Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 8 wpisów - od 91 do 98 (z 98)
  • Autor
    Wpisy
  • Czerwonewino
    Uczestnik
      Liczba postów: 99

      Meliska, w twoim wieku byłam dokładnie tak samo zalękniona, zrezygnowana, czułam bezsilność, bałam się ludzi. Kontakt z mężczyznami wciąż stanowi dla mnie problem. Jestem wycofana i napięta jak struna. Z domu od rodziców  wyprowadziłam się w wieku 24 lat. Dopiero po wyprowadzce zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego jaki bagaż wyniosłam z dzieciństwa w dysfunkcyjnym domu.

      Z perspektywy lat wiem, że drogę ozdrowienia można zacząć dopiero po odcięciu się od toksycznych ludzi, toksycznego środowiska.

      Zgadzam się z tym co napisał 2wprzód1wtył w temacie praktykowania, celem zmiany mechanizmów, które nami kierują. U mnie tak właśnie jest, choć zupełnie nieświadomie to robiłam. Gdy życie rzuciło mnie na głęboką wodę zawodową byłam przekonana, że utonę. Wyobraź sobie, że pierwszą moją pracą w stolicy była praca w sprzedaży. Ja, bojąca się ludzi, zatykająca się podczas rozmowy musiałam przełamywać swoje lęki, obawy, zahamowania, a przede wszystkim zmagać się z własnymi opiniami na swój temat (podczas terapii dotarło do mnie, że inni widzą nas inaczej niż my sami siebie). Byłam przekonana, że nie ma we mnie żadnych mocnych stron, które mogą być użyteczne pracodawcy. Każdy dzień, każde spotkanie z potencjalnym klientem było jednym wielkim pasmem niepokoju i objawów somatycznych. Z drugiej strony każde takie spotkanie uczyło mnie takiego kontaktu i udowadniało, że jednak dam radę.

      Obecnie, nadal kontakt z ludźmi nie jest dla mnie czymś do końca komfortowym, a mimo to moja praca polega na stałym kontakcie z ludźmi, co prawda nie w sprzedaży, bo do tego się nie nadaję🤪, ale jednak.

      Prowadzę np. duże zebrania na które przychodzi mnóstwo osób. Każde przed okupowane jest ogromnym stresem, ale idę do przodu, małymi krokami. I to jest właśnie praktykowanie. Staję twarzą w twarz z każdym lękiem, który po jakimś czasie ulega przemianie.

      Tak jak pisałam wcześniej, nie jest tak, że jest różowo. Myślę, że proporcje braku wiary w siebie do twierdzenia, że jestem może jednak dobra w tym co robię są 60 do 40. Gdy pojawiają się u mnie negatywne myśli na własny temat staram się je deprecjonować, odrzucać. Też powinnaś tak robić. Wiem, że jesteś na początku drogi, dlatego zacznij od drobnych rzeczy. Może afirmacje? Ja do tej pory każdego dnia powtarzam sobie mnóstwo razy: jestem bezpieczna w swoim życiu, dam radę 🤩

      Znajdź własną afirmację i powtarzaj po 1000 razy dziennie, aż poczujesz zmianę z nią związaną.

      A może wynajmij mieszkanie z jakąś dziewczyną? Daj ogłoszenie. Popytaj. Najważniejsze żebyś się wyrwała z dotychczasowego miejsca zamieszkania. Odważ się. Zrób to dla siebie. Nie patrz na innych. Ty jesteś najważniejsza 😊

      Czerwonewino
      Uczestnik
        Liczba postów: 99

        Witaj Meliska, skoro ja sobie jakoś dałam radę – to Ty też dasz😁 Jak mniemam jesteś bardzo młodą osobą, a już masz niezłą świadomość swojego bagażu. Ja zaczęłam sobie z niego zdawać sprawę dopiero po 30-dziestce. Dopiero w wieku 36-ściu lat trafiłam na pierwszą terapię indywidualną, która, niestety, nic mi nie dała, mimo, że chodziłam przez około 8 miesięcy. Zapewne powodem było to, że mój terapeuta nie specjalizował się w DDA. Nie pomogło również to, że był mężczyzną i na moją informację o tym, że mam niskie poczucie własnej wartości i niską samoocenę, oznajmił, że to niemożliwe. Gdy się zapytałam co ma na myśli nie odpowiedział. Dopiero później dotarło do mnie, że zachował się bardzo nieprofesjonalnie. Teraz mam terapeutkę od DDA i mam nadzieję, że dzięki niej nauczę się żyć z moimi emocjami i nauczę się zmieniać wdrukowane we mnie schematy…
        Ale zacznę od początku…
        Pili i piją nadal, wpadając w tzw. ciągi opilcze, moi rodzice – matka i ojciec. Cały czas są ze sobą w totalnie toksycznym związku. Pili też moi dziadkowie ze strony ojca, u których spędzałam wakacje. Dziadków ze strony matki praktycznie nie znałam, bo byli dla moich rodziców niewygodni: wierzący i niepijący. Możesz, zatem, sobie tylko wyobrazić jak wyglądało moje dzieciństwo…
        Z czterech opisywanych ról dziecka wychowującego się w rodzinie alkoholowej jestem w 100% dzieckiem bohaterem i myślę, że w 90% dzieckiem niewidzialnym. Piszę, że w 90% dlatego, że w okresie nastoletnim miałam fazy buntu. Nie zmieniało to jednak faktu, że zawsze byłam tzw. szarą myszką, stroniącą od ludzi. W szkole podstawowej i średniej nie potrafiłam się odnaleźć wśród kolegów i koleżanek. Zawsze na końcu. Zawstydzona, bez wiary w to, że mogę coś osiągnąć. W skrytości ducha zazdrościłam tzw. klasowym gwiazdom. A nie było łatwo, bo poszłam do technikum hotelarskiego. Nawet nie wiem czemu go wybrałam. Uciekałam w pisanie wierszy. W wieku 15 lat poznałam swojego późniejszego, pierwszego narzeczonego. W wieku 19 lat były zaręczyny i miał być ślub. Był on zarówno moją odskocznią jak i moją zgubą. Odskocznią – bo uciekałam do jego domu, gdy moi rodzice wpadali w ciągi (jego rodzice mnie przyjmowali). Zgubą – bo był to totalnie toksyczny związek. Przeżywałam z nim niebo i piekło. Jednak, po kolejnej jego zdradzie, znalazłam w sobie siłę, żeby odejść. Kosztowało mnie to bardzo dużo. Był moją pierwszą ogromną miłością. W międzyczasie zaczęłam pierwszą pracę, dzięki której sfinansowałam swoje studia. W pracy poznałam, a raczej zostałam zaczepiona przez swojego obecnego męża (takie zaczepki były na porządku dziennym), który się uparł, że mnie zdobędzie. Nie był facetem w „moim” typie i z perspektywy czasu okazało się, że dobrze, że tak się stało. Chyba w tamtym czasie miał stanąć na mojej drodze. W książce: instrukcja obsługi alkoholika mowa jest o tzw. mechanizmie iluzji, którym padają osoby wchodzące w związek z alkoholikiem lub innym destrukcyjne oddziaływującym partnerem, które później stają się zależne lub współuzależnione. Podatne na to są zwłaszcza kobiety z rodzin dysfunkcyjnych. Takie kobiety często twierdzą, że ten mężczyzna był jak brakujący puzzel w układance ich życia. W książce tej jest rada dla kobiet: gdy jesteś z dysfunkcyjnego domu, poznasz faceta i po jednym spotkaniu stwierdzisz, że jest niesamowity, to uciekaj, gdzie pieprz rośnie. Mój mąż był przeciwieństwem takiego puzzla🙂
        Pracowałam przez wiele lat ze stałą, niewielką grupą osób. Czułam się tam względnie bezpiecznie. Miałam chwilę grozy, gdy mój nowy szef zaczął mnie molestować. Na szczęście był krótko moim szefem i jakoś dałam sobie radę, choć mój sprzeciw był niepewny i zalękniony (teraz dałabym w mordę😡). Mieszkaliśmy w mieście średniej wielkości – ponad 100 tysięcy ludności. Jakoś tam sobie poukładałam życie. Przyjaciół nie miałam, tylko znajomych. Były to osoby ze studiów, bądź byli to znajomi mojego męża. Pewnego dnia mój mąż posadził mnie na kanapie i powiedział, że dostał pracę w stolicy. Jeździł trzy razy na rozmowy kwalifikacyjne. Stwierdził, że nic mi nie mówił, bo nie wierzył, że coś z tego wyjdzie. Usłyszałam, że jednak go wybrali. Tamtego dnia stanęłam przed najtrudniejszą decyzją mojego życia… chociaż prawdę mówiąc nie wiem czy była to moja świadoma decyzja, bo zgodziłam się na wyjazd przez wzgląd na swojego męża.
        Przyjazd do stolicy to był jeden wielki koszmar. Bałam się komunikacji, bałam się tego ogromu ludzi. Do tej pory nie lubię przebywać w dużych skupiskach ludzkich. Ze względnie bezpiecznej budżetówki trafiłam na prywatny rynek pracy…
        Gdy patrzę wstecz, to uważam, że dokonałam przeskoku milowego. Ja sprzed 12 lat to zupełnie inna osoba niż ja obecnie. Prowadzę własną firmę. Przezwyciężałam wszystkie swoje bieżące lęki krok po kroku. Gdy się z nimi zmagałam byłam zawsze tu i teraz. Nie myślałam wtedy o dalszej przyszłości. Patrząc z perspektywy myślę, że było to bardzo intuicyjne i rozsądne. Myślę, że to właśnie rola bohatera w dzieciństwie pozwoliła mi na to, że pomimo ogromnego lęku przed ludźmi, przed tym co przyniesie mi życie, stawiałam czoła wyzwaniom. Według cech osobowościowych określonych dla córek alkoholików przez R. Ackermana w książce Wyrosnąć z DDA. Wsparcie dla dorosłych córek alkoholików – idealnie wpisuję się w mistrzynię skuteczności. Jestem przekonana, że to właśnie rola bohatera w dzieciństwie w dorosłych życiu spowodowała, że wpisuję się idealnie w tę osobowość (ma ona i słabe i mocne strony). Oczywiście nie jest różowo. Są dni kiedy demony przeszłości wychodzą z każdego kąta i wówczas mam problem, aby je okiełznać, stąd szukanie pomocy w terapii.
        DDA to na swój sposób bardzo niezwykli ludzie. Mamy duży bagaż, z którym się zmagamy, ale gdy się zastanowić nad tym, że przetrwaliśmy dzieciństwo w tak strasznie dysfunkcyjnych rodzinach i daliśmy radę – to oznacza, że gdzieś głęboko drzemie w nas ogromna siła. Musimy tylko ją odnaleźć. Leży, gdzieś pewnie zakurzona i zapomniana pod wszystkimi lękami.
        Na koniec, droga Melisko, bardzo Ci dziękuję, bo właśnie zdałam sobie sprawę, że przeszłam istotną sesję terapeutyczną z samą sobą, dzięki Tobie.
        Głowa do góry 🥰

        Czerwonewino
        Uczestnik
          Liczba postów: 99
          w odpowiedzi na: Badania DDA #482876

          Cześć, a czy mogłabyś doszczegółowić temat i zakres tych badań?

          Czerwonewino
          Uczestnik
            Liczba postów: 99

            Zacznę od tego, że jestem wdzięczna za wpisy Jakubka i Dda93, gdyż męski punkt widzenia osobiście dla mnie dużo wnosi…

            Odpowiadając jednak Tobie, droga Szwaczko… trudno jest mi doradzić obiektywnie w tak delikatnej kwestii. Każdy DDA jest inny. Bagaż, który się zdobyło w dzieciństwie warunkuje nas do znanych nam zachowań. To nie jest tak, że DDA wyszło z niego nagle. Prawdopodobnie w jakiś sposób uzupełnialiście się. Mogłaś nieświadomie wchodzić w jego schematy postępowania, co pozwalało mu na funkcjonowanie w znanych mu stanach emocjonalnych. DDA bywają zero jedynkowi. W sytuacji, gdy Wasz wysiłek nie zakończył się sukcesem, on mógł odczuć to jako ogromną porażkę. W tak delikatnej sytuacji, oczywiście tylko domniemywam, Ty skupiłaś się na swoich odczuciach, odeszłaś od dotychczasowego schematu postępowania, a on zderzył się z własną ścianą bezsilności, bezradności i emocjonalności, a z emocjami DDA jest poradzić sobie najtrudniej.

            Bez względu, jednak, na to czy istnieje jakaś „Pani Kowalska” czy też powodem jest stan emocjonalny DDA – zasługujesz na wyjaśnienie. Jesteście małżeństwem.

            Pytasz o moje doświadczenie… Z mojej perspektywy… kobiety DDA (ale jak pisałam nie jesteśmy tacy sami)… Ja, gdy „uciekałam przed konfrontacją” czy to z emocjami, czy z rzeczywistością, czy też z własną wyobraźnią (u mnie oznaczało to mocne zamknięcie się w sobie, potrafiłam w ogóle się nie odzywać), ostatecznie chciałam i potrzebowałam, aby mój mąż zrobił pierwszy krok. Nie oznaczało to jednak, że sytuacja się rozwiązywała. Często pewne sprawy były odkładane na przysłowiową półkę i wybuchały później ze zdwojoną siłą. To jedna z takich kumulacji spowodowała, że poszłam na terapię. Na jakim etapie świadomości na swój temat jest twój mąż, to tylko on wie, albo i nie wie. Czasami zdrowa konfrontacja pozwala na rozpoczęcie nowego otwarcia, jednak warunkiem koniecznym do tego jest to, że dwie strony są na to gotowe i tego chcą. Zdarza się, że mój mąż (do bólu logiczny) nie jest w stanie zrozumieć mnie po 23 latach wspólnego życia (kobieta + DDA to ogromne wyzwanie), wówczas siadamy i zaczynamy rozmawiać… z tym, że i ja i on tego chcemy. Nie ma nic gorszego jak niedomówienia. Może napisz list. Z tym, że musiałby być on do bólu szczery. Takie walnięcie między oczy, ale z szacunkiem i miłością. Z tym, że nie jestem pewna czy jesteś na to gotowa.
            Nie rób nic za wszelką cenę. Gdy czytam twoje wpisy mam wrażenie, że jesteś blisko zatracenia się, a to nie jest zdrowe.

            Rozmowa z terapeutą pozwoli Ci się bezpiecznie otworzyć. Omów z nim wszystko co wydarzyło się przez ostatni rok. Nabierz dystansu, spójrz na wszystko z lotu ptaka, jakbyś oglądała cudze, a nie swoje życie.

            W każdym razie, jeżeli przetrwacie to każdy z Was powinien pójść najpierw na terapię indywidualną, a później ewentualnie dla par.

            Gdy tulę w sobie tę małą dziewczynkę, którą kiedyś byłam, to sobie myślę, że największą emocjonalną krzywdą jaką można w życiu doznać to poczucie, że nie zasługuje się na miłość. Wówczas, w chwilach trudnych, ucieka się przed tymi, którzy Cię kochają. Niektórzy wpadają w błędne koło. Uciekają, szukają kogoś kto ich pokocha, przestają wierzyć w tę miłość, znowu uciekają, szukają i tak przez całe życie…

            Czerwonewino
            Uczestnik
              Liczba postów: 99

              Droga Szwaczko, nie otrzymasz ode mnie rady, rozwiązania, nawet nie będzie to sugestia, ponieważ nie czuję się kompetentna w tym zakresie. Poza tym, jestem kobietą dda, a mężczyźni dda różnią się od kobiet dda, tak samo jak kobiety i mężczyźni bez tak negatywnych doświadczeń różnią się od siebie (role społeczne, uwarunkowania płciowe, praca półkul mózgowych).

              Dlatego też mój wpis postrzegaj tylko jako kilka słów nakreślonych przez kobietę dda…

              Dorastanie w rodzinie alkoholowej zapewne powoduje takie same deficyty u kobiet i mężczyzn. Zaniżone poczucie własnej wartości z jednoczesnym dążeniem do bycia najlepszym, ciągłe przeglądanie się jak w lustrze w opiniach innych osób na własny temat, ciągłe oswajanie lub walka z własnym wewnętrznym krytykiem, pragnienie miłości przy jednoczesnym braku wiary w to, że można być kochanym nie za coś, tylko pomimo wszystko… a to tylko początek wierzchołka góry lodowej…

              Piszesz, że przeszliście przez in vitro… Podziwiam, bo jest to bardzo duże wyzwanie, zwłaszcza dla dda. Znam kobiety dda, które nie zdecydowały się na dzieci (sama do nich należę), gdyż w głębi czują, że przeniosą na swoje dziecko własny bagaż, że się nie sprawdzą. Znam też takie, które za wszelką cenę chciały mieć dzieci, po to, aby dać im to wszystko czego w życiu nie miały. Przy założeniu, że podobnie jest u mężczyzn (tutaj musiałby głos zabrać mężczyzna), to jeżeli twój mąż nie był jeszcze gotowy na dziecko, a na tak piękną, aczkolwiek często ubraną w ból i smutek, jak również ciężką ekonomicznie drogę – zdecydował się ze względu na Ciebie – to, niestety, rezultat negatywny, mógł rozwinąć w nim przeświadczenie, że nie jest w stanie Cię zadowolić, że nigdy nie sprosta twoim potrzebom i oczekiwaniom. Mógł za ten skutek obarczyć winą siebie.
              Jeżeli, zaś, bardzo mocno chciał mieć dziecko, to rezultat negatywny mógł obniżyć jego poczucie własnej wartości jako mężczyzny i jako człowieka. Mógł podciąć jego wiarę w to, że kiedykolwiek będzie mógł sprawdzić się w roli ojca. W każdym z tych przypadków może chcieć się odciąć, ucieć. Wówczas może stosować różne środki.

              Tylko Ty wiesz co między Wami zaszło przez ten trudny rok. Czy padały jakieś gorzkie słowa czy też nie. Mogło być tak, że Ty w tym czasie potrzebowałaś dużego wsparcia, a, o paradoksie, nie zdawałaś sobie sprawy z tego, że on mógł potrzebować znacznie większego niż Ty. Mogło być tak, że smutek w twoich oczach twój mąż odbierał jako niezakomunikowaną pretensję do niego.

              Jestem z mężem od 23 lat (20 lat po ślubie). Przez ten czas niejednokrotnie zdarzało mi się krzyczeć w przypływie bezsilności, że chcę rozwodu. My Dda odczuwamy emocje bardziej, bardziej wszystko bierzemy do siebie. Dla nas porażką może być coś co ktoś inny postrzega jako mały sukces. Nie zrozum mnie źle. Nie staram się tłumaczyć Twojego męża, bo każdy z nas (tak samo jak alkoholik) musi ponosić konsekwencję swoich czynów. Szkopuł w tym, że jeżeli człowiek nie zdaje sobie sprawy z własnych deficytów, wypiera przeszłość lub ją bagatelizuje, to w momencie kiedy zderza się z murem własnej bezsilności, często pozostaje tylko ucieczka. Ucieczka przed konfrontacją z rzeczywistością, przed rodziną, przed sobą samym. Dlatego jedyną drogą na ozdrowienie jest terapia.

              Wydaje mi się, że dobrze by Ci zrobiła rozmowa z doświadczonym terapeutą. Dowiedz się więcej sama o sobie. Trzymam kciuki

              Czerwonewino
              Uczestnik
                Liczba postów: 99

                Anju88, uwierz, że zapisanie się na terapię to najlepsza decyzja w twoim życiu. Po tonie treści twoich wpisów wyczuwam, że poczułaś, jakbyś nabrała wiatru w żagle 🤗

                Weź sobie jednak do serca słowa 2wprzod1wtyl. Rzeczywiście entuzjazm DDA potrafi tak samo szybko mocno się rozpalić jak i zgasnąć. Jeżeli tak się zdarzy nie możesz szukać wymówek, tylko dalej idź obraną drogą. Dorosłe córki alkoholików nabywają różnego bagażu w zależności od tego, który z rodziców pił i co za tym piciem szło. W twoim przypadku mama wpada w ciągi alkoholowe, czyli doznajesz silnych okresowych huśtawek emocjonalnych. Taka sinusoida. Opierając się o własne doświadczenie z całą stanowczością mogę stwierdzić, że do momentu mieszkania z rodzicami nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jestem DDA. W tamtym okresie najsilniej nastawiona byłam na działania, które miały spowodować, że rodzice przestaną pić. Czego ja nie robiłam… A potem sprzątanie po nich… W tamtym czasie najsilniejsze było współuzależnienie. Cały bagaż DDA zaczął się uwidaczniać dopiero po wyprowadzeniu się z domu. Wyszłam za mąż, zamieszkałam z mężczyzną i musiałam się w tym wszystkim odnaleźć. Po jakimś czasie zaczęłam odczuwać te „dziwne” stany emocjonalne, których nie potrafiłam nazwać i zrozumieć. Poszłam na zaoczne studia i do pracy. Obecnie, od 11 lat prowadzę własną firmę. Robiłam wszystko, aby zagłuszyć to co było dla mnie niezrozumiałe. Z biegiem lat wszystko stawało się silniejsze. Podskórnie czułam, że jest coś ze mną nie tak. Sporo czasu upłynęło zanim doznałam olśnienia, że to wszystko co się we mnie dzieje, wydobywa sie ze mnie sinusoidalnie. Schematy zadziałały. Teraz jestem na etapie kiedy staram się analizować każdy mój stan po to, aby znaleźć jego źródło i przestawić swoje schematyczne myślenie. Ostatnio powiedziałam swojej terapeutce, że czasami jest to jak „podskórne drapanie”. Odpowiedziała mi, żebym 10 minut pozwoliła sobie na to drapanie 🤭, a następnie próbowała je wyeliminować. Takie proste, a takie trudne… Dwa dni temu rozwaliłam samochód (pierwsze opady śniegu). Wpadłam w poślizg. Samochód był bez reakcji. Nie mogłam nic zrobić. Oczywiście zaczęło się potężne biczowanie mentalne, że to zapewne kara, że jestem beznadziejna, że to moja wina itd. Trwało to kilka godzin. Pojawił się somatyczny ból brzucha. I nagle mnie olśniło. Muszę zmienić schemat myśleniowy. Spojrzeć na zdarzenie jak na naukę daną mi przez los. Nowa mądrość, nowe doświadczenie, a nie kara. Dla człowieka nieobarczonego życiowo to takie oczywiste, dla mnie jako DDA będącego na początku drogi odkrywania siebie – to krok milowy… czemu o tym piszę?… skąd taka długa dygresja?… Droga Anju88, a stąd, że gdy pójdziesz na terapię dla DDA pewne tematy mogą wydać Ci się niepasujące do Ciebie. W tematach współuzależnienia odnajdziesz się bardzo szybko, inne mogą wydać Ci się dalekie, nieprzystające. I wówczas może się zrodzić w Tobie poczucie, że nie jest z Tobą tak źle, że Ciebie to nie dotyczy. Jeżeli tak będzie to znak, że tym bardziej musisz tam pozostać i trwać w terapii. Konfrontacja to proces, który często bywa bolesny. Wiele rzeczy z dzieciństwa, nawet całe lata, wypieramy, żeby się chronić.

                Odpowiadając na twoje pytanie… mam siostrę starszą o pięć lat. Jednak nie ma między nami żadnej więzi. Mieszkamy od siebie 500 km. Każda z nas na swój sposób radzi sobie z otrzymanym bagażem. Ona uciekła z domu w wieku 18 lat. Zostałam w wieku 13 lat sama z pijącymi rodzicami, których ciągi alkoholowe wówczas dochodziły już do tygodnia czasu. To wtedy pojawiła się rola bohaterki, opiekunki i zamiana ról. Z dziecka stałam się rodzicem. Obecnie mamy kontakt telefoniczny, ale sporadyczny. Kiedyś miałam do niej wielki żal, że mnie zostawiła. Teraz rozumiem, że musiała o siebie walczyć. Nie mogła nic zrobić.
                Mam wsparcie w moim mężu, chociaż nie potrafi mnie do końca zrozumieć. Jednak staramy się wzajemnie siebie uczyć. Staramy się rozumieć drugą stronę. Jednak do tego etapu bardzo długo dochodziliśmy… Ale to obszar na inny temat… Kobiety DDA i mężczyźni… Jakich wybieramy i dlaczego?…
                Dziękuję, że podałaś mi swój mail. Również jestem otwarta na rozmowy z Tobą poza forum i serdecznie zapraszam: luna@poczta.onet.pl
                😊🙃

                Czerwonewino
                Uczestnik
                  Liczba postów: 99

                  Anju88, czytając twoją odpowiedź uśmiecham się smutno przez łzy. Dziwnie jest zobaczyć własne odbicie w innej osobie. Zapewne na tym forum wiele osób odnajduje swoje życiorysy w cudzych relacjach… ale w tak namacalnym zetknięciu, przyznam, że jest to nierealne doznanie.
                  Sama jestem na początku drogi. Nie jestem drogowskazem, ani nie mam w sobie na tyle życiowej mądrości, aby radzić Ci co masz zrobić. Będę powtarzać tylko: WALCZ O SIEBIE. Masz tylko jedno życie. Drugiego nikt Ci nie da. Ja zrozumiałam to zbyt późno, straciłam wiele cennych lat. Piszesz, że straszyłaś mamę kiedyś swoim samobójstwem… Ja też… i ani Ty, ani ja nic sobie nie zrobiłysmy, a dlaczego nie? Bo było to tylko nasze wołanie o pomoc. Pokaz totalnej bezsilności, która i tak nie została wysłuchana. To, że widzisz ją spuchniętą, złamaną po każdym piciu – to echo wypitego alkoholu, negatywny wpływ na organizm. To takie oczywiste. To nie jest twoja wina. Nie masz pojęcia jak odczuwam twoją wewnętrzną szarpaninę od „przecież muszę jej pomóc, jest moją matką” po „totalną chęć ucieczki”. Posłuchaj instynktu. Uciekaj. Największym problemem alkoholika jest wyparcie… bo przecież alkoholik nie ma problemu, zwłaszcza przy takiej dorosłej córce jak Ty. Zaraz po ciągu alkoholowym następuje tak zwany miesiąc miodowy. Alkoholik obieca Ci wszystko. Powie, że już nie będzie, że da sobie z tym radę, terapia mu nie jest potrzebna, bo… nie ma problemu, bo to Ty alkoholika (swoją mamę) zawsze ogarniesz, ulitujesz się nad nią, użalisz. W tym czasie alkoholik ma lepszy nastrój, więcej mu się chce… A Ty doznajesz nadziei, że będzie lepiej, że teraz to się zmieni i tak trwa to latami. Następnie u alkoholika następuje dół i kolejny ciąg. Będę brutalna, ale w ten sposób karmisz jej alkoholizm. Koniecznie posłuchaj na Youtube, w serii Sekielski o nałogach, rozmowę z Nosowską. Jestem przekonana, że po jej wysłuchaniu poczujesz się jakbyś dostała kijem w głowę.
                  Ja wyprowadziłam się z domu w wieku 24 lat. Później nawet 300 km dalej, a i tak byłam i nadal jestem (każdego dnia z tym walczę) na łańcuchu współuzależnienia. Nie mam dla Ciebie dobrych wieści, ale, niestety, psychozy twojej mamy mogą powrócić po wielu latach w pogłębionym stanie. Tak było z moją mamą.
                  Ja już przestałam straszyć, prosić, szantażować, bo i tak za każdym razem odzywała się we mnie bohaterka i leciałam na pomoc, a rodzice o tym wiedzieli i korzystali z tego jak mogli. Też potrafili mieć długie przerwy w piciu. Teraz napisałam do nich kilkanaście punktów. Napisałam, bo słowa mówione alkoholik jednym uchem wpuszcza a drugim wypuszcza. I jestem twarda. Nie odbieram telefonu. Teraz są w fazie miesiąca miodowego, więc wiem, że obiecają mi wszystko. Walczyłam o nich przez całe dotychczasowe swoje życie. Teraz mówię stop. Wytyczam nowe granice i wybieram siebie. Tobie życzę tego samego. Koniecznie idź na terapię, u mnie to był punkt zwrotny

                  Czerwonewino
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 99

                    Droga Anju88, do dziś byłam biernym uczestnikiem tego forum. Twój wpis, jednak, spowodował, że poczułam potrzebę nakreślenia do Ciebie kilku słów. Jestem DDA. Moi rodzice piją oboje od czasów mojego dzieciństwa. Zawsze byli tzw. wysokofunkcjonującymi alkoholikami. Wpadali w ciągi alkoholowe tak jak twoja mama. Próbowali terapii, mitingów, odwyków, wszywek… i nic to nie dało, piją do dziś. Mam skończone 40 lat, niby poukładane życie (w małżeństwie od 20 lat, bez dzieci – nie zdecydowałam się, bo bałam się, że obarczę swoje dziecko bagażem jaki sprezentowało mi pijaństwo moich rodziców). W zeszłym roku moja mama miała napad psychozy w związku z chorobą alkoholową. Przeszłam gehennę. Postawiłam na nogi wszystkie możliwe instytucje, aby leczyć moją mamę. Nic to nie dało. Wreszcie coś we mnie pękło. Odważyłam się i poszłam na terapię indywidualną dla DDA. Pewnego dnia zadzwoniła policja. Zostali wezwani na interwencję do moich rodziców. Mama rzuciła się na policjanta z pięściami. Chciał ją zamknąć na 48h. Zadzwonił, opowiedział o tym wszystkim, i stwierdził, że mama dała mu numer telefonu do córki i powiedziała, że córka „wszystko załatwi”. Gdy to usłyszałam poczułam się jakbym dostała pałą bejsbolową w głowę. Dotarło do mnie, że oprócz całego bagażu DDA, jestem mocno współuzależniona. Przez całe życie wchodziłam w rolę „bohatera” i pozwalałam im spadać na miękkie poduchy po każdym ciągu alkoholowym. Nigdy nie ponieśli konsekwencji swojego picia. Konsekwencje ponoszę ja. Wreszcie po tylu latach powiedziałam dość. Ty też, droga Anju88 musisz to zrobić. Alkoholik manipuluje, kłamie, wykorzystuje i wywołuje poczucie winy na swój własny użytek. Walcz przede wszystkim o siebie, a następnie o swoje dziecko. Nie pozwól, aby wychowywało się z twoją mamą, bo również otrzyma potężny bagaż DDA. Nie wiem na jakim poziomie świadomości swojego bagażu jesteś, ale musisz walczyć o siebie, po to, aby twoje dziecko wyrosło na zdrowo ukształtowanego człowieka. Nie daj się szantażować samobójstwem. Twoja mama już je popełnia pijąc od tylu lat. Nie jesteś za swoją mamę odpowiedzialna. To jej wybory, jej decyzje i niech ona ponosi ich konsekwencje. Na koniec zadam przewrotne, retoryczne pytanie: czy gdybyś podeszła do mamy i powiedziała jej, że jak nie przestanie pić popełnisz samobójstwo – to coś by to w niej zmieniło? Odpowiedź brzmi: NIE. Alkoholizm to choroba i każdy musi się chcieć sam leczyć. Nie jesteś matką swojej matki, tylko jej córką. Dlatego wyjdź z tej roli i walcz o siebie. Na początek polecam świetną książkę: „Wyrosnąć z DDA. Wsparcie dla dorosłych córek alkoholików. Roberta Ackermana”. Jeżeli ktoś chce zrozumieć kobiety DDA – polecam jako punkt wyjścia. Pozdrawiam i życzę Ci wszystkiego najlepszego

                  Przeglądasz 8 wpisów - od 91 do 98 (z 98)