Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Głód uwagi

Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 140)
  • Autor
    Wpisy
  • ona.ddd
    Uczestnik
      Liczba postów: 73

      @marta2985

      Prawdziwe, bo pisane najszczerzej. To jest coś czego nigdy nie robiłam. Tzn. miałam mnóstwo sytuacji gdzie się zarzekałam (nawet sama przed sobą) że jestem szczera, że to prosto z serca płynie ale tak nie było. To jest wbrew pozorom bardzo trudne. Żeby już samego siebie człowiek oszukiwał i nie wiedział nawet o tym… To forum dobrze mi robi. Jest jak moja pani psych. Mówię rzeczy których nigdy bym nie powiedziała, czy nawet pomyślała. Otwarcie i na forum publicznym w dodatku. Jest to coś nowego. Zawsze zamknięta na cztery spusty, kiedyś dopuszczałam jeszcze koleżanki, ale z czasem już nikogo. Wszystko co ze mnie wychodziło było przekalkulowane, przeanalizowane kilka razy. Nie raz słyszałam że jestem wyrachowana. To mnie nie złościło nawet. Uważałam to za oznakę zdrowego rozsądku. Złościło mnie natomiast to, że miałam (czy mam nadal) coś takiego, że podkolorowuję. już ktoś o tym pisał na tym forum. Nawet jak chcesz coś wiernie oddać to zawsze coś wtrącisz dodatkowego, coś lekko przekręcisz, żeby lepiej brzmiało czy wyglądało. Jak mnie to wkurza. I wychodzi że jestem kłamczuchą. I się czuję jeszcze gorzej. Ja już wiem z czego to wynika, ale chyba jeszcze nie odrzuciłam tego nawyku jako zbędnego narzędzia obronnego. Jako dziecko nigdy nie wiedziałam czy tata się wkurzy i o co, więc na wszelki wypadek trzeba było podkolorować coś tak żeby był zadowolony albo usłyszał to co chce. I co wyszło w efekcie? Osoba wyrachowana, kłamliwa, a jak dodamy do tego że zamknięta w sobie i nieufna to klops gotowy. Kto takiego kogoś może lubić? Truskawek napisał:

      „W przypadku dorosłych dzieci jest trudniej się porozumieć, bo nasze filtry są nastawione na obronę, odruchowo bardzo wyczulone na potencjalne zagrożenia(…)”

      O tak jest właśnie. Ile razy ktoś na mnie najechał, nakrzyczał, obraził się, a to ja byłam ofiarą przecież, ja! I ten ktoś nie mógł tego zrozumieć. Ja nie mogłam zrozumieć że ten ktoś nie rozumie, nie widzi mojej krzywdy, że to nie tak, że nie o to mi chodziło przecież, że ja się tylko bronię. Tyle kontaktów, tyle rozmów zerwanych. Ten jeden najważniejszy, zerwany. Bo nie zrozumiał, nie wiedział. Myślał że jestem zła po prostu, niedopasowana do niego. A ja byłam ofiarą z dzieciństwa. Ja taka nie byłam naprawdę. Ale za późno o tym się dowiedziałam. On też. Teraz to bez znaczenia. Nie interesuje go to. Mówienie o tym to „zbyt duża otwartość” jak określił. Już po ptakach. On ma swoją rodzinę, ja mojego partnera. A gdybym wiedziała wcześniej o tym że jestem DDD, a gdybym nie była DDD…

      truskawek
      Uczestnik
        Liczba postów: 581

        @marta2985 Rozumiem i współczuję ci. Chciałem się z tobą podzielić takim zdaniem, które usłyszałem chyba na terapii, że ta żałoba to wcale niekoniecznie żałoba po rodzicu, tylko raczej żal po utraconym dzieciństwie, na który dotąd nie było miejsca i przyzwolenia, ale był upchany głęboko ze strachu i wstydu, aż nagle w chwili kryzysu się ujawnił. I że to ty jesteś najważniejszą osobą w twoim życiu, a nie mama ani narzeczony. Jak się z tym czujesz, czy dopuszczasz taką możliwość?

        ona.ddd
        Uczestnik
          Liczba postów: 73

          Truskawek, fragment z Żywotu Brian’a dobry 😀 No tak jest, tak jest… Ale przecież nie zaszkodzi zapytać i usłyszeć, a i pogadamy sobie przy okazji. Ale chociaż to piszę, to też mi wstyd. I boję się. Że właśnie może nie powinnam pytać tak. Albo co jeśli Ciebie albo innych zanudzę, co jak już nikt mi nie odpisze. Napisała tu na forum jakaś pani że chce zrobić ankietę. Ja już taka byłam spragniona kontaktu z człowiekiem, tego żeby ktoś mnie o coś zapytał, że czekałam jak zbawienia na tą ankietę. I nic, cisza. Nie dostałam, a ja mam w głowie już tak namieszane i smutno mi, że nawet na głupią ankietę mi nie chce ktoś odpisać. Nikt nie chce mnie zapytać, rozmawiać, zostawia mnie. Co mam robić, co robię źle. Śmieszne to i straszne – jak z igły zrobiłam widły. Mechanizm znam a i tak swoje…. Wstyd i strach, strach i wstyd. Ból osamotnienia, bycia porzuconym. Nieprzerwane koło.

          O jaką miłość mi chodzi pytasz Truskawek. Od kogo? Jak ma się wyrażać? Najpierw muszę załatać stare dziury, czyli potrzebuję miłości rodziców do dziecka, czyli do mnie kiedy byłam mała. Ale czasu nie cofnę. Zła jestem na rodziców strasznie i ten gniew świadomy za tamte lata trwa już długo (parę miesięcy) i nie przechodzi. Mamie powiedziałam że jak tata mnie bił to ona mnie nie broniła i że tak nie można było robić że to było złe. Ona na to że mnie przeprasza i że nie pamięta tych sytuacji. Chociaż była przy tym. Ja jej mówię że wyparła a ona mi na to to, ty też wyprzyj i spokój… Szkoda gadać. Złość nie mija jak coś takiego słyszę, nawet z tym przepraszam, chociaż szczerym. Nie wiem co musieliby zrobić żebym zapomniała i przebaczyła. Ile by musieliby przepraszać. Mam wrażenie że żadne przepraszam nawet 100 razy powtórzone nic nie da. Więc złoszczę się. I poszukuję plastra na tą ranę. Znalazł się partner na to. On jest moim rodzicem. Ale teraz jest nowa dziura. Brak partnera. także tak jak napisałeś:

          Więc może na przykład to właśnie miłość partnera miała zastąpić coś innego? I tu się zaczyna wielka przygoda z poznawaniem siebie!? W tym sensie terapia jest dla mnie czymś pięknym i otwierającym, a nie łamaniem schematów i walką ze sobą. Bo z kim tu walczyć i po co, skoro można sobie iść i odkrywać?

          Partner zastąpił rodziców. Tego się dowiedziałam póki co. i Fakt, to szukanie, odkrywanie samego siebie jest fascynujące, chociaż czasem strasznie bolesne. Jak już widzisz poprawiło mi się. Ale nie umiem powiedzieć czy przepracowałam, przeżyłam tamten ból, czy schowałam go? Faktem jest że go nie ma. Mogę znowu zacząć nurkować i odkrywać. Chociaż znowu mi głupio i znowu wstyd. Że napisałeś do mnie parę dni temu, a ja nie byłam w stanie odpisać i teraz jaśniepani jak doszła do siebie to elaborat wali i będzie czekać aż ktoś odpowie. Egoizm taki jakiś. Niby nie, niby tak…

           

           

          marta2985
          Uczestnik
            Liczba postów: 106

            Ja podświadomie wymagam od partnera aby zaczął uzalac się nade mna. Abym to ja była ofiara. Przed mamą nie moge. Bo jest chora . A co do niego czuje, frustrację złość . Ale za co ? Co do tego co napisałeś truskawek ja całe życie mam żal , z wszystkiego nie zadowolona, oczekuje uwagi. Ale nie chce się usprawiedliwiać dzieciństwem. I nigdy tego nie robiłam

            ona.ddd
            Uczestnik
              Liczba postów: 73

              @marta2985 nie wiem co Ci napisać, jak to napisać. Bo to jest temat rzeka. Chciałabym jak zawsze wyłożyć coś na kilka stronic – tak mam jako DDD że zawsze muszę doradzać komuś (wkurza mnie że tak robię) ale naprawdę chcę Ci pomóc i dać nadzieję. To co pisze Truskawek jest chyba kwintesencją tego co ja chciałabym Ci  przekazać. Mam podobne doświadczenia (nowotwór u bliskiej osoby na początku mojej terapii psych, całe szczęście wyleczony czego i Wam życzę). Taka sytuacja w jakiej jesteś faktycznie dodaje sił i mobilizuje ale tylko na chwilę. I głupio to zabrzmi ale – skorzystaj z tego paliwa. Z jednej strony żal Ci mamy, boisz się że Cię zostawi i nie chcesz spojrzeć w siebie bo masz wyrzuty sumienia że to Ty ją zostawiasz. Znam to. Ale prawda jest taka, a przynajmniej u mnie tak było, że i tak już dawno tej mamy nie miałam. Ja doznałam szoku jak to do mnie dotarło. Ale odcięcie tej pępowiny, tej sztucznej pępowiny (bo jak mówię mi się tylko wydawało że mama jest taka jak Ty opisujesz swoją) pomogło mi popatrzeć trzeźwo na siebie i mam nadzieję że uśmierzy to w przyszłości ból fizycznej straty. Bo tego – też podświadomie – bałam się najbardziej na świecie. Tak jak pisze Truskawek – to Ty jesteś najważniejszą osobą w Twoim życiu, a nie mama ani narzeczony.

              marta2985
              Uczestnik
                Liczba postów: 106

                Terapeutka też mi powoli to uświadamia. Bo pepowiny nie odcięłam jeszcze I najgorsze jest że nie chce jej odciąć. Trochę to dziwne. U mamy zdiagnozowali raka. A Ja U siebie też ,,chorobę,, I wiem że musimy obie walczyć. Dzięki za wysłuchanie mnie. Mam dziś kryzys. A terapię mam dopiero we wtorek. Boję się nie tylko O mamę ale też o siebie. O swoją przyszłość. I dlatego walczę

                truskawek
                Uczestnik
                  Liczba postów: 581

                  @marta2985 To dla mnie ważne, co napisałaś, że nie chcesz się usprawiedliwiać dzieciństwem. Jest mi to bardzo bliskie. Ja też przyszedłem na terapię właśnie z takim nastawieniem – wiedziałem, że było mi źle w dzieciństwie, ale uważałem, że powinienem sobie lepiej poradzić wtedy, więc miałem pretensje do siebie i tak. Poczucie winy tak głęboko we mnie tkwiło. I byłem właściwie dumny z tego, że się nie usprawiedliwiam.

                  Dopiero gdy powoli dowiadywałem się o tym, jak działa rodzina (funkcjonalna i dysfunkcyjna), i miałem czas spokojnie się zastanowić za co byłem rzeczywiście odpowiedzialny w domu, a za co moi rodzice, to zaczął we mnie rosnąć wkurw na nich. Zobaczyłem, jak nie dość, że zrzucili z siebie swoją odpowiedzialność na mnie, to jeszcze oszukali mnie, że to ja sobie nie daję rady z tą odpowiedzialnością. Ale na to potrzebowałem czasu i braku nacisków, żebym mógł uczciwie się nad tym zastanowić.

                  Bo mowa o „usprawiedliwianiu” sugeruje, że zrzucam z siebie odpowiedzialność na kogo innego fałszywie. Tymczasem przekonałem się, że ja tylko umieszczam odpowiedzialność za swoje dzieciństwo tam, gdzie ona naprawdę leży. Bolało, że zostałem oszukany, ale ostatecznie miało to sens, że rodzice byli za to odpowiedzialni. I nawet sprzedali mi wstyd, że sobie nie radzę – z ich obowiązkiem, którym w ogóle nie powinienem był się interesować, a w dodatku nie miałem żadnej szansy go wypełnić! Budzi to we mnie wstręt, ale już zdążyłem przetrawić tę bezradność, że nie dałem rady, bo to ona mi broniła zrzucić z siebie cudzy ciężar. Ale i ten wstyd mi dali!

                  Jestem odpowiedzialny za siebie, ale teraz, gdy jestem dorosły. Ale nawet to rozumiem już teraz łagodniej, mniej myślę o powinnościach, a bardziej ufam swojemu rozumieniu i wyborom, nawet jeśli się coś nie udaje. Natomiast ten cały ból pod spodem to nie z teraz, tylko po części zamrożone, nigdy nie wyrażone emocje, a po części dysfunkcjonalne wzorce, które zacząłem zauważać u siebie i dlatego ciągle właziłem w te same problemy, a teraz mogę się nad nimi zastanowić czego naprawdę chcę i je zmieniać wedle moich przekonań, potrzeb i możliwości.

                  Nie widzę tego jako walki. Ja to czuję bardziej jako proces zrzucania z siebie ciężaru i dbania o siebie. To się nie dzieje równo i ciągle lżej, są różne momenty zwrotne, kryzysy i olśnienia, ale w dłuższym czasie jest mi znacznie spokojniej, czyli przeciwieństwo walki. Ale rozumiem, czemu tak czujesz. Z początku przyszedłem z potrzebą działania i chwilami siedziałem i czekałem aż coś się wreszcie stanie, a nie bardzo się działo, a gdy się działo, to nie było przyjemne. Ale wierzyłem terapeutom, że żeby oczyścić ranę z dzieciństwa, to najpierw trzeba zdjąć z niej „plasterki”, a samo czyszczenie nie jest miłe. To mi ułatwiło przejście tego procesu. Dalej idę sam.

                  Nie dziwi mnie, że zajmujesz się mamą. Nie widzę w tym nic złego i to, jakie masz uczucia wobec niej, to twoje. Natomiast czuję się bezpiecznie, że martwisz się o siebie i chcesz się zajmować sobą, bo to tego brakuje dorosłym dzieciom. To nawet nie jest choroba, tylko zespół nawyków, których się skutecznie nauczyliśmy, żeby przetrwać w domu. Inne osoby, nawet ważne, mogą wreszcie znaleźć się na dalszych planach. I na nich nie mamy wpływu tak naprawdę ani nie jesteśmy za nich odpowiedzialni, choć to dojmujące poczucie. Jest czas na terapii właśnie po to, żeby się temu przyjrzeć.

                  Powodzenia i odzywaj się tu kiedy tylko będziesz miała na to ochotę, forum jest dla nas o każdej porze, gdy go potrzebujemy. Ja też mam potrzebę kontaktu i to jeden z bezpiecznych sposobów realizacji tej potrzeby, nie destrukcyjny.

                  truskawek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 581

                    @ona.ddd:

                    Ale przecież nie zaszkodzi zapytać i usłyszeć, a i pogadamy sobie przy okazji.

                    To już ty sprawdzaj, czy nie zaszkodzi… Ja nie mam ci tego za złe, akceptuję to, bo sam mam taką potrzebę pogadania i dzielenia się swoimi doświadczeniami. Właśnie teraz mam i miło mi cię słyszeć znowu.

                    Ale chociaż to piszę, to też mi wstyd. I boję się. Że właśnie może nie powinnam pytać tak. Albo co jeśli Ciebie albo innych zanudzę, co jak już nikt mi nie odpisze.

                    No właśnie to mam na myśli ze sprawdzaniem. Możesz teraz już świadomie, uważnie i na własnych zasadach, poza domem, sprawdzać co będzie? Co to znaczy, że „nie powinnaś”? Kto tak ci sugerował i dlaczego? To jest urealnianie.

                    Cieszę się, że piszesz o swoich uczuciach. Z mojego doświadczenia wynika, że to bardzo ważne. Mam miejsce na ten strach i wstyd, i lepiej cię rozumiem, gdy o tym mówisz.

                    Nikt nie chce mnie zapytać, rozmawiać, zostawia mnie. Co mam robić, co robię źle. Śmieszne to i straszne ? jak z igły zrobiłam widły. Mechanizm znam a i tak swoje?. Wstyd i strach, strach i wstyd. Ból osamotnienia, bycia porzuconym. Nieprzerwane koło.

                    Wierzę w te twoje uczucia i są mi bliskie.

                    Co do mechanizmu, to nawyki nie zmieniają się natychmiast i wracają. Bo to właśnie są nawyki – o nich się nie rozmyśla, tylko ćwiczy, i potem działają sprawnie. Ale mogę się skupiać na tych momentach, przyglądać się jak zadziałał ten konkretny mechanizm, złapać kontakt ze swoimi uczuciami i decydować, co chcę w tym momencie zrobić (a w innym może coś innego).

                    Żaden z tych elementów nie dzieje się od razu. Zmiana nawyków trwa, ale jak najbardziej mam poczucie, że przerwałem to błędne koło. Teraz są momenty, kiedy działam odruchowo po staremu, odruchowo po nowemu (bo bywa i tak wygodnie!), a czasem świadomie się zatrzymuję i zastanawiam.

                    Na dziś efekt jest taki, że nadal potrzebuję dużo kontaktu, ale tyle, ile jest, to już mi wystarcza jako minimum. Nie mam poczucia, że nikt nie chce ze mną gadać, wiem już, na kogo mogę bardziej liczyć, a na kogo rzadziej lub wcale.

                    Ja jej mówię że wyparła a ona mi na to to, ty też wyprzyj i spokój? Szkoda gadać. Złość nie mija jak coś takiego słyszę, nawet z tym przepraszam, chociaż szczerym. Nie wiem co musieliby zrobić żebym zapomniała i przebaczyła. Ile by musieliby przepraszać. Mam wrażenie że żadne przepraszam nawet 100 razy powtórzone nic nie da. Więc złoszczę się. I poszukuję plastra na tą ranę.

                    Nam na terapii nie radzili załatwiania swoich spraw z realnymi rodzicami. Sama widzisz, że mama sama nie zna innego sposobu, to jak niby może cię go nauczyć? Moja mama też wyglądała na zagubioną, gdy z nią pogadałem. Dla mnie to było ważne doświadczenie, ale z zupełnie innych względów, nie szukałem u niej przeprosin ani wsparcia i ich nie znalazłem, widziałem wyraźnie każdą manipulację, jakiej się chwytała odruchowo, żeby tylko się obronić przed poczuciem winy za swoje błędy. Tylko to było już jak sam sobie poukładałem i to był taki dodatkowy element, jeden z wielu, jakie chciałem zrobić.

                    Najogólniej mówiąc, tłumaczyli nam, że faktycznie dzieciństwa nie odzyskamy, bo ono już było, i rodziców nie będziemy mieli innych, żeby pozwolić sobie puścić prób szukania u nich zrozumienia i wsparcia. Natomiast możemy zostać swoimi własnymi rodzicami, jakich potrzebujemy. A po drodze w bezpiecznych warunkach otworzyć te stare rany i je oczyścić. Nie przez kontakt z rodzicami (bo to może dodatkowo skrzywdzić albo utrwalić – jaki mają interes w tym, żeby teraz było inaczej?), tylko przy wsparciu terapeutów i osób z grupy, którzy mają podobne doświadczenia. Jakby jeszcze raz przejść ten etap, tylko już na własnych zasadach.

                    Znalazł się partner na to. On jest moim rodzicem. Ale teraz jest nowa dziura. Brak partnera.

                    Nikt nie jest w stanie zająć się mną 24h na dobę, nawet jeśli by chciał, bo jak? Zresztą odkryłem coś ciekawego, czego się nie spodziewałem – ja jestem dorosły i lubię to, kiedy ktoś mi mówi co mam robić, to się irytuję. Wystarcza mi trochę akceptacji i dużo czasu spędzanego wspólnie, ale całą resztę lubię robić po swojemu i to mi daje satysfakcję i poczucie sprawczości.

                    Tylko do tego była mi potrzebna terapia, żeby się nauczyć sobą zajmować, bo skąd miałem mieć funkcjonalne wzorce?

                    i Fakt, to szukanie, odkrywanie samego siebie jest fascynujące, chociaż czasem strasznie bolesne. Jak już widzisz poprawiło mi się. Ale nie umiem powiedzieć czy przepracowałam, przeżyłam tamten ból, czy schowałam go? Faktem jest że go nie ma. Mogę znowu zacząć nurkować i odkrywać.

                    Możesz sprawdzać zawsze, i jak jest ból, i jak go nie ma. Możesz zawsze być przy sobie i o siebie dbać, niezależnie od tego, co się dzieje. To jest właśnie najgorszy efekt z domu – nie to, że rodzice o nas nie dbali, tylko że przez to nauczyliśmy się tak siebie traktować sami. Jak coś się nie uda, to dowalamy sobie, choć potrzeba nam wtedy właśnie najbardziej zrozumienia i akceptacji.

                    Zajęło mi trochę poukładanie sobie co to znaczy nie mieć kontaktu z emocjami. I w zasadzie do dziś mnie to trochę dziwi, że mogę coś czuć, ale tego nie czuć, czyli nie mieć z tymi uczuciami kontaktu. Dlatego zainwestowałem w sprawdzanie przynajmniej po kilka razy dziennie jak się czuję. Jeśli czuję radość, złość, wstyd, lęk, żal, błogość, smutek itp., to wszystko jest na miejscu, mam kontakt z emocjami i mogę na bieżąco decydować jak o siebie zadbać. Dopiero gdy czuję „nic”, „normalnie”, to dla mnie sygnał, że straciłem ten kontakt i warto poszukać jak go odzyskać, a przede wszystkim co się zdarzyło takiego, że tak się zamknąłem znowu. Bo wierzę, że jedyny moment, gdy już nic nie czuję, to jeśli bym umarł. Przez całą resztę czasu czegoś potrzebuję i coś w związku z tym czuję.

                    To bardzo prosty test i bardzo fajnie mi się sprawdza – posłuchaj siebie, co teraz czujesz?

                    Chociaż znowu mi głupio i znowu wstyd. Że napisałeś do mnie parę dni temu, a ja nie byłam w stanie odpisać i teraz jaśniepani jak doszła do siebie to elaborat wali i będzie czekać aż ktoś odpowie. Egoizm taki jakiś. Niby nie, niby tak?

                    Błędne koło, prawda? Albo nikt nie pisze, i to jest jasny dowód na to, że jesteś do dupy. Albo pisze, a ty nie odpisujesz, ergo to samo… Dla mnie to żadna niespodzianka, nie wierzę, że w tę grę da się wygrać, bo jej reguły zostały specjalnie tak ustawione. I jedna z reguł jest taka, że trzeba sobie (rytualnie) dowalić, bo jak się po prostu robi, co się chce, to potem trzeba przepraszać, kajać się, umniejszać, przecież jestem zawsze za kogoś odpowiedzialny i jak nie staram się cały czas, to wyrządzam mu krzywdę.

                    Na to wszystko mam miejsce. Miło mi z tobą pogadać, ale to każde z nas decyduje kiedy, co i ile chce napisać. Nie musimy się zestroić, mnie to nie jest potrzebne, żeby mieć kontakt. Każde może wziąć odpowiedzialność za siebie i tak wyjdzie, jak oboje w to wejdziemy. Chcesz tak spróbować?

                    ona.ddd
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 73

                      Błędne koło, prawda? Albo nikt nie pisze, i to jest jasny dowód na to, że jesteś do dupy. Albo pisze, a ty nie odpisujesz, ergo to samo? Dla mnie to żadna niespodzianka, nie wierzę, że w tę grę da się wygrać, bo jej reguły zostały specjalnie tak ustawione. I jedna z reguł jest taka, że trzeba sobie (rytualnie) dowalić, bo jak się po prostu robi, co się chce, to potem trzeba przepraszać, kajać się, umniejszać, przecież jestem zawsze za kogoś odpowiedzialny i jak nie staram się cały czas, to wyrządzam mu krzywdę.

                      Na to wszystko mam miejsce. Miło mi z tobą pogadać, ale to każde z nas decyduje kiedy, co i ile chce napisać. Nie musimy się zestroić, mnie to nie jest potrzebne, żeby mieć kontakt. Każde może wziąć odpowiedzialność za siebie i tak wyjdzie, jak oboje w to wejdziemy. Chcesz tak spróbować?

                      Tak się zestresowałam tym fragmentem że aż mi się płakać zachciało. Kark sztywny. Wypisałam sobie sporo emocji jakie mi się pojawiły: obawa, niepokój, niepewność, poddenerwowanie, przytłoczenie, zagubienie, ale też respekt i nadzieję.

                      Nie wiem czy tak umiem – puścić kontrolę i robić jak chcę z odpowiedzialnością za to = bez wyrzutów. I jak wyjdzie tak będzie dobrze. Czuję się jakbym stała na krawędzi i miała skoczyć w otchłań. Nie dam rady tak chyba. Tyle do stracenia, tyle do stracenia…

                      truskawek
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 581

                        Cieszę się, że znajdujesz w sobie emocje, i to całkiem dużo, choć przykro mi, że ci ciężko. Czy masz pomysł, czego w związku z tymi uczuciami potrzebujesz – może ode mnie, a może w ogóle?

                        Puszczenie kontroli jest trudne, bo z tego były w domu kłopoty i nie ma do tego prostej instrukcji „co robić”, bo to właśnie dokładnie odwrotnie – że czegoś można nie robić. Bardzo bym się zdziwił, gdyby to ci się udało od razu, bo nie do tego nas rodzice wdrażali.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 140)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.