Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 55)
  • Autor
    Wpisy
  • szorstkiczopek
    Uczestnik
      Liczba postów: 58
      w odpowiedzi na: Wpisujcie maile. :) #471846

      Facet Warszawa. Niby ogarnięty, żadna patologia.
      35.
      Chętnie pogadam na Skype.
      flashpanhunter@op.pl

      szorstkiczopek
      Uczestnik
        Liczba postów: 58

        Hej
        Ta sytuacja w której żyjesz wygląda na toksyczną – dobra decyzja dot. pracy.
        Wygląda na to że ktoś (zewnętrzny pracodawca) musi cię nauczyć punktualności, obowiązkowości itp.
        Że jak się wykazujesz masz coś ekstra, godzina twojej pracy jest warta tyle i tyle, jak się spóźnisz masz opierdol itp.
        Takie – powiedzmy – obiektywne kryteria oceny pracownika.
        Bo takie siedzenie w domu tego nie uczy.
        Więc docelowo powinieneś zacząć zarabiać i wynająć coś sobie.
        Zmężnieć innymi słowy. Żyć na własny rachunek.

        Szczególnie ze post napisałeś obszerny, sensowny i bez błędów, widać że jesteś inteligentnym człowiekiem.

        Dodatkowo jest takie coś – czytam ostatnio – borykając się z wypaleniem zawodowym.
        Wypalenie pojawia się w momencie braku doceniania przez pracodawcę.
        Więc w momencie tego że robisz coś i  rodzina i tak ci wypomina że to złe i niewystarczające – możesz mieć coś w rodzaju wypalenia zawodowego nawet nie pracując na serio.

        Dodatkową przyczyną jest brak wyraźnych zadań, odpowiedzialności, wyzwań.
        Tu widzę że tego brakuje.

        To że ojciec tak zareagował (pasywną agresją) znaczy że relacja jest toksyczna.
        Może jesteś niewidzialnym dzieckiem i zwyczajnie nie zauważa tej relacji nawet na terapii dda?

        Ja bym radził takie coś – idź do pracy i wydaj przynajmniej część pieniędzy na terapię indywidualną.
        Mam wrażenie że 2x w tygodniu za ok 1000 zł/mies (ja tyle mam) indywidualnych rozmów jest lepsze od mityngów.
        Taka terapia to podobno ze 2 lata – mnóstwo pieniędzy.
        To ci da argumenty (i dla siebie i dla ojca/rodziny) że walczysz o siebie.
        I pomoże zamknąć usta tego typu krytyce.
        Po prostu otwarcie wtedy powiedz – jestem dda, chcę żyć normalnie i potrzebuję terapii.

        Co do końcówki twojego posta – TY jesteś wychowany przez swojego ojca/rodzinę, i twoje przekonania/odruchy są przez nich ukształtowane i nie wzięły się z kosmosu.
        Twoje podejście, zaangażowania i motywacje są ukształtowane przez relacje w rodzinie.
        Więc twój ojciec nie ma prawa mieć do ciebie pretensji.
        Najwyraźniej jeszcze tego nie przepracował i nie zrozumiał.

        Tak z ciekawości.
        Jak tam z dziewczynami bo po tym śladu w poście nie ma (chyba że przeoczyłem).

        szorstkiczopek
        Uczestnik
          Liczba postów: 58

          Hej poszukaj ośrodków terapii uzależnień (dla alkoholików).
          Tutaj na forum masz bazę mityngów.
          Ktoś takie ogłoszenie dawał – może jeszcze to prowadzi:

          I spróbuj niebieskalinia.org – podobno można tam zadzwonić i udzielą ci porady co i jak.
          Bez obaw, w Warszawie jest tego sporo.

          szorstkiczopek
          Uczestnik
            Liczba postów: 58

            Hej:)
            W Warszawie jest tego sporo. Zależy z jakiej części jesteś.
            Przy poradniach uzależnień podobno zawsze działa jakaś grupa dla dda.
            Więc jestem bardziej ddd niż dda.

            Dodatkowo jestem niewierzący więc mityngi w parafiach i te 12 kroków to nie dla mnie:)

            Ale to też zależy czego chcesz – i czy masz np. pieniądze na psychoterapię indywidualną.
            Możesz poszukać w necie „psycholog nfz”.

             

            szorstkiczopek
            Uczestnik
              Liczba postów: 58

              Fenix, jestem pewien że on nie pozwalałby sobie pomagać, więc pewnie skończyłoby się na jakiejś pielęgniarce.
              Problem z moim ojcem jest taki że on jest straszną pierdołą, nie umiejącym planować na parę lat w przód człowiekiem z priorytetami typu – najpierw kupić sobie samochód a dach w domu może przeciekać.
              A nie da sobie nic powiedzieć, doradzić, wytłumaczyć – zawsze wie i wiedział lepiej.

              Dom ma stary i do remontu, nawet jakiś czas temu (matka żyła) oferowałem pomoc finansową – powiedział że „będziecie sobie remontowali jak my umrzemy”. Kupił w tamtym roku sobie jacht.
              Moja matka która była jaka była, alkoholiczka przez długie lata, ale była już pod koniec życia niepijąca i schorowana , poruszała się z balkonikiem.
              A w domu w każdych drzwiach wysoki próg, drzwi do łazienki i wejściowe do domu 70cm szer. – i jak spytałem się ojca jak sobie wyobraża matkę na wózku (kwestia czasu to była, ale umarła wcześniej) w tym domu – stwierdził „jakoś będziemy sobie radzić”.
              A do łazienki z balkonikiem nie mogła wejść nawet.
              No więc moja matka dożyła swoich dni w syfnym, ciasnym, brudnym i zaniedbanym domu – a on kupował sobie samochody i jacht.
              Chciałem jej kupić ładne meble ogrodowe żeby mogła sobie usiąść przed domem to mnie opieprzył że po co.

              Wiesz, ja mam takie podejście że on naprawdę pracuje sobie (i pracował całe życie) na swoją przyszłość.
              Kiedyś myślałem że to jest człowiek typu „biednemu wiatr w oczy” ale teraz widzę że on sobie solidnie zapracował na to że żyje w domu który się rozsypuje, w rodzinie która się rozsypała, bez oszczędności itp.
              Zapracował sobie na to.
              Kupiłem im pralkę dwa lata temu – nie podłączył, pierze w misce albo frani (!).

              Kiedyś twoje pytanie też mnie zastanawiało – ale teraz już nie.
              Czemu miałbym nad nim stać i mu przysłowiowy tyłek wycierać – jak ja byłem chory w dzieciństwie to matka mi podawała wodę i cośtam pomogła.
              Ostatnio sobie przypomniałem jak się okazało że miałem pasożyty – poszedłem do niego (z 10-11 lat miałem) – usłyszałem „daj mi spokój”.
              I ja miałbym być wobec niego zobowiązany?
              Jest dorosły i powinien się troszczyć sam o siebie.
              Ja muszę.

              szorstkiczopek
              Uczestnik
                Liczba postów: 58

                U mnie jest taka sytuacja że pijąca matka (nie piła w ostatnich latach życia) umarła prawie 2 lata temu.
                W trakcie terapii wyszło że tak naprawdę większość problemów mam przez zimnego ojca-tyrana.
                I kiedy wiedziałem już gdzie patrzeć – zacząłem zdawać sobie sprawę jak bardzo on jest dla mnie toksyczny.
                Oczywiście – poza domem dusza człowiek, miły, ciepły towarzyski.
                W każdym razie stwierdziłem że ma wolną rękę jeśli chodzi o kontakty ze mną – mieszkam w innym mieście ale on bywa niedaleko prawie co tydzień.
                I jedyne kontakty z nim od śmierci matki to albo „daj x tysięcy bo potrzebuję” albo „zrób mi jakąś przysługę”.
                Zero zainteresowania mną, zero troski.
                No cóż, stwierdziłem że skoro on tak ustawia tą relację – nie będę postępował inaczej, równowaga musi być.
                Oczywiście – zły i zimny syn nie troszczy się o ojca.
                Zawsze jak podjeżdżał do mnie zapraszałem na kawę czy herbatę – od lat nie wszedł.

                Najstarszy jest typem „bohatera” – ale jedną z funkcji bohatera jest dbanie o status quo w rodzinie, o to żeby nikt nie wychodził poza swoje role.
                Więc zawsze słychać „trzeba wspominać to co dobre”, z sentymentem patrzy na ciężką rękę ojca (który najstarszego wyrzucił z domu w wieku 17 lat). Ogólnie – wszystko jest cool i nie ruszamy żadnych traum z dzieciństwa.
                Co dla mnie w trakcie terapii jest nie do zaakceptowania.
                Najstarszy tak samo – jest raz na miesiąc niedaleko mnie, ani razu nie wpadł, ani razu nie zaprosił na jakieś urodziny jednego z 3 dzieciaków, anie razu (wiedząc że mój ojciec nie urządza wigilii) nie zaprosił mnie na święta.

                Średni zdaje sobie sprawę z tego że jesteśmy dda/ddd ale nigdy z nim nie miałem dobrego kontaktu, więc tylko adres do psychologa mu dałem.

                Ogólnie rodzina próbuje mnie trzymać za ryj w roli niewidzialnego dziecka/źródła bezzwrotnych „pożyczek”.

                Więc skoro nie okazują mi troski, zainteresowania i miłości – czemu ja miałbym to robić?

                 

                szorstkiczopek
                Uczestnik
                  Liczba postów: 58
                  w odpowiedzi na: Za dużo nacisku #470718

                  Hej, na tej stronie możesz zadać pytanie psychoterapeutom – zobacz co ci odpowiedzą na postępowanie twojej psycholog:
                  https://www.znanylekarz.pl/pytania-odpowiedzi

                  szorstkiczopek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 58

                    Wiesz co, obwiniałem się kiedyś, dopatrywałem się w sobie wad które odsuwają ode mnie rodzinę czy znajomych.
                    Ale teraz to się skończyło – widze te mechanizmy rodzinne i umiem na nie reagować.
                    Dwa że jak sobie poprzypominałem dzieciństwo – nie sądzę żebym kiedykolwiek miał prawdziwą rodzinę, więc nie ciągnie mnie do „odbudowywania” więzów których nigdy nie było.
                    Wiesz, zrozumiałem też że te wszystkie rzeczy które dostawały dzieci z innych rodzin (nie chodzi mi tylko o materialne rzeczy, ale też zainteresowanie i miłość) – moi rodzice mieli OBOWIĄZEK mi dać, nie muszę im niczego wynagradzać – czy to tolerowania mnie w domu, dawania mi odrobiny pieniędzy na przeżycie i szkołę czy karmienia mnie tak że miałem ogromną niedowagę…

                    Pomogło podglądanie relacji w takiej znajomej rodzinie z dzieciakami – jak normalni rodzice zachowują się przy dzieciach i porównanie tego do mojego dzieciństwa.

                    Jest też to że teraz widze do jakich ludzi mnie ciągnęło, i jakich przyciągałem, dobierałem sobie znajomych.
                    Czy w jaki sposób „ustawiałem” znajomości – tak że to ja byłem petentem żebrzącym o uwagę, zupełnie jak w rodzinie.

                    Więc w pewnym momencie – wycofałem się z tego i popatrzyłem kto zauważy że mnie nie ma.
                    Oczywiście niewielu zauważyło.
                    Więc stopniowo znajomi poodchodzili, zerwały się kontakty, ale uważam że ponieważ dda mają te mechanizmy które „ustawiają” ich w relacjach w roli petenta, osoby która za dużo daje (w mojej psychoterapii dużo było mowy o „równowadze” w dawaniu i braniu) –
                    – to chyba fakt że znajomi się wykruszają robiąc miejsce na nowe znajomości oparte o zdrowsze zasady – jest dobre.

                    Po prostu – jeśli sobie dobierasz znajome które wiedzą że nie muszą ci nic dawać, i tak przyjdziesz – to ich zachowanie jest do przewidzenia.
                    Więc to nie jest tak że z tobą czy z nimi jest coś nie tak – po prostu musisz się nauczyć jak wyglądają zdrowe relacje i tyle.
                    I nie przejmowac się ludźmi którym pasują relacje w których nic nie muszą dawać.

                    Fakt że jestem teraz sam jak palec, ale zwyczajnie nie pozwalam się traktować ludziom: daj, pomóż – mimo że nie mają zamiaru się odwdzięczać czymkolwiek i  znikają jak dostaną czego chcą.

                    szorstkiczopek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 58

                      „Według wszystkich…” – po takim stwierdzeniu zapala mi się czerwona lampka.

                      U mnie maskotką był średni, ja byłem niewidzialny.

                      Dwa że z tego co czytam w internetach równie często najmłodsi są niewidzialni.

                      Podejrzewam że może to mieć związek z tym kiedy rodzic zaczął pić, jak reagował drugi rodzic, rodzeństwo itp.
                      I czy kiedy najmłodsze dziecko zaczyna się przystosowywać do rodziny – role są już rozdane.

                      szorstkiczopek
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 58

                        Ha, ja też jestem z tych niewidzialnych świetnie sobie radzących w życiu więc to wzmacnia postawy „nie trzeba się nim przejmować”.
                        Z tym że kiedy zacząłem sobie dobrze radzić i nabrałem pewności siebie – potwornie irytuję członków rodziny – bo potrafię się postawić, wytknąć innym błędy, napyskować z pozycji człowieka który jest na swoim, i jest pewny swojego.

                        Mam wrażenie że jeszcze bardziej dystansuję np. ojca – który sukcesów w życiu nie odniósł. A tu takie nic mu nagle mówi co ma w życiu robić.

                        A ze wspomnieniami to też tak miałem – zero wspomnień przed liceum, tylko parę prześwitów.
                        A teraz nagle taka noc że tyle rzeczy wróciło.

                        Swoją droga twoje wspomnieniu o tym że nikt cię nie odebrał też mi takie coś przypomniało:) Ciekawe.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 55)