Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 901 do 910 (z 919)
  • Autor
    Wpisy
  • Jakubek
    Uczestnik
      Liczba postów: 931

      Do: Just a Girl
      Bardzo pięknie napisane. Widać, że dobrze wykorzystałaś ostatnie miesiące. Gratuluję, dziękuję i pozdrawiam.

      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        Oczywiście, że obawiam się zacząć. Do tej pory tylko jednej osobie opowiadałem o alkoholu w domu. Nadal nawet nie jestem pewien, czy akurat ten problem jest wart aż takiej uwagi. Doceniam jednak samą ideę DDA (która jak doczytałem jest niekiedy kwestionowana), bo opiera się na bardzo konkretnej, dość łatwej do stwierdzenia przesłance – alkohol w domu.

        Próbowałem terapii, ale brakowało mi w niej właśnie jakiegoś namacalnego źródła problemów, jakiegoś niepodważalnego faktu. Interesowałem się teoretycznie takimi zagadnieniami jak depresja, borderline, Zespół niezaspokojenia emocjonalnego i inne kategorie psychiatryczne. Wszystkie one wydają mi się dość nieprecyzyjne, objawy przenikają się nawzajem, w gruncie rzeczy nie wiadomo, nad czym pracować.

        W przypadku DDA nie tworzy się takich rozmytych definicji. Jest co prawda jakiś test objawów, i faktycznie, wielu ludzi może się w nim odnaleźć. Jednak ten test traktuje trochę pobocznie. Postanowiłem skupić się na ustaleniu konsekwencji obecności alkoholu w moim rodzinnym domu. Jakie to są konsekwencje i jak dezorganizują mi życie?

        Mam wiele oczekiwań. Tak więc masz rację, obawiam się:) Jednak nauczyłem się pokonywać takie lęki. Właśnie pisanie tu to jeden ze sposobów:))

        Dopisek: ale masz jeszcze w czymś rację, lepiej się czuję z przygotowaną drogą ucieczki, unikam rzucania się w wir wydarzeń z zamkniętymi oczami i okrzykiem „niech się dzieje co chce!”, niestety takie podejście dotyczyło też związków. Takie zachowawcze podejście, nieufność, odbiera życiu radość.

        Dzięki za uwagi i pozdrawiam:)

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 931

          Prowadzenie zeszytu snów, to niezły pomysł. Z podświadomości wychodzą ciekawe rzeczy. Kiedyś to robiłem, lecz niesystematycznie. Jako dziecko miałem wiele koszmarów. Przed zaśnięciem sprawdzałem szafy w pokoju i zaglądałem pod łóżko, czy tam się coś nie chowa. Nawet mając już 20 lat czasami zapalałem światło i rozglądałem się po pokoju, bo nie mogłem poradzić sobie z uporczywym wrażeniem, że ktoś (np. zmarły krewny) stoi nad moim łóżkiem i przygląda mi się. Z czasem, kiedy się trochę wyciszyłem, kiedy pojawił się ktoś bliski i zaczął zasypiać obok mnie, te lęki zaczęły odchodzić. Powracały czasem w okresach samotności. Generalnie, zasypianie przy bliskiej osobie, to moim zdaniem najlepszy lekarstwo na koszmary. Dotyk ukochanej osoby zawsze dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Niestety to najlepsze lekarstwo, jest równocześnie bardzo trudno dostępne. Z drugiej strony, gdzieś czytałem, że ludzie nie są stworzeni do spania przy boku drugiej osoby, że to nie jest naturalne w przyrodzie (sic!). Innym sposobem jest wprowadzenie zdrowych nawyków do swego życia, odstawienie (przynajmniej przed snem) papierosów, alkoholu, kawy – zastąpienie ich np. dotleniającymi ćwiczeniami fizycznymi lub oddechowymi. Zdrowo zmęczone ciało lepiej śpi. To tyle w bliskim mi temacie, bo ostatnio wciąż odczuwam potrzebę snu.
          Pozdrawiam

          Jakubek
          Uczestnik
            Liczba postów: 931

            Do: Just a Girl
            Dziękuję za informacje.
            Wgląda na to, że są dwa rodzaje grup. Takie „społeczne”, gdzie członkowie skrzykują się samorzutnie i spotykają bez udziału profesjonalnego terapeuty – one są zapewne bezpłatne, bo nie ma komu tutaj płacić. Oraz są grupy zorganizowane, z wcześniejszym naborem, prowadzone przez terapeutę (takie jak Twoja) – i one są odpłatne. Kuszą mnie te pierwsze grupy. Wydają się mniej formalne (co może być ich wadą) i na pierwszy rzut oka przypominają raczej kółka zainteresowań (zainteresowań wspólnym problemem DDA). To może być błędne wrażenie, bo mało jest informacji o takich grupach. Terapia z udziałem terapeuty na pewno jest usystematyzowana, ma swoje etapy, itd.

            Ostatecznie i tak przesądzą faktyczne możliwości. Takich grup chyba nie ma w Polsce zbyt wielu, więc w zasadzie trzeba brać, to co jest w pobliżu. Znalazłem w internecie informację o 3-4 w mojej okolicy, nie wiem czy nadal działających, i pewnie z nich będę musiał wybrać. Choć kusi mnie też wizja wyjazdów na spotkania do dalekiego miasta. Waham się przed podaniem na forum okolicy, z której pochodzę, ale nie znalazłem tu aktualnych ofert, z których mógłbym skorzystać.

            Jeszcze raz dziękuję za wszystkie odpowiedzi, to miłe, kiedy ktoś się zainteresuje.

            Pozdrawiam

            Jakubek
            Uczestnik
              Liczba postów: 931

              Coś nie tak poszło. Miał być tylko link. Niemniej to wart poznania nagrany w 1974 roku cover piosenki Boba Dylana.

              Jakubek
              Uczestnik
                Liczba postów: 931

                Jako autor wątku pozwalam sobie wkleić odnośnik do wątkowego tematu muzycznego.

                Jakubek
                Uczestnik
                  Liczba postów: 931

                  Do: Just a Girl

                  Dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi. Wygląda jednak na to, że nie można ot tak sobie wejść z ulicy i posłuchać – jak to pokazują w amerykańskich filmach. Nie szkodzi. Jeśli efekty mogą być takie jak opisujesz, to warto zaryzykować. Życzę dalszych postępów:)

                  Pozdrawiam

                  P.S. Czy te spotkania są odpłatne czy bezpłatne? Podpisujecie jakąś umowę, zobowiązanie?

                  Jakubek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 931

                    Do: Just a Girl.
                    To bardzo ciekawe co piszesz. Chciałby przyjść na takie spotkanie, usiąść bezpiecznie gdzieś z boku i posłuchać. Nie mówić po co przyszedłem, nie mówić kim jestem. Dać sobie czas na podjęcie decyzji. Słyszałem, że to możliwe w niektórych grupach. Może wiesz coś o tym? Tego się chyba najbardziej boję, pytań od razu „Kim jesteś?”, „Po co przyszedłeś?”… I tego, że mogę spotkać znajomych (choć to absurdalny lęk).

                    Wykorzystam Twoje zainteresowanie i od razu zapytam, czy:
                    – Twoją grupą kierował psycholog, terapeuta, w każdym razie ktoś przygotowany profesjonalnie?
                    – czy musiałaś od razu podawać kim jesteś?
                    – czy skład grupy się zmieniał w trakcie terapii?
                    – czy mieliście kontakty poza spotkaniami?
                    – jak długo uczęszczałaś/uczęszczasz?
                    – czy grupy z zasady tylko męskie lub kobiece, czy też mieszane?

                    Możesz tylko na te, na które chcesz odpowiedzieć:)) Moja dotychczasowa znajomość grup terapeutycznych bierze się wyłącznie z niefachowych książek i filmów (typu „Podziemny krąg” z Bradem Pittem). Tak więc z niezbyt wiarygodnych źródeł. Nie znam nikogo, kto zdradzałby się z tym, że na terapię uczęszcza.

                    Z góry dziękuję i pozdrawiam

                    Jakubek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 931

                      Nie każde spotkanie z człowiekiem jest dobre. Jeśli wchodzić między ludzi, to najlepiej między nowych. Nie wracać na siłę do dawnych środowisk, w których było źle, licząc na to, że teraz wydarzy się coś nowego, inspirującego. Tam tylko odnowią się stare reakcje, odżyją ospałe demony, powrócą fobie.

                      Utrzymuję kilka starych znajomości, nie mając z nich żadnej satysfakcji czy przyjemności. Sporadyczne spotkania mijają w poczuciu pustki, na mieleniu bezsensownych zdań, ukradkowym spoglądaniu na zegarek. Czuję ulgę, kiedy dobiegają końca. Mimo to, nie potrafię ich przerwać. Wmawiam sobie, że lepszy ten człowiek niż żaden. Że powinienem być wdzięczny za okazane mi zainteresowanie. Częściej jednak czuję się traktowany przedmiotowo, jak „wypełniacz” cudzego wolnego czasu, kiedy już naprawdę nie było lepszej alternatywy.

                      Daleka kuzynka z Wielkiej Brytanii potrafi do mnie dzwonić przed północą i zanudzać opowieściami o życiu na emigracji. Potrafi gadać przez dwie godziny. Ograniczam się do wydawania odgłosów w rodzaju „uhmm”, „ehmm”, „aha”, „no patrz”, „co ty powiesz” – co jej w zupełności wystarcza. Kilka razy, w ramach testu, próbowałem rozwinąć rozmowę na temat moich problemów, ale wtedy szybko zmieniała temat. Czuję się źle po takich rozmowach. Potrzebuję uwagi i zrozumienia, których ona mi nie daje. Chciałbym jej to powiedzieć, ale raczej nie będę miał odwagi, łatwiej udawać, że nie mogłem odebrać telefonu. Takie znajomości są jak kamienie w plecaku podczas pieszej wędrówki. Obciążają, utrudniają, spowalniają.

                      Ja wiem, że ona jest samotna i ma desperacką potrzebę kontaktu z człowiekiem (znane mi uczucia). Jednak robi to tak nieumiejętnie, że czuję się zaniedbany, wykorzystany, prawie przez nią krzywdzony. Czy muszę traktować siebie jak towar na wyprzedaży i oferować każdemu chętnemu pod hasłem „Obniżka 100%! Bierzecie i nic nie płacicie!”. Czuję się potem jak wyżęta szmata.

                      Jakubek
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 931

                        Mam dużo obaw przed przystąpieniem do grupy terapeutycznej. To niemalże jak wchodzenie w związek. Te same pytania. Czy się dopasujemy? Czy mnie przyjmą? Czy odrzucą? Czy będą lojalni? Czy zdradzą? Na dodatek to związek poligamiczny. Z grupą. A więc każde z pytań trzeba pomnożyć przez liczbę osób. Wchodzi się do środka, do takiej grupy, żeby naprawić/poprawić swoje życie. Czy wszyscy będą potrafili to uszanować? Jak uniknąć fałszywych motywów, np. nadziei, że tam znajdę miłość na całe życie albo oddanych przyjaciół. Chciałbym potraktować to bardzo „roboczo” i chłodno, jak wizytę w warsztacie samochodowym. Ale tam pewnie będzie uwalnianie emocji, płacze, zwierzenia… A jeśli tam przychodzą jacyś ciekawscy, którzy wyniosą informacje na zewnątrz?

                        Czasem rozmyślam o miejscach, w których gromadzą się ludzie. Na przykład o dużych firmach: piętrach wypełnionych ludźmi, plotkach, intrygach, biurowych flirtach, upierdliwych kierownikach i dyrektorach, stresie, mobbingu, rozmowach o niczym przy porannej kawie. Rozmyślam o wejściu między nich.

                        Nie potrafię zmieniać się sam dla siebie. Obecny biznes planowałem jeszcze pod wpływem K. Chciałem zasłużyć na jej uwagę, bliskość, miłość(?), sprawić, by była ze mnie dumna. Teraz stał się pułapką. Płynę z jego leniwym nurtem w całkowitej samotności. Taki mały Aleksander Doba. Mijam jakieś obozowiska na brzegach, słyszę śmiechy, muzykę, widzę bawiących się ludzi. Znikają. Lubię to co robię. Ale raczej nikt mnie tu nie odnajdzie. Może kiedyś znajdą zasuszone ciało w dryfującym czółnie. He, he…

                        Zawsze, naprawdę zawsze, kiedy wchodziłem między ludzi następowały zmiany. Sama ich liczna obecność, „ścieranie się” emocjonalne, radość i ból, skłaniały mnie do działania, do wprowadzania zmian/korekt w życie. Tak jakbym musiał najpierw przejrzeć się w ich oczach, by dostrzec siebie. W samotności popadam w jakieś odrealnienie. Fantazje na własny temat, których nic nie weryfikuje. Czy jeśli zapukam do człowieka, a on mi otworzy, to za drzwiami czekać będzie raj czy piekło?

                        Dopisek: a innym radziłem ryzykować – ot, hipokryta.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 901 do 910 (z 919)