Odpowiedzi forum utworzone
-
AutorWpisy
-
w odpowiedzi na: Czy ja zaprzeczam współuzależnieniu? #484582
Też mam za sobą relację z uzależnionym. Nie mialam poczucia, że to jakiś „puzel”, ale wiele jego cech bardzo mi odpowiadało. Przede wszystkim podobny poziom intelektualny, rodzaj poczucia humoru, energia życiowa i polot. Gdyby nie ten przeklęty alkoholizm…
Zerwałam, gdy poczułam pewność, że lepiej w to nie brnąć dalej, ale jest mi piekielnie przykro, że zaraz potem spotkał kobietę, która zawalczyła o niego do tego stopnia, że nakłoniła go do walki z nałogiem.
Jestem rozsądna, dorosła już bardzo, a czuję zazdrość, że oni są szczęśliwi. Mimo iż wiem, jakie to może być złudne szczęście. Czuję się bardzo zlekceważona, odrzucona, choć to ja odrzuciłam. Ale zanim odrzuciłam tyle razy mu powtarzałam, że przeszkadza mi jedynie picie, że powinien coś z tym robić. Olewał moje gadanie, a dla niej się podjął leczenia. W czym, na litość boską, byłam gorsza? Gadał, jaka to jestem super i co? Z taką łatwością wymienił mnie na lepszy model (no, dobra, jakiś czas zabiegał, ale po pijaku, więc goniłam go gdzie pieprz rośnie).
Niech to… Przykro mi bardzo. Mam poczucie, że nie miałam wystarczającej wiary w niego, że nie zawalczyłam, ale zrejterowałam.
Z drugiej strony wiem, że nie umiałabym i nawet nie chciałabym walczyć z taką desperacją o faceta. Chcę być kochana z nieprzymuszonej, wolnej woli.
Ale przykro, przykro, przykro.
Niech mi ktoś powie, że postąpiłam słusznie i nie jestem gorsza od tej mojej następczyni 🙁
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 3 miesięcy temu przez
Martini.
Skręcałam w stronę byłego, bo wciąż miałam wątpliwości i brak zaufania do siebie. Już wiem: toleruję trzeźwego, nie życzę sobie odwiedzin po pijaku i wtedy zamykam drzwi. Doceniam, ale nie ufam. Powiedziałam mu (i sobie), że rozdział pt. „związek” zamykam kategorycznie, niech każde z nas skupi się na swoim życiu. Kawę czasem (na trzeźwo) mogę razem wypić.
Moja terapia to nie terapia DDD, ale uczę się na niej zmieniania myślenia, kontroli nad myślami, a więc i niedowalania” samej sobie.
w odpowiedzi na: Poczucie opóźnienia w życiu #484477Ja sobie zawsze tłumaczę, że wszystko, co spotkało mnie w życiu, miało przyczynę, sens i cel. Nie ma bezsensownych doświadczeń, wszystko może czemuś służyć. Od nas to zależy.
Też jestem pod wieloma względami „opóźniona”, ale podchodzę do tego tak jak napisałam wyżej.
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 4 miesięcy temu przez
Martini.
Kurczę, już nie mogę edytować.
Myślę, że przynajmniej w najbliższych dniach będzie trzeźwy i będę miała szansę na poważną rozmowę.
Pomimo, że trzymam się teraz na dystans i jestem ostrożna, jest dla mnie ważny, bo to pierwszy w moim życiu facet, wobec którego przekroczyłam ten mój lęk przed bliskością. Nieufnie, z dozą asekuracji, ale jednak byłam autentyczna i w pewnym stopniu się otworzyłam. Przez moment naprawdę czułam się usatysfakcjonowana i szczęśliwa.
To jest bardzo inteligentny gość, tematy do rozmów i szermierki słowne nam się nie kończyły, wiele potrafił i dał mi sporo wsparcia w codziennych sprawach. Mimo wszystko to dzięki niemu właśnie poczułam, że w związku może być fajnie, radośnie, spontanicznie.
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 4 miesięcy temu przez
Martini.
Nie rozumiem, o jakie zeznania chodzi. Nie czułam i nie czuję się współuzależniona, bo nie biorę na siebie jego problemów, a jednak wciąż jestem w jakiejś tam relacji.
Zablokowałam jego nr telefonu, ale mieszkamy blisko siebie, więc i tak przychodzi.
Czasami bywa całkiem do rzeczy, ale wiem, że problem alkoholizmu nie zniknie. Zapowiedziałam, że toleruję go jedynie jako znajomego (o ile zachowuje się przyzwoicie) , żadnych związków.
Z tym przyzwoitym zachowaniem różnie bywa. Czasami jest do rzeczy, uczynny, kontaktowy, ale zdarzyło się, że przyszedł tak wstawiony, do tego jeszcze z pijanym kumplem, że zamknęłam im drzwi przed nosem.
Mam duży problem z ukróceniem kontaktu właśnie wtedy, gdy bywa milszy, bardziej trzeźwy i kulturalny. Przed takim człowiekiem ciężko mi trzasnąć drzwiami czy wezwać do niego policję.
A z drugiej strony wiem, że prędzej czy później znowu będę miała pijacką burdę.
Przemocy nie stosuje, ale jest wtedy głośny, rozpanoszony, nieprzyjemny. Po co mi to?
On na swój sposób jest mi bliski, ale nie chcę sobie pogarszać życia.
Dziś – to dłuższa i dość niesamowita historia – podpisał krucjatę trzeźwości na rok czasu. To efekt pewnego przypadkowego (?) spotkania z pewną osobą w pewnym kościele.
Nie zachłystuję się tym jednak.
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 4 miesięcy temu przez
Martini.
Nie rozumiem, o jakie zeznania chodzi. Nie czułam i nie czuję się współuzależniona, bo nie biorę na siebie jego problemów, a jednak wciąż jestem w jakiejś tam relacji.
Zablokowałam jego nr telefonu, ale mieszkamy blisko siebie, więc i tak przychodzi.
Czasami bywa całkiem do rzeczy, ale wiem, że problem alkoholizmu nie zniknie. Zapowiedziałam, że toleruję go jedynie jako znajomego (o ile zachowuje się przyzwoicie) , żadnych związków.
Z tym przyzwoitym zachowaniem różnie bywa. Czasami jest do rzeczy, uczynny, kontaktowy, ale zdarzyło się, że przyszedł tak wstawiony, do tego jeszcze z pijanym kumplem, że zamknęłam im drzwi przed nosem.
Mam duży problem z ukróceniem kontaktu właśnie wtedy, gdy bywa milszy, bardziej trzeźwy i kulturalny. Przed takim człowiekiem ciężko mi trzasnąć drzwiami czy wezwać do niego policję.
A z drugiej strony wiem, że prędzej czy później znowu będę miała pijacką burdę.
Przemocy nie stosuje, ale jest wtedy głośny, rozpanoszony, nieprzyjemny. Po co mi to?
Z granicami mam problem. Chciałabym się nauczyć je stawiać, bo albo jestem „bez kija nie podchodź”,. albo daję sobie wejść na głowę.
Ten pijący mnie nachodzi i nie daje spokoju. Rozmawiałam,mówiłam,że sobie tego nie życzę, a on ma to gdzieś, potrafi mi dosłownie wtargnąć do domu, choć zagrodziłam drogę. Policję mam wzywać? Serio pytam.
Wybacz, @2wprzod1wtyl , ale nie mogę zrozumieć tego, co napisałeś. Gdybyś mógł to jakoś uprościć…
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 4 miesięcy temu przez
Martini.
Moja mama była specyficzną osobą. Bardzo nerwową, wybuchową, potrafiła szarpać własne dzieci, bić tym, co jej w ręce wpadło. Raz rzuciła we mnie nożem, bo nie obrałam na czas ziemniaków do obiadu. Nie była taką fajną, ciepłą i kochaną mamą. Często mnie krytykowała. Była chłodna, spięta, sztywna. Zazdrościłam koleżankom mam, z którymi mogły porozmawiać jak z przyjaciółką.
Wybaczyłam jej wiele, zawdzięczam jej też sporo, pomagała mi w życiowych trudnościach, ale emocjonalnie jest osobą trudną. Nawet dziś, choć jestem mocno dorosła, potrafi mi tak coś powiedzieć, że w pięty idzie, dopiec do żywego.
Uważa przy tym, że jako matce należy jej się bezwzględny szacunek.
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 4 miesięcy temu przez
Martini.
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 3 miesięcy temu przez
-
AutorWpisy