Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Dziś czuję się …..

Przeglądasz 10 wpisów - od 271 do 280 (z 947)
  • Autor
    Wpisy
  • traveler
    Uczestnik
      Liczba postów: 83

      do pablo998: Jak ja się uporałem z złością i żalem? Trudne jest to pytanie bo u mnie to szereg wydarzeń, rozmów, spotkań z ludźmi, odcinanie się od rodziców, wyrażanie złości, cierpienie, setki konfliktów. Dużo mi pomogło czytanie książek na tematy współuzależnień. Przyjęcie bezsilności.A na końcu tego wszystkiego to dostrzeganie swoich wad charakteru. I w tym pokochanie siebie takim jakim się jest. Dla mnie ważne jest powierzanie Bogu tych uczuć i ludzi.Trwałem w tej złości, żalu jakieś z 3 lata.

      Duszekkk
      Uczestnik
        Liczba postów: 34

        ja niestety ciągle odkrywam jeszcze głębsze pokłady złości, kiedy uporam się z jakimiś ..

         

        a dziś czuję się fajnie – bo bardzo pozytywnej ocenie rocznej, choć też zdziwiona że jest taka dobra różne moje pracowe „grzeszki” pozostają niezauważona. Z nadzieją na podwyżkę, której bardzo potrzebuję, jakaś szansa jest. smutna, bo z uwagi na oczekującą mnie rehabilitację nie jestem teraz w górach.

        Cerber
        Uczestnik
          Liczba postów: 142

          odrzucony po raz kolejny

          pablo998
          Uczestnik
            Liczba postów: 13

            Dzięki za podzielenie się swoimi doświadczeniami. To co piszecie nie jest mi obce, a więc tak musi być, tzn. takie odczuwanie jest ok.

            A na teraz chce mi się wyyyyyć! Czuje się jak opentany.

            pablo998
            Uczestnik
              Liczba postów: 13

              … i czuje niepokój i nie jestem tu i teraz. A nogi mi tak chodzą…

              aktototaki
              Uczestnik
                Liczba postów: 370

                Pomieszało się parę rzeczy w moim życiu. Nie jest łatwo, ale życie i tak jest dobre 🙂 Piękna pogoda, a ja pędzę do pracy. Miłej majówki 🙂

                gagatek
                Uczestnik
                  Liczba postów: 25

                  No niestety mimo starań, wspierania się, spaceru, nawet modlitwy zaczyna na wierzch wychodzić uczucie nienawiści do siebie za to jaki jestem. Tak naprawdę to jestem jaki jestem – ani dobry, ani zły. Mimo okaleczenia psychicznego staram się jakoś żyć. Staram się rozwijać, uczę się tego życia, mam perspektywy, często mam pomocną dłoń, jestem tez lubiany, łatwo zdobywam sympatię. Ale niestety… Nieumiejętność radzenia sobie z emocjami, panowania nad uczuciami sprawia, że wiodę życie pustelnika. Buduję i niszczę. Przyciągam i uciekam. Lata lecą, a ja nic. W takie dni jak dziś, gdzie większość ludzi dobrze się bawi bolą.

                   

                  Mam takie wyobrażenie jak wielu ludzi własnie grilluje, spędza czas ze znajomymi, korzysta z wolnego, korzysta z życia, a ja… w swej samotni zamknięty, niepotrafiący się niczym cieszyć, walczący by przetrwać.

                   

                  Tyle już w życiu straciłem. Ludzi, czasu, niespełnionych miłości, przepuszczonych okazji. Zero wniosków, prawie zero postępów. Czas mija… Tyk, tyk, tyk, te sekundy już nie wrócą. Postarzałem się pisząc tego posta o kilka minut. Za X lat gdy kostucha zapuka do drzwi takie minut będą na wagę złota.

                  Podnieść się. Kolejny raz. Stanąć na chwiejących nogach, obiecać sobie, że tym razem się uda, tym razem zapanuję nad emocjami, w kluczowych momentach, tym razem opanuje umysł i stanę ponad lękiem. A potem jazda do przodu, kolejne zadania z listy odhaczone, uśmiech na twarzy, bo przecież jednak sobie poradziłem i bach ! Znów to samo. Karuzela uczuć. Lęk przed odrzuceniem. Poczucie własnej wartości w przepaść. Deficyty i schowane w podświadomości stare sprawy szturmem !

                   

                  I tak do zaj…..a.

                   

                  A równie dobrze przecież mogłoby być zupełnie inne życie.  W poczuciu bezpieczeństwa z ukochana osobą, bez zmartwień o byt zwiedzanie, dajmy na to Pragi. Tej czeskiej, bo o warszawskiej rożne opinie słyszałem, choć pewnie przekoloryzowane…

                  Gdzieś w bloku, w którym mieszkam na pewno w tej samej chwili ludzie się cieszą. Gdzieś w mieście w którym mieszkam własnie teraz ludzie się poznają i może powstanie dziś jedna z par zostanie ze sobą na całe życie.

                   

                  Gdzieś w kraju w którym mieszkam, ktoś właśnie obchodzi swoje nowiutkie mieszkanie, wdychając opary farby i zastanawia się nad kolorem sedesu.

                  Życie „normalnych” ludzi.

                  Kontra życie pustelnika.

                  Z drugiej strony – mam szansę. Wszyscy mamy. Więc odpuszczę sobie jednak tą nienawiść przynajmniej dziś. I obiecam, że następnym razem…

                   

                   

                   

                   

                  sdsdsdsds
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 43

                    gagatek rozumiem Cię, bo tez kiedys utozsamialam szczescie z byciem w zwiazku, jednak wiem ze to nie da mi 100% szczescia, poniewaz zwiazki zawsze moga sie rozpasc, nawet te najsilniejsze….

                    ale rozumiem Cię bo kiedyś mialam tak samo ubolewalam nad tym jaka to ja nie jestem samotna i biedna, w pewnym momencie zrozumialam, ze tylko ja sama moge sobie dac szczescie, a ludzie wokol mnie beda pojawiac sie i znikac, takie jest zycie i nigdy nie da sie przewidziec kto przejdzie z toba przez to zycie, czy bedziesz sam czy z kims, zarowno sam jak i w zwiazku jestes tak samo wartosciowym czlowiekiem, pamietaj o tym

                    sdsdsdsds
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 43

                      I pamietaj tez o tym ze ty jestes jak najbardziej normalnym czlowiekiem, bez wzgledu na to co robisz, gdzie jestes i w jaki sposob spedzasz czas, to ze czujesz smutek lub pustke tez jest normalne, pozwol sobie na te uczucia, a one wyrazone i zrozumiane – odejdą, zamienią smutek i samotność w spokój, a byc mozne nawet i radosc

                      gagatek
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 25

                        Dzięki. Pamiętam. Wiesz,  ja nawet czasem kocham siebie. Kocham tak po prostu. Albo chyba kocham, bo o miłości wiem tyle co pies merdający ogonem…

                        Kocham teraz kogoś, bo jest we mnie potrzeba kochania. Tak jest mi łatwiej. Choć tego kogoś nie ma już w moim życiu – kolejny meteoryt… Albo chyba kocham, bo o miłości wiem tyle, co kot tępiący pazury na meblach…

                         

                        Wiem, wiem, trzeba znaleźć sobie hobby, pasję uniezależnić swoje szczęście od wpływów z zewnątrz, być optymistą, pracować nad sobą, działać, wyjść do ludzi, pokochać siebie, samemu dawać sobie wsparcie…

                         

                        Staram się. Często po porażkach wstaję i idę dalej. Ale brak mi bliskości, czułości, dotyku, towarzystwa, poczucia bycia kochanym i kochania…

                        Ale na pewno spróbuję jeszcze. Kiedyś 😉

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 271 do 280 (z 947)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.