Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Mloda matka i żona, mąż DDA.

Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 62)
  • Autor
    Wpisy
  • truskawek
    Uczestnik
      Liczba postów: 581

      Terapia jest chyba jedynym rozwiązaniem,ale nie chce Go zmuszać, bo absolutnie nie na tym to powinno polegać.

      Słyszę w tym coś, co mnie niepokoi i budzi moją dużą nieufność.

      Mnie się wydaje że nie chodzi o to czego „nie powinno się robić”, tylko że nie da się kogoś dorosłego zmusić do czegoś, czego nie chce. Pójście na terapię tylko ułatwia podjęcie zmian, ale nadal tylko jeśli ktoś faktycznie chce coś zmienić i tylko szuka wsparcia w tym. Moja terapia nie zmieniła mnie sama, to ja wybierałem co chcę dotykać, a czego nie. W dodatku wcale nie jest powiedziane co się zmieni – mnie terapia pomogła w zakończeniu związku, bo zacząłem bardziej dbać o swoje potrzeby, a nie jeszcze lepiej spełniać oczekiwania mojej dziewczyny.

      Pytanie też dla kogo ma być rozwiązaniem – dla niego czy dla ciebie? Z tego co opisujesz rozumiem że liczysz na to, że jak on pójdzie na terapię, to załatwi twój problem. Ja właśnie to wyniosłem z domu – jak załatwiać swoje problemy cudzymi rękami i widzę jakie szkody mi to przynosi. Jeśli nawet ktoś w taki układ wchodzi, to ja nie mam poczucia wpływu na swoje życie, a jak nie wchodzi, to jestem nieszczęśliwy i bardzo długo czekam, gdy mógłbym sam coś dla siebie zrobić.

      Potrzeba mi bratniej duszy, kogos kto bedzie o mnie dbał,kogos kto poświęci mi czas i uwage, bedzie ze mna rozmawiał. Taki jest moj maz, wedy gdy nie jest zdołowany lub zly. Niestety ostatnio coraz rzadziej.

      Nikt z mojego bliskiego otoczenia,nie wie o problemach z jakimi się zmagamy. Nie chce dodawać zmartwień moim rodzicom, ponieważ mysle,ze wywołałoby to niepotrzebne nieporozumienia, zmartwienia, a dodatkowo moj maz byłby zly i martwiłby sie jak wyglada w oczach tesciow. Nie wiem jak moge pomoc mojemu mezowi.

      No właśnie – piszesz, jak tobie jest bardzo ciężko (i ja ci wierzę), ale na koniec zastanawiasz się jak pomóc mężowi, a nie sobie. No to w końcu czyj problem chcesz rozwiązać i jakim sposobem?

      Niepokoi mnie też to, że nikt nie wie o waszych problemach. To też jest charakterystyczny sposób załatwiania problemów w rodzinie dysfunkcyjnej. To, że on milczy to jest dla ciebie problem, ale to, że ty sama milczysz, chociaż potrzebujesz rozmowy, tylko usprawiedliwiasz. Słyszę, że skupiasz się na tym co mąż powinien zrobić, chociaż on nie chce, a nie próbujesz zrobić tego, co naprawdę możesz zrobić sama.

      To, że mąż martwi się o swój wizerunek w oczach teściów, to jego zmartwienie, ale niepokoi mnie, że w imię utrzymywania tego wizerunku ty także gotowa jesteś nic nie zmieniać, choć jak rozumiem twoja potrzeba jest taka, żeby rozmawiać jak jest naprawdę. Jego potrzeby stawiasz wyżej od swoich i to jest twoja decyzja, a nie jego. On także nie jest w stanie cię powstrzymać, jeśli ty się zdecydujesz z kimś porozmawiać o swoich uczuciach. I nie ma znaczenia czy pójdzie na terapię czy nie – to jest zawsze twoja własna decyzja.

      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        A może – jeśli on tak prześmiewczo twierdził, że to Ty sama powinnaś iść do psychiatry/psychologa – to gdybyś faktycznie poszła choć na jedną konsultację dałabyś mu sygnał, że traktujesz problem poważnie i robisz co możesz, chcąc pomóc Waszemu małżeństwu. Może to by go skłoniło do refleksji i działania.

        ona25
        Uczestnik
          Liczba postów: 33

          Tak,szczerze zastanawiam sie nad wizyta u psychologa w nowym roku. Mysle,ze moglabym otworzyć sie, podzielić sie swoimi zmartwieniami,troskami. Moze ktos pomoże mi spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy. Moze powinnam skończyć z chowaniem głowy w piasek, tylko porozmawiac z kims bliskim wprost. Sama nie wiem…

          Maz znow jest na etapie, gdzie mowi ze pojdzie po pomoc do psychiatry, bo wie ze cos sie z nim dzieje i ze potrzebuje specjalisty. Ostatnio wiecej rozmawiamy. Niestety nie ma miedzy nami zadnych zbliżeń i fizyczności. Martwię sie, ponieważ, gdy powiedzialam mezowi ze bardzo za nim tesknie i brakuje mi naszej bliskości to powiedzial: nawet nie wiesz jak mi tego brakuje bardzo, tez tesknie.

          Nie wiem jak mam to interpretować. Zabrzmiało to tak, jakby on chcial, ale cos by go blokowało, cos co jest silniejsze od niego…  Do tego ostatnio zaczal mowic: kocham Cie, ale widze ze ty mnie juz chyba nie/ kocham Cie ale Ty sie chyba  zastanawiasz czy jeszcze mnie kochasz itd.

          kazdego dnia udowadniam Mu swoja milosc i okazuje swoje wsparcie. Boli mnie to wszystko co widze, co sie dzieje, bo powoli nie poznaje swojego meza. Jest coraz bardziej wycofany, nieobecny, zamyślony… naprawde nie wiem co mam robic. A do tego czuje sie w tym wszystkim taka samotna i ominięta, sprowadzona do roli głowy domu, matki i gospodyni, a nie kobiety…

          truskawek
          Uczestnik
            Liczba postów: 581

            Ja w tym widzę typowe zachowania i emocje DDA/DDD. Dziura emocjonalna z dzieciństwa jest tak duża, że dopóki sam się sobą nie zaopiekuję, to ktoś z zewnątrz nie jest w stanie mi tego zastąpić, bo źródło tkwi we mnie. Jestem też tak nauczony bycia ofiarą, że odruchowo zrzucam na kogoś rolę oprawcy, żebym czuł, że mam prawo cierpieć, choć rzeczywisty powód jest gdzie indziej, głębiej. A nawet jak widzę, że to nie partner mnie krzywdzi, tylko ta niezaleczona krzywda z domu krwawi, to wygodniej mi nieraz zostać w tej znanej i bezpiecznej roli niż wziąć za siebie odpowiedzialność i tę ranę zacząć oczyszczać zamiast tylko zaklejać plasterkiem.

            My DDA/DDD naprawdę cierpimy, nieraz głęboko. I to nie my sobie to zgotowaliśmy, tylko rodzice. Ale gdy jestem dorosły, to już nie rodzice decydują o moim życiu, tylko ja. Jeśli sam nie zacznę o siebie dbać, wychodzić ze znanych ról i korzystać z pomocy w tym, to już sam to podtrzymuję. Nawet najbardziej kochający partner tego nie zmieni, bo mi to nie pasuje do mojej wizji świata wyniesionej z domu, to podważa moją najbardziej podstawową mapę życia. Ona jest straszna, ale dobrze znana i przez to bezpieczna. Otwieranie się na kogoś i wzięcie odpowiedzialności za siebie (i za swoje dziecko) to ryzyko, bo to jest nieznane, nie próbowałem tego bo nikt mnie nie nauczył, a do roli ofiary i jak załatwiać sprawy z tej pozycji jestem świetnie wyuczony, a wręcz wytresowany…

            Ja mu wierzę, że tęskni za bliskością z tobą i że czuje się niekochany. Ale klucz do wyjścia z tego piekła, do otwarcia się na twoją bliskość i miłość jest w jego rękach. Od samego mówienia to się nie zmienia. Na szczęście wiem z własnego doświadczenia, że można się nauczyć innych zachowań w relacjach z innymi, zaufać sobie, zaleczyć te rany z dzieciństwa i uznać swoją odpowiedzialność za swoje życie.

            To jest jednak jego decyzja, a ty nadal masz swoje życie i możesz zadbać o siebie. Jeśli on wyjdzie z kręgu cierpienia i do ciebie dołączy, to cudownie, tego wam życzę, ale nawet jeśli, to może trwać długo. A ja słyszę, że ty już teraz potrzebujesz wsparcia, a póki co tkwisz w swoim piekle.

            ona25
            Uczestnik
              Liczba postów: 33

              Dziękuję za odpowiedz. Jest w niej duzo madrosci i prawdy. Rzeczywiscie, mam wrazenie, ze Mąż mimo wszystko woli tkwic  w tym schemacie, poniewaz tak jak zostalo napisane- tak jest bezpieczniej, bo sa to emocje ktore zna.

              Nie wiem czy stety czy niestety, ale mam taki charakter, ze staram sie jak moge poprawic mu humor, zmotywowac go, pokazac mu dobre strony, ale niestety nie przynosi to zadnego efektu. Nie potrafie patrzec na to jak ciagle sie doluje, jak mowi ze nic nie sprawia mu radosci. Jest to dla mnie przykre doswiadczenie,bo martwie sie o Meza a jednoczesnie bardzo mnie to frustruje. Jestesmy ostatnio w stalym kryzysie. Narodziny dziecka,nieprzespane noce,zmiana pracy, te sprawy z tesciem… juz nie wiem jak to wszystko ugryzc.

              ona25
              Uczestnik
                Liczba postów: 33

                <p style=”text-align: left;”>Mąż  udał sie na wizyte do psychiatry. Ten stwierdził gleboka depresje,przepisal leki I za 2 tyg kolejne spotkanie. Dopoki Maz nie wyleczy depresji lekarz powiedzial ze musi sie wstrzymac z terapia dda.</p>
                powiem ze jest mi lzej po tym jak Maz zdecydowal sie na dzialanie. Niestety od dluzszego czasu nie na miedzy nami bliskosci. Seks nie istnieje. Wiem ze to depresja, nie obwiniam Meza ale jest mi ciezko bez intymnosci w malzenstwie. Nie chce Meza dolowac,smucic czy wzbudzac w nim poczucia winy. Maz niestety widzi jak to wyglada I czuje sie winny. Seks nie jest najwazniejszy, ale brakuje mi bliskosci I czulosci. Niestety zaczyna mnie to frustrowac i sprawia mi to wiele przykrosci. Maz w ogole nie na ochoty na seks, nie czuje potrzeby, a ja juz wrecz przeciwnie.

                Fenix
                Uczestnik
                  Liczba postów: 2551

                  Cześć. Bardzo dobrze, że mąż zdecydował się na działanie. Rozumiem, że brak seksu może Cię frustrować. Jednak diskonale też rozumiem brak chęci do zbliżeń Twojego męża. Sama przez długi czas zmagałam się z depresją i wierz mi seks był ostatnią rzeczą na jaką miałam ochotę. Natomiast wiem jak bardzo brakowało mi też wtedy bliskości emocjonalnej partnera, poczucia, że się o mnie troszczy. Bardzo brakowało mi wtedy przytulania i takiego emocjonalnego ciepła. Takich nawet nie werbalnych sygnałów nie jesteś sama, jestem z Tobą. Tego właśnie mi  najbardziej brakowało bliskości ale bliskiści emocjonalnej a nie fizycznej.

                  • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , 2 miesięcy temu przez Fenix.
                  Fenix
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 2551

                    Dostałam natomiast od niego, zainteresowanie innymi kobietami, którym poświęcał swoją uwagę myśląc, że ja niczego się nie domyślam. A to mnie jeszcze bardziej dobijało i wpędzało w jeszcze większą otchłań

                    ona25
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 33

                      Daleka jestem od poszukiwania innych mezczyzn. Kocham mojego Meza bardzo i wierze,ze uda mu sie pokonac depresje I chociaz czesc naszych problemow zniknie. Niestety ostatnio przez to wszystko, przez natlok tych problemow moja codziennosc to tylko obowiazki. Dziecko,Dom,sprzatanie,zakupy,obiad. Pamietanie onwsszystkim i organizowanie wszystkiego. Nie mam czasu dla siebie a miedzy mna i mezem nie ma zadnej bliskosci. Dla mnie to fundament,jeden z kilku, ale wazny element w malzenstwie,zwiazku. Maz mowi ze nic z tym nie moge zrobic bo on po prostu nie na ochoty w ogole. Mnie to boli i sprawia mi przykrosc. W ogole nie czuje sie kobieta,zona, tylko matka i kura domowa. Frustracja powoduje to ze nie czuje sie szczesliwa. Nie wiem jak mam reagowac, nie chce dokladac mezowi stresow i zmartwien, ale nie wiem jak dlugo w stanie jestem wytrzymywac taka biernosc:(

                      Fenix
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 2551

                        A czy to nie jest tak, że ogólnie jesteś przytłoczona ilością problemów i obowiązków a frustracja z braku seksu jest tylko przykrywką? Może to nie chodzi do końca o brak bliskości tylko seks potraktowany byłby jako sposób na ogólne chwilowe rozładowanie napięcia?

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 62)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.