Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 61 do 70 (z 72)
  • Autor
    Wpisy
  • ona.ddd
    Uczestnik
      Liczba postów: 73
      w odpowiedzi na: Czy jestem DDA ? #478593

      Cześć, z tego co piszesz prawdopodobnie jesteś DDA i masz szczęście że zorientowałeś się jeszcze nie tak późno. Możesz podziałać i pokierować swoim życiem dowolnie, być kim chcesz ale tak prawdziwie. Nie jakieś tam znowu maski. To co ja bym radziła to iść do psychiatry lub psychologa z tym. Szukanie i próba pomocy tylko i wyłącznie samemu może skończyć się tak, że trafisz w taki sam ślepy zaułek jak ten w którym teraz jesteś tylko z inną aranżacją. Ludzki mózg to kreatywna bestia, będzie robić wszystko żeby Cię obronić , tylko czasem metody ma chybione bo już nieaktualne. W dzieciństwie się sprawdzały ale teraz mogą wyprowadzić Cię na manowce. Doświadczona osoba (psycholog i psychiatra) która będzie Cię prowadzić na terapii i obserwować z zewnątrz, wychwyci te stare schematy działania, uświadomi Ci ich istnienie i pomoże wskazać właściwą drogę. Oczywiście możesz próbować równolegle sam różnych innych metod, czy to czytać, czy rozmawiać choćby na tym forum, ale jak dla mnie priorytetem jest kontakt z zawodowym psych. Ja poszłam do psychiatry na nfz, pani zrobiła mi wywiad, skierowała do psychologa na testy psychologiczne. Po tym wszystkim postawiła diagnozę i skierowała na terapię. Mam 36 lat, jestem po mechanice i budowie maszyn, zawsze twarda i męska – bo to praktyczne, pożądane, poważne, a tak naprawdę jestem delikatną romantyczką, która chciałaby być tancerką, artystką (kiedyś gardziłam takimi osobami – niby niepoważnymi, nieżyciowymi, głupimi, bezwartościowymi, niepotrzebnymi nikomu; tańczyć się tak wstydziłam że nie tańczyłam w ogóle). I pewnie bym była teraz tą tancerką gdyby nie to że dzieciństwo zrobiło ze mnie to co zrobiło, zbyt późno zdałam sobie sprawę z tego, a teraz jest już za późno na inne życie. Ty masz jeszcze czas.

      ona.ddd
      Uczestnik
        Liczba postów: 73
        w odpowiedzi na: Głód uwagi #478592

        Tak, piszesz jasno, rozumiem to i wiem że masz rację bo w teorii to już znam ale w praktyce jeszcze pewnie z milion razy muszę to usłyszeć żeby zaskoczyło coś we mnie. Trudne jest to wszystko. Dużo tego. W głowie mi się miesza od tej ilości informacji. Próbuję to przetrawić ale nie da się na już. Jak piszesz trzeba czasu. Bardzo się cieszę że tu trafiłam. Nigdy nie rozmawiałam z ludźmi którzy mieli takie problemy jak ja, a tu co wpis (choćby ten najnowszy Ibra „Czy jestem DDA”) to jakbym siebie słuchała. Oczywiście tło historyczne jest inne ale reakcje organizmu są dokładnie te same. To jest fascynujące. Wreszcie więc znalazłam kogoś kto mnie rozumie i ja czytając innych mogę bardziej siebie zrozumieć bo czasem ja czegoś nazwać nie potrafię do końca u siebie, a wtedy napisze o tym ktoś inny i myślę sobie, aha, no tak… I co ważne podobnie ja u psychologa czy psychiatry, tu wiem że mogę być z tymi emocjami, przeżyciami. One mogą spokojnie wybrzmieć.

        Terapię przerwałam bo nie mogłam już unieść ciężaru tych emocji z terapią związanych. I tak jak Ty rzygałam już tym. Odczuwałam wręcz fizyczny ból na myśl o przeszłości, a tym samym na myśl o terapii. Koszmarnie się czułam. Ale wiem że muszę przez to przejść i znowu się pozanurzać w tym bagnie. Trudność polega na tym że kiedyś umniejszyłabym problem, stwierdziłabym, że to pryszcz, dam radę, przejadę po tym jak walec i załatwię raz dwa. A tu kicha. Tu właśnie nie mogę tak myśleć. Muszę się rozkleić i w tym trwać i na tym rozklejeniu przejechać terapie do końca, trwać w tym stanie pewnie kilka lat. Ta perspektywa była dla mnie przerażająca. Dlatego wmówiłam sobie (jaki ten organizm sprytny jest i podstępny) że  już wiem wszystko że tyle wystarczy i dalej to już jakoś pójdzie z górki. Oczywiście nie poszło. Złe zaczęło wracać i znowu musiałam iść do mojej pani psych.

        Ciekawi mnie, na czym u ciebie polega to słuchanie siebie? Co się dzieje na przykład, kiedy coś ci się nie udaje, czegoś się boisz, wstydzisz albo jest ci potwornie smutno lub samotnie ? czy wtedy słuchasz tych emocji (jeśli to możesz opisać)? I co robisz z tymi emocjami?

        Ja cały czas staram się dopiero doszukiwać w sobie emocji bo nadal je blokuję (co to dopiero rok temu zaczęłam „zabawę” a na terapii byłam tylko pół roku). No więc jak już znajdę jakąś emocję i uwolnię ją, to pozwalam jej być. Nie wmawiam nic sobie żeby przestać. Trwam w tym. Chociaż szczerze mówiąc ne bardzo czuję czasem różnicę. Bo ja całe życie byłam smutna i trwałam w smutku cały czas bo nic nie umiałam na to poradzić. To czym się niby to różni od tego trwania teraźniejszego? Albo jak jestem zła, to w sumie nie wiem co mam zrobić, co to znaczy trwać w złości, pozwolić jej wybrzmieć? Ile czasu i co ja mam wtedy robić, myśleć o tym, uspokajać się? No chyba nie uspokajać. W każdym razie ja obecnie jak coś mi się takiego trafi to trwam w tej np. złości – ale w sumie głównie dlatego że nie wiem co na to poradzić. Jedyna różnica z kiedyś jest taka że nie wmawiam sobie że to nic, że nic się nie stało, wcale mnie to nie dotyka. Mówię wtedy sobie że tak , dotyka mnie to i wkurza. I tyle. A jak mi smutno to płaczę. Jak jestem zadowolona to w sumie nic nie robię. Taki mam obecnie arsenał emocji 😀 Aż 3!

        Mi dokładnie to samo pani mówiła psych co Ty, odnośnie tego że nie ma jednej uniwersalnej metody i schematu działania, a ja usilnie i nieświadomie nawet poszukuję takiej, bo mogę tego ogarnąć rozumowo że można w różnych sytuacjach różnie reagować. Jakaś pasowałaby reguła, nawet mała na początek żeby móc ćwiczyć i iść małymi krokami a nie od razu na głęboką wodę.

        I ten wpływ na innych, o jak ja zawsze myślałam że mam wpływ na wszystko że ode mnie zależy wszystko. I ten rozrywający ból kiedy jednak widzisz że nie możesz czegoś zrobić, kogoś nagiąć do swoich planów. Też ciężko mi się oderwać od tego schematu i zaakceptować że nie mam wpływu na wszystko. Nie wiem czy to nie jest najgorsze u mnie.

        ona.ddd
        Uczestnik
          Liczba postów: 73
          w odpowiedzi na: Głód uwagi #478582

          Czyli że nie chodzi w tym wszystkim o to, żeby zmienić swoje życie w myśl „zawsze można je zmienić”, tylko żeby zmienić podejście. Ale też nie w taki sposób jak to teraz jest lansowane: żyj zdrowo, uprawiaj sport, znajdź sobie hobby, czuj się dobrze sam ze sobą w samotności – a wtedy na 100% nie będzie deprechy. Nie chcę żeby mnie źle zrozumiano, oczywiście zdrowie, sport są ważne ale nie tędy droga do uleczenia, wewnętrznego spokoju i spełnienia. Pytanie, którędy.

          ona.ddd
          Uczestnik
            Liczba postów: 73
            w odpowiedzi na: Głód uwagi #478581

            Truskawek, piszesz:

            „Jak dla mnie w każdym wieku jest trudno. Zawsze się bałem, że nic lepszego mnie już nie spotka, dlatego tak rozpaczliwie wchodziłem w związki, gdy już się jakaś okazja trafiła. I nie wiem kiedy niby to życie było ? w dzieciństwie poczucie ciągłego lęku, to koszmar, jak dorastałem to jakieś wyzwolenie, ale te związki jak już były, to takie słabe, że ja się staram, ale nie mówię czego chcę, dostosowuję się, a teraz to zaczyna mi przypominać życie coraz bardziej.”

            Dla mnie kiedyś nie było trudno. Mogłam bez problemu zmienić towarzystwo, pracę, mieszkanie. Z partnerem w ogóle nie było takiej potrzeby bo albo byłam bez partnera (przeważnie to był mój stan bycia) albo byłam zostawiana więc tu nie było decyzji z mojej strony. Ja zawsze uważałam, że życie jest przede mną i to co najlepsze dopiero mnie czeka. Myślałam, że mam tyle możliwości przed sobą bo jestem młoda, zaczynam dopiero. Dlatego się nie bałam. Zawsze przed snem marzyłam sobie jak to kiedyś będzie. I nagle nie wiedzieć kiedy, ugrzęzłam. Obecnie przed snem wspominam jak to kiedyś było. Życie jest za mną. Teraz już wiem, że wszystko jest określone, zrobione. Mam życie jakie mam, pracę jaką mam, partnera, dom. Tak już będzie na wieki wieków amen. Nie zmienię tego, nie będzie innych możliwości, innych wariantów życia, nowości. Chyba że gorzej. Co ciekawe, życie mam bardzo wygodne i dobre, pracę taką jaką chcę mieć. Mieszkam tak jak chcę. I teoretycznie wcale nie chcę tego zmieniać, bo jest dobrze. Teoretycznie. Ale to jest określone przez co takie jakieś ograniczające, złe(?). Nie wiem dlaczego tak czuję. I też nie mogę pojąć że inni tak nie mają (a przynajmniej nie pokazują tego).

            Widzisz , piszesz że masz znajomych niektórych od 30 lat i to są te najbardziej autentyczne relacje, bo Ty jesteś autentyczny bardziej. Ja właśnie chcę podtrzymywać te stare znajomości bo faktycznie one są/były bardzo prawdziwe. Zawsze byłam autentyczna wobec tych osób, a one jak mi się zdaje wobec mnie. Dlatego do niech się zwróciłam, śledziłam, itd. Ich już to nie interesuje. I znowu jak akapit wyżej, jak to możliwe?

            W teorii podobno my jak mówisz sami mamy się o siebie zatroszczyć, utulić, itp. Nie wiem o co z tym chodzi, jak to trzeba robić. Nie wiem o czymś czy jak? Jestem dla siebie dobra, wyrozumiała, słucham siebie, nie nudzę się z sobą, ale nie da się żyć w pojedynkę na świecie. Choćbym pękła to sama nie zaspokoję wszystkich potrzeb. Przez lata żyłam w poczuciu, że dam radę tak żyć, że to właśnie o to chodzi, że żyję sobie sama, mam zajęcia, swoją pracę, hobby i to jest ok. Ale to jest bzdura. Nikt, nawet taki odludek lub jak to mój ojciec mnie nazywał „dzik”, potrzebuje ludzi. Teraz – a nie kiedyś łapię się rozpaczliwie każdej okazji byle by dostać to czego chcę. Tych ludzi, ich uwagę obecność. Dawniej tak nie robiłam. Chyba że nieświadomie jakoś. Pewnie tak.

            ona.ddd
            Uczestnik
              Liczba postów: 73
              w odpowiedzi na: sama na świecie? #478580

              Ja mam wręcz przeciwnie. Przez telefon staram się dobrze wypaść, robię wszystko byle nie zapadła krępująca cisza, przez to wcale nie jest prawdziwie. A jakie to stresujące! Ja osobiście jak piszę, mam czas się zastanowić co faktycznie mi siedzi w głowie i co w zw z tym chcę powiedzieć. Mogę dwa razy przeczytać czyjąś odpowiedź i też głębiej ją przeanalizować. Nie ma obaw że muszę szybko kończyć albo że usłyszę w połowie mojej dywagacji „wiesz sorki ale muszę już iść”. I nie muszę też szukać odosobnienia żeby pogadać. Bo jak piszę to nikt mnie nie słyszy, wiec mogę pisać co tylko chcę.

              ona.ddd
              Uczestnik
                Liczba postów: 73
                w odpowiedzi na: sama na świecie? #478574

                Zastanawiałam się co odpowiedzieć. Powiem wprost. Nie czuję się pewnie w prywatnych rozmowach telefonicznych. One mi jakoś nie wychodzą. Z pisaniem  jest znacznie lepiej 🙂 Może prywatnie chciałabyś popisać jeśli nie tu?

                ona.ddd
                Uczestnik
                  Liczba postów: 73
                  w odpowiedzi na: Głód uwagi #478573

                  Co do wiary. Nie wiem dlaczego, ale niebotycznie mnie to wkurza. Coraz bardziej. Nie wiem dlaczego. Jako dziecko i trochę dalej, byłam bardzo religijna. Wierzyłam prawdziwie, w kryzysach zwracałam się do boga i przynosiło mi to ulgę. Potem miałam okres gdzie odeszłam zupełnie nie zastanawiając się w ogóle nad tematem. Potem przyglądałam się – sobie i tej kwestii. Byłam agnostykiem. Lubiłam zaglądać do kościołów (niekoniecznie tylko rzymskokatolicich), posiedzieć w ciszy, powdychać ten zapach świętości, podniosłości, dostojności. W sumie dalej lubię. Lubiłam i lubię pójść też np. w wielki piątek – przyjemnie zawodzą chórki, jest półmrok i znowu ten zapach. Bardzo chętnie posłuchałabym też jakiegoś mądrego kazania i czasem nawet chodzę posłuchać ale tu czar pryska. Książa pierdzielą takie farmazony, że głowa mała. Ja nie wiem, chłopy po teologii, filozofii, humaniści niby. A mam wrażenie, że już ja bym lepsze kazanie napisała. Zero jakiejś głębszej analizy, polotu i zero sensu co gorsza! A to co mnie najbardziej drażni w kościele to obłuda, bezkarność, bezczelność i wykorzystywanie ludzi biednych i naiwnych. Od zawsze tak było i nic się nie zmienia. Ktoś czy coś takiego nie może być dla mnie autorytetem. Nie mam tu czego szukać. Jestem ateistą.

                  ona.ddd
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 73
                    w odpowiedzi na: Głód uwagi #478572

                    Z partnerem jestem blisko i nie jestem. Ja z niego zrobiłam swojego opiekuna, albo raczej sam się zrobił, a może wspólnie? Ja siebie aż o takie talenty nie podejrzewam. Gdybym takowy miała już dawno bym takich opiekunów sobie wyhodowała choćby z moich rodziców. On jest dla mnie takim opiekunem mamą i tatą jakich nigdy nie miałam. Co głupie mi się zawsze wydawało, że dorastałam w normalnej rodzinie i jak piszę ” jakich nigdy nie miałam” nadal mi wstyd, że tak obrażam rodziców chociaż pani psych. na terapii uświadomiła mi jak to naprawdę wyglądało i nie mam się co wstydzić takich stwierdzeń. No więc partner jest wspaniałym opiekunem i nie oddam tego za nic w świecie bo czuję się z nim bezpiecznie i spokojnie. Jak byłam mała miałam bardzo często m.in. taki sen. Jestem w domu. Krzątanina wokół stołu, siadamy do obiadu, jakieś rozmowy o głupotach, zwyczajność totalna. Niby jest luz, spokój, każdy jest rozluźniony i uśmiechnięty ale ja nie mogę się zrelaksować do końca bo wiem że dom wisi wysoko nad ziemią i przy każdym kroku ruszają się deski podłogi. Jeden nieuważny krok, a cała podłoga runie w dół i umrę. Ja całe życie zastanawiałam się o co chodzi i skąd małemu dziecku takie sny się biorą. Teraz już wiem. Jako DDD też pewnie wiecie o co w tym chodzi. Ja dopiero na psychoterapii się zorientowałam co to znaczy. W każdym razie. W domu nie było spokojnie ani bezpiecznie. Teraz jest. Sami rozumiecie że jest to coś co może trzymać przy kimś strasznie. A poza tym opiekunem nie ma między nami nic innego. Ja strasznie chcę relacji damsko-męskiej bo raz że mi tego bardzo brakuje a dwa mój partner na to naprawdę zasługuje. Jest wyjątkowo wyrozumiały, wspiera mnie, rozmawia, sam chciałby taki związek ze mną damsko-męski ale ja nie potrafię. Moja pani psycholog mówiła że to logiczne że skoro mam go za opiekuna-rodzica to nie mogę z nim stworzyć relacji damsko-męskiej bo to jest w moim odczuci nienaturalne i zboczone wręcz. Jak kazirodztwo. Dużo nad tym myślałam, myślę. Chciałam od niego odejść jakiś czas temu ale koniec końców nie mogę. Z dwojga złego wolę poświecić życie erotyczne, romantyczne a mieć wreszcie załataną dziurę z dzieciństwa. Po drugie, w pewnym wieku nie jest już łatwo odejść. Są wspólne sprawy, zobowiązania, dom. monia_z_wrocka o tym pisała też w swoim poście. Gdzie odejdziesz, za co? Tzn. w teorii oczywiście można ale ja np. nie miałabym siły zaczynać życia na nowo znowu. Już za późno. W ogóle mam takie poczucie że życie już było, przez to że miłość, romantyzm i erotyzm już były i to nigdy nie wróci. Nie mam pojęcia jak ludzie żyją na świecie bez tego i są szczęśliwi. Bo zakładam że to zawsze przemija. Tą lukę wypełniają np. dzieci. Ale tego właśnie pojąć nie mogę. Jak dziecko może zastąpić potrzebę miłości, romantyzmu i erotyzmu.

                    Znowu kilka wątków chaotycznie wyszło…

                    ona.ddd
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 73
                      w odpowiedzi na: Głód uwagi #478563

                      Ja na grupową terapię nie jestem jeszcze gotowa. Nie dałabym rady. Wstyd, strach, panika. Że ludzie patrzą na prawdziwą mnie, taką słabą, niepoważną,brzydką-zapłakaną. Ja cały czas oswajam się z myślą że można w ogóle chodzić do psychologa i psychiatry, leki brać. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Ja nie dam rady sobie poradzić sama ze sobą? Ja psychiczna? W życiu! Bardzo powoli zmieniam myślenie. Na terapii wielokrotnie się zamykałam na moją panią psych. chociaż znałam już ten mechanizm obronny. Co dopiero jakby było więcej ludzi . Jeszcze bym uciekła w trakcie może 😀 Jak Ty masz na to odwagę, to nie wiem. Mi aż się ręce spociły ze stresu jak czytałam Twoje wpisy o chęci stworzenia grupy we Wrocławiu. Jako że jestem na tym forum i wiem w ogóle o nim od wczoraj, nie przeczytałam jeszcze oczywiście wszystkiego, dlatego zapytam. Na jakim jesteś etapie? Tzn. czy pracowałeś już z kimś nad sobą np. na terapii? Czy jak na razie samodzielnie, a spotkania z psychologiem/psychiatrą dopiero przed Tobą? Tu też nie wiem czy takie pytanie nie jest zbyt osobiste, czy jest na miejscu czy nie. Z góry przepraszam ale naprawdę nie wiem. A pytam szczerze, z ciekawości.

                      ona.ddd
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 73
                        w odpowiedzi na: Głód uwagi #478561

                        Wracając do Waszych odpowiedzi…

                        Ja chyba aż taka do ludzi nie jestem jak Ty Truskawek. Od zawsze byłam bardzo zamknięta w sobie i nieśmiała. W rolach narzuconych byłam, czy jestem otwarta, np. jako dziecko chodząc do szkoły muzycznie miałam koncerty przed ludźmi, albo miałam do niedawna pracę wymagającą dużej komunikatywności, prowadzenia spotkań biznesowych z dużo starszymi mężczyznami i negocjowania z nimi. Dawałam radę, bo byłam typem – dziecko bohater rodziny. Ale np. sytuacja gdzie jest impreza rodzinna i są dawno niewidziani krewni czy znajomi starsi, ja się blokuję i się nie odzywam, nawet dzień dobry jak ten cham ostatni nie powiem. Zagadać do kogoś, poznać kogoś, wyjść gdzieś, a już zwłaszcza samemu – nie ma opcji. No chyba że służbowo, to wtedy mi wychodzi. A tak, co. Dajmy na to jestem na imprezie (hipotetycznie, bo nie chodzę) i co, podejść do kogoś i zagadać? Ale o czym, jak? Nie wiem nie umiem. Mam wrażenie  że jak coś powiem to peszę ludzi czy drażnię, a może ośmieszam się? Nie wiem, kompletna dysfunkcja. Obecnie pracuję w domu, kontakt z ludźmi biznesowo mam tylko przez maila i tel. Ale to są klienci nie koledzy z pracy więc nie pogadam i tak. Innych znajomych brak. Nigdzie nie wychodzę, z nikim się nie spotykam. Z partnerem jedynie spędzam czas. Czasem z tymi starymi znajomymi jak się uda wymienić parę zdań to jest średnio raz na parę miesięcy. O szukaniu znajomych na forach takich hobbistycznych też myślałam ale raz że nie mogę takich znaleźć, a dwa taki forumowy kontakt dziwny wydaje mi się trochę, taki odległy i zawężony sztucznie do tego jednego tematu. Jako że byłam i jestem zamknięta w sobie mam swoje zainteresowania, rozwijam się ale nic z tego nie wynika bo w tym świecie jestem tylko ja. Powiedzieć wprost o swoich potrzebach komuś? Komuś z dawnych lat kto wtedy był mi bliski. Próbowałam. Odp.: a co ty taka otwarta jesteś. Nie wiem co mam ci na to powiedzieć. I koniec. Po rozmowie. Ja właśnie potrzebuję w dużej mierze takiej głębszej znajomości i rozmowy. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego że różnie możemy postrzegać rzeczywistość. To tak a propos filmiku z Selfmastery. Znam ten kanał już od dawna, faktycznie Magda świetnie mówi, mądrze i zrozumiale. Ale ja liczyłam mimo wszystko na statystykę. Na x osób do których zagadasz, no ktoś powinien odpowiedzieć, ktoś powinienem myśleć podobnie, ktoś powinieneś się znaleźć kto chce też pogadać. Nikogo nie ma. Za mała grupa albo ja nie wiem co.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 61 do 70 (z 72)