Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 712)
  • Autor
    Wpisy
  • medulla
    Uczestnik
      Liczba postów: 713
      w odpowiedzi na: nie dałam rady #460316

      cześć EndGame! jak miło Cię czytać 😉

      dziękuję, że pytasz o moje samopoczucie. jest naprawdę dobrze, w tym sensie, że o tej sprawie praktycznie już nie myślę. w czerwcu i chwilę później paradoksalnie miałam wyrzuty sumienia dlatego, że nie przeżyłam jakoś bardzo tego rozstania… tak się składa, że mamy urodziny w tym samym miesiącu, wysłałam mu życzenia, potem dzwonił do mnie, ale nie mogłam odebrać. oddzwaniałam, ale z kolei on nie odbierał. potem napisał mi sms, że dzwonił, bo upił się i chciał ze mną porozmawiać, ale że to chyba nie jest dobry pomysł. potem on wysłał mi sms z życzeniami, które doprowadziły mnie do łez… pisał, że jestem wyjątkowa, że mam potencjał, że życzy mi wszystkiego najlepszego, bo zna mnie i wie, że mam siłę, by zdobywać świat… że zawsze w naszym związku cieszyło go to, że przynajmniej jedno z nas, czyli ja jest takie silne i ambitne. generalnie nie żywię do niego żadnych negatywnych uczuć. przy jakiejś okazji (musiałam coś mu oddać) zapytałam go, czy spotkamy się na kawie, czy woli, żebym mu to wysłała pocztą. wolał wysyłkę mówiąc, że dla niego to wszystko jeszcze zbyt świeże. to było z miesiąc temu. więc u mnie powtórnie wyrzuty sumienia, że go jeszcze to rusza, a mnie wcale. postanowiłam dać mu spokój i nie narzucać się ze swoją obecnością. bardzo mi go żal dalej. ale tylko tyle.

      medulla
      Uczestnik
        Liczba postów: 713
        w odpowiedzi na: DDA i flirty #447251

        trzymaj się!

        wszystkiego dobrego 🙂

        medulla
        Uczestnik
          Liczba postów: 713
          w odpowiedzi na: DDA i flirty #443315

          cześć south, ja też się cieszę, że napisałeś i podobnie jak Elizka często myślałam, jak Ci się poukładało.

          Twoja historia jest kolejnym dowodem na to, że nie można nikomu pomóc, póki ten ktoś sam nie pomoże sobie… Twoja była dziewczyna prawdopodobnie jeszcze długo, jeśli nie wiecznie będzie się miotała z tymi problemami… ale na szczęście to już nie Twoja sprawa. dobrze, że nie obarczasz siebie winą i racjonalnie podchodzisz do tej całej sytuacji (z tego co widzę). po Twoich wpisach wnioskuję, że jesteś mądry, ogarnięty, odpowiedzialny facet, więc może niech ta historia będzie dla Ciebie nauczką na przyszłość, hm? 🙂 w takim sensie, że zrozumieniem, że partner nie jest od pomocy, wyraźniejszym dostrzeganiem niepokojących sygnałów i być może inną na nie reakcją (choć oczywiście takich przejść już Ci nie życzę).

          a jak Ty się w ogóle trzymasz?

          medulla
          Uczestnik
            Liczba postów: 713

            tak, miotali się. i teraz nie pozwoliłabym sobie na wejście na taki rollercoaster. nie chciałoby mi się już tracić emocji i siły na relację z osobą, która nie wie, czego chce. to wykańcza. jeszcze te mechanizmy obronne, obwinianie za wszystko ciebie… jak piszesz – nie odzywasz się = nie walczysz. a jak się odzywasz, to on nie wie czy chce. z perspektywy czasu taka walka jaką sama prowadziłam wydaje mi się uwłaczająca dla mojej godności. dbaj o siebie 🙂 i moim zdaniem nie próbuj pomagać, od tego są specjaliści.

            medulla
            Uczestnik
              Liczba postów: 713

              mój były chłopak DDA tak miał. jak się rozstawaliśmy, to miał zaczynać staż, a do jego obowiązków miało należeć m.in. dzwonienie do różnych ludzi i zapraszanie ich na wydarzenia. pamiętam jaki był przerażony. nie wiem, jak sobie poradził, ale to co napisała Duszekkk jest pokrzepiające – na zasadzie klin klinem może i on pokonał te lęki 🙂 ja czegoś takiego nie mam. dużo bardziej wolę rozmowę telefoniczną od pisania smsów. on preferował smsy. czasem wydawało mi się, że jak gdyby bał się konfrontacji w rozmowie. ja smsy lubiłam w gimnazjum, teraz nie, wolę rozmowę, w cztery oczy najlepiej, a jak się nie da, to właśnie tę telefoniczną. tutaj też się poróżniliśmy 😉

              medulla
              Uczestnik
                Liczba postów: 713

                dwukrotnie byłam w związku z mężczyzną DDA, chociaż co do pierwszego nie mam pewności, bo nigdy nie był na terapii. wiem tyle, że jego ojciec jest alkoholikiem i że przejawiał wiele cech przynależnych do tego syndromu. drugi był zdiagnozowanym DDA w trakcie wieloletniej terapii.

                może zanim napiszę co moim zdaniem takiego jest we mnie, że wiążę się z takimi osobami, napiszę co mnie przyciągnęło do tych mężczyzn. a śmiało mogę powiedzieć, że byli totalnymi przeciwieństwami. pierwszy – pewny siebie (jak się potem okazało, pozornie), wygadany, przystojny, towarzyski, aktywny, pomysłowy.. ujął mnie właśnie tą pewnością, masą pomysłów na życie.. jak się później okazało, ta pseudo pewność siebie i pseudo uwielbienie towarzystwa ludzi to były sposoby na radzenie sobie z masą, ogromem kompleksów, nienawiścią do siebie, niemożnością (dosłownie) wytrzymania samemu z sobą. jego pomysłowość okazała się być raczej słomianym zapałem, wiązała się z rozpoczynaniem wielu rzeczy, a potem nie doprowadzaniem ich do końca. generalnie – fasada społeczna bez skazy. dla mnie – potwór. wbijanie szpil, wyszydzanie, flirty z innymi kobietami i wmawianie mi chorobliwej zazdrości, choroby psychicznej… szkoda gadać. na koniec potrafił mi jeszcze powiedzieć, że jeśli komukolwiek opowiem o tym, co robił, to i tak nikt mi nie uwierzy. tak potrafił grać. manipulant, gra na emocjach opanowana do perfekcji. teatralne sceny, klękanie na kolana, płacz w miejscach publicznych.. kocham, a potem nienawidzę. zrywanie co chwilę z idiotycznych powodów, a potem wracanie, bo kocham. a ja w środku tego kołowrotka, zakręcona, uzależniona i bezradna. mimo że ostatecznie to ja powiedziałam, że nie chcę już powrotów, to bardzo długo zmagałam się ze skutkami tego rozstania. ciągle wydawało mi się, że straciłam kogoś wyjątkowego, potrafiłam pamiętać tego księcia, którego udawał, tylko te dobre momenty, mój przystojny, mój zdolny.. a ostateczne rozstanie nastąpiło, gdy po tym jak mnie uderzył postawiłam ultimatum, że albo terapia, nawet wspólna, albo koniec. usłyszałam, że to ja się powinnam leczyć na zmianę z tym, że on sobie ze sobą nie radzi i że rzeczywiście powinien szukać pomocy. ale nic konkretnego. to ja leciałam do terapeuty DDA, opowiadałam, on mi powiedział wprost: powinna pani uciekać z tego związku. ja cała we łzach, ale że misu biedny, misiu sobie nie radzi, że ja przyjdę z misiem jak się zgodzi. terapeuta przewidział, że marne szanse i poprosił mnie, bym zadzwoniła i powiedziała czy przyjdziemy razem, a jeśli nie, to żebym przyszła sama, żeby mógł mnie wesprzeć w tym ciężkim czasie, który dla mnie nastąpi. poszłam sama. spotkania polegały generalnie na moim płaczu i opowiadaniu. bardziej wsparcie niż terapia. wtedy byłam jeszcze na etapie raczej bólu rozstania i straty.

                on nie dawał mi spokoju, odzywał się co jakiś czas na różnych portalach społecznościowych, na telefon, pisał, że tęskni, kocha mnie dalej… nie będę opisywać tej kołomyi, jedna wielka tragedia po prostu włącznie z moim miotaniem się w tym wszystkim. jak na detoksie, dosłownie. wszystkie fazy wychodzenia z nałogu włącznie z fizycznym bólem. mijały miesiące, a kiedy znalazłam się w fazie depresji i nicmisięniechce, postanowiłam skorzystać z pomocy specjalisty. przez 3 miesiące chodziłam na „terapię”. moja terapeutka nazywała to pomocą psychologiczną, bo mimo moich usilnych próśb pt. proszę nazwać to co mi jest, że dałam się tak traktować, twierdziła, że jestem zdrowa. dopiero jak doszło do tematu rodziny, zadała mi pytanie, którego ja sama nigdy sobie nie zadałam. zapytała mnie, czy jego zachowanie przypomina mi zachowanie któregoś z członków mojej bliskiej rodziny. byłam przerażona, bo… no tak. on w furii, on wyzywający mnie, on zmienny w nastrojach… moja matka. terapeutka powiedziała, że prawdopodobnie działało to na zasadzie takiej, że to co on robił nie wydawało mi się wtedy przesadzone, naruszające moje granice, bo po prostu było mi to znane. tak więc powtórzyłam pewien schemat. plus wyszło niskie poczucie własnej wartości i przekonanie, że on taki książę z bajki wybrał taką zwykłą mnie i że powinnam chwalić niebiosa za to. on sam pielęgnował we mnie to poczucie, nieustannie mi przypominając, że mógłby być z tyloma kobietami, a jest ze mną i że nie potrafię tego docenić (włącznie z pokazywaniem zdjęć niektórych potencjalnych zamienników). teraz za taki tekst bym go wyśmiała. albo poleciła wybranie zamiennika 🙂

                mój ostatni chłopak to jak pisałam, przeciwieństwo tamtego. raczej zamknięty w sobie, stroniący od ludzi, cichy, nie rzucający się w oczy. ja w nim zobaczyłam po prostu dobrego, wrażliwego człowieka. plus podobał mi się, pociągał fizycznie. sam siebie nazywał DDA, o domu i terapii powiedział mi chyba już na pierwszym spotkaniu. jak już tutaj pisałam – myślałam, że wiem, na co się decyduję, bo mówił o wieloletniej terapii. wydawało mi się, że demony ma przerobione. on też tak sądził. niestety. ja uważam, że nie ma. pisałam o nim w swoim wątku – stany depresyjne, mnóstwo somatyzacji, lęki o wszystko, strach przed nowościami, brak spontaniczności… ja uporczywie trzymałam się myśli, że przecież taki dobry, że wrażliwy, że szczery, nie taki jak tamten, nie manipuluje, nie udaje. ale brakowało mi coraz bardziej… normalności. to znaczy normalności takiej jak ja ją pojmuję. po prostu. że możemy pójść gdzieś nie planując wszystkiego w detalach nie wiadomo ile naprzód, że możemy mieć normalny seks, a nie że on wiecznie dół, albo nie wie co albo coś go boli, że możemy się cieszyć z małych chwil, a nie muszę ciągle patrzeć na człowieka, który wiecznie czymś się martwi, wszystkim, wszystkiego się boi, wszystko go przeraża. to przykre co teraz napiszę, ale przestałam w nim widzieć mężczyznę. myślę o swoim tacie, z którym mam bardzo dobry kontakt i widzę uosobienie pewności siebie, siły, odwagi, odpowiedzialności. to jest dla mnie męskość. on coraz bardziej tracił w moich oczach. to, co wcześniej uznawałam za wrażliwość, później widziałam jako zwykłą słabość. na szczęście, prawdopodobnie dzięki tym 3 miesiącom z psychologiem, nie zadziałał we mnie mechanizm ratowniczki, który był aktywny wcześniej. no i uciekłam. do tej pory mam wyrzuty, że zostawiłam naprawdę dobrą, wartościową osobę. ale poznałam też siebie na tyle, że wiem, że to po prostu osoba nie dla mnie.

                teraz wiem, czego chcę, na co sobie nie pozwolę, a co jestem w stanie zaakceptować. co do ostatniego, to na przykład kilkugodzinne zastanawianie się nad tym, co się zepsuło, skoro jestem inteligentna i mu się podobam i próba nie wiem rozważania tego razem nie wchodzi w grę. bo nie jestem terapeutką i to nie są rzeczy, nad którymi będę się pochylać. niejasność uczuć, niepewność tego, czego się chce, czego nie, jakie emocje się odczuwa – facet nie dla mnie.

                podsumowując mój przydługi wywód 😉 wszystko jest kwestią dobrania się. ale żeby się dobrze dobrać, to trzeba wiedzieć, kto do nas będzie pasował i czego się chce. ja tego nie wiedziałam, teraz już wiem. nie chcę nikogo obrazić, ale z moich doświadczeń wynika, że DDA często mają problem właśnie z określeniem swoich preferencji. albo mają je nierealistyczne. pierwszy mężczyzna, o którym pisałam miał horrorystycznie wyidealizowaną wizję związku. jak kłótnia – zerwanie. nawet mała, o cokolwiek… dla niego jak ktoś jest szczęśliwy i kocha, to się nie kłóci. mówił mi, że gdybym go kochała, to bym go nie raniła, a wszelkie moje próby wytłumaczenia mu, że ludzie ranią się niecelowo i to nie oznacza brak miłości, kończyły się fiaskiem. on widział związek swoich rodziców, więc na zasadzie przeciwieństwa dąży do ideału. ideał, w ogóle często to słowo powtarzał. kiedy odstawałam od tego ideału w czymkolwiek, byłam szykanowana. drugi mężczyzna – trudność z wyrażaniem uczuć, niejasność ich, niepewność. kiedy powiedziałam mu, że byłby szczęśliwszy z osobą podobną do siebie, tj. spokojną, lubiącą mieć zaplanowane itd. a nie ze mną spontaniczną i posiadającą przeciwne cechy, to nie. on chce taką jak ja. jednocześnie jakby nie widząc, że to się nie może udać. kwestia dopasowania i tyle. czy to DDA czy nie 🙂 a jeszcze na koniec napiszę, że moim zdaniem, jeżeli wchodzi się w związek na zasadzie chęci ratowania, albo pozostaje się w nim z takich pobudek (jak ja swego czasu – misiu mnie uderzył, bo ma ojca alkoholika, a on sobie nie radzi i powinnam mu pomóc), to koniecznie sam powinien poszukać profesjonalnej pomocy, bo to nigdy nie będzie zdrowa, budująca relacja i najprawdopodobniej po prostu to z tą osobą jest coś nie tak.

                medulla
                Uczestnik
                  Liczba postów: 713
                  medulla
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 713

                    podejrzewam, że ja wiem. dwoje terapeutów, którym o nim opowiadałam sugerowało mi (niezależnie od siebie), że mój ex ma cechy psychopatyczne (socjopatyczne). długa droga do wyleczenia przed Tobą kochana… chcesz pogadać?

                    medulla
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 713
                      w odpowiedzi na: DDA i flirty #400370

                      tak, zgadzam się. komunikacja wprost. usłyszałeś wiele przykrych i niesprawiedliwych słów – dlaczego to znosisz? na litość, to Ty przecież chcesz tę relację uzdrowić. a ona co? księżniczka?

                      medulla
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 713
                        w odpowiedzi na: DDA i flirty #400362

                        south, widać, że jesteś dobrą osobą, wrażliwą… starasz się, zagłębiasz. ale jak tak czytam Ciebie (widząc siebie sprzed kilku lat) to myślę sobie człowieku, że Ci się chce… nie w tym sensie, że masz w sobie chęci porozumienia się, zbudowania więzi, tylko że chce Ci się obmyślać działania wobec drugiej osoby. na przykład: a przez kilka tygodni odsunę się, niech poczuje, że nie ma mnie na wyłączność i bez względu na zachowanie, tutaj dam jej do zrozumienia to tu to tamto… chodzi mi to, że jak mi się wydaje w zdrowej relacji nie ma miejsca na coś takiego. to jest kwestia bycia, po prostu, cieszenia się sobą, rozwiązywania problemów, konfliktów, gdy się pojawią… a nie takiego wiecznego zastanawiania się czy być teraz dobrym czy oschłym, bo co ona sobie myśli, jakie akurat mechanizmy jej się włączyły… męczarnia. mówię o opcji bez terapii, którą Twoja partnerka jak się zdaje wybrała.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 712)