Odpowiedzi forum utworzone
-
AutorWpisy
-
w odpowiedzi na: Pozegnalam Matke… #40180
Szczęście w nieszczęściu ja nie miałam żadnych problemow z załatwieniem pogrzebu. Bałam się tylko, że matka znowu nie wytrzyma i rzuci się na ciało jak zrobiła to w domu, gdy je zabierano. Do dziś pamiętam jednak, że miałam siniaki na ciele, bo moja siostra waliła we mnie pięściami, gdy dowiedziala się, że ojciec nie żyje. Pamiętam siniaka i bol w lewm nadgrastku po reniamcji (przy reanimacji jedna rękę trzyma się na drugiej, dłonie splecione i przenosi na nie cały ciężar ciała). Obiecałam mu, że nie zapłaczę na jego pogrzebie i słowa dotrzymałam. Zawsze byłam zawzięta i uparta po "tatusiu". Wiem także, że to okropne, ale podobnie jak Wy czuję potworna ulgę po śmierci ojca. To straszne, ale nie umiem tego zmienić. Skonczyły się awantury w domu, nikt nie wrzeszczy z powodu braku piwa w domu, nie je jak świnia przy stole, bo pijany nie może trafić łyżka do ust, nie rozwala alkoholem świat i swoimi złymi, alkoholowymi humorami. To potowrne czuć coś takiego, bo przecież to był moj ojciec, ale czy on choć przez chwilę pomyslał, że rozwala, że niszczy moje życie, że przez niego teraz wszystko muszę z mozołem budować i uczyć się tylu rzeczy jako dorosła kobieta, rzeczy ktore inni wynosza z domu jako dzieci?
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie!w odpowiedzi na: Pozegnalam Matke… #40146Wspołczuję Ci Omega. Moj ojciec alkoholik zmarł ponad 1,5 roku temu. Zmarł w wieku 50 lat. Wykonczył go alkohol i nerwy. Zmarł na moich rękach. Przez całe życie probowałam sprawić, żeby przestał pić. Na nic to się zdało. Tamtego feralnego dnia to ciotka ściagnęła mnie od sasiadow z krzykiem, że ojciec zemdlał. Gdy przybiegłam do domu, on leżał na podłodze, jego serce nie biło już, a on nie oddychał. Pierwsza rekacja – nie wiem, co robić, nie dam rady. Druga – rozpoczęcie reanimacji. Walczyłam o jego życie przez 15 minut, aż do przyjazdu karetki. Reanimacja lekarzy trwała jeszcze 45 minut. Ja stałam obok, tuliłam matkę i czułam potworny wewnętrzny spokoj. Słyszałam w głowie głos: to już koniec, on już nie żyje. Nie udało się go uratować. Czułam i nadal czuję się winna, bo nie udało mi się zrobić nic, by wyciagnać go z nałogu, ani teraz kiedy moja reanimacja zawiodła. Poza tym jeszcze kilka dni wcześniej (bo on od prawie miesiaca wtedy był na urlopie, więc non stop były w domu awantury) płaczac wieczorem na ławce przed domem poprosiłam Boga: Boże zrob coś, bo ja już dłużej tego nie wytrzymam. Ciagle, gdzieś w podświadomości tkwi we mnie poczucie winy za tamte słowa i za tamten dzien, choć wiem, że zrobiłam bardzo dużo. Pogrzeb oczywiście spadł na mnie i cała organizacja oraz załatwianie papierow. Moja siostra ani moja matka nie były w stanie niczego załatwić. Gdy kazano mi wybrać trumnę, myślałam, że zemdleję. Chyba nie zemdlałam tylko dzięki Bogu. Wiem i rozumiem co przeżywasz. Trzymaj się!
w odpowiedzi na: odkrywam w sobie DDA #40114Ja już gdzieś w innym watku pisałam, że podobnie jak Ty nie znoszę alkoholu, nie piję go w ogole, proby konczyły się tragicznie dla mojego organizmu. Odrobina alkoholu, wymioty, osłabienie, oszołomienie. Ja podobnie jak Wy ciagle czuję się odpowiedzialna za moja mamę, moja siostrę, ale ileż można. Dopoki ojciec żył, robiłam wszystko, by jednej i drugiej ułatwić życie, tylko że mi nikt go nie ułatwiał. Zawsze byłam święcie przekonana, iż jeśli będę się dobrze uczyć to skonczę studia, znajdę świetna pracę i zabiorę je obie z tego bagna, jakie stworzył nam ojciec. A co do ojca to cały czas walczyłam, by wyciagnać z alkoholizmu. Nic to nie pomogło. On zmarł (na nic się zdała moja reanimacja, potem lekarzy, była to ostatnia moja proba ratowania jego marnego życia) Ale odpowiedzialność za rodzinę pozostała nadal. Często cierpia na tym moje ambicje, bo przecież kiedy chciałam wystartować w zmaganiach o stypendium zagraniczne i połroczny wyjazd do Anglii, moja siostra rozpaczała, że mam tego nie robić, bo ona sobie beze mnie nie poradzi. Czas chyba już odciać pępowinę. Zreszta ona zawsze się buntowała i udawała, że ma gdzieś wszystko, co dzieje się w domu i że wcale mnie nie potrzebuje (głupie gadanie, bo w rzeczywistości wyglada to inaczej). Tymczasem ja nadal prawie w ogole nie wychodzę ze znajomymi, nie bywam na zabawach, jestem od nich jakaś taka daleka. Jednak mam dopiero 22 lata i mam nadzieję, że mam jeszcze czas wszystko naprawić.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie.w odpowiedzi na: Złodzieje książek #40112Wiesz Jerzy, masz rację. Bardzo trudno jest dostać w bibliotece ksiażki na temat DDA i ich problemow niestety. I bardzo się cieszę, że udało Ci się ich trochę zebrać i teraz dzielisz się z innymi. Dziękuję 🙂
w odpowiedzi na: poszukuję książki Lęk przed bliskością #40111Już wysłałam 🙂
w odpowiedzi na: Toksyczna tym razem milosc-Pia Mellody #40092To i ja też poproszę stellamil@o2.pl
Z gory dziękuję!w odpowiedzi na: poszukuję książki Lęk przed bliskością #40070Czy ktoś Ci ja już wysłał, bo jak nie, to ja mogę?
w odpowiedzi na: kto jest z Wrocławia? #40061Ja to spod Wrocławia, ale studiuję we Wrocku. Powiedzcie mi kiedy odbywaja się spotkania na Podwalu? Czy dużo osob przychodzi? Czy jak się przyjdzie to od razu trzeba się zapisać do grupy? Boję się iść…. 🙁
-
AutorWpisy