Witamy › Fora › Szukam Ciebie › Wszechobecne poczucie odrzucenia
Otagowane: wszechobecne poczucie odrzucenia
-
AutorWpisy
-
Hej Ramoiram
Pisałeś:
„Właśnie tak sobie myślę od dłuższego czasu, aby powrócić na indywidualną terapię dla DDA. Bo sam sobie z tym nie poradzę. Moje życie zawodowe to katastrofa.”
jak obie radzisz? Co z pracą? Napisz…..
Hej,
Od poniedziałku idę do nowej pracy, więc już się stresuję.
Dlatego uciekam myślami gdzie tylko się da. 🙁
Jak rozpoczne pracę i będzie mi po jakimś ciężko, to może wrócę na terapię?
Ramoiram,
Jak w nowej pracy? Jak sobie radzisz? Napiszesz coś o tym… jeżeli nie chcesz na forum to może na priv?
Pozdrawiam
Oliwka
Doszłam znowu do poważnego kryzysu. Już straciłam nadzieję, że wyjdę na prostą. Próbując zmienić coś w swoim życiu, narobiłam wiele głupstw, zaprzeczyłam swoim wartościom.
Terapia grupowa, indywidualna, studia psychologiczne a ma wrażenie, że cofnęłam się. Tracę kontakt ze światem, sobą. Nie wiem kim jestem. Odepchnęłam właściwie wszystkich, nie jestem wstanie wytrzymać tego, że komuś na mnie nie zależy. Boję się, że to samo stanie się z moimi z dziećmi. Ta jedyna naturalna więź, która wynika z rodzicielstwa też zniknie. Wiem, że moje dzieci kiedyś przestaną mnie potrzebować, i tak jest dla nich najzdrowiej, ale boję się, że wtedy wszystko się rozpłynie. I nie wiem czy poczuję wolność i ulgę . Może moje istnienie przestanie mieć sens, zniknę.
Dlaczego potrzebuję sensu i bycia ważną dla kogoś? Dlaczego nie mogę żyć z dnia na dzień wykonując codzienne obowiązki… ciesząc się chwilą. Planując kolejne dni, wydarzenia, podróże, spotkania.
Mam wrażenie, że spadłam już na dno, zepsułam się na dobre, i nic więcej mi nie pomoże. Chyba zrobiłam się na tyle zimna i nieciekawa, że nikt też nie ma ochoty na moje towarzystwo. Nawet nie mam pretensji. Owszem to brzmi jak żal dziecka, które nie chce walczyć i wziąć odpowiedzialności za swoje działania. Ale wyczerpałam się i uwierzcie mi, że naprawdę próbowałam. Brak mi sił. Dlaczego się teraz tłumaczę….
Jestem ciągle w dzieciństwie, w tych chorych relacjach, opuszczeniu i karaniu mnie. Jest to na tyle głębokie, ze nie umiem jako dorosła kobieta zmienić tych schematów mojego miejsca w relacjach, grupach. Ciągle wchodzę w rolę ofiary, której nie wolo mówić, skarżyć się i prosić o pomoc. Której zakazano płakać. Nie ma prawa nawet do odczuwania cierpienia, bólu.
Mój cały dzień jest wypełniony myślami, że już nie mam siły, nie ma sensu i ciągle boli, wszystko boli. Jak zasypiam to płaczę, że jutro jest kolejny dzień, a jak się budzę to zmuszam się do działania. Tak, to brzmi jak depresja. Usłyszałam od terapeuty kilka raz, żebym poszła do psychiatry. Białe tabletki nie nadadzą mojemu życiu sensu a wręcz przeciwnie- codziennie uświadamiają mi, że wszystko już zawiodło, zostałam sama z białymi tabletkami. Dla mnie to porażka. Nie potrafię już przeżywać kolejnych dni ścierając się z ludźmi, z tym czy jestem normalna, czy ze mną jest coś nie tak. Nie potrafię już starać się, zabiegać, prosić, szukać sposobów na dobre relacje.
Czy świadome poddanie się, zaprzestanie walki będzie moim oskarżeniem?
Oliwia,
Współczuję, bo wiem doskonale, co czujesz. Bo dokładnie mam to samo. Ten swój powyższy post napisałaś również o mnie: brak sensu, brak sił, rezygnacja, zimność, samotność, poddanie się. Nie wiem, jak Ć pomóc, bo nie wiem jak sobie samemu pomóc. A białych tabletek też nie chcę łykać, bo dla mnie to tak, jakbym już przestał istnieć.
Mój mail na priv: ramoiram@wp.pl
Ramoiram,
przykro mi słyszeć, że jest ktoś podobny do mnie, w tym sensie, że męczy się z życiem tak jak ja. Znając (trochę) siebie mogę Ci tylko powiedzieć, że potrzebujesz wsparcia, kogoś bliskiego i terapii. Ciężko mi samej funkcjonować, choć nie umiem sprawić, aby mieć kogoś na stałe blisko. Bliskość powoduje chęć ucieczki i potrzebę wcześniejszego odrzucenia zanim ktoś inny to zrobi. I to jest poza rozumieniem i logiką. Jak instynkt. Chronienie siebie powoduje samotność. Takie błędne koło. Mój umysł, w tej kwestii, działa na poziomie dziecka (ilu latka to nie wiem…) jakby nie dojrzewał, nie uczył się i ciągle odtwarzał te same zachowania.
Przychodzi mi na myśl póki co tylko rewizja własnych myśli, uczuć i przekonań jako proces dopóki nie znajdzie się gruntu i właściwej drogi i jeżeli jeszcze się to wytrzyma.
Pozdrawiam
witaj Oliwia! Przesledzilam cały Twój wątek od początku . Wielokrotnie różne osoby pisały o mityngach dda i je polecały , niektórzy z ogromna żarliwością i głębokim przekonaniem o ich skuteczności . Nie zauważyłam żebyś pisała ze próbowałaś . Nawet odniosłam wrażenie ze ignorujesz te wpisy . Zastanawia mnie dla czego . Dla czego nie skorzystałas z tej szansy ? A może nie doczytałam ? Pozdrawiam .
Beata,
bardzo mi miło,że prześledziłaś cały mój wątek, jesteś już kolejną osobą, która to zrobiła. Widocznie zaciekawiło Was w tym coś, skoro zadaliście sobie tyle trudu. Dziękuję.
Wiem na czym polegają mityngi dda, jednak nie odpowiada mi ta forma ze względu na to, że tak naprawdę nikt nie czuwa nad przebiegiem spotkania. Toczy się swoim rytmem. Owszem, pewnie dzieją dobre rzeczy ale i wiele nieporozumień. Ludzie przychodzą i wychodzą, do czegoś też mają prawo. Tak naprawdę nie ma danych jakie to skutki przynosi. Jestem za konkretną terapią, nad której przebiegiem czuwają wyszkoleni terapeuci. Moje wewnętrzne granice jest łatwo przekroczyć, czego nie chcę doświadczać a potem sama z tym zostawać.
Pozdrawiam
Dziękuje za odpowiedz
Zaciekawił mnie fakt Twojego w moim odczuciu fatalnego stanu . Zerknęłam kiedy zaczęłaś wątek i byłam ciekawa co robisz bądź czego nie robisz ze mimo upływu czasu wciąż tak cierpisz zmagając się z w gruncie rzeczy z tym samym problemem . Moje doświadczenie zarówno w terapii grupowej jak i indywidualnej oraz mityngach dowodzi coś zupełnie odwrotnego od Twoich wpisów .
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.