Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › mechanizm ucieczki
-
AutorWpisy
-
Czy zdarzają Wam się dni, kiedy izolujecie się od świata i zaniedbujecie wszystkie obowiązki z pełną świadomością, że przyniesie Wam to szkody ?
Ja właśnie dziś mam taki dzień 🙁 Udało mi się tylko wyjść na poranne zajęcia. Potem poległam. Siedzę w domu, sama w ciemnościach i…odpoczywam…sama nie wiem, po czym. Właściwie spisałam już ten dzień na straty. Opuszczę dziś wszystkie popołudniowe zajęcia i narobię sobie nieobecności. Mam pełną swiadomość, że to nieodpowiedzialne i szkodliwe dla mnie samej zachowanie, a jednak powielam je. Do tego doszły jeszcze objawy somatyczne-ból brzucha, mdłości, a teraz chyba też gorączka.
A wszystko zaczęło się od tego, że uświadomiłam sobie, że miałam dziś coś do przygotowania na te zajęcia. Zamiast próbować ratować sytuację, uciekłam…jak smarkacz.
Tak bardzo chciałabym w końcu nauczyć sie odpowiedzialności :dry:Z drugiej strony przyszlo mi teraz do głowy, że ta sytuacja może być efektem wczorajszych przeżyć na wieczornym meetingu…Może ta dzisiejsza niemoc wynika z wysiłku związanego z opowiedzeniem wczoraj grupie szczegółów z własnego życia, a ja powinnam być dla siebie bardziej wyrozumiała i dać sobie ten czas na samotne dochodzenie do siebie ?
:huh:mademoiselle, mam taki mechanizm często. Do soboty mam sporządzić pewien przegląd bibliotek i w sobotę mam spotkanie ze znajomymi, gdzie muszę coś pokazać, a nie mogę się przemóc. W środę zaś mam prezentacje postępu programu komputerowego. A do tego trzeba dodac naukę J. Angielskiego, oraz przygtowywanie się na rozmowe kwalifikacyjną i wogole wyslanie tez CV. A ja co.. siędzę w jaskinii pokoju, i nawet nosa mi się za drzwi nie chce wystawić.
I w rezlutacie mnei to przerasta, czuje też strach, do tego pewnie dochodzi lenstwo, brak odpwoiedzialności, też ogólny taki bezsens i brak radości z życia.
Wiem tyle, że im bardziej się temu poddajemy, to tym jest gorzej. Więc jednym z rozwiązań wydaje mi się po prostu zacisnąć zęby, wziąść się w garść, może wziąść sobie Magnez z witaminą B6, odmówić modlitwę.
Ja właśnie się 'przemagam’ do pracy.. choć bardzo mnie od niej odrzuca. Ale nom przed życiem się nie da uciec, więc jedynym wyjściem jest wzięść ten krzyż na ramiona i działać.
Ja chyba sama często doprowadzam so trudnych sytuacji, które musze rozwiązywać, żeby sie dowartościować, że poradziłam sobie z taaaakim problemem, że mi się udało pomimo tylu przeszkód. To prawie tak jak w tym przykładzie z imprezą przed egzaminem-dzień wcześniej idzie się na bibę i upija, a rano na egzamin na kacu-kiedy się zda wszyscy patrzą z podziwem, że ta osoba dała radę pomimo kaca, podczas gdy np. inni nie mogli zdac po trzeźwemu. Ja akurat nie piję, ale mechanizm jest ten sam. Komplikowanie sobie sytuacji, żeby zostać docenioną przez otoczenie, ale jeszcze bardziej chyba przez siebie…
mademoiselle, wydaje mi się że życie samo w sobie jest na tyle ciężkie, że nie ma co jeszcze sobie dodatkowo dokładać do pieca, czyli kumulować niekorzystne sytuację.
Mademoiselle, ja okres w tym, którym uciekam mam średnio od 2-3 lat, taki permanentny. Uciekam od życia. Ta ucieczka kosztowała mnie już nie zakończenie uczelni, ciągłe problemy finansowe, zerwane znajomości, utratę wizerunku w niektórych miejscach. Ta ucieczka doprowadziła do stanów depresyjnych, ataków lękowych.
Nawet teraz, mam gdzieś 2miesięczną ucieczkę. Autentycznie jestem w domu przez ten czas i nigdzie nie wychodzę, właściwie nic nie robię, tzn domem się zajmuje, ale dla własnego rozwoju niewiele zrobiłam.
I tak od kilku dni zastanawiam się co ja mam z tym zrobić i jeszcze nie doszłam do wniosków żadnych. Tak to po części jakiś egoizm, lenistwo, strach, bezczynność. Czasem rozmyślam czy takim złem by było bym sięgnęła po sztuczną energię. Bym chociaż mogła stanąć na nogi.
Dla mnie ucieczka jest typową i literalną ucieczką od życia, wgłąb siebie samej. Do mojego świata wewnętrznego, gdzie jestem panią sytuacji, gdy ofiarą jestem wtedy gdy tego chcę, a nie cały czas, bo życie jest dla mnie za dużym wyzwaniem.
U mnie to takie normalne jato fakt, ze włosy rosną.
Regularnie przechodzę ten stan.
W toksycznych rodzicach było wyjasnione fajnie o co chodzi. jesli dobrze pamiętam nazywało si e to zasadą trzech P : perfekcjonizm, przekładanie na potem, paraliż, i przebiega dokładnie w tej kolejnosci.Dasmathala, w moim przypadku to był okres studii 4-5 rok. Cały czas praktycznie w domu siedziałem. Podbnie jak Ty to 2-3 lata. I powiem, że to dziwna taka wegetacja jest. Tyle co mogę stwierdzić po tym okresie, nie warto się izolować i zamykać. Wiem, ze łatwo mówić, bo nawet jakbym się cofnął w czasie, nie wiem czy wiele by się zmieniło.
mademoiselle, pisałaś jeszcze o zamykaniu się, i konsekwencjach w psotaci szkód. Tak miałem już wiele razy takie sytuację.
Raz nie odebralem pieniędzy za zlecenie, które robiłem ok 3tygodnie i w zasadzie wszystko zależało już od ostatniego 1 spotkania. Uciekłem też z 2 rozmów kwalifikaycjnych. Nie mówiąć o wiel innych głupich tego typu rzeczach.faktycznie pepa, przechodzi to dokładnie w takiej kolejności jaki napisałaś. też tak to zauważam u siebie.
Czyli mamy winowajcę -> Perfekcjonizm.
adi, wiem, że nie warto i bez sensu. Dlatego próbuje trochę coś z tym zrobić, choć narazie przegrywam. W ogóle wcześniej nie miałam świadomości, że tak uciekam, teraz ją złapałam i w związku z tym będę musiała coś z ty zaradzić.
W moim przypadku zasada trzech P jest zupełnie błędna, przynajmniej początek. Nie zaczyna się od perfekcjonizmu. Zaczyna się tak naprawdę od lenistwa, strachu, lęku, wstydu. Potem jest przełożenie. A potem powtórne przełożenia. Po czym czasami jest porzucenie czynności (też potrafiłam nie odebrać pieniędzy za coś, co wykonałam) lub finalizacja jej gdy zbiorę się w sobie.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.