Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 841 do 850 (z 919)
  • Autor
    Wpisy
  • Jakubek
    Uczestnik
      Liczba postów: 931

      Just a Girl

      Też odbierałem młodsze rodzeństwo z przedszkola:)

      Chyba, podobnie jak Fenix Fenix, byłem dzieckiem nieśmiałym, ale może po prostu wrażliwym, funkcjonującym trochę na pograniczu świata realnego i wyobraźni. W każdym razie byłem dość towarzyski, miałem wokół kolegów, tylko do domu wstydziłem się ich zapraszać. Byłem uważany za wesołego, nawet wesołkowatego chłopaka. Wrażliwość chowałem głęboko. Podobnie jak domowe historie.

      To dziwne, ale nawet kiedy już miałem skończone 10 lat zdarzyło się niekiedy, że usłyszałem w sklepie – co ci podać dziewczynko? Było to nieco frustrujące:) Nie przypominam dziewczynki na ówczesnych zdjęciach, mam tylko takie nieco cielęce, rozszerzone łagodnym zdziwieniem oczy – oczywiście nie twierdzę, że to jakaś dziewczęca cecha. Pomimo tych perturbacji, jakoś udało mi się zachować tożsamość seksualną:) Dziś nikt by się nie doszukał dziewczynki w takim brzydalu, choć czasami w lustrze odnajduję spojrzenie tamtego chłopca.

      Niepewność i poczucie zagrożenia pojawia się u mnie na przykład wtedy, kiedy jestem w towarzystwie kobiety i zjawia się inny facet. Z miejsca zaczynam się z nim porównywać. Uspokajam się dopiero, jeśli kobieta nie poświęca mu zbytniej uwagi. Jeśli jednak jego osoba odciąga uwagę kobiety ode mnie, odczuwam wzbierającą irytację i agresję. To jakaś moja atawistyczna i w ogóle nieprzepracowana terapeutycznie reakcja. Mam irracjonalną potrzebę odczuwania, że jestem najważniejszym mężczyzną w otoczeniu. Trochę głupio to wyznawać, podczas konwersacji z kobietami, ale innej okazji do zwierzenia się z tego kobiecie prawdopodobnie nie znajdę.

      Niespodziewanie, w tym toku myśli, uświadamiam sobie, że w dzieciństwie podobnie musiałem starać się o uwagę i uśmiech matki. Walczyłem o jej serce ze złym ojcem. Ukochana matka, Święta Boża Rodzicielka, Bogurodzica, Matka Polka. Czy można choćby zadrasnąć taki nieskalany obraz. W Częstochowie tylko raz się udało. Komu? Szwedom? Turkom? Być może taraz walczę o zdobycie jej serca – w każdej napotkanej kobiecie. Czy mężczyzna wiążąc się z kobietą skazany jest de facto na związek z własną matką? Jak się z tego wyrwać?

      Nie wymagam odpowiedzi, bo chyba ten post nieco wykracza poza ramy naszych rozmów. Jest to pisanie do samego siebie. Jednak temat matki, również w moim przypadku, jest mało przepracowany.

      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        Do Fenix Fenix:

        Dzięki z dobre słowa.

        Nagle coś sobie uświadomiłem. Przecież Ty zupełnie nie musisz obawiać się tego, że sparzysz się lub spalisz, ponieważ ogień to Twój żywioł a rodzisz się z popiołu. Tak więc do boju, machaj skrzydłami i podpalaj co się da.

        Tak na marginesie, najmocniej zapamiętany przeze mnie wizerunek literacki Twego imiennika, to ptak z książki dla dzieci „Feniks i dywan”, pisarki Edith Nesbit. Bardzo to była dumna, przekorna i pewna siebie ptaszyna. A wygadana! Równocześnie oddany i wierny przyjaciel.

        Ciekawe, które cechy pasują do Ciebie?:))

        Pozdrawiam

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 931

          Do Fenix Fenix:

          Jako osoba z gruntu ostrożna i zdystansowana, niepokojąc się o Ciebie, zachęcam do stopniowych kroków, bez eskalowania oczekiwań. Nie zakładajmy od razu, że każdy życzliwy i sympatyczny facet lub kobieta, to nasza druga połówka na całe życie. Pozwólmy sobie na stopniowe otwieranie się, obserwujmy reakcje, zaczynajmy od małych kroków. Tak zresztą chyba planowałaś:)

          Pozdrawiam:))

          Jakubek
          Uczestnik
            Liczba postów: 931

            Do Just a Girl:

            Często wspominasz, o obawach, że nie jesteś dość dobra. Zastanawiam się, jakie to ma podłoże. Starasz się na coś zasłużyć? Dążysz do perfekcji, do bycia tą najlepszą? A może obawiasz się konkurencji i tego, że okażesz się tą „gorszą”? Wybacz tę amatorską psychoanalizę, ale staram się trochę poznać Just a Girl.

            Czytając Twoje posty odnoszę wrażenie, że jesteś osobą bardzo uporządkowaną, dokładną i lubisz kiedy wszystko leży na swoim miejscu (ciekawe jaki masz stosunek do niespodzianek?). Piszesz trochę tak, jakbyś prowadziła lekcję o sobie. Chcąc być dobrze zrozumiana, powoli i wyraźnie tłumaczysz słuchaczom kim jesteś i co czujesz. Mają to zapamiętać i umieć powtórzyć. To bardzo urokliwy sposób pisania, lubię to czytać. Jest w tym jakaś atmosfera szkolnej klasy, tablicy, zeszytów. Ciekawe dlaczego mimo to nie potrafisz przyjąć, że jesteś wystarczająco dobra, że wszystko u Ciebie leży na swoim miejscu. Z innych częstych Twoich powtórzeń wyłapałem skargę, że jesteś ufna i mężczyźni to wykorzystują. Nie namawiam jednak do rozwijania tych myśli.

            Z moich obaw. Dopadł mnie lęk, że ta, jakby nie było świeża, ekscytacja zmianą wygaśnie, osłabnie, zapał minie i znowu osunę się w bierność, w przekonanie, że nie uda się nic zmienić i lepiej nie będzie. Potrzebuję jakichś wspomagaczy, napojów izotonicznych wlewanych prosto do głowy, kiedy przychodzą takie myśli.

            Pozdrawiam

            Jakubek
            Uczestnik
              Liczba postów: 931

              Fenix Fenix,
              to bardzo budujące, że nasz wirtualny kontakt prowadzi do przełamywania barier w prawdziwym życiu. Mnie pomógł w podjęciu decyzji o terapii. Trzymam kciuki:)

              Ten dawny zegarek mam jeszcze.

              Pozdrawiam.

              Jakubek
              Uczestnik
                Liczba postów: 931

                W nawiązaniu do historii z zegarkiem, tym razem o braku uważności.

                Kilka dni przed historyjką z zegarkiem odwiedziła mnie zapłakana sąsiadka. Kobieta po 50, przyjęła „zaproszenie” na pokaz darmowego masażu i zdrowego gotowania, odbywający się w miejscowej sali widowiskowej. Okazało się, że oprócz darmowych „doznań” podczas pokazu prowadzona była również sprzedaż jakichś kosmicznych garnków, noży, specyfików zdrowotnych, itp. Sąsiadka opuszczała pokaz z naręczem różnych towarów oraz umową zobowiązującą ją do spłacenia ich ceny – kilkunastu tysięcy złotych rozłożonych na miesięczne raty.

                Do mnie przyszła załamana. Nie była w stanie spłacić takiej kwoty. Tłumaczyła mi, że prowadzący pokaz mężczyzna był tak przekonujący, tak pięknie mówił, zachwalał, komplementował, wręczał drobne prezenty, zrobił jej taki mętlik w głowie, że zupełnie mu się poddała. Co więcej, nie zabrała wtedy okularów, więc w zasadzie nie wiedziała co za umowę podpisuje.

                Jesus!!! Miałem ochotę udusić kobiecinę. Chyba na nią krzyczałem.

                W każdym razie zabrakło w jej historii tego właśnie momentu, który mnie uratował przed podobną, może nie tak dramatyczną, wpadką.

                Słuchajmy siebie.

                Pozdrawiam

                Jakubek
                Uczestnik
                  Liczba postów: 931

                  Droga była wyjątkowo przejezdna, więc dotarłem na miejsce spotkania w pobliskim mieście o półtorej godziny za wcześnie. Chcąc jakoś wypełnić wolny czas, wstąpiłem do położonej w sąsiedztwie galerii handlowej. Nic lepszego nie przyszło mi do głowy, chciaż nie przepadam za takimi miejscami. Czuję się osaczony w alejach rozświetlonych witryn, taksowany przez mijanych przechodniów i ekspedientki, mam ochotę skryć się w nieistniejącym ciemnym kącie.

                  Chodziłem bezmyślnie od sklepu do sklepu, aż dotarłem do witryny pełnej błyszczących zegarków. Wpadły mi w oko, bo od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem kupna nowego. Obecny zegarek dostałem w prezencie od K., kiedy jeszcze byliśmy razem. Powracanie myślami do K. przy każdym sprawdzaniu godziny było naprawdę uciążliwe.

                  Wszedłem do sklepu i poprosiłem o pokazanie paru zegarków. Obie sprzedawczynie zakrzątnęły się koło mnie, bo byłem jedynym klientem. W ciągu kwadransa przymierzyłem pięć ? sześć zegarków, z których każdy był wieczny, niezniszczalny, ewentualnie po dłuższym okresie noszenia mógłbym go rewitalizować, szlifować, odświeżać, itd. Sprzedawczynie zachwalały towar bez przerwy. Kiedy zachwyciłem się jednym z zegarków, natychmiast przemianowały go na ?mój zegarek? – ?ten pana zegarek świetnie leży na przegubie, pasuje do pana, doskonale się komponuje…?, czułem się nieco ogłuszony, ale też moja wola zaczęła się łamać, zaczynałem wierzyć, że ten zegarek i ja, naprawdę jesteśmy dla siebie stworzeni, zwłaszcza, że miał takie delikatne akcenty związane z dyscypliną sportu, którą amatorsko uprawiam, no i mrugał do mnie zza kryształowego szkiełka, prosił ?weź mnie, zabierz mnie stąd?, opłótł mi nadgarstek jak bluszcz, chyba ze skórą bym go odrywał, a gdybym na boisku wśród innych zawodników, wyciągnął w stronę słońca przegub, na którym lśni ten zegarek… Właściwie, niczym Adam Małysz, jechałem już w dół skoczni, na końcu której słychać było dźwięk odrywanego paragonu zakupu.

                  Był tylko jeden problem. Gdzieś głęboko w głowie, w jej najdalszym zakamarku, tkwiła pewność, że na taki zegarek mnie nie stać. Jeśli bym go kupił, to z niepowetowaną szkodą dla innych poważnych i koniecznych wydatków.

                  I właśnie wtedy, kiedy wyobraziłem sobie, że wychodzę ze sklepu z tym zegarkiem na ręku i idę dumnie machając przegubem… w tym momencie poczułem jakieś kłucie w brzuchu, czysto fizyczne doznanie, jakby coś się we mnie skręcało, ściskało w obliczu takiej wizji, dotarło do mnie, że będę miał potem ogromne poczucie winy.

                  I to doznanie pochodzące prosto z brzucha sprawiło, że wyhamowałem przed samym progiem skoczni, coś, czego nawet Adam Małysz by nie potrafił, zatrzymałem się, odpiąłem narty, usiadłem na chwilę z boku skoczni i wziąłem głęboki oddech.

                  A potem powiedziałem paniom, że jednak muszę jeszcze przemyśleć sprawę, odpiąłem zegarek i powiedziałem ?do widzenia?.

                  Może kiedyś.

                  Tę historyjkę interpretuję na swoje potrzeby, jako opowiastkę o znaczeniu uważności. O znaczeniu sygnałów płynących z ciała. Można się czasem zagubić, zapętlić, zagonić w biegu myśli. W takich chwilach warto przynajmniej spróbować przyhamować, odejść na bok (mentalnie lub fizycznie), posłuchać co mówi nasze ciało. Wydaje mi się, że ono zawsze zna prawdę.

                  Jakubek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 931

                    Kiedy jesteśmy w pracy pracujmy, stwierdziła Just a Girl, kończąc pisać post na forum internetowym;)) Tak, tak, pamiętam, masz w pewnym sensie twórczą pracę:)

                    Pozdrawiam

                    Jakubek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 931

                      Do Just a Girl:

                      Czy myślisz, że bez uczestniczenia w terapii udałoby Ci się zajrzeć tak głęboko w siebie? Zyskać to optymistyczne spojrzenie?

                      Pytam, bo to może być wartościowa wskazówka dla kobiet, które przeżyły coś równie bolesnego. Może po takich wydarzeniach należy skupić na przetworzeniu ich w coś (jakkolwiek to brzmi) pozytywnego, potraktować jako „nowe otwarcie”, przyczynek do zmiany życia na lepsze. To piękne, że możesz być dla nich przykładem.

                      Na początku może się wydawać, że życie legło w gruzach, a potem podnosisz się jak Fenix (x2, nomen omen:)) z popiołów:))

                      Pozdrawiam:)

                      Jakubek
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 931

                        Do Fenix Fenix (ad wcześniejszy post):

                        Piękne porównania. Jednak kiedyś, w dawnych wiekach, sprawy działy się wcześniej. Dzisiaj obserwuję wokół wiele znajomych i przyjaciółek, które po raz pierwszy na drogę macierzyństwa wstępują po 30 i 40. W natężeniu „maminych” radości i smutków w niczym nie ustępują dwudziestolatkom. Są jedynie bardziej niezależne. A przecież granica wieku jest w pewnym sensie otwarta.

                        Pozdrawiam:)

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 841 do 850 (z 919)