Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 9 wpisów - od 911 do 919 (z 919)
  • Autor
    Wpisy
  • Jakubek
    Uczestnik
      Liczba postów: 931

      Dziękuję za pozdrowienia i też pozdrawiam. Chyba właśnie tego szukam – potwierdzenia, że nierozumienie siebie, da się jednak zrozumieć. To naprawdę promyk światła i wielkie odkrycie, że prawdopodobnie mijamy się każdego dnia, obrzucając się przerażonym spojrzeniem, nie wiedząc o podobieństwie naszych przeżyć i uczuć.

      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        Sukces. Czy DDA może coś takiego osiągnąć? Ostatnio przeczytałem, że piłkarz Ronaldo miał ojca alkoholika. Mimo to facet osiągnął chyba wszystko, co było możliwe w swym zawodzie. Jest najlepszym i najlepiej zarabiającym piłkarzem na świecie. Jak mu się to udało? I czy udało mu się pokonać swoją smutną przeszłość? Oczywiście nad jego psychiką pracuje cały sztab techników-specjalistów.

        Prowadzę mój mały biznes bez zapału i nie wysilając się zbytnio. Powinienem myśleć o pokonaniu konkurencji, szukać nowych klientów, pieniędzy na inwestycje, tworzyć strategie. Nie mam jednak sił. Brak mi motywacji. Odpuszczam. Poprzestaję tylko na tym, by utrzymać się na powierzchni. Przetrwać. Przeżyć. Pieniądze same w sobie nie są wystarczającym celem (wabikiem). Najboleśniejsze jest to, że nie mam z kim dzielić moich małych sukcesów i porażek. Otworzyłem biznes po rozstaniu z K. Myślałem, że to będzie nowy początek, że ta aktywność mnie wciągnie, że szybko pojawi się obok mnie ktoś inny. Tymczasem nikt się pojawił. Zresztą nawet nie wiem skąd miałby przyjść, bo od kilku lat moimi rozmówcami są wyłącznie osoby, które mają do załatwienia interes. Niektóre klientki są nawet niczego sobie. Czasami zastanawiam się, czy widzą na mojej twarzy tę niewypowiedzianą tęsknotę za bliskością.

        Tymczasem K. założyła nową rodzinę. Mają dziecko, którego zawsze pragnęła. Dochodzą mnie słuchy, że to raczej burzliwy związek i martwi mnie to. Nasz też był burzliwy i dlatego nie chciałem w nim dzieci. Nie chciałem fundować im tego, przez co przechodziłem w moim domu. Próbowałem najpierw poukładać sprawy między nami, dorosłymi – ale nie udało się. Nie tęsknię do niej. Nie za często.

        Ciekawe, czy gdyby Ronaldo pożyczył mi swoją armię psychotechników, to ruszyłbym z biznesem do przodu? A może wystarczyłaby jedna osoba, dla której zechciałbym to zrobić? Tylko czy ona powinna przyjść do mnie z zewnątrz? Czy też może powinna wyjść ze mnie?

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 931

          Jak pogodzić pełnienie dorosłych ról społecznych z obezwładniającym poczuciem własnej niedojrzałości, dziecięctwa, infantylności. Poczuciem bycia dzieckiem błądzącym we mgle. Chciałbym wreszcie uciszyć to dziecko, uspokoić i pożegnać, niech sobie idzie ode mnie i nie wraca, hasta la vista, baby, tratatatataaaa… & RIP. Momentami mam wrażenie – nie umniejszając wagi życia emocjonalnego nastolatków -, że mój rozwój emocjonalny zatrzymał się na poziomie nastolatka właśnie. A przynajmniej jest we mnie dość aktywny taki rozemocjonowany, zakompleksiony, czuły na opinie i akceptację, nastolatek. Który drętwieje ze strachu, gdy go wywołują do tablicy i chciałby uciec na koniec świata, gdy spotka się z krytyką. Tłumię go oczywiście, bo już od bardzo dawna nie jestem nastolatkiem.

          Niektóre kobiety łapią się na ten dziecięcy rys u faceta. Może biorą go za delikatność? Może chcą się kimś zaopiekować? A może sądzą, że to tylko poza, kokieteria albo nawet urokliwy kamuflaż, skrywający prawdziwą męskość? I dopiero upływ dni, miesięcy, lat otwiera im oczy. Dociera do nich, że to nie żaden kamuflaż, a sama istota tego faceta. A cała jego męskość to właśnie kamuflaż dla tej niedojrzałości.

          Co zrobić z tym wewnętrznym, nieutulonym dzieckiem? Jak oprzeć się pokusie zamaskowania go różnymi sposobami? Wyrzeźbionym na siłowni ciałem. Zasobnym portfelem. Stanowiskiem. Pozycją społeczną. Butą i arogancją.

          W jakimś poście przeczytałem, że na weselach sadzają dorosłą dziewczynę przy dziecięcym stole. Czasem mam wrażenie, że przy takim stole czułbym się najbezpieczniej. Zresztą nie lubię wesel.

          Jakubek
          Uczestnik
            Liczba postów: 931

            A skąd wiesz, że on uważa kobiety za złe? Rozmawiałaś z nim? Może wcale nie jest taki nieśmiały, a jego wycofanie ma inną przyczynę. To chyba częsty problem piszących tutaj – lęk przed prostymi dla innych czynnościami. Po co rozwijać scenariusz udanej lub nie udanej miłości, zanim choćby spróbujemy poznać drugą osobę jako człowieka. Idźmy do tych, którzy nas pociągają najpierw po to by porozmawiać, a zobaczymy co z tego wyniknie. Oczywiście łatwo powiedzieć. Ale dajmy sobie szansę.

            Wydaje mi się, że chaos emocjonalny, który panuje w głowach osób z „trudnych domów”, uniemożliwia stwierdzenie już na wstępie, czy to miłość, zauroczenie, zwykłe pożądanie, czy coś jeszcze innego. Ale któż to może wiedzieć? Zresztą czy takie osoby nie boją się słowa „miłość” i „kocham”?

            Faktem jest, że jak dwie osoby „z przeszłością” się spotykają, to związek po okresie pierwszego zauroczenia, przekształca się w ciężką harówkę. I jeśli są mądrzy, jeśli jest między nimi ta „miłość”, jeśli uda im się poskromić własne „ego”, jeśli nie pozwolą by zalało ich bagno z przeszłości, to myślę, że mogą stworzyć coś pięknego i trwałego. Nie wiem tylko, czy to możliwe bez wsparcia terapeutycznego. I nie wiem, ile razy można tego próbować.

            Kobietom zranionym przez mężczyzn, zdarza się zwracać uwagę na cichych, spokojnych, lekko nieszczęśliwych – czytaj bezpiecznych – facetów. Warto poznać mężczyznę lepiej, zajrzeć pod te pociągające nas „łagodne” cechy i przekonać się, czy tam głębiej również znajdziemy coś urokliwego. Najlepszy sposób, to podejść i porozmawiać.

            Jakubek
            Uczestnik
              Liczba postów: 931

              Strasznie uciążliwe są zakodowane reakcje, odciski na umyśle. Mimo upływu lat, wciąż czuję ścisk w dołku na dźwięk jego głosu. Obrzydzenie. Nienawiść. Złość za zmarnowane lata. Poczucie winy, bo tak nie powinno się myśleć. Równocześnie strach, że trzeba szybko coś naprawiać, wyjaśniać, bo umrze, a ja zostanę z całym bałaganem w głowie.

              Ważne jest odseparowanie się fizyczne. Odległość. Czasami to takie proste. Z każdym umykającym kilometrem myśli stają się czystsze. Wyobrażałem sobie, że moje myśli, to długa, bardzo rozciągliwa guma, która wiąże mnie z domem. W miarę oddalania się, napinała się coraz bardziej, stawała coraz cieńsza, a w końcu pozwalałem jej pęknąć z cichym „brzdęk”. Taka wizualizacja mi pomagała. Podczas zagranicznych wyjazdów odzyskiwałem siły. Nie tęskniłem. Z poczucia obowiązku dawałem sygnały życia. Problemy nadal były przy mnie, ale stawiałem im czoła w nowych warunkach, samodzielnie. Dom był odległy, jak wspomnienie. Nie czaił się za plecami.

              Po każdym powrocie dość szybko od nowa zamykał mnie w ponurym uścisku. Wysysał przywiezioną energię.

              Z innej beczki, czy DDA mają wielką skłonność do konfabulacji, kłamstwa, zmyślania? Ze strachu przed tym, jak zostaną odebrani przez otoczenie? Czy z obawy przed odrzuceniem wymyślają lepszych siebie na użytek obcych, a nawet bliskich osób? Zdarza mi się kłamać zupełnie bez potrzeby, jakby automatycznie, w prozaicznych sytuacjach, bo czuję potrzebę lekkiego „podkolorowania” mojej rzeczywistości.

              Jakubek
              Uczestnik
                Liczba postów: 931

                Szukając odpowiedzi na pytanie „Co mi jest?”, pomijałem rolę, jaką alkohol odgrywał w domu. Raczej analizowałem samych ludzi, ich charaktery, nawyki, ułomności psychiczne. W nich szukałem przyczyn dysfunkcji. Nadal myślę, że to ważne czynniki. I nadal wzdrgam się przed stwierdzeniem (przyznaniem?), że alkohol był odrębnym graczem w tym rodzinnym spektaklu. Jak to, zwykła flaszka? I to pojawiająca się tylko okazjonalnie, jak aktor grający kamerdynera, który co jakiś czas wbiega na sceną, rozstawia kieliszki przed aktorami grającymi główne role i znika za kurtyną. Taki epizodyczny ktoś/coś, miałby mieć decydujący wpływ na losy rodziny?

                Czy DDA powinien personifikować flaszkę? Widzieć w niej jakąś potężną, złą istotę, która swą magiczną i trującą mocą zrujnowała mu dzieciństwo? Saurona zamkniętego w butelce?

                Nie wiem jak się do tego podchodzi w terapii. Przecież to zawsze człowiek wyciąga korek i wypuszcza dżina.

                Na mojej terapii w ogóle nie był poruszany problem alkoholu w domu rodzinnym. Mimo, że delikatnie o nim wspominałem. Ach to pasywne podejście terapeuty, „Co tam u ciebie?”, „Co się ostatnio wydarzyło?”, „O czym chcesz dziś porozmawiać?”, … Ale ceniłem sobie te spotkania, bo były moją pierwszą samodzielną próbą zrozumienia o co w tym wszystkim chodzi. Nie dowiedziałem się, ale kilka rzeczy w życiu zmieniłem na lepsze.

                Czy to jest problem alkoholu w domu?
                – nerwowe oczekiwanie nocą w łóżku na powrót rodziców z rautu i nasłuchiwanie czy ojciec jest zalany czy nie, i czy będą się kłócić,
                – unikanie spojrzeń sąsiadów, po tym jak pijany ojciec zasypiał w łazience nie zakręcając kurka nad wanną i woda zalewała mieszkanie na niższym piętrze,
                – wstyd przed sąsiadami, kiedy ojciec nie mogąc trafić do własnego mieszkania błąkał się po różnych piętrach, dzwoniąc do obcych drzwi,
                – paraliżujący lęk na każdej rodzinnej imprezie, o to jak ojciec będzie się zachowywał, kiedy wypije i czy w końcu porzyga się publicznie czy też zdąży ukryć się w łazience,
                – i o to, czy będzie mnie publicznie upokarzał, nazywał idiotą, głupkiem, nieudacznikiem, nieukiem,
                – i czy będzie mnie uderzał dłonią albo zwiniętym zeszytem w czoło, jak to często robił w domu, chcąc np. zmobilizować do nauki,
                – i czy będzie mi gniótł i darł zeszyty, podkreślał w nich błędy zamaszystymi czerwonymi krechami, które potem wstyd było pokazać nauczycielce,
                – i czy będzie mnie wyganiał z domu, wypychał za drzwi, abym poszedł do moich „mądrzejszych kolegów, którzy dobrze się uczą i nie są tak głupi jak ty” i żeby oni mi powiedzieli jak bezbłędnie pisze się jakiś wyraz albo oblicza zadanie,

                W tych ostatnich sytuacjach najczęściej był trzeźwy.

                Jakubek
                Uczestnik
                  Liczba postów: 931

                  …mam jeszcze inną koncepcję tłumaczącą dlaczego jest ze mną tak a nie inaczej. Mianowicie w niektórych wschodnich nurtach religijnych i filozoficznych istnieje przekonania, że to nienarodzony jeszcze człowiek wybiera sobie przyszłych rodziców. Jeżeli więc moi rodzice rzeczywiście byliby rezultatem mojej autonomicznej przedprenatalnej decyzji, to może to wszystko przez co przechodzę jest podporządkowane jakiemuś wyższemu celowi, który sam sobie wyznaczyłem. Może w rzeczywistości dojmujące poczucie podłości istnienia, towarzyszące mi przez całe życie przygotowuje mnie do wielkiej metamorfozy, do przeobrażenia w pięknego wolnego motyla, wzbogaconego w całej swej doskonałości o doświadczenia i wspomnienia nędznej poczwarki uwięzionej w dusznym i stęchłym kokonie. Ta myśl mogłaby być dla mnie kołem ratunkowym w bezmiarze oceanu. Dzięki niej mógłbym dopłynąć do zbawczej wyspy…

                  Jakubek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 931
                    w odpowiedzi na: Wyczerpana #467132

                    Do Nieszczęsliwa13: Jeśli to nadal trwa, to może być depresja. Próbowałaś rozmowy z lekarzem psychiatrą o lekach antydepresyjnych?
                    Nie trzeba od razu „brać się w garść”, ale można chociaż poprosić kogoś zaufanego i bliskiego o pomoc w zorganizowaniu takiej wizyty.
                    Wiem, że w takim stanie nawet sięgnięcie po telefon jest niewyobrażalnym wysiłkiem.
                    Jednak dobrze dobrane leki potrafią postawić na nogi. Obserwowałem to u bliskiej osoby, która z totalnego wycofania się (całe dnie w łóżku, zwinięta w kłębek lub tuląca się do ściany, opowiadająca wciąż o śmierci) odzyskała w końcu kontrolę nad swoim życiem. Leki nadal bierze, ale żyje już między ludźmi, działa, śmieje się i realizuje plany.

                    Dobrze też w okresie takiej słabości ograniczyć kontakty z toksycznymi ludźmi, którzy wywołują u nas zły nastrój. Oni odbierają nam siły, potrzebne do powrotu do zdrowia.

                    Jakubek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 931
                      w odpowiedzi na: DDA i własny biznes #467126

                      Wrzuć na jakieś forum parę zdjęć biżuterii (nawet amatorskich) i poproś o ocenę.
                      Obiecaj przedtem sobie, że zarówno zachwyty jaki i totalną krytykę przyjmiesz z pobłażliwym uśmiechem i nie wpłynie to na Twoje plany biznesowe.
                      Ludzie generalnie niezbyt znają się na sztuce, więc nie warto się przejmować ich reakcjami. Jeden „zjedzie” towar, drugi będzie umierał z zachwytu.
                      Ważne, żebyś lubiła tę swoją twórczość i miała pewność, że przyłożyłaś się solidnie do pracy. Jeśli wiesz, że zrobiłaś co mogłaś, to „luz”, na pozostałe rzeczy i tak nie masz wpływu.

                      Najwięksi artyści często klepali biedę za życia i dopiero kolejne pokolenia ich odkrywały – to tak na pocieszenie:))

                    Przeglądasz 9 wpisów - od 911 do 919 (z 919)