Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 81 do 90 (z 98)
  • Autor
    Wpisy
  • Czerwonewino
    Uczestnik
      Liczba postów: 99

      Walentynki. Ja dorosły uważa, że miłość powinno się okazywać 365 dni w roku, więc do takiego święta podchodzę dość sceptycznie.
      Ja dziecko chyba wręcz przeciwnie😃

      Była jakaś 1:30 w nocy (więc już była niedziela), podeszłam do mojego męża i zapytałam: co było w przesyłce, która ostatnio przyszła i nie chciałeś mi wówczas pokazać? On na to: prezent dla ciebie, dostaniesz jutro. Ja na to: ale już jest jutro. On znowu: dostaniesz jutro. Ja na to: daj mi, daj mi, daj mi. Powtarzałam to jednocześnie tupiąc nogami.
      Spojrzał na mnie i powiedział: zachowujesz się jak dziecko. I wtedy dotarło do mnie, że rzeczywiście mała dziewczynka ze mnie wyszła. Powiedziałam z ogromnym uśmiechem na twarzy: to daj ten prezent teraz i pozwól się cieszyć dziecku, które we mnie jest.
      I dostałam prezent o 1:30. Radość była iście dziecięca, aż klaskałam w ręce😃
      To było dla mnie cudowne przeżycie, bo z poziomu świadomości miałam kontakt z małą dziewczynką, utożsamiłam się z nią. Na szczęście było to przeżycie radosne, które nie wywołało żadnych negatywnych wspomnień.

      Teraz namacalnie zrozumiałam słowa Truskawka, który napisał, że czeka na wewnętrzne dziecko i wtedy daje mu czego potrzebuje 😁

      Dużo miłości dla wszystkich 💝

      Czerwonewino
      Uczestnik
        Liczba postów: 99

        Czerwień warg na brzegu kieliszka stapia się z kolorem kropli spływającej po języku.
        Cierpko-słodki smak wypełnia ciepłem moje wnętrze.
        Nie śpieszę się. Smakuję. Rozluźniam ciało.
        Nikłe światło lampy tworzy cienie. Przypływają i odpływają, niczym fale na oceanie mojego życia.
        Czy jeszcze tonę? Czy może już znalazłam koło ratunkowe i mogę bezpiecznie nabrać powietrza, głęboko do płuc, do wnętrza, tak by dotarło do samego jądra mnie?
        Zamykam oczy. Szukam ukojenia w mowie ciszy, w bezruchu myśli.
        Krzyczę bezgłośnie Jestem. Jestem. Jestem.
        Krzyczę bezgłośnie Mam prawo. Mam prawo. Mam prawo.
        Krzyczę bezgłośnie, cały czas, nieustannie. Krzyczę.
        Mam nadzieję, że przyjdzie dzień, gdy w pełni dotrze do mnie mój własny krzyk.

         

         

        Czerwonewino
        Uczestnik
          Liczba postów: 99

          „…na pewno staram się codziennie robić coś, co moje dziecko lubi, plus czasem coś ekstra…”

          Chyba to wykorzystam😊

          Jednak największy problem mam z beztroską zabawą, a czasami mała dziewczynka chce się bawić. Tutaj odzywa się poważny dorosły. Ale pracuję nad tym. Gdy nocą wychodzę z psem, teraz gdy jest śnieg, jak dziecko biegam, rzucam się śnieżkami. Staram się spełnić potrzeby małej dziewczynki🤗

          Czerwonewino
          Uczestnik
            Liczba postów: 99

            …”zwykle na niego czekam„…

            Wzruszyłam się na te słowa, naprawdę.

            Ja jestem w terapii indywidualnej. Terapeutka tłumaczy, że praca z wewnętrznym dzieckiem musi być stała. Mam myśleć o tej małej dziewczynce, rozmawiać z nią, pytać na co ma ochotę, zapewniać, że jest bezpieczna. Każdego dnia starać się, żeby otrzymała to czego nie miała. Przejść z nią przez wszystkie etapy, po to, aby wszelakie deficyty zostały wypełnione.

            Czerwonewino
            Uczestnik
              Liczba postów: 99

              Przez prowadzenie mam na myśli pomoc kogoś z zewnątrz. Czyli w twoim przypadku powrót na terapię, po to, aby przy pomocy fachowca utulić małego chłopca.

              Odnosi się wrażenie, że wybrałeś pozycję obserwatora małego chłopca, a nie utożsamienie się z nim. Jeżeli to jest dla Ciebie dobre i czujesz, że to wystarcza, aby zachować równowagę psychiczną, to chyba jest to słuszna droga. Ale czy jako obserwator nie występujesz tylko z pozycji „Ja dorosły”? Czy przez takie podejście chłopiec przypadkiem nie pozostaje cały czas za kurtyną, mimo, iż chciałby zobaczyć już słońce w pełni? Ale oczywiście to Ty najlepiej wiesz co jest dla Ciebie dobre 😊

              W pierwszym odruchu też podeszłam do pracy z wewnętrznym dzieckiem z pozycji obserwatora. Punkt widokowy jest zawsze bezpieczniejszy niż skok bez koła ratunkowego w głąb czarnej dziury. Nie jestem Alicją z krainy czarów. Nie mam białego królika, za którym mogę podążać😊
              Zauważyłam jednak, że u mnie się to nie sprawdza. W geście obrony stawiam gardę, zamrażam emocje i patrzę jak na obcą osobę. Tak robiłam przez całe życie. Wyparcie (mała dygresja: słownik w telefonie samodzielnie poprawił mi słowo wyparcie na wsparcie… jedna literka, a tak wiele zmienia, wszystko zmienia😊) – postawa, cecha, którą wykorzystywałam w życiu każdego dnia. Wskutek terapii zaczęłam się zastanawiać w jakim procencie to kim/jaka jestem, to jestem prawdziwa ja, a w jakim procencie to wszystko maski. Czy to jak widzą mnie inne osoby to prawdziwy obraz, czy może jednak zafałszowany jakąś maską? Czy maska jest w ogóle czymś realnym czy jest tylko naszym wyobrażeniem, które ma nam pomóc pokonać, zasmakować np. własny lęk. Czy w sytuacji, gdy staję przed grupą ludzi i prowadzę spotkanie, wewnętrznie czując się bardzo niepewnie, mając w sobie lęk przed konfrontacją, a wychodzę przed gremium i podobno tego mojego strachu nie widać (to nie jest moja opinia), podobno robię wrażenie pewnej siebie – to czy w tym kontekście, to jest maska? Jeżeli tak, to czy jest ona zła lub niewłaściwa, bo niejako oszukuję, czy też jest czymś dobrym, skoro pozwala mi się zmierzyć, a w perspektywie czasu oswoić własną słabość, własny lęk? A może nie ma masek. Może dysonans jaki pojawia się na styku: jak siebie postrzegamy, patrząc na siebie przez skrzywione, porysowane, w niektórych miejscach nawet potłuczone zwierciadło naszego życia a jak działamy przyjmując pewne postawy czy zachowania (takie koło ratunkowe), dzięki którym pomagamy samym sobie pokonać lęk będąc „tu i teraz” w zestawieniu z wdrukowanym nam poczuciem, że nie damy rady, że nie zasługujemy, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy – powoduje, że sami sobie wmawiamy, że zakładamy maski, aby dysonans był dla nas mniej bolesny? Może bycie tylko „tu i teraz” jest dla nas wybawieniem? Może będąc tylko „tu i teraz” jesteśmy tymi prawdziwymi i tylko w kontekście „tu i teraz” powinniśmy siebie postrzegać? Nie wiem czy pytania te nie są już na początku podszyte jakimś błędem myślowym, ale chciałabym znaleźć na nie odpowiedzi. Tyle się słyszy o maskach, a mi kojarzą się one pejoratywnie, może dlatego tymi pytaniami chcę je jakoś odczarować.

              Prowadzę firmę od 13 lat. Otworzyłam ją z inną kobietą. To ja byłam motywatorem i pomysłodawcą „pójścia na swoje”. Przyszedł taki moment kiedy się przed nią otworzyłam. Powiedziała mi, że w życiu by nie przypuszczała, że miałam takie życie. Choć, jak powiedziała, dzięki mojemu wynurzeniu bardziej zrozumiałe stały się dla niej moje pewne zachowania. Zapewne nie chcąc mnie zranić, usłyszałam, że niektóre moje zachowania, delikatnie mówiąc, wydawały jej się „dziwne” (pewnie nie chciała powiedzieć, że czasami, ze swoimi wybuchami, robię wrażenie wariatki 😳).

              Ale wracając do meritum… W moim przypadku praca z wewnętrznym dzieckiem będzie miała sens tylko wtedy, gdy w pełni utożsamię się z tą małą dziewczynką. Muszę zbudować most pomiędzy „ja dziecko” a „ja dorosły” i przeprowadzić „ja dziecko” na drugą stronę. Będzie to zapewne proces iście ekstremalny. Nie wiem, bowiem, jak stromy i jak niebezpieczny jest ten most, ale czego się nie robi dla dzieci 🙂

              Czerwonewino
              Uczestnik
                Liczba postów: 99

                Truskawek dziękuję za dobre słowo.

                Czy, gdy teraz zdajesz sobie sprawę, że jest w tobie mały chłopczyk i pojawiają Ci się przebłyski wspomnień – nie czujesz potrzeby, aby ktoś Cię poprowadził tą ścieżką?

                Swoje życie przeżywałam z pozycji „ja dorosły”. Małą dziewczynkę zamknęłam w szklanym pokoju. Wszystko widziała, ale była mało słyszalna, choć czasami próbowała rozbić szklany sufit. Zawsze tkwiła w głębokiej podświadomości. Próbowała przebijać się przez sny. Przez calusieńkie życie wszystkie sny, które miałam, to były sny o ucieczce. Uciekałam przed czymś lub przed kimś niedoprecyzowanym i niejednokrotnie budziłam się z krzykiem. Zazdrościłam tym, którzy snów nie pamiętają. A teraz, gdy jestem w terapii, nastąpiła zmiana. Jestem ciekawa co powiedziałby na to Freud🤔 Zaczęły mi się śnić sny konfrontacyjne. Konfrontuję się w nich z samą sobą lub z innymi, pokonując własne lęki i słabości. Budzę się z poczuciem, że jestem silna. Bardzo osobliwe doznanie, zwłaszcza dla kogoś kto zawsze starał się żyć tylko z poziomu świadomości 🙈🙉🙊

                Czerwonewino
                Uczestnik
                  Liczba postów: 99

                  Wyszłam z domu z bagażem, na który nie miałam wpływu. Nie wiem jeszcze co się w nim znajduje, bo nie ja go pakowałam. Otworzyłam już walizkę. Wyjmuję pojedyncze rzeczy i tworzę trzy kupki: biorę, wyrzucam, może się jeszcze przydać.

                  Czerwonewino
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 99

                    2wprzod1wtyl, nikt  poza nami samymi nie ma mocy sprawczej spowodowania, że poczujemy się szczęśliwi w swoim życiu, dlatego też staram się dawać wsparcie i pomoc emocjonalną tej małej dziewczynce, która we mnie jest, a która w jakimś stopniu cały czas siedzi z pijącymi rodzicami w czterech ścianach domu. Staram sie być wobec siebie empatyczna  choć krytycyzm też się lubi załączać 🥰

                    Czerwonewino
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 99

                      2wprzod1wtyl bardzo źle mnie zrozumiałeś. Nie wypieram swoich lęków, wręcz przeciwnie konfrontuję się z nimi. Wlaśnie opowiedziałam o swoim praktykowaniu i stawianiu czoła własnym lękom każdego dnia. O ich oswajaniu. Małymi krokami.
                      Jedynie co deprecjonuje, umiejszam i gaszę w sobie (proszę nie mylić z wypieraniem) to moje własne negatywne opinie na własny temat.

                       

                      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 2 miesięcy temu przez Czerwonewino.
                      Czerwonewino
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 99

                        Szwaczko, miałaś mieć wizytę u terapeuty… czy byłaś? Pytam nie dlatego, że chcę wiedzieć jak poszło, bo to jest twoje indywidualne przeżycie, ale dlatego, że z twoich wpisów wyłania się obraz kobiety, która może mieć w sobie inklinacje do zależności i/lub współuzależnienia, a to byłby krok w wielką czarną dziurę. Chciałabym się mylić, ale jeżeli tak jest, to mam nadzieję, że terapeuta by to wyłapał.

                        Rozumiem pogoń za miłością, jestem romantyczką. Obawiam się jednak, że w tej pogoni możesz zatracić siebie, a nie ma nic bardziej dołującego jak trwanie w związku, w którym kocha się mocniej… Mówię to z własnego doświadczenia

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 81 do 90 (z 98)