Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 701 do 710 (z 919)
  • Autor
    Wpisy
  • Jakubek
    Uczestnik
      Liczba postów: 931
      w odpowiedzi na: Niska samoocena #474147

      Znam świetnych prawników chodzących na terapie. Niektórzy nawet się tym chwalą wśród znajomych. Znam profesorów nie kryjących się z depresją.

      Jako prawnik chyba nie powinnaś wyciągać generalnych wniosków z jednostkowych przypadków (myślę tu o reakcji przyjaciółki).

      To naprawdę dziwne, jeśli taki (głęboki jednak) kryzys poczucia wartości własnej dopada Cię raz na 2-3 miesiące – a poza tym funkcjonujesz bezproblemowo (lub na „zacięciu się”). To wręcz wygląda na jakieś sygnały dawane przez organizm, którego (z calych sił) nie chcesz słuchać.

      Mnie się takie myślenie nie wydaje normalne. Może w Indiach są takie zwyczaje. Normalny człowiek przyjmuje ból po stracie, odbywa żałobę i próbuje żyć dalej. Ci którzy odchodzą a nas kochają, przecież tego właśnie by dla nas chcieli.

      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , temu przez Jakubek.
      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        Proponuję opowiedzieć o tym terapeutce i sróbować to omówić. Terapia to relacja między Wami. Ona nie zawsze musi domyśleć się co dzieje się w twojej głowie. To, że obawiamy się oceny ze strony terapeuty jest normalne. Ja przed swoim sporo grałem, udawałem i straciłem przez to niepitrzebnie dużo czasu. Terapia jest od tego, żeby mówić o tym co nas boli, zawstydza, przeraża.

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 931
          w odpowiedzi na: Niska samoocena #474138

          Ok. Dołożyłaś nieuczciwej lekarce. Niech będzie. Trzeba z Tobą uważać.
          Ucieszył mnie Twój wątek. Pokazujesz jak wrażliwą, niepewną siebie i osamotnioną może być kobieta, która wobec otoczenia występuje jako twarda i zorientowana na sukces profesjonalistka. Dajesz nam cenną lekcję życia.

          Przy bezpośrednim spotkaniu na pewno onieśmielasz autorytetem, kompetencją i trzeźwym osądem. Osobiście boję się takich kobiet. Warto wiedzieć, że w środku może siedzieć zdezorientowana dziewczynka.

          Miło byłoby przeczytać, że zrobiłaś coś konkretnego, aby to wewnętrzne dziecko poczuło się pewniej.

          Mam jednak wrażenie, że raczej chodziło Ci o chwilowe zrzucenie napięcia. Nie szukasz rad, bo wiesz lepiej. Może i słuszne podejście. Kryzys minie i znowu będzie dobrze.

          Nie dziw się jednak próbom pomocy, skoro już na początku wątku zadeklarowałaś się jako przyszła samobójczyni.

          Skoro mąż jest tym najważniejszym punktem odniesienia w życiu, to może warto właśnie z nim omówić te swoje cykliczne kryzysy. Może to nawet farmakologicznie da się opanować a niekoniecznie terapeutycznie.

          Kończąc, muszę jednak powiedzieć, że w moim odczuciu w Twych wypowiedziach dominują: smutek, lęk i uczucie osamotnienia. Dziwne to wrażenie – w obliczu tylu Twoich osiągnięć życiowych. Obym zatem mylił się.

          Pozdrawiam serdecznie.😇

          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , temu przez Jakubek.
          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , temu przez Jakubek.
          Jakubek
          Uczestnik
            Liczba postów: 931
            w odpowiedzi na: Zmiany #474132

            Nie rozumiem jak można namawiać do rzucenia terapii. I to na mityngach jak rozumiem.

            Jakubek
            Uczestnik
              Liczba postów: 931

              Trudny okres. Trzymaj się. Nie obwiniaj. Szukaj życzliwych ludzi. Coś z tym facetem musi być nie halo, skoro w tak niezrozumiały sposób to rozwiązał. Pewnie coś narastało od dłuższego czasu.

              Jakubek
              Uczestnik
                Liczba postów: 931
                w odpowiedzi na: Niska samoocena #474128

                Trochę mnie zaskoczyłaś tym podpierdzieleniem lekarki w sprawie rachunków. Co za mściwość! Moja znajoma z radością mówi o swojej adwokatce w sprawie rozwodowej, że prawdziwa „zimna sucz” z niej i że taka to w sądzie ogryzie mężusia do ostatniej kosteczki. Aż się oblizuje z zadowolenia, kiedy tę ostrą pełnomocniczkę wspomina, chociaż jest cholernie droga. Pełnomocniczka zresztą już po własnym rozwodzie. Zatem to nie Ty, ale można by pomyśleć… chociaż tak, rodzinnych spraw nie tykasz. Może byś się sprawdziła?

                Polecam mniej antyczną wersję Pigmaliona autorstwa Georgea Bernarda Shawa: biedna (nomen omen) kwiaciareczka Eliza, profesor Higgins, on w ramach zakładu z kolegą edukuje dziewczynę i wprowadza na salony…  Ponadczasowe.

                „A to osoby z niskim poczuciem własnej wartości nie mogą być w ostatecznym rozrachunku szczęśliwe? Akceptuję ?układ?, a nie akceptuję własnego poczucia wartości.” – moim zdaniem nie mogą. Niskie poczucie wartości to zaburzona samoocena. Nie wiesz kim jesteś. Dopóki się nie dowiesz, nie będziesz w stanie zrozumieć, co jest Twoim prawdziwym szczęściem. Układ to tylko wygodna pozycja ciała – nie ma bólu, nie ma zagrożenia, jest spokojnie. Osoby po traumach tylko o tym marzą. Jednak zdrowe życie, dążenie do szczęścia to właśnie krok dalej, poza strefę komfortu – z tym, że teraz dajemy ten krok świadomie. Ja tego obecnie próbuję. Boli, ale to ja wybieram ten ból.

                P.S. Co do tuńczyka, to chyba naprawdę jest mały – średnica puszki ok. 10 cm, a on przecież w środku. A wiesz, że wąż może połknąć słonia?

                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , temu przez Jakubek.
                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , temu przez Jakubek.
                Jakubek
                Uczestnik
                  Liczba postów: 931
                  w odpowiedzi na: Niska samoocena #474122

                  Czyli to coś na kształt mitu o Pigmalionie?

                  Jakubek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 931
                    w odpowiedzi na: Niska samoocena #474120

                    W sumie to chodziło o wymienianie w myślach tych wad. Niekoniecznie tu.

                    Nie miałaś nic, żeby dać? A mi się zdaje, że oddałaś całe swoje 22 letnie życie 38 letniemu mężczyźnie. Mam nadzieję, że dobrze liczę, bo się wkurzysz. Cóż więcej mogłaś dać? Wierzę, że on dał Ci tyle samo.

                    Takie właśnie mam dylematy, kiedy fantazjuję o związku z dużo młodszą kobietą: czy mam prawo zabierać jej lata kwitnącej młodości i sprawiać, by oddała się mi całą sobą, chociaż wiem, że mnie już trudno będzie odwdzięczyć się tym samym darem.

                     

                    Jakubek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 931
                      w odpowiedzi na: Niska samoocena #474114

                      Zainteresowałaś mnie sobą. Nie tylko profilem wykształcenia. Jako dziecku wykładowcy i jego studentki trudno mi przyjąć do wiadomości ten świetlany obraz małżeństwa, który odmalowujesz. Co nie znaczy, że nie jest on prawdziwy. Tylko moja psychika przed tym się broni. Taki facet może istnieć? Niemożliwe! Dlaczego w takim razie nie był moim ojcem?!

                      Mogę pisać tylko o swoich odczuciach. Odczuwam natomiast, że czasem próbujesz troszkę poskarżyć się na swoją sytuację i lekko zarysowujesz brązowy posąg małżonka (małżeństwa?) –  ale kiedy tylko ktoś inny próbuje pójść dalej torem Twojej myśli, natychmiast wracasz na „jedyną słuszną” pozycję i popadasz w gwałtowną obronę nieskalanego wizerunku. Ciekawe, czy potrafiłabyś w myślach wymienić 10 jego wad, które najbardziej Ci przeszkadzają?

                      Fakty chyba są takie, że od pewnego czasu wiodłaś życie młodej osoby osadzonej w otoczeniu starszych osób. Zapewne otoczyli Cię troską i miłością właściwą niemal dziecku. Ponadto środowisko tych osób i panujące tam relacje były tym, czego wcześniej, jako dziecku Ci brakowało, za czym zapewne skrycie tęskniłaś nawet jako dojrzewająca dziewczyna. Pojawienie się w pewnym momencie dwójki nastolatków, jak sądzę, również nie „wywindowało” Cię  natychmiast do roli ich „matki”. Zapewne relacje były bliższe rówieśniczym. Może jednak nie? Ciekaw jestem czy dopuszczasz taką możliwość, że mąż w pewnym okresie miał trójkę „dzieci” pod opieką.

                      Coś mi się wydaje, że możesz odczuwać, iż nie pozwolono Ci dorosnąć w tych okolicznościach. Oczywiście możesz też stwierdzić, że: „piszę habilitację i chodzę na rozprawy – więc jestem dorosła!”. Może też czujesz się swoistą zakładniczką poczucia wdzięczności, w końcu tyle dobrego dostałaś – a co dałaś?

                      Ogólnie, fajnie jak żona tak broni męża. To na tym portalu dość żadkie.

                      Pozdrawiam:))

                       

                       

                      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , temu przez Jakubek.
                      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , temu przez Jakubek.
                      Jakubek
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 931
                        w odpowiedzi na: Niska samoocena #474111

                        Broń Boże nie dyskredytuje małżeństw z dużą różnicą wieku i nie stawiam ich niżej niż rówieśniczych. Nie znoszę stereotypowego podejścia. Każdy układ rodzi po prostu nowe wyzwania. Jak pisałem sam oglądam się za dużo młodszymi kobietami i zastanawiam się, jaki związek mógłbym z nimi stworzyć. Dotą maksymalna różnica wieku między mną a partnerka wynosiła 7 lat. Nie czułem tego jakoś szczególnie. Ale też nie uważam się za zbyt dojrzałego. Przy dwukrotnie większej różnicy trudno jednak uniknąć porównań z ojcem (mimo sfery seksu). Czy znacznie młodsza kobieta, która nie przeżyła deficytu ojcowskiej opieki, jest w stanie świadomie wejść w taki związek. Zastanawiam się, patrząc na dwudziestoparolatkę. Jak miałbym znieść jej kontakty z rówieśnikami. Nadskakujących chłopaków. Potrzebę wyszumienia się. Własną zazdrość.

                        Co do kochających się rodzin… Myślę, że nawet w mojej (tej dziecięcej) jakoś się kochamy, często jednak trudną, raniącą, toksyczną miłością. To wynika głównie z nieporadności emocjonalnej rodziców. Ich własnych ran. Doceniam te aspekty rodziny teściów, o których piszesz, nie miałaś nic z tych rzeczy, więc nic dziwnego, że odbierasz je jako świat idealny. Też broń Panie Boże nie kwestionuję tego. Wybacz, jeśli tak to zabrzmiało. Tylko podawane przez Ciebie (a contrario) smutne i drastyczne opisy paradoksalnie osłabiają wymowę pozytywnej oceny. Mam spojrzenie wypaczone przez osobiste doświadczenie i dlatego niechętnie przyznaję, że zdrowe rodziny mogą istnieć. Ja takiej zupełnie normalnej nie potrafiłbym wskazać. Z podobnych względów z niechęcią słucham o idealnych mężach/partnerach – nigdy takim nie udało mi się zostać. Chociaż zostałem wychowany (jednostronnie przez matkę) w przekonaniu, że kobiecie należy ustąpić. Od ojca natomiast otrzymałem komunikat, że należy nią pomiatać.

                        Idealny mąż powinien być polem, na którym wyrasta idealna żona. Może więc jesteś idealna, a tylko faktycznie przechodzisz mały kryzys samooceny.

                         

                         

                         

                         

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 701 do 710 (z 919)