Odpowiedzi forum utworzone
-
AutorWpisy
-
Lęk przed samotnością
w odpowiedzi na: Knockin' On Heaven's Door… #483375Prawda, żyję z jednym mężczyzną, ale… znam ich naprawdę bardzo wielu, w różnych konfiguracjach. Co prawda nie 4 miliardy 😁, ale myślę, że na tyle dużo, aby zauważyć, że różnice pomiędzy kobietami i mężczyznami są znacząco zarysowane (przynajmniej ja je dostrzegam).
I powiem więcej… Jestem przekonana, że gdybyśmy znaleźli się na jakimś spotkaniu i zaczęlibyśmy rozmawiać na ten temat – to ostatecznie doszlibyśmy do podobnych wniosków. Słowo pisane komunikacyjnie jest znacznie uboższe 😉
w odpowiedzi na: Knockin' On Heaven's Door… #483373Hhhhmmm🤔… mam chyba jednak inne spojrzenie. Według mnie kobiety i mężczyźni tak bardzo różnią się od siebie, że nie jestem w stanie spojrzeć na tak różne płcie w tożsamy sposób. Oczywiście uważam, że zarówno mężczyźni jak i kobiety mają prawo do wyrażania swoich odczuć, swoich słabości, swoich lęków, swojej wrażliwości itp. i oczekiwać poszanowania tych aspektów przez innych. Jednak nasze mózgi, fizyczność, gospodarka hormonalna (np. u kobiet syndrom pms, na którego nie mamy wpływu on nami rządzi 😂😇😭) za bardzo różnią się od siebie i pomijanie tych różnic w relacji damsko-męskiej, jestem przekonana, że będzie negatywnie odbijało się na samej relacji.
Praca z samym sobą, z własnymi deficytami, nie powinna zawężać nam pola widzenia.
Oczywiście Jakubku, to moje subiektywne spojrzenie na ten temat i jest wynikiem życia z jednym mężczyzną przez 23 lata. Przechodziłam i nadal przechodzę w tym związku przez różne etapy i to mi pokazało i nadal pokazuje, że trzeba mieć zrozumienie dla siebie, ale również należy poznać punkt widzenia drugiej osoby. Codzienne życie to nie tylko psychologiczne zgłębianie własnego wnętrza, ale także przyziemne rzeczy typu: walające się skarpetki czy długie włosy w odpływie 😉😘
w odpowiedzi na: nawracjace konflikty #483372Przykazanie miłości mówi: miłuj bliźniego swego jak siebie samego… No właśnie, jak siebie samego… Czy Ty siebie kochasz? Czyli czy: akceptujesz siebie, czy szanujesz swoje emocje, czy potrafisz je wyrażać, czy wybaczasz sobie i masz dla siebie współczucie?
Gdy nie kochasz siebie i nie realizujesz własnych potrzeb, a wręcz przeciwnie kosztem własnych potrzeb realizujesz potrzeby innych – zawsze będziesz miała poczucie bycia wykorzystaną. Prawdziwą i bezinteresowną pomoc jesteśmy w stanie ofiarować tylko wtedy, gdy sami czujemy się w pełni zaspokojeni we wszystkich aspektach naszego życia. Jakikolwiek deficyt w jakimkolwiek jego obszarze w zderzeniu z ofiarnością jaką obdarza się innych, zawsze będzie rodził poczucie, że daje się z siebie więcej nie otrzymując w zamian „wystarczająco dużo”. Dlatego praca z samym sobą jest tak ważna. Gdy nie czujemy miłości do siebie, gdy się nie akceptujemy, gdy nie czujemy się szczęśliwi sami ze sobą – to nigdy nie będziemy w stanie w sposób bezinteresowny podarować komukolwiek czegokolwiek, bo zawsze będzie rodzić się w nas jakieś poczucie krzywdy.
Dygresja – gdy lecisz samolotem i zaczyna się coś groźnego dziać najpierw tlen podaje się samemu sobie, a później dziecku.
W życiu jest podobnie. Życiowy tlen musisz najpierw podać sobie, aby następnie móc zająć się kimś innym. To nie jest egoizm. To jest zdrowy racjonalizm 😊
w odpowiedzi na: Knockin' On Heaven's Door… #483349Nic nie jest zero jedynkowe Jakubku. Tak samo jak są kobiety, które potrzebują mieć przy sobie rycerza na białym koniu, który uratuje je z każdej opresji… są także mężczyźni, którzy boją się silnych, samowystarczalnych kobiet. Szkopuł w tym, aby trafił swój na swego 😉
Zwróć uwagę na jeden malutki szczególik, który niestety rozlał się kulturowo na całe społeczeństwo i przechodził z pokolenia na pokolenie (choć, na całe szczęście, jakieś zmiany zaczynają być w tym aspekcie widoczne). Wychowywano nas w duchu: mężczyzna musi być silny i być głową rodziny, a kobieta musi być eteryczną towarzyszką, nie daj boże pokazywać, że daje sobie radę bez mężczyzny i być boginią ogniska domowego. Takie schematy zostały wdrukowane w całe masy społeczne. Jeżeli do tej kulturowo myślowej dysfunkcji dodamy jeszcze indywidualne doświadczenia życiowe, to czasami robi się takie bagienko, że łatwo w nim ugrzęznąć na dobre.
Dlatego bez umiejętności właściwego komunikowania się nie ma możliwości osiągnąć satysfakcjonującego poziomu relacji. A, niestety, język marsjański i wenusjański różnią się od siebie. O mózgach nawet nie wspomnę. Cudownie obrazuje to w swoim występie amerykański komik – nie pamiętam nazwiska – ale, gdy wpiszesz na Youtube mózg kobiety, mózg mężczyzny, powinno wyskoczyć – płakałam ze śmiechu. No, widocznie jakiś plan nasz Stwórca w tym zakresie miał 😁
Egoizm, ale tylko zdrowy, i własne granice owszem, ale, jeżeli jest się w związku, to koniecznie z poszanowaniem granic partnera. Będąc dwoma odrębnymi bytami, z własnymi zaznaczonymi granicami, trzeba znaleźć wspólny zbiór (jak w matematyce 😉). Bez tego nie ma szansy na stworzenie dojrzałej relacji.
Nie masz nawet pojęcia jak bardzo wkurzający potrafi być mój mąż z tymi typowo męskimi poczynaniami i męskim spojrzeniem na pewne sprawy i analogicznie, według niego, ja bywam wkurzająca ze swoim damskim widzeniem świata i jeszcze do tego dda… 🙈🙉🙊
Gdyby nie fakt, że zaczęliśmy rozmawiać i tłumaczyć jak widzimy pewne rzeczy i co w związku z tym czujemy – myślę, że nie bylibyśmy już razem. Jeżeli w Waszej relacji tego nie praktykujesz to uwierz mi – tak samo jak Ty jej psychiki do końca „nie ogarniasz” – Twoja partnerka Twojej też „nie ogarnia” (i mam na myśli tylko i wyłącznie fakt, że jesteś mężczyzną, bez Twojego bagażu). Samo życie 🤷♀️
w odpowiedzi na: Knockin' On Heaven's Door… #483344Jakubku, jestem kobietą i jako kobieta coś Ci powiem… wiele z nas, w obliczu własnych problemów, ma czasami ochotę tylko i wyłącznie wyrzucić z siebie swój ból i swoje problemy. Możliwość uzewnętrznienia się przy bliskiej nam osobie – bywa czasami największą pomocą. Wiele z nas nie oczekuje podania nam na tacy rozwiązania, a tylko wysłuchania. Kobiety w tym zakresie bardzo różnią się od mężczyzn. Mężczyźni najczęściej problem chcą rozwiązać, a kobiety go „przegadać”. Często samo „przegadanie” tematu powoduje, że rozwiązanie się znajduje.
Ja osobiście rzadko kiedy rozmawiam o własnych problemach, ale tę kobiecą cechę 😘 wypaczyło akurat moje dzieciństwo. Odpowiedzialność, kontrola, samodzielne radzenie sobie z problemami, brak umiejętności proszenia o pomoc itp. – to akurat mój bagaż, a też chciałabym tak zwyczajnie, czasami „gadaniem” zrzucić z siebie cały trud dnia codziennego 😭 🙈🙉🙊w odpowiedzi na: czas na wyleczenie – podręcznik #483332Cześć Demstory, zarówno podręcznik, jak i przewodnik, w zestawie, można kupić na allegro za około 100 zł (przynajmniej na dziś), więc jakby nikt Ci nie przysłał to wiesz, gdzie szukać 😁
w odpowiedzi na: Trwała zmiana osobowości po przeżyciu sytuacji ekstremalnej #483325Niebo na Ziemi, myślę, że każdy z nas chciałby wykrzyczeć to co go spotkało. Gdy całe dzieciństwo okupione jest krzywdą, w różnej jej formie, nie da jej się zapomnieć czy wymazać, można się tylko i aż nauczyć z nią żyć.
U mnie, niestety, jest z wypowiedzeniem tego co mnie spotkało bardzo duży problem, przede wszystkim dlatego, że nie pamiętam swojego dzieciństwa. Są emocje, odczucia, lęki, ale obrazów nie ma. Wygląda na to, że praktycznie wszystko wymazałam. Z okresu do 4 roku życia (wiek określam po ówczesnym miejscu zamieszkania), pamiętam tylko dwie sytuacje i są to „mocne” zdarzenia. Praktycznie obrazy z życia zaczynają się pojawiać mniej więcej od 8 roku życia. Pomiędzy 5 a 8 rokiem życia też jest ich tylko kilka. Wszystkie związane z alkoholowymi poczynaniami moich rodziców. Z mojego dzieciństwa mam 5 zdjęć (na oko określam wiek od 2 do 6 lat). I wiesz co, gdyby nie fakt, że kiedyś powiedziano mi, że to ja – nie wiedziałabym tego. Dziewczynka z tych zdjęć jest mi obca. Ale muszę przyznać, że, pomimo to, zdjęcia bardzo pomagają mi w pracy z wewnętrznym dzieckiem.
To czego teraz się uczę, to rozpoznawanie schematów i mechanizmów, które odpalają się we mnie na skutek pojawiających się zdarzeń. Terapeutka pomaga mi rozumieć, co może być ich podłożem. Bez zrozumienia tego nie będę w stanie ich „wyłapywać” i przestawiać na inne „tory”. A tylko dzięki temu moje życie może ocierać się o „normalność”.
w odpowiedzi na: Trwała zmiana osobowości po przeżyciu sytuacji ekstremalnej #483318Cały czas dość mocno jest we mnie wdrukowane, że nie mam pokazywać słabości na zewnątrz, więc bardzo trudno byłoby mi np. krzyczeć przy terapeucie, zwłaszcza w budynku, w którym odbywają się sesje. Ponadto, chyba nie każdy nurt terapeutyczny uwzględnia tego typu sposoby uwalniania emocji w trakcie sesji 🤔 Osobiście uwalniam się poprzez płacz, czasami konwulsyjny, histeryczny, ale to mi właśnie pomaga. Robię to w samotności.
Podejrzewam, że Ty potrzebujesz czegoś znacznie silniejszego. Myślę, że takie walenie w worek, na którym są zdjęcia, może być bardzo oczyszczające i w twoim przypadku się sprawdzić. To akurat można robić samodzielnie.
w odpowiedzi na: Knockin' On Heaven's Door… #483317Jakubku, jest to lęk jak najbardziej dziecięcy, gdyż ma swoje korzenie w lęku przed odrzuceniem. Jest to myślenie (uświadomione bądź nie), że: gdy pomyślą o mnie źle to mnie odrzucą, zrezygnują ze znajomości ze mną, zrezygnują z relacji zawodowej ze mną itp. Niskie poczucie własnej wartości wywołuje tego typu lęki. Widocznie miałeś gorsze dni. Każdy z nas takie miewa. Twoje wewnętrzne dziecko pokazywało co je trapi.
Ten weekend spędziłeś z własnym krytykiem.
-
AutorWpisy