Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Knockin' On Heaven's Door…

Przeglądasz 10 wpisów - od 631 do 640 (z 687)
  • Autor
    Wpisy
  • 2wprzod1wtyl
    Uczestnik
      Liczba postów: 1177

      Odkąd zacząłem sobie stawiać mniejsze cele odtąd paradoksalnie więcej realizuję.

      Nie twierdzę, że cel miliona jest poza zasięgiem, ale na pewno byłby dla mnie teraz chodzeniem w chmurach.

      Po drugie a może po pierwsze Jakubku warto by było zadać sobie pytanie co musiałbyś poświęcić i jak długi czas by to osiągnąć.

      Nie licząc jakiś strzałòw inwestycyjnych i spadkòw aby zarobić milion trzeba na to poświęcić ogrom czasu a w pojedynkę jest to bardzo trudne (trzeba zatrudnić ludzi lub wejść w sporą kooperację).

      Nakręcanie się łatwością wypowiedzianych słòw kolegi świadczyć może o poròwnywaniu siebie i to taką łatą 'jestem gorszy choćby w optymizmie-w podejsciu’.

      Mam akurat bardzo podobną sytuację gdzie mòj kolega przy kosztach życia trzy razy większych od moich(wynika to z innych potrzeb) często jedzie na tak zwanej rezerwie (momentami myślę sobie, że idzie po cienkiej linie i się wyłoży- przy czym nauczyłem się nie ingerować (przychodziło mi to niełatwo) a mimo tego słyszę od niego, że wręcz jest ok. (i nie jest to robienie dobrej miny do złej gry, ale mòwi to z takim przekonaniem).

      Zmierzam do tego, że też początkowo zaczynałem to analizować, że kolega mimo znacznie niższych zapasòw czuje spokòj, ale od pewnego czasu odpuściłem poròwnywanie i kontrolę (analizowanie czy się wyłoży-a dodam, że nie chciałbym żeby się wyłożył) i przekłada się to na to, że realizuję swoje małe cele zamiast tych dużych, ale wyłącznie w słowach z głową w chmurach.

      Głòwna myśl jest taka, że każdy jest inny. Ani lepszy ani gorszy inny. I jeszcze jedna myśl nie będziemy przodujący w każdej dziedzinie życia. W jednej będziemy lepsi w innej słabsi.

      Wracając jeszcze do miliona powtòrzę raz jeszcze pytanie. Ile i co  byłbyś wstanie poświęcić aby tyle zarobić?

       

      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        DDA – POŻEGNANIE FANTAZJI

        Starość czy dojrzałość

        Budzę się w nocy. Na małej kanapie w dużym pokoju. Szybkie bicie serca. W głowie rozbrzmiewa melodia ze snu i wojenne urywane obrazki – piosenka Wstanie świt. Uczucie wzruszenia i ogromne pragnienie, TĘSKNOTA, by „tam” się znaleźć. Tam, czyli w powojennym świecie z filmu Prawo i pięść. I z innych wojennych i powstańczych opowieści. W świecie bohaterów, w czasach czarno-białych wyborów moralnych, gdzie liczy się prawość, odwaga, szlachetność, gdzie WARTO nawet oddać życie. Mocne, przenikające mnie prawie do łez, przeświadczenie, że dzięki mojej WRAŻLIWOŚCI „ja to wyjątkowo dobrze rozumiem”, „wiem o co tam chodzi”, „to światy, do których jestem przeznaczony”. TAM jest moje miejsce – a to, że jestem TU jest jakąś (czyjąś) pomyłką. Tam – dzielny wojownik, bohater, obrońca uciśnionych. Tu – niewyróżniający się szary zjadacz chleba.

        Po chwili dopada mnie mocne ZROZUMIENIE, że w tym śnie słyszę odległe wołanie z lasu moich porzuconych fantazji. Wołają, bym TAM wrócił. Tęsknią za mną. Te wymyślone światy chcą mnie z powrotem. Beze mnie giną. Znikają. Jestem ich stwórcą i powiernikiem. Noszę je w sobie. Byłem nimi – a one mną. Teraz, od pewnego czasu, ODDZIELAM SIĘ. Wybieram rzeczywistość. Prawdę. Niebohaterską. Nieliteracką. Niefilmową. Porzucam życie w WYOBRAŹNI. Porzucam wymyślone fabuły. Staram się żyć tu i teraz. Ale czasem słyszę tęskne wołanie mojego dawnego rozmarzonego „ja”. Nawet ze snu.

        Ten nocny żal przypomina mi podobne uczucie żałości i rozpaczy, które dopadło mnie niedawno na UMK w Toruniu? Żal za niepodjętą karierą naukową i smutek z powodu straconych szans i możliwości rozwoju intelektualnego. Czy jednak nie był to w rzeczywistości żal za dziecięctwem, w którym wszystko (jeszcze) jest możliwe.

        Czy to ŻEGNANIE SIĘ z niespełnionymi marzeniami (bohater, naukowiec) jest objawem starzenia się? Czy czuję nadchodzącą STAROŚĆ, do której przeskakuję wprost Z DZIECIĘCTWA, z pominięciem wieku dojrzałego? Czy nie czuję w tym zagrożenia kolejnym tym razem starczym „zdziecięceniem”? Ominęłaby mnie wtedy w moim życiu DOJRZAŁOŚĆ. Z dziecinnego dziecka i przeistoczyłbym się od razu w zdziecinniałego staruszka.

        Czy te POŻEGNANIA, to jednak objaw ZDROWIENIA i dojrzewania psychicznego?

        Może nie żegnam marzeń o byciu bohaterem/naukowcem, ale żegnam MAŁEGO CHŁOPCA, który przed przerastającą go rzeczywistością uciekał się do świata fantazji lub rozkoszował się poczuciem, że jest obiektem opieki i troski w środowisku zawodowym ojca, pośród mężczyzn naukowców, prowadzących poważne rozmowy, którym przysłuchiwał się z grzecznym wyrazem na twarzy.

        Przerabiałem już temat strat życiowych, wynikłych z moich dysfunkcji. Widzę jednak, że ich świadomość dopada mnie ponownie z większą siłą. Kim mogłem być? Co osiągnąć? Kogo pokochać? Z kim się związać? Mnóstwo możliwości, które nie miały szans na to, by wykorzystał je ten pogubiony chłopiec, a potem niepoukładany mężczyzna, „naznaczony” piętnem dysfunkcyjnej rodziny oraz uzależnień cudzych i własnych. Wtedy nie mogłem inaczej, ale mogę TERAZ. Ważne, bym na siłę nie łapał tego, co przeminęło, nie gonił za tym, co utracone, czego czas już minął. Trzeba odżałować straty. I żyć teraźniejszością.

        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Jakubek.
        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 931
          Jakubek
          Uczestnik
            Liczba postów: 931

            DDA – życie w ciągłym napięciu

            Żyję w ciągłym napięciu (lęku). Również moje porównywanie się z innymi, jest powodowane lękami – jest to jakby ocena aktualnego zagrożenia ze strony obiektów porównań.

            Kiedy opada napięcie?
            – podczas uciekania w świat wyobraźni (fantazjowanie)
            – podczas wchłonięcia przez pasjonującą fabułę książki lub filmu
            – podczas pochłonięcia przez grę komputerową (dawniej)
            – podczas ćwiczeń fizycznych (samotnych, bo na pełnej siłowni już mam w sobie napięcie)
            – podczas snu
            – podczas medytacji
            – podczas bliskiego i życzliwego cielesnego kontaktu z drugą osobą , (przytulanie się i seks)
            – podczas grupowych towarzyskich aktywności z bezpiecznymi towarzyszami typu koledzy ze wspólnot 12 krokowych (ale już nie koleżanki albo koledzy z pracy)
            – podczas pracy koncepcyjnej i kreatywnej
            – podczas jedzenia smacznych potraw (tylko częściowa redukcja napięcia)
            – podczas bezsensownego i bezmyślnego przeglądania internetu (też tylko częściowa redukcja napięcia)
            – po wypiciu alkoholu
            – w trakcie gorącej kąpieli w wannie.

            Niektóre z tych sposobów są dla mnie korzystne i zdrowe, większość jednak nie.

            Tłumaczę sobie, że to napięcie wyniosłem chyba z domu rodzinnego. Musiałem być poddany niekorzystnym wpływom, kiedy jeszcze mój układ nerwowy był nie w pełni ukształtowany. Taraz mam ogromny problem ze znalezieniem spokoju. Trudno mi wytrzymać samemu ze sobą. Trudno iść samotnie i w ciszy przez las i zachwycać się przyrodą. Dopiero, gdy ktoś jest ze mną czuję się lepiej. Albo, gdy robię zdjęcia, które komuś pokażę. Mam potrzebę dzielenia doświadczenia. Nieprzeżywania samemu. Druga osoba wprowadza automatyczne napięcie (bo wszystko muszę do niej odnosić, warunkuje mnie, ogranicza, określa), ale czuję się z tym swojsko. Jak w domu. Jak kanarek w klatce. Jak stary więzień w celi. Brak odniesienia do innego człowieka sprawia, że się gubię. Tracę poczucie swego miejsca na ziemi. Jestem przerażony własną nieokreślonością, potencjałem, możliwościami. Nienawidzę tego napięcia, a szukam go. Tęsknię do spokoju, a uciekam od niego.

            Jak zmienić taki paradygmat?

             

             

            Jakubek
            Uczestnik
              Liczba postów: 931

              Z książki o Buddzie

              Porzucenie roli ofiary zaczyna się od zamiany przekonania, że „mam problemy” na „jestem problemem”.”

              Innymi słowy: zmienić mogę tylko siebie.

               

              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, temu przez Jakubek.
              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, temu przez Jakubek.
              Jakubek
              Uczestnik
                Liczba postów: 931

                DDA – dobroczyńca.

                Próbuję być dobroczyńcą tylko wobec biednych i słabych, pokrzywdzonych i zagubionych. Nie boję się ich?

                Dlaczego nie wobec bogatych i silnych, poukładanych, cieszących się powodzeniem. Czy tych boję się? Czy uważam, że nic dobrego nie mogę im dać?

                Jaką rolę odgrywa tu przymus PORÓWNYWANIA SIĘ? Chęć „ocalenia”, zachowania swojego dobrego wizerunku? Dokarmienia ego? Narcyzm?

                 

                 

                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, temu przez Jakubek.
                2wprzod1wtyl
                Uczestnik
                  Liczba postów: 1177

                  Jeżeli chodzi o mnie to doszedłem do takiego wniosku na bazie doświadczeń (ten wniosek jest znany i nie ja go odkryłem, ale chodzi mi, że zgadzam się z nim), że obserwowanie i poròwnuwanie może nas uczyć. Ważne jest jednak to by po pierwsze spròbować zauważyć jak ciężko i jak długo czasu ktoś poświęcił. A jeżeli ktoś zdobył coś szybko lub nieuczciwie to też obserwacja tego odsuwa zazdrość, bo np. dochodzę do wniosku, że to nie jest w zgodzie z moimi wartościami a obecnie mam silne przekonanie a nawet pewność, że każda rysa na moim poczuciu wartości to smutek, do wracanie tam.gdzie nie chcę być, może być też tak, że nie mam inne priorytety w danym momencie.

                  Druga sprawa przekierowywanie się na wspòłpracę  w każdej sytuacji w ktòrej zaczynam rywalizować (a mam ku temu mocne ciągotki) zgodnie z zasadą wspòłpracując przyciągam do siebie ludzi życzliwych od, ktòrych mogę się uczyć ( nie chodzi mi w tym momencie o wyrachowanie, ale o naturalny wzrostowy przebieg np. relacji)

                  Czyli dwie takie obserwacje jedna to pròba poznania, zauważenia jak dużo ktoś włożył sił i czy jest to zgodne z moimi priorytetami i wartościami a druga.to obserwacja siebie gdy poròwnywanie przeskoczy w rywalizację i ew. zazdrość.

                   

                  I jak to wygląda w praktyce? Np. widzę, że ktoś ma jakąś umiejętność. To zastanowienie się ile ktoś poświęcił czasu na to daje mi odpowiedź czy  chciałbym tyle życia na to poświęcić i druga sprawa predyspozycje.  To jeszcze nie oznacza, że się wycofuję, bo może być tak, że chciałbym w tej umiejętności się poprawić odpowiednio do predyspozycji, ale niekoniecznie.z poziomem jaki prezentował ten ktoś do kogo na samym początku się poròwnałem.

                  Takie podejście odsuwa mnie też od wychodzenia z fantazji w kierunku robienia małych krokòw.

                  Kolejna sprawa to.obserwowanie siebie czy szukam pròżnej chwały, uznania.

                  I jeszcze jedno cały czas w tyle głowy staram się pamiętać to o czym.pisalem, że nie chcę, nie muszę i nie będę we wszystkich dziedzinach  najlepszy czy w ogòle w czołòwce a wręcz niektòrych potrafił nie będę.

                  Na to wszystko jeszcze ważne jest akceptacja strat i rozumienia, że niektòrych spraw już nie nadrobię, ale w tym miejscu warto też obserwować siebie czy to nie wymòwka, usprawiedliwienie bierności.

                   

                  • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, temu przez 2wprzod1wtyl.
                  Jakubek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 931

                    DDA – porównywanie się.

                    Nie miałem na myśli porównywania w celu uczenia się. Porównywanie się najczęściej jest niezbędnym zbiegiem, jeśli doskonalimy się w czymś. Obserwujemy wtedy otoczenie i porównujemy własne umiejętności z umiejętnościami nauczyciela/mistrza/trenera, jak również innych uczniów. Nauczyciel może powiedzieć „Rób to tak, jak ja.” albo „Patrz jak robi to Wojtek i spróbuj go naśladować.”. A my zmieniamy nasze zachowanie i próbujemy naśladować tych bieglejszych. Jest to widoczne zwłaszcza w sporcie.

                    Miałem na myśli porównywanie się w celu określenia swojej wartości. Nie porównywanie swoich umiejętności w czymkolwiek, lecz swojej wartości jako „człowieka w ogóle”. Kiedy widzę mężczyznę w samochodzie cztery razy droższym od mojego, wtedy nie odczuwam chęci dowiedzenia się, jak udało mu się na to auto zarobić. Za to odzywa się we mnie głos, że jestem po prostu gorszym człowiekiem od niego. Nie mniej zarabiającym, lecz generalnie gorszym. Za tym może iść szereg uczuć: zawiść, lęk, agresja, smutek, itd.

                    To jedna z moich cech DDA. Zinternalizowane poczucie swojej małej wartości. I nastawienie na jej ciągłe potwierdzanie lub zaprzeczanie, przez porównywanie się z innymi. Tego nie zmieniłoby nabycie tego drogiego auta, o którym pisze, bo wtedy zwracałbym uwagę na ludzi, którzy mają jeszcze droższe auta lub prywatne samoloty. To moje poczucie małej wartości domaga się dokarmiania, więc zawsze znajdzie sobie odpowiednie obiekty.

                    Fałszywą strategią radzenia sobie z tą cechą jest szukanie środowisk, w których poczucie małej wartości nie uruchamia się. Środowisk ludzi biedniejszych, słabszych, bardziej zagubionych życiowo. Nie jest mi obcy ten mechanizm. W takim otoczeniu mogę poczuć się „lepszy”. Jednak nie tędy droga.

                    Rozwiązaniem jest wyłącznie! okazanie akceptacji i miłości swemu wewnętrznemu dziecku. Pogodzenie się z sobą. Takim, jakim jestem

                     

                     

                    • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, temu przez Jakubek.
                    2wprzod1wtyl
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 1177

                      Ok, rozumiem ogromna ilosć sytuacji a co za tym duża ilość negatywnych emocji. Dobrze, że  to zauważasz to chociaż  jako rozwiązanie pośrednie zanim w pełni zaakceptujesz i pokochasz swoje wewnętrzne dziecko możesz  się z tymi emocjami spotkać i nie przeciągać?

                      Jakubek
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 931

                        Tak. „Zauważenie”, to pierwszy krok do poradzenia sobie z poczuciem niskiej wartości. Zauważam, kiedy ono się uruchamia, co lub kto je wywołuje, rozumiem, co się ze mną dzieje… Jest to wymierny dorobek ostatnich lat pracy nad sobą. Nie porywa mnie już tak często rzeka nieuświadomionych uczuć. Potrafię „zatrzymać” na moment pobudzony umysł i zdiagnozować „Aha! teraz poczułem się jak „gó.no”.  To dlatego zalewa mnie strach i nienawiść. Spróbuję coś z tym zrobić.”. I mogę postarac się zdrowo zareagować. Czasem udaje się, a czasem nie.

                        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, temu przez Jakubek.
                      Przeglądasz 10 wpisów - od 631 do 640 (z 687)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.