Witamy Fora Szukam Ciebie Wszechobecne poczucie odrzucenia

Przeglądasz 10 wpisów - od 201 do 210 (z 309)
  • Autor
    Wpisy
  • Cerber
    Uczestnik
      Liczba postów: 142

      Jeśli takich ludzi spotykasz Oliwio i co gorsza, to Twoimi „wadami” (cokolwiek za te „wady” uważają) oni dokarmiają swoje ego, to chyba lepiej poszukać sobie innego środowiska, a czasem nawet zdrowiej jest posiedzieć w samotności. Trzymajmy się z dala od takich.

      Tacy ludzie zdarzają się wszędzie nie uciekniemy od nich , umiejętność obrony to jest to czego potrzebujemy . Ucieczka to nie najlepsze wyjście , ja uciekałem i sam zapędziłem się w ostatnie mroczne miejsce , z którego wyjśc , nie wiem czy się da .

      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        Chodzi mi o to, żeby kontaktu z toksycznymi ludźmi nie przedłużać ponad konieczną miarę. Asertywność, umiejętność chronienia własnych granic, to bardzo przydatne umiejętności. Potrzebujemy jednak zdrowych więzi z ludźmi.  Lepiej poszukiwać i otaczać się ludźmi życzliwymi, pomocnymi, troskliwymi i cierpliwymi, wobec których nie będziemy obawiać się okazania szczerości i słabości. Tylko tacy ludzie będą rzeczywistym wsparciem i pomogą nam zyskać zadowolenie z życia.

        Osoby DDA często nadmiernie przywiązują się do ludzi, którzy nie wspierają ich rozwoju.

        Oliwia75
        Uczestnik
          Liczba postów: 115

          Czytam Was. Próbuję z wdzięcznością odpowiedzieć na Wasze posty. Jakoś nie udaje mi się. Kilka razy zabierałam sie do tego.Myśli mi się rozsypują i moja próba odpowiedzi traci sens. Te moje trudne słowa…

          W kazdym razie dziękuję.

          W obecne chwili ogromnego odrzucenia z kazdej strony. Od męża, który otwarcie i ze spokojem mówi że jestem już stara, nieatrakcyjna i nic na to nie poradzi- taka biologia i podobają mi się młode. Dzieci sporo problemów, czuję się bezsilna. Nie poradziłam sobie z ich wychowaniem. Z każdym coś jest nie tak. Za duzo tego na moje możliwości.  W pracy jest oblędnie ciężko. Bardzo duże poczucie niekompetencji mi towarzyszy.

          A znajomi  … Zbyt słabe relacje miałam, albo tak naprawdę nie powstały- bo znikły. Czuję dużą samotność, która pogłębia się.

          Psychologia mnie pogrzebała, ponieważ wykazuje moje zaburzenia. Twardo i sucho. Wiedza mi nie pomaga. Choć są skutkiem trudnego dziecinstwa, niby nie zawinione, jednak są powodem mojego poczucia wyobcowania. Ja musiałabym z nimi się uporać,  a na to nie mam już sily. Próbowałam,wg mnie z dużym wysiłkiem. Czuję rezygnację, zawiedzenie.Widzę, że są na tyle silne, że powinnam zniknąć i nie utrudniać innym życia. Stałam się patologią. Kiedyś jeszcze wierzyłam w swoją wartość, a teraz…. nie umiem już być i świadomie taką wadliwą „oferować” innym, tą swoją obecność. To poczucie poszło już w skrajność. Utrudnia wszystko, zamyka.

          Trudno tak z dnia na dzień to wszystko ciągnąć i siebie znosić. Nie mam już skąd czerpać sił. Nie wiem czemu jeszcze funkcjonuje. Czasami wydaje mi się, że tak nie wiele potrzebuję. Z jakiegoś powodu nie mogę tego mieć, choć staram się. To jak przekleństwo.

          2wprzod1wtyl
          Uczestnik
            Liczba postów: 1177

            To smutne, że mąż rozpatruje Twoją atrakcyjność według starzejącego się ciała.

            Jest to według mnie takie pośrednie podcinanie, niszczenie poczucia wartości.

            Nie będę radził co z tym zrobić poza tym, że warto powiedzieć co czujesz gdy tak mòwi, bo ani nie mam wiedzy ani doświadczenia, ale na pewno mi by takie coś nie pasowało, bo czym innym jest mieć dystans do siebie swojego wyglądu i takie realne spojrzenie w zależności od wieku a czym innym podcinanie czego efektem może być przekonanie, że tak jest na zasadzie 'nie będę reagować za to, że jest szczery’ – tak nie jest.

             

             

            Jakubek
            Uczestnik
              Liczba postów: 931

              Bardzo raniące te słowa męża. Jeśli nie są rzucane nieprzemyślanie i niekontrolowanie, w gwałtownym porywie emocjonalnym, lecz w sposób wyrachowany, to świadczą o chęci sprawienia bólu. Sprawia to wrażenie totalnego braku empatii. Chyba że to rodzaj zemsty męża na Tobie za jakieś zranienia z Twojej strony.

              Ogólnie, mam wrażenie, że przydałaby Ci się okresowa zmiana środowiska. Może jakiś turnus terapeutyczny czy samorozwojowy. Tak, żeby wyrwać się na parę tygodni z domu rodzinnego.

              AeB
              Uczestnik
                Liczba postów: 13

                @Oliwia 75

                Piszesz, że nie masz siły, ale pisząc to… wyrażasz niejako nadzieję, że coś się u Ciebie zmieni. Na lepsze. Mimo zalewającej Ciebie goryczy.

                I nie jest na to za późno.

                Jakiś rok temu wyszedłem na miasto w nadziei spotkania kogoś, z kim będę w stanie głęboko porozmawiać. Nikogo takiego nie znalazłem.Albo – znalazłem za późno. Wracając do domu minąłem miejsce, w którym ktoś rzucił się pod pociąg. Ciężko to przeżyłem. Być może zabrakło kilku minut, a moje dobre chęci spotkały się z potrzebą zrozumienia. Nie wiem dlaczego, ale poczułem więź z tym obcym dla mnie człowiekiem. Szkoda mi było jego życia i kroku, na jaki się zdecydował. I szkoda, że nie dał się namierzyć wtedy, kiedy wszystko jeszcze było możliwe.

                Oliwia75
                Uczestnik
                  Liczba postów: 115

                  Doszłam do pkt, kiedy zostałam sama, praktycznie bez więzi i relacji. Są osoby, którym jestem wdzięczna, cenię ich, jednak nie jest to relacją. Czuję wielką niemoc, bark nadziei, na tyle, że nie chce już nic. Nie chcę też obciążać innych, jakoś to byłoby nie fer. Każdy ma swoją biedę i granicę wytrzymałości. Wymyśliłam sobie, że stworzę pozory, że u mnie wszystko ok, pozory radzenia sobie. W sumie tak to wygląda z zewnątrz. Chyba. Tego też już nie mam siły ciągnąć dalej, jest to forma kłamstwa, a ono wymaga wysiłku.  Szukałam pomocy, trudno ją uzyskać, bo nie umiem mówić o sobie , a gdy próbuję to „odbija się to”, jest niesłyszane. Próbowałam w różne sposoby, powtarzałam to -bezskutecznie. Już odpuszczam. Nawet już nie czuję żalu, może trochę zdziwienia.

                  Czuję się jak stary człowiek, który przygotowuje się do odejścia i odrywa sie się od wszelkich zależności, aby w spokoju móc przejść na drugą stronę. Tylko w tym moim chorym paradoksie istnienia, zastanawiam się czy i ta druga „Strona” też mnie odrzuci…. To nawet śmieszne, bo kiedy w końcu mogłabym już oderwać się od tego życia, to pozostają resztki „wiary”, że tam coś jest i też jestem tam nie do przyjęcia, odrzucona i niechciana. Nie jestem nawet już w błędnym kole. Wypadłam z niego. Nie mam już gdzie wędrować.

                  Ramoiram
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 20

                    <p style=”text-align: justify;”>Hej Oliwia,</p>
                    Mam niestety to samo. I też już się odrywam od wszystkiego. Jak człowiek, który żegna już się ze wszystkim.

                    Jedyne, co mi jeszcze pomaga, to w miarę regularny ruch (spacery po parku) oraz czasowe odpoczynki od pokarmów i płynów. I zimne prysznice. Czyli fizyczne bodźce, które są jeszcze w stanie wpłynąć na moją psychikę.

                    Ale i tak jestem już wrakiem.

                    Kopę latek i pozdrawiam z Wro.

                    M.

                    Ramoiram
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 20

                      A potem, w innym czasie, po krótkich przerwach od jedzenia, obżeram się ciężkimi rzeczami. I potem zdycham. To wszystko, aby tylko nie czuć siebie, nie mieć kontaktu ze sobą. Błędne koło. Bo nie wytrzymuję ze sobą prawdziwym – gonię za tym mną,m stworzonym w mojej głowie

                      Ale ten ja, stworzony w mojej głowie, ta wydmuszka mnie, w którą wierzyłem tyle lat i do której cały czas uciekałem od siebie zwykłego,m szarego, beznadziejnego, ta wydmuszka umiera. Coraz bardziej. A ze sobą prawdziwym, codziennym, zwykłym, szarym, beznadziejnym nie wytrzymuję. Więc grozi mi choroba psychiczna lub coś gorszego. Bo nie mam już w co uciekać od siebie, a ze sobą prawdziwym nie wytrzymuję. Więc albo to wytrzymam jakoś, albo oszaleję. Nawet jedzenie w dużych ilościach już nie pomaga w stłumieniu siebie. Bo wszędzie tylko ja prawdziwy, zwykły, szary, codzienny, beznadziejny.

                      I wszędzie tylko ci zwykli, szarzy, codzienni i beznadziejni ludzie… Ich też nienawidzę, jak siebie.

                      I tylko wszystko czarne, coraz bardziej czarne…

                      Źle ze mną.

                      P.S. po około 5-7 latach, blisko rok temu zakończyłem terapię. Na moją prośbę. Nie było mnie już stać na 4-5 spotkań w miesiącu. Bo łączna cena wynosiła prawie tyle, co kredyt mieszkaniowy. Ehh

                      Jakubek
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 931

                        @Ramoiram. To raczej nie jest borderline. To innego rodzaju poczucie niezadowolenia z życia. Zreszta mi bliskie i połączone z ucieczką w wymyślanie siebie „lepszego”, nie tak „szarego”. Czy próbowałeś zajrzeć na mityngi do Anonimowych Jedzeniocholików? Ponoć na tegorocznym Zlocie tej wspólnoty w Otwocku było ponad 100 osób.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 201 do 210 (z 309)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.