Witamy › Fora › Szukam Ciebie › Wszechobecne poczucie odrzucenia
Otagowane: wszechobecne poczucie odrzucenia
-
AutorWpisy
-
Jakubek mam dość diagnozy borderline. Sama jestem terapeutką i słyszę jak wypowiadają się o tym zaburzeniu moi koledzy i koleżanki po fachu- jak o jakiś stworach, kosmitach. Chcę zapomnieć o tej diagnozie i o psychologii, nic dobrego mi to nie przyniosło. Całkiem nie chce mi się żyć, jestem samotna i jeszcze bardziej czuję się odrzucona a najbardziej od samej siebie.
Już nie wydostanę się z ciemnego dołu, z głębin morskich i z ciemnego lasu, z tych wszystkich koszmarów z moich snów, ale i z realu tak jak i trawa w ustach.
Hej Oliwia. Mam nadzieję, że nie mieszam Ci w wątku. Wrzuciłem to głównie dla innych, którzy chcieliby poznać życie wewnętrzne osób zdiagnozowanych – takie dziewczyny opowiadają w tym akurat filmiku o poczuciu pustki. Trochę to przypomina zajrzenie na terapię grupową. Sam interesuję sie tematem. Usunąłbym filmik, jeśli Cię wkurzył, ale chyba nie da się. Pozdrawiam.
Od pewnego czasu słucham nagrań audycji radiowych (z radia euro? ) Zauważam pewną prawidłowość otóż terapia jest ważna ale do szczęści/zadowolenia z życia jest bycie w związku, tu chyba chodzi o posiadanie w pobliżu przyjaznej duszy . Ale co robić kiedy takiej niema ? Kiedy nie potrafisz …
Oprócz pustki jest jeszcze jednak złość we mnie, do której mam prawo, choć mnie gubi, bo do jej wyrażania trzeba być mądrym.
Jakubek zachowujesz się jak terapeuta z rysem narcystycznym. Będąc urażonym pomijasz mnie. Sprawiasz że zastanawiam się czy powinnam zniknąć, a może przeprosić, że w ogóle czytam wątek który założyłam. Mam prawo napisać że mam dość diagnozy borderline, która mnie wykańcza, jest bolesna. Czuję że nawet tego nie mam prawa bo jestem taka „brzydka,trudnao i zła borderline”. Mam prawo mieć dziś dość diagnozy i psychologii, choć sama będę innym tymi narzędziami „pomagać”.
Tak bardzo chcemy pomagać mając wizję swojej pomocy, że nie widzimy i nie słyszymy tych, których to ma dotyczyć.
Widzimy swoje zadanie. Też tak robię.
Cerber…no nie potrafię. I dlaczego czuję się winna?
Z tym rysem narcystycznym, to chyba trafiłaś w punkt. Wychodzą takie cechy na mojej terapii. Poczułem też lęk, że Cię zraniłem lub naruszyłem zasady Twojego wątku i że właśnie „znikniesz” przeze mnie. A przecież ja NIE MOGĘ! ranić.
To mnie ranią.
A ja już nic nie wiem. Nie mam sił.
Czasami otwieram szeroko oczy słuchając osoby z takim samym zaburzeniem jak moje. Wiem o czym mówią. Rozumiem i czuję ich lęk przed bliskością z jednoczesnym pragnieniem jej. Jak boli tą sprzeczność. Czy umiem to przyjąć? Okazać im, że wiem o co chodzi? Nie wiem.
Stwierdzam potem, że oni w gruncie rzeczy lepiej sobie radzą niż ja.
Obecne jestem wykończona swoją złością i frustracją niezaspokojonych potrzeb. Nie wiem co będzie dalej… Znowu wypłynie bardziej na wierzch depresja..? I tak już nie mam sił. Czuję się bezradna.
Mam wrażenie że nigdzie nie pasuję gdyż nic mnie nie łączy z ludźmi prócz pracy. W rozmowie z drugim człowiekiem gdzie rozmowy schodzą na tory prywatne potrafię uczestniczyć w rozmowie by nie było to tylko oficjalną wymianą zdań, choć po pewnym czasie widać że może mnie to trochę męczyć ze względu na brak punktu odbicia piłeczki powiązanych z własnymi doświadzeniami.
To nie jest najgorsze, można powiedzieć że da się wyuczyć pewne zachowania by nie być odbierany jako ktoś odklejony od rzeczywistości. Tylko te cholerne wieczory, kiedy przerażająca pustka wręcz szczerzy się prosto mi w oczodoły zdzierając resztki maski przylegającej do kości szepcząc „przecież się już nie łudzisz, a jednak czujesz to co zawsze”. Im bardziej omijam ludzi zapełniając umysł zajęciami tym lepiej się czuję, ale jak już dochodzi do pozytywnych interakcji które są zwykłą wymianą zdań które dają jakiś fun, to przed snem czuję pękające szwy które szybko łatam jak najszybciej kładąc się spać. Rano trzeba wstać i przywdziać maskę która jest potrzebna by jakoś działać.
Ten opis przypomina mi moje lata wycofania się z życia towarzyskiego, izolacji w pustym mieszkaniu, mechanicznego funkcjonowania na linii praca – dom – praca i oglądania życia innych ludzi, jako czegoś dla mnie zupełnie niedostępnego (jak filmu, w którym nie mogę uczestniczyć). Dziś oceniam tamte lata jako okres dość poważnej depresji. Niestety, nie miałem obok siebie nikogo, kto doradziłby mi terapię, leki czy w ogóle zwrócił uwagę na istotę problemu. jakoś się ogarnąłem, ale tamte lata oceniam jako czas życiowej hibernacji. To dziura w życiorysie. Brak rozwoju. Tylko skupienie na przetrwaniu do jutra. Warto wychodzić z takich stanów jak najszybciej się da.
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, temu przez Jakubek.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.