnej, dopóki nie czułam, że jestem w stanie żyć sama nie szukałam i nie chciałam być z nikim w związku, bo potwornie bałam się uzależnienia nie tylko emocjonalnego od drugiej osoby, ale i materialnego, że w razie czego nie będzie dokąd uciec jeśli coś się posypie. Może to wynika z potrzeby zostawienia sobie otwartej furtki? Paradoksalnie lubię i znam dobrze samotność i umiem sobie z nią radzić, można powiedzieć, że wielokrotnie uratowała mnie, ale jednak teraz potrzebuję drugiego człowieka tak na co dzień. Takiego zwykłego bycia, bliskości, przytulenia. Bo dopiero teraz czuję sens bycia w związku – wcześniej kojarzył mi się tylko z gehenną i niszczeniem się wzajemnym, tkwieniem w czymś bez możliwości ucieczki. Poza tym zauważyłam, że łatwiej jest mi otworzyć się przed kimś z podobnymi przejściami z domu rodzinnego (bo wyobrażam sobie, że jedyne czego ta osoba potrzebuje to uczucia, nie chęć wykorzystania takiego czy innego), co też z kolei nie ułatwia tworzenia związku z solidnymi podstawami, jak już było to poruszane na innych wątkach, niemniej jednak sporo taka relacja mi dała jako osobie, która raczkuje w tym temacie. Sporo uczy o mnie samej jak i drugiej osobie. I nie wiem jak jest w Waszych przypadkach, ale myślę, że to też JAKIŚ sposób na przełamanie tej blokady, na oswajanie (nieraz zakończyłam zupełnie bez sensu obiecującą znajomość tyko z powodu obaw o odrzucenie i nieakceptację mojego pochodzenia i jestem już tym zmęczona, taka droga nie prowadzi donikąd, więc postanowiłam otworzyć się przed kimś o kim wiem, że tego nie zrobi, nie odrzuci mnie, bo sam zna te mechanizmy. Czy to jest dobry sposób? Nie wiem, ale na pewno sprawił, że coś drgnęło. Ten wielki mur wokół zadrżał, powoli zrzucając pojedyncze cegiełki, a chyba ostatecznie o to chodziło. Duże znaczenie jak wspomniał @2wprzod1wtyL – ma też ćwiczenie swojego poczucia własnej wartości, nabywanie tej odwagi, uświadomienie sobie tego, że jesteśmy tak samo warci kochania, przywiązania do siebie jak i inni. Tego, że możemy być atrakcyjni dla innych – to wszystko sprawia, że łatwiej złamać tą blokadę przed bliskością również wobec osób pewniejszych siebie, pochodzących z normalnych „dobrych” domów, z którymi zawsze trudniej było mi się dogadać na płaszczyźnie tych głębszych uczuć. Bo powierzchowne znajomości i przyjaźnie to zupełnie co innego. Można mieć tłumy takich przyjaciół a nie umieć z nimi wejść w bliższe relacje, miłość, przez tą blokadę. Z osobą dda jest łatwiej. A to, że dochodzi strach przed powielaniem złych wzorców i obawa niszczenia dzieciństwa własnym dzieciom to temat osobny już wcześniej poruszany. Ale właśnie sama bliskość jest łatwiejsza wobec osoby o której czujemy,  że również poszukuje bliskości. Takiej emocjonalnej, wtedy nie ma już miejsca na analizowanie czego ona chce, czy nas nie skrzywdzi.


      @2wprzod1wtyL

      „a z drugiej możemy mieć poczucie kompromitacji tego, że nigdy z nikim nie nawiązaliśmy prawdziwie bliskiej, szczerej relacji.”

      Tak, ten strach jest okropny, rozwalił już pewnie niejedną fajną znajomość. Ale myślę dziś, że nie warto czasem od razu wszystkiego o sobie opowiadać, najpierw przywiązać, zainteresować sobą osobę, a potem wchodzić w szczegóły – jeśli będzie to już na tyle głęboka znajomość – to nie będzie miała dla niej znaczenia nasza przeszłość. Do tej pory robiłam tak, że zbyt wcześnie zwierzałam się poznanej osobie i potem równie szybko chciałam uciec, bo byłam pewna, że po tym czego się dowiedziała będzie chciała uciec. Więc niejako sabotowałam i uprzedzałam to co miało nastąpić. I jeszcze się wielce dziwiłam, że znowu nie wyszło. Dziś już się nie dziwię. Dziś pokazuję tylko to jaka jestem TERAZ. Nie wracam do przeszłości i o dziwo jest zupełnie inny efekt. Jeśli zapyta o przeszłość oczywiście opowiem, ale jeśli mimo to odejdzie to już tak nie boli. Bo wiem, że zrobiłam co mogłam by być w porządku i wobec siebie i wobec tej osoby – nie kłamałam, nie uciekałam przed konfrontacją. A że ona nie jest gotowa na bycie z taką osobą jak ja to już nie moja wina.

      Fajnie, że @dda93 tutaj poruszył problem metkowania jako osoby dda i zasłaniania tym wszystkich swoich niepowodzeń. Zupełnie się z tym utożsamiam. Jest jak jest. Osoba dda czy ddd jest specyficznym zlepkiem cech, ale nie jest nietykalna i nie do zmiany. Może nad sobą pracować i zazwyczaj to robi. No chyba, że tak głęboko tkwi jeszcze w zaprzeczeniu, ale to też nie powód do pobłażań jej. Po prostu kiedyś przyjdzie czas na uświadomienie sobie problemu. Każdy ma swój etap na zdrowienie i robienie postępów. Także na to oswajanie paraliżu bliskości. I pomyśleć, że jeszcze tak niedawno myślałam, że to jest śmieszne by dopiero teraz się z tym oswajać. I traciłam czas na dojście do tego. Ale zaraz jaki czas? To przecież mój tok nauki życia. Indywidualny. Akurat teraz coś w końcu zadziałało no i dobrze. Czego wszystkim tutaj życzę 🙂  ta blokada wynika więc głównie z tego ciągłego porównywania do innych.

      2wprzod1wtyl
      Uczestnik
        Liczba postów: 1177

        @Mary Yellan własne środki finansowe świadczą o niezależności, ale już samo uzależnianie decyzji od tego, że 'jak będziemy mieli to czy tamto’ może świadczyć o kontroli, ktòra jest podszyta lękiem. (bo jak tego nie będziemy mieli to? nie będzie gdzie uciec? trochę takie funkcjonowanie z katapultą w ręce).

        Odnośnie tego, że przed osobami dda jest łatwiej się zwierzyć, otworzyć, bo nas rozumieją (o ile pracowali nad sobą) tutaj też bym nie rozstrzygał, bo może to otwierać furtkę do sabotowania( (wytłumaczenia sobie) odwracania się od relacji z osobowością bezpieczną (użyję tutaj terminu z nagrania Magdy z selfmastery) a 'wytłumaczeniem sabotujacym’ będzie właśnie 'on/ona miał/a inaczej i nas nie zrozumie, wyśmieje, skompromituje my się, wyjdziemy na niedojrzałych, nietrwałych w relacjach, na takich co skaczą). W ostatnim czasie nawiązałem relację  z osobą powiedzmy funkcyjną kobietą (zajętą)i zadziwia mnie jak wiele rozumie stąd jestem pewien, że wcale nie trzeba czegoś przeżyć by zrozumieć, dać komuś przestrzeń. (to o czym napisał @abcd)

        Co do reszty widzę analogię w Twoich przemyśleniach, lękach, poczuciu i też takim dojrzewaniu to opuszczenia gardy.


        @abcd
        , w jednej z audycji nocne światła o wyjściu ze wspòłuzalenienia terapeuci mòwili o tym, że w niektòrych momentach emocje z tym związane mogą być tak silne, że jedyną drogą jest wznieść się ponad nie, bo same emocje jakby wciągają nas a następnie  postawić na rozum. (nie jest to łatwe, ale  przemawia do mnie to co napisałeś -dzięki).

        Rozumiem, że przy tym podejściu w momencie lęku wchodzimy? Wystawiamy się? Zakładamy zero jedynkowo jest lęk czy go nie ma niech  się dzieje co chce odrzucając przy tym wszelkie sabotujace myśli? (oczywiście po jakimś rozeznaniu i poczuciu, że chcemy)

        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
        Moja_nawa
        Uczestnik
          Liczba postów: 8

          Widzę, że rozwinął się tu przeciekawy wątek pracy z myślami/emocjami i takiego właśnie wznoszenia się ponad to co nam dyktują! Moje czytelnicze serce już rwie się z propozycją książki, która przynajmniej  w moim odczuciu jest wielkim kompendium pracy z ,,odklejaniem się” od myśli/emocji, które nam nie służą (tj. nie zbliżają do celu, który chcemy osiągnąć) może kogoś zainteresuje: Wilson i DuFrene W sieci natrętnych myśli. Dużo ćwiczeń 🙂

           

          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Moja_nawa.
          jjola
          Uczestnik
            Liczba postów: 23

            Piękne i mądre słowa tu w tym wątku padają. Dorzuciłabym jeszcze, że to zesztywnienie to może też z lęku przed tym co nowe i nieznane. Organizm i strefa psychiczna tak się boją tego nowego – czyli tu: bliskości, która może być cudowna i piękna, ale tak inna i obca od tego co znaliśmy dotychczas, że same siebie sabotują, bo wydaje się, że lepiej pozostać w tym co dobrze znane, choć *ujowe. Przeszłam takie zjawisko, gdy będąc na skraju toksycznego związku chciałam go zakończyć, wiedziałam jak i że już czas, a paraliżował mnie i przysparzał o ból brzucha i niemożność jedzenia – sam strach przed nowym. Obnażyła ten proceder przede mną terapeutka zadając mi jedno pytanie: czemu sama sobie to robię. Bo same, sami sobie czasami robimy, wmawiamy wiele rzeczy, by tylko nie wyjść ze „strefy komfortu” jaką jest aktualna sytuacja, do prawdziwej strefy komfortu, tyle że zupełnie nam obcej i nieznanej. Może więc zatem spróbować otworzyć się na przygodę z tym co nowe i nieznane? Cokolwiek by tam nowego nie było. Wszak podróże krztałcą, nawet jak czasem wyjdą nieudane, zawsze będzie można pójść inną drogą 🙂 Szerokiej drogi!

            • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez jjola.
            • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez jjola.
            • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez jjola.
            abcd
            Uczestnik
              Liczba postów: 218

              @2wprzod1wtyl , sam do tego nie doszedłem 😉 od jakiegoś czasu mam kilku Księży, których wystąpienia słucham na youtubie i głównie to co piszę (co najwyżej własnymi słowami), to od Nich się dowiedziałem. Ale oczywiście miło mi i dziękuję za „dzięki” 😀
              U mnie było tak:
              w czasie, gdy chodziłem do liceum, nabawiłem się napadowego czerwienienia i pojawił się z tym związany lęk (erytrofobia). Unikałem za wszelką cenę sytuacji powodujący zaczerwienienie na twarzy, a gdy już pojawił się burak, to wycofywałem się jeszcze bardziej z życia społecznego. Teraz lekko się o tym pisze, gdy nabrałem dystansu i ta przypadłość obecnie wygasła, ale gdy byłem w takim napięciu, że wystarczyło spojrzenie kogoś, albo gdy padało słowo po którym następuje reakcja zaczerwienienia i do tego każdy wokół się przyglądał i co gorsza komentował, to chyba najgorsze uczucie jakiego doświadczyłem. Na mnie zadziało to, że gdy pojawiał się rumień na twarzy, to bez zbędnego wczuwania (mimo że straszny hałas w głowie, natłok negatywnych myśli i poczucie gwałtu) znosiłem upokorzenie i zachowywałem się jak gdyby nic( co prawda usztywniało w zachowaniu i trochę jednak paraliżowało to zaczerwienieni na twarzy, ale na tyle na ile byłem w stanie być obok tego, na tyle się starałem). I postanowiłem nie unikać sytuacji, które wyzwalały nagłe zaczerwienienie, jak na przykład zwrócenie uwagi w środku komunikacji miejskiej, gdy ktoś zachowuje się jakby sam był. I trzeba to powtarzać, żeby oduczyć organizm niepożądanych reakcji. Było to bardzo trudne (mimo że nie jestem osobą tchórzliwą i pozostało sporo blizn, ale mimo to uważam że warto). Ale i przyznaję, że jeszcze nie ze wszystkimi lękami udało mi się wygrać. Na przykład jednym z moich problemów jest irracjonalny lęk przed uroczystością ślubną. Ten lęk oddziałuje nawet do tego stopnia, że blokuje wejście w związek. Jest jeszcze wiele innych lęków i rzeczy blokujących, ale to tak dla przykładu.
              W wychodzeniu z lęków na pewno też ogromne znaczenie ma drugi człowiek, ale ten z grupy bliskich i najbliższych, ale i zapewne osoba z podobnymi problemami (bo czuje to samo i zrozumieć można się bez słów).
              Czyli to chyba tak jak napisałeś – trzeba wejść w momencie lęku, wystawić się, nie ulec sabotującym myślom i skrajnym uczuciom, nie starać się tworzyć czarnych scenariuszy, bardziej wyjść ze „strefy komfortu”- jak to @Jjola napisała.
              Ciekawe, bo od kilku dni słucham „Nocne Rozmowy” i trafiłem na temat DDA/DDD i wczoraj właśnie wysłuchałem odcinek o emocjach, uczuciach:

              PS też słucham Ojca Zatorskiego. 😉


              @Moja_nawa
              , dziękuję, czy przeczytałaś już całą?
              Jeżeli tak, to czy zechciałabyś się podzielić przykładem ćwiczenia z tej książki, bo przyznaję, że nigdy nie czytałem tego typu poradników i niezbyt wiem na czym ćwiczenia miałyby polegać. Raz za czasów szkoły byłem u psychologa i pamiętam, że było jakieś ćwiczenie z kolorami.

              Cześć @Jjola 🙂

              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez abcd.
              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez abcd.
              Moja_nawa
              Uczestnik
                Liczba postów: 8

                @abcd, jasne! Jedno z ćwiczeń polega na tym, żeby zwyczajnie siąść i pomyśleć nad jakimś bolesnym dla nas doświadczeniem, z którego finalnie wynieśliśmy coś bardzo ważnego. Wystarczy 10 minut bycia ze wspomnieniem i zastanowienia się ,,co mogłem/mogłam stracić, gdybym wtedy uniknął/uniknęła tego doświadczenia?”.

                Przykład z książki:

                Bardzo się denerwowałam myślą, że mam iść na to przyjęcie. Zalałam się w pestkę i zrobiłam z siebie skończoną kretynkę. Ale gdybym nie poszła, pewnie nigdy nie poznałabym Adama. 

                Oczywiście…to tylko jedno z wielu, a  przytaczam akurat to, bo wydaje mi się adekwatne do tematu lęku bliskością – w końcu unikając bliskości możemy stracić coś bardzo ważnego, relację z drugim człowiekiem, bliskim, bezpiecznym, rozumiejącym. Wychodzę z założenia, że nie ma co iść w radykalizację, bo rzeczywiście są doświadczenia, których lepiej unikać (weźmy to: kiedy ktoś przekracza moje granice i robi to konsekwentnie mimo moich komunikatów ,,stop” to nie będę siedzieć i myśleć co mogę dostać z tego doświadczenia, tylko ratuje się póki czas!) ale z drugiej strony ciągłe unikanie doświadczeń, które w pewnym momencie mogą być trudne niekoniecznie doprowadzi nas do celu (tym razem weźmy wątek bliskości). Książkę wysyłam z poleceniem w świat, zachęcam do czytania, nie ze wszystkim trzeba się zgadzać i brać jako czarno-białą prawdę objawioną (w zasadzie sam nurt terapii akceptacji i zaangażowania raczej stroni od takiego myślenia) ale myślę, że można z niej sporo wynieść w kontekście radzenia sobie z trudnymi doświadczeniami, które pojawiają się na drodze do celu 🙂

                Ivone09
                Uczestnik
                  Liczba postów: 13

                  Cześć.Trafiłam tu wczoraj przez przypadek(?),ponieważ w końcu szukam pomocy w odnalezieniu siebie.Bardzo długo odkładałam siebie na później,za długo.W konsekwencji długotrwałego stresu nabawiłam się Hashimoto i niedoczynności tarczycy,co jeszcze mocniej pogarsza mój stan psychiczny.Ale do sedna🙂 Z większości relacji czytanych na forum wynika,że osoby z rodzin dysfunkcyjnych mają problemy z bliskością, boją się wchodzić w głębsze relacje z powodu strachu przed odrzuceniem itp.Ze mną jest wręcz odwrotnie. Mimo kolejnych porażek ,mimo strachu przed bólem szukam miłości z taką intensywnością jak ćma lgnie do światła… Stwierdzam, że to jest chore. ,,Zakochuję” się na amen i zrobiłabym prawie wszystko dla tej osoby,żeby tylko czuć się kochaną.Patrząc z perspektywy tego co za mną: przechodziłam z jednego związku w drugi,żeby tylko nie musieć być sama ze sobą. Jasne,że mam ten cały zestaw: niską samoocenę, nadmierną odpowiedzialność za wszystko itd, ale nie chcę już tego. Od dwóch lat próbuję pokochać siebie,ale bez terapii chyba nie dam rady.Czy jest wśród Was ktoś, kto ma lub miał podobnie? Jak sobie z tym radzić,żeby nie zrobić sobie krzywdy?
                  Dziękuję, że jesteście

                  abcd
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 218

                    …Te wszystkie usterki na forum np. odnośnie wylogowywania i nie zapamiętywania tekstu, który chciało się umieścić, Twórcy forum, powinni jak najszybciej ogarnąć, jeżeli zależy na udzielających się. Ile tekstów przepadło w powodu takich błędów i ilu zniechęciło do udzielania się?


                    @Moja_nawa
                    dziękuję
                    Z tego co zrozumiałem, to te ćwiczenia mają nastawić człowieka na bycie optymistą (nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło). Jeżeli tak, to bardziej ogólnikowo podchodzę, bo z samego faktu, że się urodziłem (zostałem urodzony. Jak właściwie powinno się pisać? 😀 ), jak każdy z nas, świadczy że w sumie powinno się być optymistą 😉

                    Cześć @Ivone09
                    Przyczepię się trochę do tego co napisałaś 😉 bo, czy chcesz czuć się kochaną, czy być kochaną? 😉

                    Ivone09
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 13

                      Cześć  @abcd 

                      I to i to🙂  Źle się wyraziłam

                      abcd
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 218

                        Jak się nie odświeży samemu to chyba nie pokazuje, że nowy post…Nie zauważyłem że tak szybko odpisałaś, Ivone09.

                        Czyli na bogato 😀 Najlepiej, tylko że to nie takie łatwe. Dla jednych okazaniem miłości jest relacja w stylu sado-maso, dla innych częste przytulanie i czułe słowa. Jeżeli masochista związałby się kobietą, która rozumie wyraz miłości poprzez czułość, delikatność, subtelność, wrażliwość i bez żadnego rodzaju przemocy, to chyba czułby się niekochany 😉 . Ale obiektywnie patrząc, to jest zdrowy sposób okazywania, ale może być i chory, a nie że wszystkie tak samo dobre.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 74)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.